Jak wielu katolików, głęboko i boleśnie odczułam rezygnację Benedykta XVI z posłannictwa na stolicy Piotrowej. Jakkolwiek nie przystoi chrześcijaninowi rozpacz, powinien zawsze być człowiekiem nadziei - nie mogę opędzić się od niewesołych myśli. Odchodzi wielki Papież - co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości, nie wolno też wątpić o Duchu Świętym, który będzie przewodnikiem bliskiego już konklawe.
Odchodzi wielki Papież
A przecież, gdy się obejrzeć wstecz na niepełne osiem lat posługi Benedykta XVI - ten wspaniały człowiek, wielkiej mądrości, dobroci i pokory „prosty, skromny pracownik winnicy Pana”, jak o sobie mówił, doświadczył równej chyba jego wielkości goryczy ze strony świata. I to nie tylko świata wrogiego chrześcijaństwu, ale także z łona Kościoła. Nie mnie sądzić, czy to właśnie było przyczyną rezygnacji, ale słowa Papieża o niewystarczających już siłach fizycznych i duchowych dla podejmowania wyzwań mówią same za siebie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Odwaga Jana Pawła II i odwaga Benedykta XVI
Ta rezygnacja nie jest, jak chcieliby niektórzy, aktem słabości czy wręcz braku odwagi. Jan Paweł II cierpiał w niewysłowiony sposób na oczach świata, heroicznie przedkładał ludziom misterium cierpienia, aby umieli znosić własne cierpienie, aby zdolni byli ofiarowywać je za bliźnich, naśladując w tym naszego jedynego Mistrza - Chrystusa.
Reklama
Odwaga Benedykta XVI jest skromna jak on sam. Schodząc z wielkiej sceny świata w zacisze klasztoru, ten Papież dla dobra Kościoła ogałaca się z wszystkiego, świadomie i dobrowolnie rezygnuje z przyjmowania objawów naszej miłości. Co wcale nie oznacza, że już nie będziemy go kochali, ale będzie to inna miłość. Jak on przed nami ukryty, ukryta będzie przed nim radość jej manifestacji i przejawów. Mam nieodparte odczucie, że ten wielki mędrzec o uśmiechu nieśmiałego dziecka przemykał przez nasze życie, starając się jak najmniej zaprzątać nas swoją osobą, kierując nasze oczy tylko ku Bogu. A wszystko dlatego, aby misja Kościoła mogła pomyślnie rozkwitać w burzliwym i trudnym czasie.
W dzień Wieczernika
Rezygnacja Benedykta XVI przychodzi w czasie wyjątkowym - Wielkiego Postu. Jak pięknie zinterpretował jej ostateczną datę: czwartek 28 lutego metropolita szczecińsko-kamieński abp Andrzej Dzięga, odchodzi w czwartek, w dzień Wieczernika i o godzinie Wieczernika. Czy Benedykt XVI chciał nam w ten sposób coś powiedzieć? Ani przez chwilę w to nie wątpię: ten wspaniały teolog i biblista nakazuje nam, jak Chrystus Apostołom, czuwanie i modlitwę. Czuwanie nad kształtem naszej wiary, nad jej mocą - w obliczu przeciwności, na polu walki nieustannej z ciemnymi siłami zła, wyjątkowo rozpasanego w naszych czasach.
Wezwanie do spojrzenia w niebo
Reklama
Tak samo jak Jan Paweł II, Benedykt XVI jest wspaniałym diagnostą schorzeń świata - to on przecież nazwał je po imieniu już u początków swego pontyfikatu - dyktatura relatywizmu. I nazywał po imieniu wszystkie jej przejawy: niszczenie życia, rodziny, antyludzką pseudofilozofię gender. Równie jasno jak Jan Paweł II, dostrzegający zmaganie cywilizacji miłości z cywilizacją śmierci, widzi zagrożenie samego biologicznego bytu człowieka w dewiacjach jego myśli i sumienia. Jan Paweł II wołał do nas głośno: „Musicie być mocni!”. Swoim cichym odejściem Benedykt XVI mówi dokładnie to samo. Te dwa pontyfikaty, dwu wielkich, tak różnych papieży, w niebywały sposób się dopełniają. Kwintesencją, jeśli tak wolno w ogóle mówić, nauczania naszego wielkiego rodaka było: „Człowiek jest drogą Kościoła”. Najważniejsze przesłanie Benedykta można by streścić: „Bóg jest drogą człowieka”. Pierwszy pochylił się nad człowiekiem udręczonym z miłosierdziem, drugi - porywa go ponownie w górę, wskazując Stwórcę i Zbawiciela jako cel ziemskiej wędrówki. Tym wezwaniem do spojrzenia w niebo przeniknięte są wszystkie trzy encykliki Benedykta XVI: „Deus caritas est”, „Spe salvi” i „Caritas in veritate”, a także jego niezwykłe trzytomowe dzieło „Jezus z Nazaretu”, w którym z niebywałą precyzją i klarownością wykładu ukazuje, w czym tkwią źródła niedoli współczesnego świata, konfrontując i marksizm, wszelkie jego dzisiejsze pochodne, i różne inne fetysze ideologiczne z najczystszym blaskiem Chrystusowej ofiary miłości, która domaga się od człowieka - stworzonego na obraz i podobieństwo Stwórcy - wytrwałych i wciąż ponawianych prób dorastania do miłości Bożej. Tylko tyle i aż tyle.
Modlitewne czuwanie i wierność
Swoim odejściem Benedykt XVI przypomina nam, że nie papież jest głową Kościoła - jest nią sam Chrystus. W smutku osierocenia, tak ludzkim i zrozumiałym, nie wolno nam o tym zapominać. Chrystus nas nie opuszcza, jak nie opuścił nas nigdy. I to jest wielkie, pocieszające przesłanie rezygnacji Benedykta XVI. I nasze zobowiązanie wierności zarazem.
W nieszczęsnym kraju, w którym mnożą się wszelkie możliwe plagi umysłowe, dewiacje kulturowe, a publiczne kłamstwo triumfuje nad prawdą - zobowiązanie śmiertelnie poważne.
Polski katolik dziś szczególnie ma obowiązek czuwania. Nie wolno mu być letnim, przesypiać spraw o znaczeniu fundamentalnym zarówno dla naszej ziemskiej, jak i niebieskiej ojczyzny.
Trzeba sobie przypomnieć piękne słowa „Pieśni konfederatów barskich”: „U Chrystusa my na ordynansach, słudzy Maryi”.