Podróżując po Zambii i odwiedzając tamtejsze katolickie misje, spotykamy się z pamięcią o niezwykłym człowieku, jakim był kard. Adam Kozłowiecki SJ. W wielu miejscach i sercach wielu osób pozostaje jego żywy obraz, mimo iż od jego śmierci minęło kilka lat. Kard. Adama miałem okazję spotkać osobiście, kiedy pełniłem posługę przy ołtarzu papieskim w Toruniu podczas wizyty bł. Jana Pawła II. Już wtedy czuło się, że jest to postać niezwykła. Toruńska wizyta Papieża była związana m.in. z beatyfikacją ks. Stefana Wincentego Frelichowskiego, a kard. Kozłowiecki SJ odprawiał Mszę św. przed papieskimi odwiedzinami. W czasie II wojny światowej w obozie w Dachau był również młody wtedy jezuita ks. Adam Kozłowiecki, chociaż z Błogosławionym nie spotkał się osobiście. Wydarzenia obozowe, cierpienie, prześladowanie i głód, który przeżył ks. Adam, były chyba najlepszym przygotowaniem do trudów, jakie potem musiał znosić w Afryce.
Reklama
Kiedy słuchaliśmy wspomnień o śp. kard. Kozłowieckim SJ, można było dojść do przekonania, że to prawdziwy misjonarz z krwi i kości, który poświęcił swoje życie dla Zambii. Pierwszego dnia pobytu w Lusace odwiedziliśmy grób Kardynała znajdujący się obok katedry. Niezwykle skromny pomnik, będący darem miejscowych Polaków, a przed nim kwietnik wykonany ze starej niepotrzebnej opony. Chwila modlitwy i refleksji. Bp Józef Szamocki wspomina moment pogrzebu, kiedy odprawiał egzekwie (ceremonie pogrzebowe) nad tym grobem i przemawiał do ludzi w ich narodowym języku. Odwiedzamy także katedrę, kościół biskupa i metropolity Lusaki. Tej świątyni jeszcze nie było, kiedy arcybiskupem Lusaki był właśnie abp Adam Kozłowiecki SJ, który zgodnie ze wskazaniami Soboru Watykańskiego II zrezygnował z tej zaszczytnej funkcji i zapragnął wrócić w szeregi misjonarzy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Szczególnym miejscem związanym z działalnością ks. Kozłowieckiego SJ było Kasisi, wspomniane w poprzednim artykule. Dla tej misji poświęcił wiele czasu i serca. W jednym z listów wspomina: „We wsiach głód, ludzie przychodzą do Kasisi po pomoc. Pomagałem jak mogłem, ale w końcu nasze zapasy się wyczerpały i z bólem serca muszę odmawiać”. Miał on świadomość, że wszystko, co tam robił, nie było jego dziełem: „Piszę, że zrobiłem mało, mało w porównaniu z tym, co jest do zrobienia, ale muszę przyznać, że nie ja, lecz Bóg przeze mnie dużo już dokonał. Ale właściwie o tym pisać się boję i to z dwóch powodów: po pierwsze, bym ani ja, ani inni nie przypisywali mi tego, co jest dziełem wyłącznie Bożym. Po wtóre dlatego, że w tutejszej atmosferze zbyt wiele obudziłbym ku sobie niechęci, gdybym o swoich osiągnięciach pisał”. Do dzisiaj ośrodek w Kasisi, dzięki pracy ks. Kozłowieckiego SJ oraz Sióstr Służebniczek Starowiejskich, należy do najbardziej dynamicznych misji w Zambii.
Reklama
W naszej afrykańskiej pielgrzymce odwiedzamy kapłanów mieszkających w Mpunde. Ks. Adam i ks. Jan są niezwykle życzliwi. Właśnie tutaj, w tej niewielkiej miejscowości, przez ostatnie 15 lat mieszkał i posługiwał kard. Kozłowiecki SJ. Tutaj otrzymał informację z Nuncjatury, że bł. Jan Paweł II mianował go kardynałem. W Mpunde pełnił funkcję wikariusza. Pewnie to w historii jedyny kardynał - wikariusz pełniący swoją posługę w niewielkiej, zagubionej w świecie miejscowości. Ks. Adam pokazuje skromny wiejski kościół w Punde, pokryty blachą i konfesjonał, w którym codziennie spowiadał kard. Kozłowiecki SJ. Wędrowaliśmy jego drogą do kościoła, którą przemierzał każdego dnia i patrzyliśmy na cytrusy, które sadził własnymi rękami.
Kolejne nasze spotkanie z misjami miało miejsce w Mulungusi. Tutaj również pracował kard. Kozłowiecki SJ i mieszkał w skromnym domu, w którym potem zamieszkiwał m.in. kapłan naszej diecezji śp. ks. Mirosław Kwiatkowski. Dzisiaj duszpasterzuje tu ks. Wojciech Łapczyński. Nie jest to luksusowy hotel, lecz niezwykle skromna i bardzo biedna misja. U ks. Wojciecha spędzamy 4 dni, to czas przygotowań do uroczystości poświęcenia kościoła, o czym napiszę w następnym odcinku. Mieliśmy też okazję zobaczyć sporą liczbę pamiątek po Kardynale, m.in. kolekcję materiałów roboczych Soboru Watykańskiego II z odręcznymi notatkami, nad którymi pracował ks. Kozłowiecki SJ w Rzymie. O jego aktywności piśmienniczej świadczą tysiące listów z całego świata.
Reklama
Miejscem, które kard. Adam Kozłowiecki SJ szczególnie ukochał w Afryce, to Chingombe. Tutaj spędził kilkanaście lat, tutaj zakochał się w Afryce. Jego książka „Moja Afryka, moje Chingombe” to zbiór listów, w których ten niezwykły misjonarz dzieli się swoimi przeżyciami z misyjnej posługi, której sercem było właśnie Chingombe. Tam również chciał być pochowany na cmentarzu obok innych misjonarzy. Jak trudne było tam życie pisze w jednym z listów: „Po dobrych pierwszych deszczach nagle się one urwały i mamy katastrofalną posuchę. Ludziom widmo głodu znowu w oczy zagląda, bo co sobie na polach zasadzili albo wysycha, albo już wyschło. Będziemy mieli dużo roboty i kłopotu, by im jakoś pomóc przetrwać”.
Kard. Kozłowiecki SJ dzięki swoim znajomościom i kontaktom nieomal na całym świecie potrafił nie tylko misje utrzymać, lecz także rozwijać je. Gdyby nie jego umiejętności, wielu misjom, m.in. tej w Chingombe, groziłoby zamknięcie. Tak wspomina ten czas: „Siedzę sobie w Chingombe pomiędzy Czarnuchami, którzy ogromnie serdecznie mnie przyjęli. Widać wiedzieli, że misji groziło zamknięcie i że przyczyniłem się trochę do jej uratowania”. Opisuje też swoje codzienne zajęcia: „Uczę religii w trzech klasach, w dwóch trzy godziny tygodniowo, a w jednej dwie godziny. Mam też powierzone sobie wioski wokół misji mniej więcej w okolicy 15 km”.
Dzisiaj listy śp. kard. Kozłowieckiego SJ są niezwykłym świadectwem jego posługiwania i przybliżeniem realiów pracy na misjach. Czytając te wspomnienia, przenoszę się myślą do tych miejsc, do tych terenów, które dane mi było odwiedzić. To moje pierwsze spotkanie z misjami, niezwykle, fascynujące pozwalające spojrzeć na tę rzeczywistość taką, jaka ona jest naprawdę.
Ciało kard. Kozłowieckiego spoczywa na katedralnym cmentarzu w Lusace, jego duch i poświęcenie trwają przede wszystkim we wdzięcznej pamięci ludzi, którym posługiwał, których mieliśmy okazję poznać na szlaku naszej pielgrzymiej drogi.