Reklama

Historia

Ucieczka od śmierci

Ich wędrówka trwała trzy lata. Zdziesiątkowani przez głód i wycieńczającą pracę u Sowietów, dotarli do Palestyny dzięki pomocy gen. Władysława Andersa. Jego upór sprawił, że polscy obywatele żydowskiego pochodzenia zostali w końcu wyrwani z sowieckich szponów. Również ich dzieci. Po kilkumiesięcznej wędrówce dotarli do ziemi biblijnych przodków. W tym roku mija siedemdziesiąt lat, gdy rozpoczęli swoją wędrówkę

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Po agresji na Polskę we wrześniu 1939 r. Niemcy i Sowieci przystąpili do systematycznego i konsekwentnego niszczenia polskiego narodu. W czasie spotkania wysokiej rangi funkcjonariuszy gestapo i NKWD (listopad 1939) w Brześciu i Przemyślu omawiano szczegóły likwidacji polskich elit. Niemcy nazwali to Akcją AB, czyli Nadzwyczajną Akcją Pacyfikacyjną. Sowieci poprzestali na poszczególnych rozkazach mordowania polskich środowisk. Ostateczne decyzje obu okupantów w sprawie „eliminacji” polskich elit, w tym likwidacji polskiego podziemia, zapadły na spotkaniu Himmlera z Berią w lutym 1940 r. w leśniczówce pod Kaliningradem. Zaś jego szczegóły ponownie rozpisano w zakopiańskich domach wypoczynkowych - „Telimena” i „Pan Tadeusz”. Symbolem niemieckich zbrodni z początków wojny pozostają Palmiry i Piaśnica, sowieckich - Katyń i Ostaszków. Kolejnymi miejscami eksterminacji stały się dla Polaków obozy na terenie ZSRS. I założony przez Niemców obóz w Auschwitz - pierwotnie przeznaczony tylko dla Polaków.

Reklama

W pierwszych miesiącach wojny szczególnej eksterminacji niemieckiej i sowieckiej poddane zostały też elity żydowskie oraz ich rodziny mieszkające w Polsce. Byli rozstrzeliwani zarówno przez Niemców, jak i Sowietów. Wiezieni w bydlęcych wagonach trafiali do obozów sowieckich i niemieckich. Dziś jednak nie do końca wiadomo, ilu Polaków zostało aresztowanych przez Sowietów i wywiezionych poza granice dawnej Polski do obozów. Milion, dwa, może trzy? Według izraelskich danych oblicza się, że podczas sowieckiej agresji na Polskę do ZSRS trafiło ponad 400 tys. obywateli polskich pochodzenia żydowskiego. W tym kilkadziesiąt tysięcy dzieci.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Eksterminacji Żydów w Polsce towarzyszyło rozporządzenie Hansa Franka z października 1941 r. o karaniu śmiercią Polaków, którzy w jakikolwiek sposób pomagali Żydom. Nawet jeśli był to tylko kubek wody. Mimo to w Polsce w pomoc Żydom zaangażowanych było ponad milion osób, szczególnie siostry zakonne oraz księża. Symbolem takiej postawy może być matka Matylda Getter ze Zgromadzenia Rodziny Maryi, zaś spośród świeckich Irena Sendler, rodzina Ulmów czy Kowalskich. Do ratowania Żydów polskie państwo podziemne powołało też specjalną organizację - „Żegota”.

W ZSRS wszyscy wywiezieni z Polski Żydzi, którzy nie chcieli przyjąć sowieckiego obywatelstwa, trafiali do obozów na Syberii i do innych miejsc eksterminacji. Były ich tysiące. Jednak równie wielu służyło sowieckiemu reżimowi, nie tylko zmieniając obywatelstwo, ale też przystępując do KPZR. Prawda o prześladowaniach społeczności żydowskiej w ZSRS do dzisiaj ma wielkie problemy z przedostaniem się do społecznej świadomości. Szczególnie międzynarodowej. Tymczasem, jak wspominają żydowscy więźniowie sowieckich obozów w nielicznych publikowanych wspomnieniach, mówiono im podobnie jak Polakom: „Albo przywykniecie, albo zginiecie”. I ginęli: dorośli, dzieci, starcy, kobiety. Z wycieńczenia pracą. Z głodu. Zabijani przez odczłowieczonych obozowych strażników. Nazywano ich „ścierwem”. Mówiono im: zdechniecie tu jak psy.

Ratunek u Andersa

Reklama

Porozumienie o przywróceniu stosunków dyplomatycznych pomiędzy Sowietami a Polską - tzw. układ Sikorski-Majski z 30 lipca 1941 r. zwalniał z sowieckich obozów polskich obywateli, również pochodzenia żydowskiego. Początkowo wprawdzie Sowieci nie chcieli wydać zgody na uwolnienie Żydów, jednak upór premiera Władysława Sikorskiego sprawił, że i oni byli sukcesywnie zwalniani. Ten spór był pierwszym, ale nie ostatnim konfliktem z Sowietami na tle uznania polskich Żydów za pełnoprawnych obywateli RP. Następnym było wprowadzenie 1 grudnia 1941 r. przez Rosjan decyzji o uznaniu za Polaków tylko tych Żydów, którzy mieszkali w centralnej oraz zachodniej Polsce. (Powyższe fakty do dziś pomija zarówno polska, jak i izraelska lewicowa prasa.) Wówczas to Sowieci po raz kolejny wstrzymali zwolnienia z obozów obywateli polskich pochodzenia żydowskiego. Premier Władysław Sikorski uznał to za pogwałcenie układu. Jednak mimo protestów premiera Sowieci nie zgodzili się na dalszą ewakuację polskich Żydów. Szczególnie, że nie naciskali na to Brytyjczycy. Wkrótce Rosjanie, w odwecie za nieustępliwość Polaków, zmniejszyli polskiemu wojsku i uchodźcom cywilnym o jedną czwartą racje żywnościowe. Uszczuplano je zresztą jeszcze kilkakrotnie z różnych powodów.

I tak z „nieludzkiej ziemi” od marca do listopada w 1942 r. wyruszyło zaledwie ok. 120 tys. naszych rodaków. W tym niecałe 80 tys. żołnierzy. Wśród nich prawie 10 proc. społeczności żydowskiej. Z tego niewiele ponad 5 proc. to żydowskie dzieci.

Spośród żołnierzy polskich żydowskiego pochodzenia ok. 5 tys. „zdezerterowało” z Armii Andersa za cichym przyzwoleniem władz polskich. Odłączyli się po wyjściu z ZSRS, by dotrzeć do Palestyny i tam zacząć budować izraelskie siły zbrojne. Wśród nich znalazło się wiele wybitnych postaci późniejszego państwa Izrael, m.in. współtwórca państwa żydowskiego, kapral podchorąży wojska polskiego - Menachem Begin.

Mała armia Andersa

Reklama

Przez pierwszych kilka tygodni komendanci sowieckich obozów nie informowali o podpisaniu układu Sikorski-Majski i wynikającym stąd obowiązku zwolnienia Polaków z obozów. Później nie wydawali biletów na podróż oraz talonów żywieniowych. Przez kilka miesięcy Polacy wędrowali więc pieszo do miejsc zbiórek, w których stacjonowały wojska polskie. Czasem całymi rodzinami umierali z głodu. Niekiedy do miejsca koncentracji docierało pół rodziny. Wcale nierzadko same dzieci. Nie inny los spotykał Polaków żydowskiego pochodzenia. Jedli to, co im się udało wyżebrać lub jakoś inaczej zdobyć po drodze. Byli dziesiątkowani przez liczne choroby, czepiające się jak muchy wycieńczonych ludzi. Ich wędrówka zaznaczona została grobami w takich miastach, jak choćby Aszchabad, Buchara, Buzułuk, Taszkient. Losy żydowskich dzieci były tam identyczne jak polskich.

Pierwszą całościową pomoc dzieci otrzymały dopiero u polskich zakonników w Samarkandzie: lekarstwa, opiekę medyczną, wyżywienie, ubranie. Później także polskie wojskowe mundurki, jak wszystkie polskie dzieci. Nazwano ich „małą armią Andersa”. Kiedy polskie wojsko miało się już ewakuować, wszystkie dzieci zostały przekazane do polskich sierocińców, także dzieci żydowskie, którym jednocześnie przykazano, aby nie mówiły po żydowsku. Między Żydami a Polakami powstała nawet niepisana umowa o ukrywaniu dzieci żydowskiego pochodzenia. Nadal bowiem istniała obawa przed sowieckimi szpiegami, którzy donosili do NKWD na żydowskie dzieci, które „nie powinny emigrować z ZSRS”. I, co może ważniejsze, nie powinny dostawać przydziałów żywnościowych. W klasztorze w Samarkandzie, do którego dzieci trafiły, uczono ich po polsku pacierza. Zarazem jednak mocno podkreślano: jesteście dziećmi polskimi, ale dbajcie o swój judaizm. Mimo że większość tamtejszych Żydów pochodziła z domów niepraktykujących, grupka starszych dzieci, za zgodą braci zakonnych, organizowała żydowską modlitwę w jednym z przyklasztornych pomieszczeń.

Reklama

Pod koniec 1942 r. Armia Polska opuściła Samarkandę, maszerując w kierunku Persji (Iranu). Wcześniej to Agencja Żydowska wystarała się u Brytyjczyków o mandat brytyjski dla trzech palestyńskich przedstawicieli. Mieli oni wyjechać do Teheranu i tam założyć specjalny obóz dla żydowskich dzieci. Jednak Anglicy nie godzili się na to, by dzieci te zostały przetransportowane przez terytorium Iranu. Podczas blisko trzymiesięcznych negocjacji premiera Sikorskiego, gen. Andersa i Agencji Żydowskiej Brytyjczycy wreszcie wyrazili zgodę na transport 800 żydowskich dzieci. „Dzieci Teheranu” w końcu 1942 r. przetransportowano najpierw przez Iran, a dalej - do Palestyny, przez zaminowany Ocean Indyjski na podkładzie statku brytyjskiego. Zatrzymano je jeszcze na trzy tygodnie w Karaczi w Indiach i wreszcie, w lutym 1943 r., dzieci trafiły do Palestyny.

W nowej ojczyźnie

Zaraz po przyjeździe przydzielono je do różnych instytucji religijnych i kibuców. Jak opowiadają w swoich pamiętnikach czy też w zrealizowanym przed czterema laty filmie „Dzieci Teheranu”, nie były zadowolone ze swojej nowej ojczyzny. Większość z tych ponad 800 dzieci było sierotami. Tymczasem, jak mówią, zabrano im jedyny łącznik z rodziną i pozbawiając ostatniej tożsamości, jaką mieli - nazwisko. Zmieniano im dotychczasowe imiona i nazwiska na hebrajskie, kierowano zaś głównie do kibuców. Do szkoły posyłano wielu kilkunastolatków razem z siedmiolatkami, które urodziły się i żyły w Palestynie. Sądzono, że „Dzieci Teheranu” w ten sposób szybko zapomną o swoich przejściach. Będzie im też łatwiej nadrobić „zaległości”, gdyż przez trzy lata obecności w ZSRS nie miały zajęć szkolnych. Ale „za to” uczyły się walki o jedzenie. Nawyk chowania jedzenia „na wszelki wypadek” był jednak w nowej ojczyźnie przez rówieśników powszechnie wyśmiewany. Wyszydzane przez inne dzieci jako dzikusy, przechodziły kolejną traumę. Zarówno o pobycie w ZSRS, jak i o pierwszych latach w Palestynie mówiły i mówią więc bardzo niechętnie. Z czasem zresztą wtopiły się w społeczność żydowską. Szczególnie po powstaniu państwa Izrael. Wiele z dojrzewającej już młodzieży z grupy „Dzieci Teheranu” w 1948 r. walczyło w wojnie izraelsko-arabskiej. Kilkudziesięciu poniosło śmierć.

* * *

„Dzieci Teheranu”

Obecnie żyje ok. 400 „Dzieci Teheranu”. Do tej pory mało kto jednak o nich wiedział w Izraelu. Zrobiło się o nich głośno dopiero przed kilku laty, ponieważ wytoczyły proces państwu żydowskiemu. Władze Izraela uznały bowiem, że nie należą im się pieniądze, jakie państwo otrzymało od Niemiec za Holocaust. Jak argumentowali rzecznicy państwa żydowskiego: „Dzieci Teheranu” doznały zła od Rosjan, a nie od Niemców. „Dzieci” zaś argumentowały, że gdyby nie wojna, jaką rozpętali Niemcy, nigdy by się w takiej sytuacji nie znalazły. W końcu, po blisko pięciu latach, „Dzieci” wygrały proces. O tym, co przeszły, mówią niechętnie.

Przyznają jednak, że wygrały proces „podwójnie”, bo zyskały nie tylko pieniądze, ale też świadomość nowego pokolenia Izraelczyków. Dotychczas bowiem wiedzieli oni tylko o niemieckim ludobójstwie. Teraz dowiedzieli się również o ludobójstwie sowieckim.

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Abp Depo: potrzebna jest pamięć i miłość, żeby budować przyszłość

[ TEMATY ]

rocznica

wojna światowa

wikipedia.org

Wieluń, zmbombardowane miasto w pierwszym dniu wojny

Wieluń, zmbombardowane miasto w pierwszym dniu wojny

„Potrzebna jest pamięć i miłość, która przebacza, po to, żeby budować przyszłość” - mówił abp Wacław Depo, który 1 września w Wieluniu, w 77. rocznicę wybuchu II wojny światowej odprawił Mszę św. na fundamentach kościoła farnego, który został zbombardowany podczas niemieckiego nalotu. Na Mszy św. zgromadziło się duchowieństwo na czele z kanonikami Kapituły Kolegiackiej w Wieluniu, przedstawiciele władz państwowych, samorządowych i wojewódzkich, kombatanci, żołnierze Wojska Polskiego, byli więźniowie i represjonowani, a także młodzież szkolna i przedstawiciele innych wyznań chrześcijańskich.

Przed Mszą św. minister Adam Kwiatkowski odczytał list Andrzeja Dudy, prezydenta RP. „Tego dnia, 1 września 1939 roku, około godziny 4:35, metodyczny, wielogodzinny, terrorystyczny nalot niemieckiego lotnictwa na Wieluń równolegle z ostrzałem Westerplatte rozpoczął II wojnę światową. Wojnę, jakiej dotąd jeszcze nie było, wojnę podczas której straty wśród ludności cywilnej sięgnęły dziesiątek milionów osób. Do rangi symbolu urasta fakt, że owo pasmo cierpień, zniszczeń i śmierci zapoczątkował akt barbarzyństwa, jakim była zbrodnia wieluńska. Bezbronna, wielotysięczna miejscowość o 700-letniej historii, jeden z ważniejszych ośrodków miejskich ziemi łódzkiej, została zrównana z ziemią. Zamordowano znacznie ponad tysiąc mężczyzn, kobiet, dzieci, w tym pacjentów i personel szpitala, którego dach był oznaczony czerwonym krzyżem. Tysiące uciekinierów pozostawiło w gruzach dorobek całego życia. Ich jedyną winą było to, że są Polakami, to, że żyli i pracowali dla dobra narodu i państwa, które stały na drodze podboju totalitarnego imperium” - napisał Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej.
CZYTAJ DALEJ

Zmarła najstarsza osoba na świecie

2025-01-04 17:52

[ TEMATY ]

116 lat

najstarsza osoba na świecie

Japonka

Adobe Stock

Aż 88 proc. liczących co najmniej 100 lat seniorów w Japonii to kobiety

Aż 88 proc. liczących co najmniej 100 lat seniorów w Japonii to kobiety

W wieku 116 lat zmarła najstarsza Japonka i zarazem najstarsza osoba na świecie, Tomiko Itooka - podały w sobotę władze miasta Ashiya w środkowej Japonii, gdzie kobieta mieszkała przez ostatnich 30 lat. Liczba stulatków w Japonii rośnie nieprzerwanie od ponad pięciu dekad.

Urodzona w Osace 23 maja 1908 r. Itooka została nestorką ludzkości zaledwie pod koniec sierpnia br. Zmarła 29 grudnia w domu spokojnej starości w mieście Ashiya w prefekturze Hyogo. Mieszkała tam od 2019 r. ciesząc się - jak na swój wiek - dobrym zdrowiem - przekazał japoński nadawca NHK.
CZYTAJ DALEJ

Ksiądz z osiedla: w kolędzie nie chodzi o kopertę, lecz o nawiązywanie relacji

2025-01-05 07:52

[ TEMATY ]

kolęda

archiwum prywatne

ks. Rafał Główczyński

ks. Rafał Główczyński

Na zaproszenie, od drzwi do drzwi lub spontanicznie przez cały rok – tak w różnych parafiach wyglądają wizyty duszpasterskie zwane kolędami. Według ks. Rafała Główczyńskiego prowadzącego kanał "Ksiądz z osiedla" w kolędzie nie chodzi o kopertę, lecz o nawiązywanie relacji.

W Kościele katolickim w Polsce po Bożym Narodzeniu odbywają się wizyty duszpasterskie popularnie zwane kolędą. W niektórych miejscach ze względu na rozległość parafii zaczynają się na początku grudnia i trwają do końca lutego.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję