Reklama

Niedziela Częstochowska

Wszyscy go lubili. Wspominamy śp. ks. Mirosława Rapcię

Był proboszczem, dziekanem, katechetą, ale przede wszystkim człowiekiem i przyjacielem. Trudno jest się pogodzić z jego nagłym odejściem.

2024-07-12 13:29

[ TEMATY ]

wspomnienia

ks. Mirosław Rapcia

Karol Porwich/Niedziela

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Pod poniższymi świadectwami mogłoby się podpisać wiele osób, które znały nieodżałowanego proboszcza parafii św. Piotra w okowach w Białej k. Wielunia.

Ojciec i przyjaciel

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Ksiądz proboszcz. Ksiądz kanonik. Ksiądz dziekan. Ksiądz wicedziekan. Tak – to wszystko prawda. Ale nade wszystko człowiek o wielkim sercu. A dla mnie osobiście wychowawca w duszpasterstwie w praktyce. Zawsze będę to podkreślał, że ksiądz proboszcz Mirosław był dla mnie nie tylko zwykłym przełożonym, ale był ojcem i przyjacielem, który nigdy nie przeszedł obojętnie wobec problemów drugiego człowieka. Nasza współpraca przez 6 wspólnych lat w parafii układała się bardzo dobrze. Poza różnymi akcjami duszpasterskimi, które były realizowane, trzeba bardzo mocno podkreślić, jaka panowała tu atmosfera. A była ona rodzinna, w każdym detalu tego słowa. Wspólne posiłki, długie rozmowy sprawiały, że wszystko było dopięte na ostatni guzik. Dziś kreuje się w wielu mediach różne obrazy kapłana i relacji, jakie mogą panować na plebanii. Wiele razy, kiedy siedzieliśmy przy stole i czytaliśmy takie czy inne informacje, z uśmiechem na twarzy mówiliśmy: „naszej rodziny to nie dotyczy”.

Zgoda, dogadanie się w kwestiach szkoły, kancelarii czy zwykłego wyjazdu poza „świętym dniem wolnym” były czymś normalnym i nigdy nie było żadnego problemu, który urastałby do nie wiadomo jakiej rangi. Myślę, że to jest recepta na udane relacje – rozmowa, a to przekłada się na duszpasterstwo. My, księża, jesteśmy bacznie obserwowani przez naszych parafian i wiele razy można było usłyszeć od nich: „takiej zgranej ekipy to ze świecą szukać”. Plebania to nie tylko budynek, ale nade wszystko dom. Dziś bardzo dziękuję proboszczowi za to, że pokazał mi, że sukcesem nie są tytuły, ale normalność polegająca na rozmowie, uśmiechu, otwartości i zwykłym dogadaniu się. Dziękuje, że mogłem wzrastać jako młody ksiądz, tuż po święceniach, przez te 6 lat przy kapłanie, który był na wzór Serca Jezusowego. „Kapłaństwo to miłość Serca Jezusowego” – pisał św. Jan Maria Vianney. Ksiądz proboszcz tę miłość realizował i starał się na każdym kroku tą miłością żyć. Dziękuję, ks. Mirku!

Reklama

Ks. Damian Magiera, wikariusz w parafii św. Piotra w okowach w Białej k. Wielunia

Zatroskany o młodych

Ksiądz Mirosław był pierwszym proboszczem w parafii, którego pamiętam, który tak bardzo mocno wspierał inicjatywy księży wikariuszy skierowane do młodych ludzi i sam wychodził z nowymi pomysłami i je realizował: sport, parafiady, ogniska dla ministrantów, wakacyjne wyjazdy itp. To ks. Mirek był pomysłodawcą parafialnych dożynek organizowanych przez kilka lat na placu kościelnym.

W swojej posłudze współpracował z kilkoma wikariuszami. Każdy z nich był inny, ale z każdym potrafił zbudować serdeczne, autentyczne ojcowskie relacje. Bardzo cieszył się obecnością młodych ludzi w Kościele. Podczas ostatniego sprawowanego pogrzebu w parafii, widząc dużo młodych, którzy w pełni uczestniczyli w Eucharystii, powiedział: – Jak pracuję w kapłaństwie ponad 30 lat, czegoś takiego jeszcze nie widziałem”.

Bardzo przeżywał też, kiedy drogi młodych ludzi mijały się z Kościołem, szczególnie jeśli były to drogi osób, które kiedyś mocno się angażowały w życie parafii. Nie wchodził w szczegóły, nie skreślał tych ludzi, nie oceniał, zwyczajnie martwił się o ich życie duchowe.

Najlepszym świadectwem tego, jaki był ksiądz proboszcz, niech będzie fakt, że po uroczystości pogrzebowej docierają sygnały, że w oczach innych – nie tylko parafian – utrwalił się dokładnie taki sam obraz naszego księdza, jaki został nakreślony w prostych i skromnych słowach pożegnania. Wielu ludzi dzieli się myślą, że takiego właśnie go znali i doświadczyli.

Reklama

Katecheta, nauczyciel, przyjaciel

– Czy ja mam teraz lekcję z tą najwspanialszą i najcudowniejszą klasą w szkole? – brzmiało standardowe pytanie ks. Mirosława rzucane zawsze z uśmiechem na początku zajęć do... każdej klasy.

– Szczęść Boże! – krzyknął Bartek, przybił żółwika z dyżurującym na korytarzu księdzem i pobiegł dalej jak Messerschmitt. – Szczęść Boże, Bartuś! – usłyszał albo i nie zdążył usłyszeć Bartek. A wokół proboszcza ustawiła już się kolejka maluchów, by też przybić piątkę na przywitanie.

– I co tam dobrego słychać, pani profesor? Albo: – Witam panią dyrektor biblioteki – mówił do nauczycielek i wyciągał rękę, by się przywitać. – Ksiądz to nam zawsze taki akademicki poziom w tej naszej podstawówce wprowadza – słyszał w odpowiedzi. Albo jeszcze: – Pani dyrektor to dzisiaj uśmiechnięta od rana, że aż chce się przyjść do pracy – powtarzał co wtorek, kiedy spotykaliśmy się po pierwszej lekcji na dolnym korytarzu.

Tak brzmiały wybrane, wyryte w pamięci, ulubione, pełne życzliwości wobec uczniów i nauczycieli, żartobliwe powiedzenia naszego księdza. Naszego, bo ks. Mirosław oddał Szkole Podstawowej w Białej 16 lat pracy – połowę swojego kapłańskiego i katechetycznego życia. Naszego, bo sprawy dzieci i młodzieży były dla niego zawsze szalenie ważne. Od początku pracy w parafii starał się przyciągać najmłodszych do Pana Boga poprzez siebie, swoje powołanie i sport, który kochał. Naszego, bo starał się pokazać, że wyjątkową wspólnotę, jaką jest Kościół, mogą stworzyć zwyczajne dzieci i zwyczajni dorośli.

Niezapomniane dla nas, nauczycieli, którzy mieliśmy zaszczyt z nim współpracować, zostaną organizowane przez niego przez lata wakacyjne wyjazdy z dziećmi: w góry, nad morze, do aquaparku, kina, na „łyżewki”, na kręgle i na Jurę Krakowsko-Częstochowską, którą dobrze znał i której piękno lubił pokazywać innym, albo zwykłe wypady na rowery. Uczył dzieci jazdy na nartach, „pykał” z nimi w „szaszki” albo w piłkarzyki, rozgrywał „meczyki w nogę na światowym poziomie”, nie tylko pod plebanią, ale nawet wtedy, gdy po długim dniu wędrówki wracaliśmy zmęczeni ze szlaku. Niezapomniane, bo on pierwszy pokazał i to nie tylko naszym dzieciom, ale nam – nauczycielom, rodzicom – że Boga można wielbić zawsze i wszędzie, nawet na wakacjach, na górskim szlaku i trochę w stroju turysty. Zawsze z uśmiechem i pogodą ducha w sercu, ale jednocześnie z ogromnym namaszczeniem, delikatnością i szacunkiem wobec Najwyższego – wszystko z największą klasą.

Reklama

Troszczył się o innych – wiedzieliśmy, że ostatnio martwił się o zdrowie siostry. Mówił jeszcze, że musi zadzwonić do mamy Mateusza, żeby zapytać, jak się czuje po operacji. Wspominał czasem, co go trapi, ale nikogo z nas nigdy nie obarczał zbytnio swoimi ciężarami.

Taki był ks. Mirosław, proboszcz parafii, zawodowy kolega, nauczyciel, katecheta, przyjaciel.

W dniu zakończenia roku szkolnego, podśpiewując: „Znowu są wakacje”, cieszył się jak dziecko. Żegnał się ze wszystkimi, życząc udanego wypoczynku. Żegnał się jak zawsze, na chwilę... Nie mógł wiedzieć, że w te wakacje przyjdzie nie uczniom, a jemu zdać decydujący, końcowy egzamin. Znając jednak naszego ks. Mirosława, ufamy całym sercem, że zdał go celująco w pierwszym terminie i że otrzymał promocję do wiecznej radości z Panem. Jego nagłe odejście na zawsze pozostanie dla nas lekcją pokory wobec kruchości ziemskiego życia.

Będziemy tęsknić w pracy za jego osobą pełną ciepła, życzliwości, utalentowaną, ale skromną zarazem, za jego subtelnym poczuciem humoru i atmosferą, którą potrafił wokół siebie stworzyć. Za tym, jak w prosty sposób swoim sposobem bycia dawał świadectwo wielkiej wiary. Nadal będziemy zastanawiać się, jak on to robił, że lubili go w szkole wszyscy, nie tylko ci, którym do kościoła po drodze.

Reklama

Jako nauczyciele, ale również rodzice pozostaniemy wdzięczni za to, co zasiał w sercach naszych szkolnych i własnych dzieci. Za to, co robił dla nich, żeby nie pogubiły się w tym szalonym, zwariowanym świecie.

Dziś już wiemy, że ten ostatni, czerwcowy dzwonek ogłosił dłuuugą przerwę. Ale ona kiedyś się skończy... Wierzymy mocno, że po niej znów przywita nas z uśmiechem tam, po tej drugiej stronie. Dlatego mówimy: do zobaczenia, księże Mirosławie!

Anna Wojtas, dyrektor Państwowej Szkoły Podstawowej im. Marii Konopnickiej w Białej

Ocena: +7 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Przez krzyż do chwały

Był wyjątkowym kapłanem, w latach PRL-u dziewięciokrotnie więzionym za obronę krzyża, za nauczanie religii, za tajne duszpasterstwo w Wierzbicy

Powszechnie wiedziano o brawurowej akcji uwolnienia przez ks. Józefa Wójcika aresztowanej kopii Cudownego Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej w latach Nawiedzenia. Kapłan romantyk, który umiłował duszpasterstwo, oddając wszystkie siły Bogu i ludziom, a jednocześnie „partyjnym” się nie kłaniał. Był nie tylko wzorowym proboszczem, ale także działaczem sportowym, charytatywnym, przyjacielem polityków, dla wszystkich opiekunem i bratem.

CZYTAJ DALEJ

Brazylia: groźba kary dla medalistki, która przyznała się do wiary w Jezusa!

2024-07-30 18:54

[ TEMATY ]

Igrzyska w Paryżu 2024

PAP/EPA/CHRISTIAN BRUNA

Rayssa Leal

Rayssa Leal

Brazylijskie media szeroko komentują we wtorek informację o groźbie kary dla brązowej medalistki igrzysk olimpijskich w Paryżu w skateboardingu Rayssy Leal. 16-letnia sportsmenka w trakcie zawodów w stolicy Francji pokazała w języku migowym gest o przesłaniu: „Jezus jest drogą, prawdą i życiem”, co część osób z Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) oraz komentatorów miała uznać za „niedopuszczalne i godne kary”.

Portal UOL zauważa, że ostatecznie w sprawie młodej Brazylijki, najmłodszej medalistki olimpijskiej, MKOl wydał jedynie lakoniczny komunikat, w którym wezwał sportowców „do większego skoncentrowania się na sporcie”.

CZYTAJ DALEJ

80 lat temu zginął Krzysztof Kamil Baczyński

2024-08-04 07:21

[ TEMATY ]

Krzysztof Kamil Baczyński

wikimedia.org

Kamil Baczyński

Kamil Baczyński

Krzysztof Kamil Baczyński był autorem zaledwie pięciu tomików wierszy, a jednak uważa się go za najwybitniejszego poetę pokolenia Kolumbów. Zginął 80 lat temu na placu Teatralnym, czwartego dnia Powstania Warszawskiego, trafiony kulą w głowę.

Jego rodzicami byli Stefania Zieleńczyk, nauczycielka, tłumaczka, autorka książek dla dzieci, i Stanisław Baczyński, literat, działacz niepodległościowy, członek Polskiej Organizacji Wojskowej, legionista, oficer wywiadu, zaangażowany w III powstanie śląskie. Ich pierwsze dziecko - córka Kamila - zmarła wkrótce po urodzeniu. Syn Krzysztof, który urodził się 22 stycznia 1921 roku, drugie imię dostał właśnie po siostrze. Chłopiec od początku był chorowity, miał słabe serce i cierpiał na astmę. Matka wychowywała go właściwie sama, bo Stanisław odszedł do innej kobiety. Do rodziny wrócił ciężko chory, tuż przed śmiercią w 1939 roku.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję