Reklama

Wiadomości

Honor polskiej nauki

Niedziela Ogólnopolska 42/2013, str. 36-37

[ TEMATY ]

nauka

katastrofa smoleńska

Dominik Różański

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: - Panie Profesorze, Pana książka „Ideas of Quantum Chemistry” należy do kanonu obowiązkowych lektur dla doktorantów m.in. Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley w USA, jest Pan uznanym w świecie uczonym w dziedzinie chemii kwantowej, ale też np. członkiem rady naukowej Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego. Ponieważ jednak nie jest Pan „specjalistą od wypadków lotniczych”, nie powinien się Pan wypowiadać w sprawie badania przyczyn katastrofy smoleńskiej - byłoby to, jak obwieściła niedawno minister nauki i szkolnictwa wyższego, naruszenie kodeksu etycznego polskiego naukowca...

PROF. LUCJAN PIELA: - Nie zamierzam przyjmować tej dość osobliwej wykładni, bo mam inną. Nie byłoby powodu do mojego wypowiadania się, gdyby - zgodnie z regułami sztuki - wrak samolotu pieczołowicie składano w Mińsku Mazowieckim z milionów kawałków, wykonano natychmiast 96 autopsji, a pani minister zachęcała polskie instytucje naukowe do wyjaśnienia istotnych aspektów tej katastrofy. Obecna jej determinacja w przeciwnym kierunku niesie duży i ważny ładunek informacji, o którym może pani minister nie miała czasu pomyśleć.

- Od początku zapewniano, że badająca katastrofę komisja rządowa składa się z „wybitnych specjalistów od wypadków lotniczych”, potem dodano, że to jedynie oni mają prawo do wypowiadania się na temat jej przyczyn. Jak rozumieć pojęcie „specjalista od wypadków/katastrof lotniczych”?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Proszę tylko przez chwilę wyobrazić sobie, czym taki specjalista miałby się konkretnie zająć po rozpoczęciu swojej pracy i czy ta praca została wykonana w tym przypadku. Przecież taka specjalizacja zawsze musi być wpisana w fizykę, a w niej w mechanikę, dynamikę, wytrzymałość materiałów, elektronikę, telekomunikację itd., itp. Interdyscyplinarność badań to elementarz współczesnej nauki, monodyscyplinarność wiąże się często z „zafiksowaniem” umysłu na jednym aspekcie, co może oznaczać manowce nauki.

- A zatem rozumowanie w kategoriach zaścianka, a może i ciemnogrodu, Panie Profesorze?

- Przypuszczam, że po spokojnym zastanowieniu (zwłaszcza w Brukseli) pani minister przyznałaby nam rację, że istotą działania współczesnej nauki jest interdyscyplinarność, spojrzenie z wielu punktów widzenia na ten sam obiekt badań, także współpraca międzynarodowa, a nie zamykanie się w jednej specjalności i w kręgu nauki etnicznej. Myślę, że zbyt wielkie wrażenie wywarłaby tam deklaracja, że my w Polsce walczymy z interdyscyplinarnością w nauce. A papiery? Czasem coś mówią, ale nie zawsze, np. to kanonik z Fromborka odkrył rewolucyjną prawdę o ruchu Ziemi dookoła Słońca. Pani minister Barbara Kudrycka odesłałaby go do kruchty, bo przecież nie tylko nie miał odpowiednich papierów, ale i te, które miał, były bardzo niedobre! W takie sprzeczności popadamy, gdy mówimy nie to, o co nam naprawdę chodzi.

- Rektor Politechniki Warszawskiej mówi nawet o naukowej wojnie smoleńskiej, winę za jej wywołanie przypisując właśnie tym, którzy nie mają odpowiednich papierów.

- Myślę, że i on, po zastanowieniu, zgodziłby się z nami, że popełnił błąd. Takich określeń w odniesieniu do nauki nie wolno używać. Nauka jest zaprzeczeniem wojny, to spokojne rozumowanie. Właśnie z powodu nauki nie musimy walczyć ze sobą, tylko przypatrujemy się argumentom i akceptujemy prawdziwe. Jeśli pan rektor chce się zbliżyć do prawdy, to nie powinien ogłaszać wojny, tylko, jak na uczonego przystało, zaproponować rozliczne badania materiałowe, wykorzystując potencjał PW. Niestety, panowie rektorzy PW i AGH nie dostrzegają, że takimi nieprzemyślanymi słowami narażają na szwank dobre imię swoich uczelni o wspaniałej tradycji.

- Trudno tu jednak marzyć o „spokojnym rozumowaniu”, gdy jedna ze stron przyznaje sobie prawo do jedynie poważnych badań, jedynie słusznych wyników, a drugiej zarzuca amatorszczyznę, czyli uzyskiwanie wyników w oparciu o wątpliwe przesłanki.

- Od dyskusji naukowej nie możemy się uchylić, bo w ten sposób wykluczamy się z naukowej wspólnoty. Szacunek dla prawdy w nauce mierzy się także szacunkiem dla badań wykonanych przez innych. W naukach ścisłych nie spotykamy się z obrażaniem, argumentami ad personam, z podniesionym tonem. Odejmijmy emocje i ton, a zobaczymy, co zostaje.

- Oficjalni badacze katastrofy smoleńskiej z przekąsem nazywają badania prowadzone przez ekspertów Zespołu Parlamentarnego „alternatywnymi”, z góry zakładając ich mniejszą wartość...

- Nie widzę w tym określeniu niczego obraźliwego, nauka „żyje” z alternatywności, z obalania ugruntowanych poglądów, które okazały się nieprawdziwe lub niepełne, to chleb codzienny nauki. Natomiast ironia, brak szacunku dla dokonań innych i brak chęci współpracy nie są w środowisku nauki rzeczą normalną. To bardzo niezwykła rzecz.

- Alternatywnym badaczom zarzuca się „brak doświadczenia w badaniu katastrof i wypadków lotniczych”. Czy, zdaniem Pana Profesora, fizyk, chemik czy też matematyk może kompetentnie wypowiadać się w badaniu tak specyficznego zjawiska, jakim jest katastrofa lotnicza?

Reklama

- Gdy w Ameryce wydarzył się wypadek promu kosmicznego Challenger, natychmiast do komisji badającej przyczyny tej katastrofy zaproszono prof. Richarda Feynmana, znakomitego fizyka teoretyka, laureata Nagrody Nobla. I nikt w środowisku naukowym się temu nie dziwił, o czym mogę zaświadczyć, gdyż działo się to w czasie mojego pobytu w Cornell University.

- Dlaczego zaangażowano właśnie prof. Feynmana, specjalistę od... relatywistycznej elektrodynamiki kwantowej (QED)?

- No właśnie, dlaczego? Przecież nie był „wybitnym specjalistą od badania wypadków promów kosmicznych” (bo takich nie było), nie był także nawet „wybitnym specjalistą od badania wypadków lotniczych”, nawet nie był lotnikiem. Dodam, uprzedzając fakty, że Feynman nie był także „wybitnym przedstawicielem nauk hydraulicznych” ani nawet hydraulikiem, ani także „wybitnym specjalistą w dziedzinie uszczelek”. Ot dyletant, prawda? Nikt jednak jakoś nie wyśmiewał się z prof. Feynmana, także rektor jego uczelni nie odciął się publicznie od jego amatorszczyzny i nie napisał listu, że Feynman reprezentuje poglądy Feynmana. QED to wysublimowana fizyka teoretyczna cząstek elementarnych, ale aby być w niej mistrzem, Feynman musiał rozumieć całą fizykę, a słowo „rozumieć” znaczy wiele. I dlatego to właśnie jemu udało się wykryć mechaniczny defekt - znalazł uszczelkę, która w temperaturze tamtego feralnego poranka stała się krucha i to ona była malutką przyczyną tej wielkiej katastrofy! Tak więc przy badaniu tak wielowymiarowego zdarzenia, jakim jest wielka katastrofa, normalne i oczywiste powinno być zaangażowanie współpracujących ze sobą przedstawicieli bardzo wielu, i to szerokich, dziedzin nauki.

- I właśnie takiej metodyki, zdaniem Pana Profesora, zabrakło przy badaniu przyczyn katastrofy smoleńskiej?

- Tak, i to od początku, zaczynając od praktycznego przypatrzenia się prawu zachowania masy („masa samolotu po wypadku nie może się zmienić”). Ze zdumieniem przeczytałem odpowiedź „naczelnego specjalisty” na szczegółowe pytanie o moment bezwładności samolotu; oświadczył, że moment bezwładności samolotu nie był im do niczego potrzebny. Pomyślałem: „Jak to, przecież to elementarne do oceny wykonalności obrotu samolotu, a tam obrót był!”. Do tego, do zgrubnej (podkreślam: zgrubnej) oceny rzędu wielkości tego momentu dla samolotu Tu-154M wystarczyłby kalkulator i, powiedzmy, jedna godzina pracy. Specjalista od katastrof musi znać fizykę. Jeśli zna ją tylko w sposób skrajnie uproszczony (w postaci prawa fizycznego „jak rąbnie, to urwie”), to daleko mu do miana specjalisty od czegokolwiek. Dr Glenn Jorgensen uspokoił mnie ostatnio, bo on od razu zaczął od oceny momentu bezwładności Tu-154M.

- Jednak szeroko zakrojona dociekliwość alternatywnych badaczy jest mocno krytykowana, przede wszystkim jako teoretyzowanie, jako badania prowadzone z dala od przedmiotu badań. Czy takie badania rzeczywiście są mniej warte, Panie Profesorze?

- Badacze powinni mieć bezpośredni dostęp do obiektu badań. Jednak niewątpliwie niezwykłe jest to, że wszyscy badacze - także ci oficjalni - mieli ograniczony dostęp do przedmiotu badań. Nie ma najmniejszego powodu, aby dane nie były dostępne dla wszystkich tych, którzy mają możliwość prowadzenia specjalistycznych badań i chcą je prowadzić. Jaki sens ma utajnienie danych? Żadnego. Brak pewnych danych jest jednak faktem. A mimo to jest ogromna istotna różnica między materiałem np. z katastrofy na Gibraltarze i tej w Smoleńsku. Dziś podobne zdarzenie zostawia olbrzymią liczbę rejestrowanych śladów (satelity, zapisy komunikacji radiowej, GPS, zdjęcia, telefony komórkowe, filmy, badania fizykochemiczne o nieosiągalnej jeszcze niedawno dokładności itd., itp.), są dostępne gigabajty informacji. Niektóre z tych szczegółów mogą wysunąć którąś hipotezę lub hipotezy na miejsca czołowe. Hipoteza najbardziej prawdopodobna musi oprzeć się konfrontacji z dziesiątkami tysięcy szczegółów. Hipoteza nieprawdziwa nigdy nie da sobie z tym rady. Gdzieś znajdzie się coś, co ją sfalsyfikuje.

- Tymczasem niemożliwa jest nie tylko wymiana danych, ale nawet rzeczowa debata, gdyż jedna ze stron uznała sprawę za pomyślnie zakończoną.

- Nieprzejednanie jest dalekie od standardów pracy naukowej, a właściwie jest poza standardami! Jeśli jestem pewien swych argumentów, swych obliczeń, to wystarczy je pokazać i spokojnie przekonać innych. Nawet gdyby przy tej okazji wykryto jakiś błąd w tych opracowaniach, to żaden odpowiedzialny naukowiec nie powiedziałby, że dr Lasek i jego eksperci są dyletantami, ale co najwyżej, że się pomylili. Bo w nauce, na trudnej drodze do poznania prawdy, każdy ma prawo do pomyłki i pomyłkę razem korygujemy. Rzetelne zbadanie tej katastrofy powinno być dziś honorem polskiej nauki, do której przecież i dr Lasek należy.

- Rok temu, z grupą uczonych UW, wyraził Pan swe zaniepokojenie co do przebiegu badań nad przyczyną katastrofy smoleńskiej. Obecnie wydaje się, że środowiska naukowe nie są już skłonne tak otwarcie manifestować tego rodzaju krytyki. Dlaczego?

- Nie sądzę, aby nastąpiła tu jakaś zmiana. Natomiast sygnały stały się wyraźniejsze: udział w alternatywnych badaniach smoleńskich może spowodować nieżyczliwość wyrażoną przez nieprzyznanie grantu lub obcięcie pieniędzy na już prowadzone badania. Bardzo to dziwne.

- Czy - zdaniem Pana Profesora - z tego głównie powodu niemożliwa jest rzeczowa debata naukowców w tej niepoprawnej politycznie sprawie?

- Rzeczowa debata między naukowcami nie tylko zawsze jest możliwa, ale zawsze będzie się toczyła, jest nieunikniona. Co więcej, jest zawsze jedyną rozsądną alternatywą dla każdego zacietrzewienia. Środowiska izolujące się wokół „swojej wersji” i odmawiające debaty w nauce idą w niebyt, z bardzo prostego powodu: debata jest sercem naukowego postępu, a przybliżanie się do prawdy jest weryfikowane każdego dnia.

- Czy można powiedzieć, że mamy tu do czynienia z odgórnie narzuconym wyrazem pogardy dla alternatywnych badaczy?

- A jakie miałyby być podstawy merytoryczne demonstrowania tej wyższości? Nie ma żadnych. Wyśmiewanie się ma cel bardzo praktyczny, choć dość prymitywny (niestety, biorą w tym udział i niektórzy profesorowie): za wszelką cenę próbować ukryć pustkę i brak argumentów. Tak zawsze było, ustroje rozmaitego rodzaju nigdy nie miały kłopotów ze znalezieniem takich uczonych.

* * *

Prof. Lucjan Piela
Znany w świecie uczony w dziedzinie chemii kwantowej, członek rady naukowej Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego (ICM) w Warszawie

2013-10-14 13:05

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Mec. Wypych: Lot do Smoleńska miał obniżoną rangę

[ TEMATY ]

sąd

katastrofa smoleńska

Artur Stelmasiak

Mec. Małgorzata Wypych

Mec. Małgorzata Wypych

Z mecenas Małgorzatą Wypych, oskarżycielem w sprawie organizacji lotu 10 kwietnia 2010 roku do Smoleńska, rozmawia Artur Stelmasiak

Artur Stelmasiak: - Czy przesłuchania zeznań kolejnych świadków przed Sądem wnoszą coś nowego po stronie oskarżyciela?

Mec. Małgorzata Wypych: - Trzeba powiedzieć, że tych świadków jest ponad 100. Jesteśmy więc dopiero na początku drogi, która ma ukazać wszystkie okoliczności przygotowywania lotu delegacji Prezydenta, która skończyła się tragedią. W tych przesłuchaniach chodzi o uszczegółowienie niektórych wątków, jak również pytamy o bardzo ważną instrukcję HEAD, która opisuje procedury transportu najważniejszych osób w państwie.

- Strona oskarżająca nie ma wątpliwości, że minister Tomasz Arabski, jako szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, był odpowiedzialny za przygotowanie lotu delegacji prezydenckiej. Jak to rozumieć, że niemal wszyscy urzędnicy z kancelarii premiera przed Sądem twierdzą, iż nie mieli nic wspólnego z organizacją tego lotu?

- Na pewno Kancelaria Premiera nie była odpowiedzialna za organizację od strony merytorycznej, bo to było w kompetencjach urzędników Prezydenta. Jednak sama możliwość lotu rządowym samolotem była już w kompetencji szefa Kancelarii Premiera, czyli głównego oskarżonego ministra Tomasza Arabskiego. On był koordynatorem wszystkich urzędników odpowiedzialnych za ten lot. Dziś na sali Sądowej to bardzo dokładnie wybrzmiało, że za przygotowanie wizyty odpowiedzialny był m. in. departament spraw zagranicznych w Kancelarii Premiera.

- Dwie rozprawy toczyły się bez głównego oskarżonego ministra Tomasza Arabskiego. Czy teraz będzie musiał się stawić przed Sądem w Warszawie i usiądzie na ławie oskarżonych?

- Teraz już nie może uniknąć wezwania. Oczywiście będzie mógł odmówić składania zeznań i wyjaśnień, ale to też o czymś świadczy.

- Czy na tym etapie są już jakieś rozbieżności w zeznaniach?

- Tak. Według jednych urzędników Kancelaria Premiera zajmowała się organizacją tego lotu, a według innych nie zajmowali się samolotami. My doskonale wiemy, że nie można polecieć rządowym samolotem z pominięciem Kancelarii Premiera. Cały 36. Spec Pułk Lotniczy był w dyspozycji koordynatora, czyli min. Arabskiego i podległych mu urzędników. Natomiast linia całej obrony wygląda tak, jakby urzędnicy premiera nie mieli nic z tym lotem wspólnego.

- Czyli bez decyzji min. Tomasza Arabskiego samolot nie wyleciałby rankiem 10 kwietnia 2010 roku?

- Oczywiście, że tak. On był przecież koordynatorem lotów i jego obowiązkiem było tak gospodarować samolotem, urzędnikami i wszystkimi procedurami, aby taki lot mógł się odbyć.

- Mamy przecież przykład "słynnego" lotu do Brukseli, gdy min. Tomasz Arabski nie wyraził zgody na lot śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

- To jest najbardziej znana historia. Jednak na przestrzeni lat przed 10 kwietnia 2010 roku możemy pokazać różne przykłady obstrukcji ze strony Kancelarii Premiera w dysponowaniu samolotem.

- Podczas zeznań świadków ze zdumieniem słuchałem, że żaden urzędnik nie znał instrukcji HEAD, która określa zasady transportu najważniejszych osób w państwie w tym oczywiście Prezydenta RP. Może nieuważnie słuchałem. Czy ktoś znał tę instrukcje?

- Z zeznań wynika, że nikt jej nie znał.

- Byli więc niekompetentni... Jak mamy to rozumieć?

- Mam nadzieje, że dopiero dowiemy się o czym to świadczy. Na razie fakty są takie, że tej najważniejszej instrukcji nie znali.

- Czyli zajmowali się lotami Premiera i Prezydenta, a nie znali procedur...

- Zajmowali się zamawianiem lotu np. dla Premiera, ale nie znali instrukcji, która to dokładnie określa.

- O co w tym tłumaczeniu chodzi?

- Nie stosowanie instrukcji HEAD oznacza obniżenie rangi lotu z 10 kwietnia 2010 roku, a wiąże się z tym nieprzestrzeganie odpowiednich procedur bezpieczeństwa.

CZYTAJ DALEJ

Świadectwo: Maryja działa natychmiast

Historia Anny jest dowodem na to, że Bóg może człowieka wyciągnąć z każdej trudnej życiowej sytuacji i dać mu spełnione, szczęśliwe życie. Trzeba tylko się nawrócić.

Od dzieciństwa była prowadzona przez mamę za rękę do kościoła. Gdy dorosła, nie miała już takiej potrzeby. – Mawiałam do męża: „Weź dzieci do kościoła, ja ugotuję obiad i odpocznę”, i on to robił. Czasem chodziłam do kościoła, ale kompletnie nie rozumiałam, co się na Mszy św. dzieje. Niekiedy słyszałam, że Pan Bóg komuś pomógł, ale myślałam: No, może komuś świętemu, wyjątkowemu pomógł, ale na pewno nie robi tego dla tzw. przeciętnych ludzi, takich jak ja.

CZYTAJ DALEJ

Zapowiedź - #PodcastUmajony na naszym portalu już od 1 maja!

2024-04-28 07:35

[ TEMATY ]

Ks. Tomasz Podlewski

#PodcastUmajony

#JezusowaKardiologia

Mat.prasowy

Zapraszamy na codzienne refleksje maryjne przygotowane dla naszego portalu na maj 2024 r. przez ks. Tomasza Podlewskiego.

Startujemy 1 maja 2024 roku, zaraz po północy. Do usłyszenia!

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję