WIESŁAWA LEWANDOWSKA: Premier Ewa Kopacz w swoim exposé powiedziała, że węgiel będzie dla Polski surowcem strategicznym. W ciągu siedmiu lat rządów PO nie słyszeliśmy tego rodzaju deklaracji; panował raczej nastrój wymaganej przez UE rezygnacji z tego „nieekologicznego” surowca energetycznego. Zaszła tu wreszcie jakaś strategiczno-polityczna zmiana?
GRZEGORZ TOBISZOWSKI: Chciałbym w to wierzyć. Jeśli tak, to szkoda, że tak późno, dopiero pod presją trudnych okoliczności. Polską racją stanu zawsze była, a w ostatnim czasie z uwagi na wojnę toczącą się za naszą wschodnią granicą szczególnego znaczenia nabiera energetyka oparta przede wszystkim na surowcach znajdujących się w naszych granicach, czyli na węglu kamiennym i węglu brunatnym. To jest racjonalne i dobre dla bezpieczeństwa kraju.
Tymczasem branża węglowa w Polsce jest w zapaści. Nie przejmowano się zanadto tym, co dobre dla bezpieczeństwa kraju...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Od 2-3 lat nasze środowisko kierowało do premiera Donalda Tuska zapytania w tej sprawie, a on dopiero niedawno zaczął nas zapewniać, że polska energetyka ma być oparta na węglu, że węgiel kamienny jest strategicznym surowcem w polskiej energetyce.
Ostatnio nawet oburzył się na nadmierny eksport węgla rosyjskiego...
Reklama
Tak, tyle że o wiele za późno, dopiero pod presją społeczną i na użytek wyborczy, podczas kampanii do europarlamentu. Gigantyczny kłopot z węglem rosyjskim pozostał.
Można było go uniknąć?
Oczywiście! Problem wyraźnie narastał od roku 2009 na skutek rozregulowania systemu sprzedaży węgla energetycznego. Dwa główne, kontrolowane przez państwo podmioty spółki Skarbu Państwa Kompania Węglowa i Katowicki Holding Węglowy ze względu na pogarszające się wyniki finansowe zaczęły ze sobą konkurować m.in. na rynkach zagranicznych, obniżając ceny. W tym samym czasie rosły koszty wydobycia węgla, w dużej części związane ze spadkiem wydajności maszyn i sprzętu oraz fatalną organizacją pracy.
Koszty rosły jak mówi z zazdrością reszta kraju z powodu zbyt kosztownych przywilejów górniczych...
Te przywileje to dziś tylko jeden wielki mit, jeszcze z poprzedniej epoki. Po 25 latach pracy na dole kopalni górnik może iść na emeryturę. I nie jest to nic wyjątkowego, biorąc pod uwagę pracę, jaką wykonuje. Bardzo często dowiadujemy się z mediów o wypadkach na kopalniach ale to są już bardzo poważne wypadki, często zbiorowe. Rzadko natomiast mówi się o tych drobnych, które okaleczają człowieka i powodują niezdolność do pracy na dole kopalni, a innej pracy przecież nie ma.
Za to ponoć zarobki są niebotycznie wysokie...
Reklama
Płace górników w kopalniach nie są tak bajeczne, jak podają media. Przeciętny zarobek górnika pracującego na dole kopalni, np. w transporcie, wynosi ok. 2800 zł netto, a ratownika górniczego z przepracowanymi trzema sobotami ok. 4000 zł netto. Na ścianie pracują górnicy, którzy z trzema przepracowanymi sobotami zarabiają 3500-4000 zł na rękę. Nie mówimy tu, oczywiście, o średniej dla całej kopalni, liczonej razem z kadrą zarządzającą...
Kadra zarządzająca płaci sobie o wiele za dużo?
Zdecydowanie tak, i w dodatku nie wywiązuje się ze swoich zadań. Zarządzanie w kopalniach w ostatnich latach zależy głównie od ustaleń zarządu spółki, który powinien zająć się przede wszystkim sprzedażą węgla, a wydobywanie go pozostawić w rękach kadry zarządzającej bezpośrednio kopalniami.
Górnicy coraz częściej narzekają, że ich wysiłek nie jest należycie wykorzystywany.
Mają rację. Gdy w latach 2005-06 rząd PiS miał do czynienia z taką właśnie sytuacją, postulowaliśmy zwiększenie środków na inwestycje modernizacyjne, m.in. także w celu przygotowania nowych ścian do wydobycia. Nasze kopalnie, wówczas ciągle jeszcze przechodzące restrukturyzację, potrzebowały doinwestowania szczególnie w Kompanii Węglowej, powstałej z sześciu spółek węglowych i mającej 4 mld zł starego zadłużenia (które spłacała regularnie od 2001 r.). Spłacała wszystkie swoje powinności kosztem środków na inwestycje. Należało więc te inwestycje pobudzić.
Jak?
Reklama
Rząd PiS wynegocjował w Unii Europejskiej zgodę na pomoc publiczną, na tzw. inwestycje początkowe w górnictwie, podnoszące efektywność i bezpieczeństwo wydobycia. W 2007 r. Kompania Węglowa była rentowna, a Katowicki Holding Węglowy miał na tyle dobry wynik finansowy, że strona społeczna przeprowadziła tam referendum, aby 30 proc. akcji wypuścić na giełdę dla pozyskania dodatkowych środków na inwestycje. W 2007 r. w polskim górnictwie odnotowano zyski, a rząd PiS przyjął strategię rozwoju górnictwa do 2015 r. I przede wszystkim w 2007 r. mieliśmy sieć kontrolowanych sprzedawców węgla; staraliśmy się wyrugować „dzikich” pośredników, aby Kompania i Holding mogły czuwać nad tym, kto i gdzie sprzedaje ich węgiel.
A mimo to wkrótce polskie górnictwo okazało się słabe i bezradne. Dlaczego?
Trzeba tu prześledzić poczynania naszych następców, czyli rządu Donalda Tuska. Moim zdaniem, początkiem równi pochyłej górnictwa było to, że ówczesne Ministerstwo Skarbu Państwa (odpowiedzialne za emisję akcji Holdingu) nie potrafiło odpowiednio sprawnie i szybko porozumieć się z Ministerstwem Gospodarki nie doszło wówczas do emisji akcji. Jednakże jeszcze w 2011 r. Kompania miała prawie 1 mld zł zysku, Holding był także na niewielkim plusie. I nagle w roku 2013 zaczęły pojawiać się głosy, że coś jest nie tak, że Kompania ma... ok. 600 mln zł na minusie. A Holding, któremu w końcu udało się wypuścić obligacje na ponad 1 mld zł, także odnotowuje straty...
...które pojawiły się tak „Deus ex machina”?
O, nie! To był proces złożony z wielu konkretnych zaniechań i zaniedbań. W latach 2008-12 nie wykorzystano czasu koniunktury, kiedy to zarówno Kompania, jak i Holding miały jeszcze środki na inwestycje. Wprawdzie w 2010 r. PO łaskawie zgodziła się na wyasygnowanie 400 mln zł na inwestycje początkowe w całym sektorze węgla kamiennego (30 proc. z budżetu państwa, 70 proc. środków zewnętrznych), jednak całkowicie zlekceważono utrzymanie dotychczasowych stałych rynków zbytu, zwłaszcza krajowych.
Reklama
I wtedy zaczął napływać do Polski konkurencyjny węgiel z Rosji?
Tak. I co najdziwniejsze, ta marna kondycja sektora górniczego nie wzbudziła większego niepokoju odpowiedzialnych instytucji państwa. Nie analizowano, dlaczego do Polski napływa ogromna ilość węgla z importu, dlaczego jest on tańszy od polskiego, dlaczego nasze zakłady energetyczne godzą się na używanie gorszego jakościowo surowca...
Dlaczego?
Często na to pytanie pada odpowiedź, że mamy wolny rynek. Dopiero ostatnio pojawiła się kwestia nadrzędności bezpieczeństwa energetycznego kraju, choć jeszcze nie przekłada się ona na konkretne działania. Nie próbuje się usprawnić ani zarządzania w górnictwie, ani organizacji sprzedaży węgla.
Dlatego, że eksportowanie węgla okazało się jednak bardziej opłacalne?
Tak. Stąd to otwarcie na tani rosyjski węgiel, który z taką łatwością wyrugował nasz własny... Zupełnie nie rozumiem, dlaczego polskiemu sektorowi energetycznemu nie zależy na tym, aby polskie górnictwo było dobrze zarządzane, by dostarczało dobrego, taniego węgla, na mocy pewnych i długoletnich umów! Polska energetyka powinna bezwzględnie korzystać z polskiego węgla. Przecież to powinno być normalne i oczywiste.
Reklama
W Polsce o wielu oczywistych sprawach mówi się ostatnio niemal w kategoriach przewrotu kopernikańskiego... Niedawno pojawiły się odkrywcze głosy o konieczności powiązania polskiego węgla z polską energetyką.
I to naprawdę byłby przewrót kopernikański! Niestety, polska energetyka jest dziś zupełnie oderwana od tego, co się dzieje w sektorze węgla kamiennego; i tu zanadto skupiono się na czystym zysku, zapomniano o polskiej racji stanu, o warunkach bezpieczeństwa energetycznego. Dziś energetyka podlega ministrowi skarbu, a górnictwo ministrowi gospodarki, co rodzi konflikty. Dlatego PiS od dawna postuluje utworzenie ministerstwa energetyki i surowców. Byłoby to ważne także w związku z obostrzeniami dotyczącymi energetyki węglowej, wynikającymi z przyjętego przez Polskę unijnego Pakietu Klimatycznego. W tej mierze niezbędne jest szczególnie skorelowane działanie obu tych sektorów. Zwłaszcza w najbliższych latach...
...gdy z energetyką węglową będzie zaciekle walczyć unijne lobby ekologiczne?
Tak. Niewątpliwie zakładając nasze trwanie przy węglu będziemy musieli tak modernizować technologie spalania węgla, aby coraz skuteczniej redukować emisję CO2; elektrownie muszą przeprowadzić stosowne inwestycje, a węgiel będzie musiał spełniać określone wymagania jakościowe. Te przemiany muszą być koordynowane przez państwo, nie mogą być jak dotąd pozostawione na pastwę dość już zepsutego wolnego rynku.
Reklama
Przyjęte przez Polskę warunki Pakietu Klimatycznego wymuszą jednak przynajmniej częściową rezygnację z węgla jako surowca energetycznego...
Trzeba i to brać pod uwagę, ale konkretne decyzje należy podejmować wyłącznie na podstawie własnych, nienarzucanych z zewnątrz, kalkulacji i szacunków. Trzeba w miarę dokładnie zaplanować, ile, ale także jaki węgiel będzie potrzebny w zmodernizowanych oraz nowych blokach energetycznych, które pilnie muszą być w Polsce zbudowane. Dziś, niestety, panuje w obu branżach inwestycyjny chaos. A samo górnictwo żywi się jedynie siłą protestów społecznych.
I zapewne będzie tych protestów coraz więcej, ponieważ wobec unijnych nacisków w Polsce zapanowała tendencja raczej do zamykania kopalń niż do ich unowocześniania.
Nie można wykluczyć dyskusji nad zasadnością funkcjonowania niektórych kopalń, ale nie można tego robić tak beztrosko i skandalicznie, jak w przypadku KWK „Kazimierz-Juliusz”. Wiele tygodni temu wiceminister gospodarki Tomasz Tomczykiewicz zapowiadał likwidację tej kopalni na czerwiec przyszłego roku, ze względu na zbyt duże koszty wydobycia. Nieco później inny minister wyrokuje, że ta kopalnia musi być zlikwidowania natychmiast, ponieważ nie ma tam już węgla... Można powiedzieć, że ludzie odpowiedzialni za branżę górniczą zachowują się jakoś dziwnie beztrosko. I to właśnie oni generują ogromne straty oraz niepotrzebne wydatki.
Reklama
Jak te 100 mln zł wyasygnowane dla „Kazimierza-Juliusza” przez panią premier Kopacz?
Tą kopalnią-spółką podlegającą Katowickiemu Holdingowi Węglowemu należało zainteresować się o wiele wcześniej, zwłaszcza że od dawna wiadomo było, iż pokłady węgla się kończą. Mimo to nie utworzono tzw. funduszu likwidacyjnego, który na mocy ustawy z 2007 r. każda kopalnia musi tworzyć... Gdzie był nadzór właścicielski, gdzie zgoda Skarbu Państwa na zastawienie majątku kopalni w postaci 1800 mieszkań zakładowych, w których obecnie komornik rozpoczął egzekwowanie wyroków sądowych, przejmując zastawiony majątek w postaci zajętych mieszkań? To skandaliczne, że wyrzuca się teraz ludzi na bruk.
Prof. Leszek Balcerowicz twierdzi, że ludzie na Śląsku nie są głupi i wiedzą, że trzeba zamykać kopalnie...
Jako poseł ziemi śląskiej pragnę zauważyć, że likwidacja kopalni to nie jest zgaszenie światła i wyjście z pokoju, że każda likwidacja pociąga za sobą dziesiątki, a nawet setki milionów kosztów. Przykładem może być obecny projekt koalicji rządowej PO-PSL z budżetu państwa ze względu na głębokie zaniedbania trzeba będzie wyasygnować 280 mln zł na likwidację kopalni „Kazimierz-Juliusz”.
* * *
Grzegorz Tobiszowski
Ekonomista, polityk, samorządowiec, poseł na Sejm RP V, VI i VII kadencji