Reklama

Wiadomości

Zatrute ciastko

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Sekta jest jak zatrute ciastko,
najpierw zachwyca, potem unicestwia

Rozsyłam po znajomych informację, że szukam człowieka, który ma za sobą doświadczenie bycia w sekcie religijnej lub ekonomicznej. Wieczorem dzwoni Anka - znajoma znajomych. Ledwo ją pamiętam. Mówi, że przypadkiem usłyszała moją prośbę i chce się spotkać. Prosi o dyskrecję, bo choć z sekty odeszła ponad 8 lat temu, nie chce by ktoś, poza małym kręgiem zaufanych, wiedział o tym fakcie.

Zasięgam szybkiej informacji o mojej rozmówczyni - najnormalniejsza w świecie żona i młoda matka, supermiła i uczynna osoba.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Anna jest niewysoka, skromnie ubrana, ma dyskretny makijaż oraz cichy sposób mówienia, co bywa irytujące, bo człowiek musi się nachylić, żeby coś usłyszeć.

Pierwszą rzeczą, którą zauważam po podaniu ręki, jest blizna na nadgarstku. Mam wrażenie, że specjalnie podwija rękaw koszuli. Widzi moje spojrzenie, ale nie komentuje.

Siadamy na ławce w parku. Anka: - Może powinnam wcześniej opowiedzieć o swoich przeżyciach na jakimś blogu albo na forum internetowym ostrzegać innych. Powstrzymywał mnie ból, strach i chyba wstyd... Tak, chyba wstyd także...

- Że się tak dałaś nabrać? - dopytuję.

- Nie, że tak długo zajęło mi dostrzeżenie prawdy...

Zaklinanie rzeczywistości

- Szukałam nieustannie nowych doznań, innych ludzi. Byłam religijna, ale ubrdałam sobie, że Kościół to za mało, że muszę pójść głębiej. No i poszłam, tylko nie w tę stronę.

Niemal klasyka gatunku: Wakacje, nowi ludzie poznani na ognisku, „przypadkowo”?

- W sektach nie ma przypadków. To szczegółowo zaplanowana akcja łowienia młodych, naiwnych, zagubionych.

- Uwiedli mnie gadaniem, że jestem nadzwyczajna i niepowtarzalna. Nikt mi wcześniej nie mówił takich rzeczy. Akceptowali to, co mówię, robię, jak się ubieram, gdzie chodzę. Lgnęłam do nich, bo w domu, w szkole słyszałam głównie krytykę i połajanki. Czułam, jak rwą się nitki wiążące mnie z rodziną, a zaplatam na sobie inne nici - te podrzucane mi przez nowych przyjaciół. Niewiele czasu potrzebowali, żeby mnie zupełnie od siebie uzależnić. Poszłabym za nimi w ogień. No i zakochałam się w jednym z nich. Potrafił tak cudownie słuchać.

Reklama

Spotykaliśmy się w prywatnych mieszkaniach kilka razy w tygodniu. Do głowy mi nie przyszło, że to sekta. Rozmawialiśmy o sensie życia, miłości, Bogu, o oczyszczaniu duszy, panowaniu nad ciałem, co jest konieczne, by osiągnąć wyższy stan. Nie jedli mięsa, wiele godzin dziennie poświęcali na medytacje, modlitwę. Patrzyłam na nich jak na ludzi z wyższej półki. Tworzyli bardzo ścisłą grupę. Wiedzieliśmy o sobie wszystko, najskrytsze tajemnice rodzinne i intymne. Pamiętam, że spotykaliśmy się zawsze w dobrze zaaranżowanych wnętrzach - dopiero potem zorientowałam się, że te lokale sekta pozyskiwała od swoich członków. Ta wspólnota myśli, działań strasznie mi imponowała. Przekonali mnie, a ja uwierzyłam, że odnalazłam swoją prawdziwą rodzinę. I teraz uwaga - wmówili mi, że więzy pokrewieństwa są jedynie przypadkowe. Rodzina potrafi tylko unieszczęśliwiać i pętać osobowość na całe lata. Nie robili nic na siłę, to ja chodziłam za nimi, szukałam kontaktu. Gdy ich nie widziałam, czułam się jak narkoman na głodzie.

Gdy mój ukochany pierwszy raz pokazał mi pręgi na plecach, przestraszyłam się. Przytulił mnie i wyjaśniał, że uległ pokusie, zawiódł i musiał ponieść karę. Trudno uwierzyć, że wkrótce i ja cięłam się żyletką, żeby odpokutować wydumane przewinienia. Ta miłość zwiodła mnie na manowce. Myślę, że sekty często wykorzystują naturalne dla człowieka poszukiwanie akceptacji i miłości. Żeby zasłużyć na pochwałę, chodziłam spać przed świtem i czuwałam na modlitwie w nocy, nie jadłam, żeby się duchowo oczyścić. Rodzice cieszyli się, bo z krnąbrnej pyskatej nastolatki stałam się spokojną, miłą, wykonującą każde polecenie córeczką. Aż kiedyś zemdlałam na progu swojego pokoju i zobaczyli ślady pobicia - to była kolejna kara, którą wymierzaliśmy sobie nawzajem.

Reklama

Bezradność

Pamiętam taką scenę. Mama wróciła z kościoła, wtedy wiele rozmawiali z naszym proboszczem. Podeszła i przytuliła mnie mocno. Stałyśmy tak dobrą chwilę, nim usłyszałam, że szepcze „Pod Twoją obronę...”. Zaczęłam płakać i wyrywać się. Czułam, jak coś mnie od niej odrywa, że to nie ja chcę się wyswobodzić z jej uścisku, ale coś we mnie.

Wtedy chyba po raz pierwszy doszło do mnie, że coś nie tak dzieje się ze mną. Z tym, że moi przyjaciele, moja nowa rodzina, bardzo szybko odciągnęli mnie od tej myśli. W domu byłam gościem. Gdy kończyłam 18 lat, rodzina zrobiła mi niespodziankę - zjawili się wszyscy, nawet dalecy kuzyni. Gdy wręczali mi prezenty, winszowali i przytulali, w moim pokoju stał spakowany już plecak. Wyszłam, jak stałam - w odświętnej kiecce, wykorzystując moment nieuwagi. Czasem myślę: jak mogłaś być tak okrutna. Co oni czuli z tym wielkim tortem, którego nie ma kto pokroić. Zrobiłam tak, jak mi kazano - nie wzięłam żadnych dokumentów ani telefonu komórkowego. „Zostaw przeszłość za sobą mówił mój ukochany. - Teraz narodzisz się na nowo - dla nas”. W praktyce oznaczało to, że przepadłam bez śladu. Na ponad trzy lata.

W tym czasie moi rodzice, oprócz zawiadomienia policji, wynajęli prywatnego detektywa i na własną rękę szukali jakiegokolwiek śladu. Trafili pod opiekę psychiatry po tym, jak w moim komputerze znaleźli linki na fora ludzi planujących samobójstwo. Podobno najtrudniej znosił tę sytuację mój brat - to on zorganizował w Internecie poszukującą mnie grupę ludzi.

Bóg tak chciał

Dzisiaj postrzegam to inaczej, że było mi to potrzebne, że Bóg - ten prawdziwy - tak tym pokierował. Lokal mojej „nowej rodziny” znajdował się kilka ulic od domu rodzinnego. Nie wiem, jak mogliśmy się nie spotkać. Co prawda rzadko wychodziłam, raczej wożono mnie, zwłaszcza, gdy okazało się, że jestem w ciąży. Byłam tak wyprana z rozumu, że bez szemrania przyjęłam, że rodzić będę w domu, bez pomocy z zewnątrz, żeby dziecka nie splamił zły świat. Zresztą - tłumaczyła mi żona nauczyciela - kobiety rodziły od wieków same. Poroniłam szybko, jak sądzę na skutek podźwigania się, bo trzeba było zarabiać na wspólnotę, prawda? Od ukochanego usłyszałam: „Musiałaś zgrzeszyć, zrobić coś naprawdę strasznego, bo poronienie jest karą”. I poprosił, żebyśmy więcej nie wracali do tego tematu.

Reklama

Leczyli ból mojej duszy pracą. Sporo jeździłam po kraju - miałam ponoć dar nawiązywania znajomości. Taka dobra, szczera twarz bardziej przekona do naszych prawd - w ten sposób mnie komplementowano. Nasz starszy brat, zwany nauczycielem, osobnik niewątpliwie inteligentny i niebywale sprytny, potrafił znaleźć drogę do samego centrum duszy. Mówił tak, że czuło się niemal fizycznie, jakby zrywał z człowieka kolejne warstwy hipokryzji, zakłamania, grzechu. Jeden z grupy powiedział kiedyś, że jak się usłyszy prawdę o sobie, to albo się za nią pójdzie, albo czeka nas unicestwienie. Duchowa śmierć. Więc po co czekać na śmierć, skoro i tak jest się martwym? Nie mamy więc wyboru - my - wybrańcy. My - dostrzeżeni. Na drodze do samodoskonalenia się nie ma ograniczeń szybkości. Medytowałam nieustannie, prawie nie spałam, pracowałam ponad siły, traciłam apetyt, gdy nikt nie widział, płakałam za dzieckiem, które odeszło.

Nie tęskniłam nawet za dawnym życiem… Ono nie było już moje.

Aż nadszedł ratunek

Na ulicy poznał mnie znajomy brata. O ironio, próbowałam go namówić na spotkanie o metodach oczyszczania organizmu - to służyło werbowaniu i szukaniu potencjalnych zainteresowanych. Powiedział bratu i ten przyszedł. Stał tam i patrzył na mnie bez mrugnięcia powiek. Jak skała. Nie opuścił mnie już na krok. Zamieszkał obok tylko po to, żeby mnie wyrwać z sekty. Dyskutował z nauczycielem, z moim narzeczonym, z każdym, kto chciał z nim gadać. Chyba trochę przestraszyli się jego determinacji. Próbowali mnie wywozić, zamykali, grozili, raz nawet się pobili. Rodzina już nie odpuściła, a ja byłam apatyczna, wyprana z uczuć, pragnień i marzeń. Brat potrząsał mną i krzyczał: „Obudź się!”. Wreszcie rodzina wykradła mnie i wywiozła na Mazury. Sprowadzili zaprzyjaźnionego księdza, który odprawił egzorcyzmy. Nauczyciel odnalazł nas. Przyszli po mnie - jak po swoją. Rodzcie wezwali policję. Ten scenariusz powtarzał się przez ok. 2 lata. Nie dali mi spokoju nawet w szpitalu ani podczas psychoterapii.

Reklama

Teraz mieszkam daleko od ludzi, którzy onegdaj byli moim światem. Unikam jakiegokolwiek kontaktu. Odzyskałam wolność, zerwałam łańcuch i dziękuję Bogu, że dał mi drugą szansę. Chciałabym teraz przestrzec tych, co wplątują się w jakieś dziwne układy towarzysko-zawodowe, że nie warto. Z sekty można wyjść, ale sekta z człowieka nigdy. Jest jak zatrute ciastko, najpierw zachwyca, potem unicestwia. Ludzie mówią, że niektóre rany się nie goją - takie rany zostawia sekta. Nikomu dzisiaj nie ufam. Unikam ludzi, obracam się w bardzo wąskim kręgu. Mam nadzieję, że zdołam nadrobić stracony czas.

* * *

10 najgroźniejszych sekt w Polsce

10. BRACTWO ZAKONNE HIMAVANTI
Według wielu badaczy ten ruch religijny jest jedną z najgorszych sekt destrukcyjnych w kraju. Wywodzi się z Polski i został założony przez Ryszarda Matuszewskiego.

9. ANANDA MARGA
Grupa wyznaniowa obecna w Polsce od lat 80. wywodzi się z hinduizmu. Wg sekty ludzie są równi zwierzętom i roślinom.

8. SEKTA RAJNEESHA
Grupa religijna opierająca się na zasadach Osho istnieje w Polsce od ponad 20 lat. Jej guru Osho propaguje wolność od wszelkiej wiary. Ewangelię nazywa „duchowymi pogaduszkami” kpi z Chrystusa.

Reklama

7. CHRISTIANIE
Obowiązuje w niej bezwzględna wspólnota materialna i zerwanie z poprzednim życiem, zwłaszcza rodziną i przyjaciółmi. Zdarzały się przypadki uprowadzeń nieletnich i skłanianie ich do porzucenia domu.

6. SATANIŚCI
Najczęściej satanizm identyfikuje się z nastolatkami słuchającymi heavy metalu. Niesłusznie, sataniści to jedna z najgroźniejszych sekt, z której odejście grozi śmiercią.

5. ŚWIATOWY KOŚCIÓŁ TWÓRCY
Sekta wyznaje wyższość białej rasy, uważa, że winę za wszelkie zło na tym świecie ponoszą osoby o innym kolorze skóry.

4. KOŚCIÓŁ ZJEDNOCZENIOWY MOONA
Sun Myung Moon, guru sekty, uważa się za nowe wcielenie Chrystusa.

3. WSPÓLNOTA NIEZALEŻNYCH ZGROMADZEŃ MISYJNYCH „RODZINA”
Grupa nawiązuje do haseł ruchu hipisowskiego, zwłaszcza wolnego seksu. Nie budzi ich zastrzeżeń ani seks z nieletnimi, ani stosunki kazirodcze. Zarzuca im się wiele przypadków demoralizacji młodzieży, molestowania seksualnego i propagowania pornografii.

2. KOŚCIÓŁ SCJENTOLOGICZNY
został uznany przez Parlament Europejski za jedną z najgroźniejszych sekt w Europie. Jego popularność opiera się na gwiazdach kina, takich jak John Travolta, Tom Cruise i Will Smith, którzy swój sukces wiążą z członkostwem w sekcie.

1. ŚWIADKOWIE JEHOWY
doktryna sekty odrzuca dogmat o Trójcy Świętej, nieśmiertelności duszy, nie uznają kultu Maryi jako Matki Boga, odrzucają (poza chrztem) sakramenty. Izolują swoich wyznawców od społeczeństwa, członkowie muszą bezwzględnie poddać się reżomowi sekty, m.in. werbować nowych członków.

(za www.niewiarygodne.pl)

2013-06-03 14:51

Ocena: 0 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wzrasta aktywność sekt o zapleczu parareligijnym

[ TEMATY ]

sekty

Graziako

- Liczba sekt o charakterze orientalnym jest w naszym kraju stabilna, przybywa natomiast grup, które odwołują się do korzeni chrześcijańskich, ale przy werbowaniu członków posługują się technikami psychomanipulacji. Coraz aktywniejsze są też grupy pseudoterapeutyczne o zapleczu parareligijnym - mówi w rozmowie z KAI o. Tomasz Franc, koordynator Dominikańskich Ośrodków Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach. Ubolewa też, że w Polsce nie jest prowadzony prawdziwy monitoring sekt, a problem ten jest zaniedbywany zarówno na poziomie legislacyjnym, jak i urzędowym.

CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

To praca jest dla człowieka

2024-04-29 15:37

Magdalena Lewandowska

Do parafii na Nowym Dworze przybyły liczne poczty sztandarowe i przedstawiciele Dolnośląskiej Solidarności.

Do parafii na Nowym Dworze przybyły liczne poczty sztandarowe i przedstawiciele Dolnośląskiej Solidarności.

W parafii Opatrzności Bożej na Nowym Dworze we Wrocławiu modlono się w intencji ofiar wypadków przy pracy.

Eucharystii, na którą licznie przybyły poczty sztandarowe i członkowie Solidarności, przewodniczył o. bp Jacek Kiciński. – Dzisiaj obchodzimy Światowy dzień bezpieczeństwa i ochrony zdrowia w pracy oraz Dzień pamięci ofiar wypadków przy pracy i chorób zawodowych. Cieszę się, że modlimy się razem z bp. Jackiem Kicińskim i przedstawicielami Dolnośląskiej Solidarności – mówił na początku Eucharystii ks. Krzysztof Hajdun, proboszcz parafii i diecezjalny duszpasterz ludzi pracy.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję