ANNA SKOPIŃSKA: Z perspektywy osób mieszkających na Ukrainie jest tam wojna?
S. BOŻENA MALEC: W naszej części, w Mohylewie Podolskim, nie ma działań wojennych. Dochodzą tylko wiadomości. Miewliśmy też ostatnio cztery pogrzeby chłopców, którzy zginęli na tej wojnie. W parafiach było ogłoszone, by przyjmować do domów uchodźców ze wschodu Ukrainy, jeśliby się pojawili
DMYTRO NOWOSIOŁOW: Jesteśmy tydzień w Polsce i na bieżąco nie mamy informacji, co tam się teraz dzieje. Mam jednak kolegę, który jest w Doniecku. Opowiada straszne rzeczy. Andrzej był przez 10 dni na przepustce w domu. Jego psychika jest już poraniona wojną, tym co tam przeżywa, co widzi. Wrócił do żony i córki, do swojego mieszkania, ale chciał spać na ulicy, w namiocie. Po wojennej traumie nie potrafi już zasnąć w swoim łóżku. Nie potrafi odpowiedzieć, dlaczego. Tak po prostu jest. Mówi, że człowiek w jednej minucie rozmawia z tobą, a za moment widzisz go martwego.
Na Ukrainie widać podział na zwolenników Rosji i wolnej Ukrainy?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
S. BOŻENA: W Doniecku ta sytuacja podziału jest wyraźnie zauważalna. Tu, na zachodzie Ukrainy, panuje cisza, ale nie wiemy, co będzie dalej.
Odczuwacie wsparcie ze strony Polski?
Reklama
DMYTRO: Bardzo przyjemnie jest usłyszeć tu, w Polsce, gdy na Mszach świętych pojawiają się intencje dotyczące Ukrainy. Ludzie deklarują też pomoc i mówią, że w każdej chwili są do niej gotowi.
S. BOŻENA: Widzę tu moc modlitwy. Gdziekolwiek się nie pojawimy, ludzie nam mówią, jak bardzo im żal tych, co giną niewinnych ofiar tej wojny, niepotrzebnych ofiar. Otrzymujemy też bardzo dużo pomocy materialnej. Chociażby z Łodzi, przez to co robi s. Grażyna czy s. Basia z Krakowa. To wiele dla nas znaczy.
Jak układają się stosunki na Ukrainie w wymiarze religijnym, między katolikami a prawosławnymi?
S. BOŻENA: Jest podział na Ukrainę wschodnią i zachodnią. Wschodnia to prawosławie i grekokatolicy, nie wspominam o sektach, katolików jest najmniej. Wszystko zależy od nastawienia prawosławnych księży. Tam, gdzie pracowałam, był patriarchat kijowski i ludzie żyli w zgodzie. Tu, w Mohylewie, jest patriarchat moskiewski. Spotkałam się z sytuacją, gdy prawosławni przychodzili do nas z pytaniem, czy mogą dać na Mszę św., bo w ich rodzinie jest Polak. Duchowni prawosławni nie chcieli się zgodzić, by katolik pojawił się w modlitwie. Bardziej więc ten podział tworzony jest odgórnie niż przez zwykłych ludzi.
A jak wygląda posługa Sióstr w parafii?
Reklama
S. BOŻENA: W Mohylewie jest 15 tys. mieszkańców, w naszej parafii prowadzonej przez Księży Marianów jest 300 wiernych. Docieramy jednak do większej liczby osób. Chodziłyśmy do dzieci z porażeniem mózgowym jako wolontariuszki, do przeciwgruźliczego sanatorium, do domu dziecka. Nie pytałyśmy, czy to prawosławne czy katolickie dzieci. Jeździłyśmy też do domu starców zamieszkałego przez samych prawosławnych. W tych miejscach były straszne warunki. Dlatego jak tylko możemy, pomagamy.
W jaki sposób możemy pomóc rodzinom na Ukrainie?
S. BOŻENA: Modlitwą. To naturalne. Poza nią potrzebne byłyby ubrania dla dzieci, szkolne wyprawki. Mamy wiele rodzin wielodzietnych, które żyją naprawdę w trudnych warunkach. Czy nawet wspomnianemu domowi opieki, gdzie potrzeba w zasadzie wszystkiego od pampersów po materace, na których starsi mogliby leżeć. Potrzebna jest też pomoc finansowa. Wiele rzeczy można wtedy kupić na miejscu. Bo w sklepach nie brakuje, potrzebne są tylko pieniądze.
Jak wygląda codzienne życie?
DMYTRO: Mam żonę, dwoje dzieci. Starsza córka ma 17 lat, syn 13. Pracuję. Średnia zapłata za miesiąc pracy to 150 dolarów. Urzędnicy dostają więcej 300. Przez panującą sytuację ceny w sklepach zmieniają się każdego dnia. Dziś np. kosztuje coś 100 hrywien, jutro placę już 130. Nie ma pewności tego, co będzie.
S. BOŻENA: W tym roku nie wiemy, co będzie z gazem. Ludzie bardzo przeżywają tę sytuację. W domach polikwidowano zwykłe piece, założono gazowe. W szkołach dzieci mają się uczyć w soboty, by zimą nie chodzić do szkoły. Żyje się z dnia na dzień.
Czego pragnie normalna ukraińska rodzina?
Reklama
DMYTRO: By nie było wojny. To pierwsze, co chce każda ukraińska rodzina. Pokoju. W rodzinach matki przeżywają, że być może syna jutro powołają do wojska. Rodziny tych, co poszli do wojska, nie wiedzą, czy jutro syn wróci czy przywiozą trupa.
Dużo osób dostaje powołanie?
DMYTRO: Wybiorczo, z różnych stron Ukrainy.
A Pan?
DMYTRO: Jeśli trzeba, to pojdę. Chociaż tak naprawdę, nie chcę do nikogo strzelać. Andrzej opowiadał, że separatyści co chwila zmieniają pozycję, że Rosjanie wspomagają separatystów. Bo i skądże mieliby broń, skoro w Doniecku jej nie było?
Są szanse na pokonanie separatystów?
DMYTRO: Wierzymy w zwycięstwo. Ale ukraińskie wojsko nie ma sprzętu.
S. BOŻENA: Wojsko nie ma ani żywności, ani wody, żołnierze śpią na ziemi. Cywile przywożą im kaski, kamizelki kuloodporne, jedzenie. Po parafiach zbierane są pieniądze na karimaty, kaski dla tych chłopców.
DMYTRO: Jak ktoś dostaje powołanie do wojska, to rodzina kupuje mu wyposażenie, po to, by przeżył.
Przed Majdanem było lepiej?
DMYTRO: Kilka lat stabilności.
S. BOŻENA: Majdan to była nadzieja, że wszystko się zmieni, że będzie lepiej.
A teraz?
Teraz wojna…