Urodził się w Skawinie w 1963 r., jako najmłodsze z czworga dzieci w rodzinie Anieli i Stanisława Kaszyckich. Samo przyjście na świat dziecka było cudem. - Lekarz sugerował Anieli przerwanie ciąży, ponieważ zagrażała jej życiu. Odmówiła, a mąż zapewnił ją, że w przypadku jej śmierci, zajmie się wszystkimi dziećmi. Poród był bardzo poważny, dziecko ważyło sześć kilogramów i mierzyło 56 cm długości. Wszystko dobrze się zakończyło.
Katecheza zawierzenia
- Moi rodzice byli dobrym, kochającym się małżeństwem. Poznali się po wojnie, a mogło do tego nie dojść wcale, ponieważ ojciec, pochodzący spod Przemyśla, podczas wojny w 1939 r. trafił na roboty przymusowe do Niemiec, na które zgłosił się za swoją siostrę. Wrócił dopiero po dziesięciu latach. Zwolniony przez Niemców, w 1945 r. wrócił do kraju, w którym przez kolejne cztery lata przetrzymywali go komuniści.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
W domu panowała atmosfera miłości, nigdy nie było kłótni. Mama i tato należeli do Żywego Różańca, dzieci również zostały zapisane, także Andrzej, choć jeszcze nie umiał się modlić. Mama odmawiała Różaniec za niego. W trzeciej klasie Andrzej trafił do szpitala z rozlanym wyrostkiem, lekarze zawyrokowali, aby rodzice przygotowywali się na najgorsze. Organizm był już zatruty, wdała się gangrena, przyplątało się także zapalenie oskrzeli. Zrozpaczona matka weszła do kaplicy szpitalnej, położyła się krzyżem i prosiła Boga o życie dla syna. „Jeśli go ocalisz, poświęcam to dziecko na wyłączną służbę Tobie w kapłaństwie”. O tym zawierzeniu Andrzej dowiedział się od ojca dopiero po śmierci mamy. Przeżył i nawet lekarze orzekli, że to cud. Od początku był blisko ołtarza, jako ministrant. - Zauważyła mnie s. Jadwiga i zaproponowała bym został lektorem. Odtąd nie rozstawał się z ministranturą, wkrótce został odpowiedzialnym za służbę liturgiczną w swojej parafii. W Wielki Piątek jechał rowerem na Drogę Krzyżową, komża zawinęła się w szprychy, stracił równowagę, spadł i złamał obojczyk. Wylądował w szpitalu, trzeba było założyć gips, ale w Wielką Sobotę już służył przy ołtarzu i śpiewał psalmy. W tym gipsie przyjął także sakrament bierzmowania z rąk kard. Karola Wojtyły. Pierwszy raz spotkał się z kard. Wojtyłą w Wielki Czwartek 1975 r. w katedrze wawelskiej, kiedy jako lektor reprezentował ministrantów.
Katecheza cierpienia
Krzyż cierpienia przyszedł na rodzinę nagle. Zachorowała mama. Diagnoza - rak kręgosłupa nie pozostawiała złudzeń. Przez rok siedziała nieruchomo w fotelu. Czas, jaki jej pozostał, wykorzystała stuprocentowo. Dwaj bracia Andrzeja, za sugestią mamy, założyli rodziny. - A ty co chcesz robić w życiu? - pytała najmłodszego syna. - Idę na księdza, mamo - odpowiedział. W obawie, że młody chłopak mógłby się rozmyślić, prosiła, by wybrał technikum. Zgodził się i poszedł to Technikum Elektronicznego. Rok choroby mamy był najtrudniejszą katechezą o cierpieniu. Otwarta rana i towarzyszące bóle nóg nie pozwalały na sen. Andrzej z braćmi, siostrą i ojcem dzielili się obowiązkami. Czuwał przy niej, rozmasowywał bolące i puchnące nogi, wygotowywał prześcieradła służące do codziennych opatrunków, robił codzienną toaletę przy chorej. Spał po kilka godzin, a rano o ósmej już był w szkole. Jako piętnastolatek umiał wszystko: gotować, sprzątać, prać, prasować, nawet robić weki na zimę. Mówi, że mama zadbała o wszystko i przygotowała ich do swojego odejścia. Pewnego dnia jej oddech stał się coraz słabszy. W otoczeniu całej rodziny, która odmawiała modlitwę, trzymając gromnicę w ręku, odeszła do Pana.
Reklama
Zawsze miał dobry słuch i zamiłowanie muzyczne, ukończył dodatkowo pierwszy stopień szkoły muzycznej na akordeonie. To pomogło, by od III klasy szkoły średniej został organistą w parafii Świętych Szymona i Judy Tadeusza, a potem w nowo powstałej Miłosierdzia Bożego w Skawinie. Tutaj współpracował z wizytatorem ks. Kazimierzem Nyczem, który już jako biskup wygłosił kazanie na prymicyjnej Mszy św. ks. Andrzeja - tak jak obiecał. W 1983 r., w uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa, złożył papiery do Seminarium w Kielcach. Dlaczego nie Kraków? - To tajemnica. Pan Bóg nie tylko powołuje, ale także wybiera miejsce - mówi. Nowe, obce zupełnie środowisko, a jednak wrastał w nie wraz z rozwojem powołania. Od czwartego roku studiów w każdą niedzielę posługiwał w parafii św. Jana Chrzciciela, gdzie proboszczem był ks. Józef Zdradzisz. - Tutaj miałem drugi dom, także podczas wakacji, zwłaszcza po śmierci ojca, kiedy było ciężko - wyznaje. W 1989 r., również w uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa przyjął święcenia prezbiteratu. To był jedyny rocznik, który otrzymał święcenia w piątek. Po święceniach skierowany został do parafii wówczas bł. Jadwigi Królowej. - Prowadziła mnie, bo w jej uroczystość dowiedziałem się od Księdza Biskupa, że kieruje mnie na KUL, na studia do Instytutu Teologii Pastoralnej w ramach sekcji katechetyki. Początkowo marzył, by połączyć teologię z muzykologią, drugi kierunek byłby jednak zbyt absorbujący. Zrezygnował, ale to on zapewniał oprawę liturgii i nabożeństw w kaplicy Konwiktu Studentów. Tutaj właśnie poznał ks. prof. Kazimierza Ryczana, przyszłego biskupa kieleckiego, z którym współpracuje od wielu lat. Po trzech latach, w 1994 r., ks. Andrzej został mianowany prefektem Seminarium Duchownego i pełnił tę funkcję do 1998 r. Obronił doktorat na podstawie rozprawy „Wspomaganie samowychowania w ramach ogólnopolskiego programu katechetycznego”. Do 2005 r. związany był z katechizacją, pełnił funkcję dyrektora Referatu Katechetycznego. Razem z ks. Tadeuszem Śmiechem utworzyli zespół, który opracował Kielecki Program Katechetyczny, będący podstawą organizacji i metodologii katechezy w szkołach. Jego zalety - przystępność i przejrzystość - docenił Kościół w Polsce. Po reformie szkolnictwa, przy Episkopacie Polski w ramach Wydziału Wychowania został powołany przez bp. Nycza zespół programowy, który w 2001 r. stworzył nową podstawę programową katechizacji. Jednym z członków zespołu został ks. dr Kaszycki. Był autorem podręcznika do religii dla klasy III SP i recenzentem wielu programów i podręczników w różnych diecezjach. Program opracowany przez diecezję kielecką szybko zdobył popularność i z powodzeniem korzystały z niego inne diecezje. Ks. Kaszycki prowadził i nadal prowadzi zajęcia z katechetyki fundamentalnej, konserwatorium z katechetyki specjalnej w Seminarium i zajęcia z teologii pastoralnej. - Katecheza jest dla mnie pasją. Najważniejsze jest osobiste świadectwo głoszącego, on sam musi podlegać formacji duchowej i intelektualnej, która wzbogaca jego warsztat metodologiczny, dydaktyczny. Katecheza zawsze powinna prowadzić do pomnożenia wiary, z której wynika życie sakramentami, zgodne z przykazaniami - tłumaczy.
Katecheza miłości
Reklama
Kilkanaście lat temu zainicjował nową formę rekolekcji dla młodzieży maturalnej ze szkół diecezji kieleckiej. Odbywały się one w Skorzeszycach w dniach nauki szkolnej od poniedziałku do środy i od czwartku do soboty. Rekolekcje gromadziły setki młodych ludzi, którzy w ciszy, na modlitwie, a szczególnie w sakramencie pokuty doświadczali przebaczenia i miłości Boga. To czas, kiedy młodzi stoją u progu dorosłego życia i wobec najważniejszych wyborów. Przyjeżdżali z różnymi zranieniami, przykrymi doświadczeniami, niektórzy, by po prostu zabawić się. Wracali do domów wzmocnieni, z nadzieją i przekonaniem, że Bóg ich kocha. - Zawsze odczuwałem intensywne przebywanie Jezusa w grupie młodych i dotykanie każdego indywidualnie Jego uzdrawiającą mocą. Nie jest możliwe o własnych siłach uwolnić się od nałogów. Podczas rekolekcji po adoracji krzyża pewna osoba podeszła do mnie i oddała mi twarde narkotyki. Była uzależniona, a Jezus w jednym momencie uleczył ją. Reszta równie niezwykłych historii pozostaje objęta tajemnicą spowiedzi - mówi. Bywały lata, że w osiemnastu grupach w rekolekcjach uczestniczyło aż 1800 maturzystów. - Rekolekcje są nadal prowadzone przez Wydział Katechetyczny i jestem wdzięczny Bogu, że znaleźli się kontynuatorzy dzieła - mówi. Równolegle ks. Kaszycki, jako wzięty i ceniony misjonarz, od wielu lat głosi misje i rekolekcje w różnych stronach diecezji i Polski. Taka posługa wymaga niezwykłej pokory, ale także odpowiedniego przygotowania duchowego, modlitwy i postu. Misjonarz za każdym razem w dzień spowiedzi w parafii, gdzie głosi Słowo Boże, podejmuje post w intencji grzesznika, który najbardziej potrzebuje Bożego miłosierdzia. Zachęca wszystkich parafian do włączenia się w post o chlebie i wodzie. Zdarzało się, że pościł całe Triduum Paschalne. - To jest szczególna łaska. Nie odczuwam wtedy ani głodu, ani bólu głowy, dyskomfortu, mogę lepiej działać, więcej się modlić i pracować. Post jest wskazany nie tylko ze względu na ducha, ale i na ciało oraz zdrowie - przekonuje ks. Kaszycki. Podczas peregrynacji Kopii Obrazu Jasnogórskiego wraz z ks. Dariuszem Gącikiem przygotowywali wiernych duchowo przez misje. Ks. Kaszycki głosząc misje niejednokrotnie doświadczał owoców tego postu i modlitwy - choćby spowiedź pewnego człowieka po 40 latach. - Cieszę się, gdy jestem zmęczony głoszeniem Słowa Bożego - mówi. Czasem głosił aż 11 kazań w ciągu dnia. Rozpoczynał o 6 rano, a kończył przed 22.
Katecheza wiary i nadziei
Reklama
Od lat ks. Andrzej współpracuje z zaprzyjaźnioną parafią niemiecką. Jeszcze jako student KUL został skierowany na kurs niemieckiego do Monachium, zaczął pomagać krótko w parafii Gröbenzell, a potem Bergkirchen koło Monachium. Początkowo, przyjeżdżał na święta, by pomagać proboszczowi, lub na zastępstwa. - Niemcy borykają się z brakiem powołań i księży. Kapłan posługuje tam w 15 kościołach - mówi. Śpiewanie wielokrotnie Orędzia Paschalnego po niemiecku było nowym doświadczeniem, jednocześnie pozwalało mu na głębsze przeżywanie liturgii. Odwiedzał chorych i czekał na ludzi w konfesjonale. O chętnych do spowiedzi znacznie tam trudniej niż u nas, a konfesjonały służą czasem jedynie jako schowek dla szczotek i wiader. Poznał tam wspaniałych ludzi. Na przykład małżeństwo Reiser, wychowujące dwie niepełnosprawne upośledzone córki w wieku 42 i 32 lat. Dla społeczności i parafii są oni autentycznymi świadkami wiary i świętości. Zaprzyjaźnił się także z rodziną Reisner. Co roku matka z córką pielgrzymowały do sanktuarium w Altötting, prosząc o błogosławieństwo dla przyszłego małżeństwa. - Kilka lat temu córka Susana zachorowała nagle na ostrą białaczkę. - Była po drugiej chemii, kiedy ją odwiedziłem w domu. Oznajmiła mi, że będzie żyć. Cztery różne osoby podarowały jej wizerunek Jezusa Miłosiernego i powiedziały o orędziu św. Faustyny Kowalskiej - wcześniej go nie znała. Próbowałem przekonać ją, że to może oznaczać, iż musi zdać się na miłosierdzie Boże w tych ostatnich chwilach życia. Była przygotowana do trzeciej chemii i przeszczepu szpiku. Było to jednak niepotrzebne. Została cudownie uzdrowiona za wstawiennictwem św. Faustyny. Po dwóch latach od cudu z radością błogosławiłem jej sakrament małżeństwa. Dziś cieszy się z każdej chwili życia.
Od 2005 r. ks. Andrzej pełni posługę kanclerza Kurii. - Nigdy się nie spodziewałem takiej nominacji - mówi, ale dodaje, że ogromnie ceni sobie współpracę i przyjaźń z bp. Kazimierzem Ryczanem. W pracy w Kurii stara się zawsze o atmosferę rodzinną. - U nas każdy z nas zna swoje zadania i każdy jest ważny - podkreśla. Obowiązki kanclerza Kurii łączy z wieloma innymi. Jest przecież także kapelanem Stowarzyszenia Civitas Christiana, Rodzin Katyńskich i Sybiraków, towarzyszy tym środowiskom podczas rocznic, spotkań, sprawuje dla nich Mszę św. i głosi homilie. - Oni przeszli i wycierpieli tak wiele, są mi bardzo bliscy - mówi. Kiedy był w Katyniu z laureatami konkursu „Katyń. Ocalić od zapomnienia”, wzruszenie utrudniało wypowiadanie słów podczas sprawowania Eucharystii. - Zobaczyliśmy także miejsce katastrofy smoleńskiej, zabrałem stamtąd trochę ziemi, były w niej jeszcze fragmenty samolotu - wspomina.
Katecheza radości
Ksiądz Kanclerz ceni uśmiech i dobry humor serwowany przed polski kabaret, który czasem jest lekarstwem na przygnębienie i absurd np. politycznej rzeczywistości. Odpoczywa przy muzyce Haendla i Bacha, a w gronie znajomych i przyjaciół grywa nie tylko biesiadne utwory na akordeonie, gitarze i organach, a wcześniej również trąbce.
- Jak zachować świeżość kapłaństwa po 23 latach od święceń? Trzeba umieć być wdzięcznym Bogu za ten dar, potrafić cieszyć się kapłaństwem. Do tego konieczna jest modlitwa i stała więź z Bogiem w sakramentach pokuty i Eucharystii. Każdy dzień pracy ks. Kaszycki przeplata modlitwą. Odmawia codziennie cały Różaniec. Kiedy podejmuje ważne decyzje, w kaplicy kurialnej, w ciszy przed Najświętszym Sakramentem oddaje się długiej medytacji tajemnic różańcowych. W życiu towarzyszą mu słowa św. Pawła: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12, 21). Stara się być dobrym jak chleb w myśl słów swojego patrona św. Brata Alberta. - Gdy ktoś sprawia mi ból, ofiaruje to cierpienie w jego intencji. Wtedy pozbywam się wrogości czy awersji psychicznej. To zawsze działa - mówi.
W następnym numerze sylwetka ks. Stanisława Palimąki (1933-1985) - twórcy parafii w Klimontowie, który poniósł śmierć w dotąd niewyjaśnionych okolicznościach