Reklama

Polityka

Muzeum Tuska?

Donald Tusk obejmuje odpowiedzialną placówkę w zjednoczonej Europie i żegna się na lata z polską polityką. I już dziś trzeba myśleć o stworzeniu muzeum jego rządów. Tym bardziej że lista eksponatów, które trzeba zgromadzić, jest spora. Czapka z Peru, cygaro Montecristo, sztabka Amber Gold czy minirozmówki polsko-angielskie, które z pewnością przydadzą się w pracy szefa Rady Europejskiej - to tylko część z nich

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Rządy Tuska trwały siedem lat i wystarczy - twierdzi nie tylko opozycja, ale nawet sam premier, skoro odchodzi do innej pracy. Jak wynika z badań, zmiany chciało coraz więcej Polaków. Kto pamięta czasy, gdy Tusk bił halowy rekord Europy, wygłaszając trwające 3 godz. i 5 min exposé. Przebił nawet Jerzego Buzka, który mówił 150 min. - Nie na każdym filmie tyle bym wysiedział - żartował nawet Jacek Żakowski.

Tamto exposé trwało długo, Tusk wiele obiecał i nie spełnił, dlatego wykrywacz bajek i bujd, czyli wariograf, mógłby być ozdobą muzeum Tuska. A co poza tym? Oto kilkanaście innych eksponatów - może w porządku alfabetycznym.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

A jak asfalt z autostrady

Ponad 1,5 tys. km autostrad i trzy razy tyle nowych i zmodernizowanych ekspresówek zakładał Narodowy Program Wielkiej Budowy, z którym partia Tuska szła do wyborów. Autostrady i drogi ekspresowe - w zapowiedziach premiera i jego ministrów - miały już w ubiegłym roku przecinać Polskę wzdłuż i wszerz. Niestety, nie przecinają ani wzdłuż, ani wszerz, i nie wiadomo, kiedy będą przecinać. Kłopoty z wykonawcami, dziwne przetargi, przeciągające się prace projektowe, nieudolność urzędników i zwykłe złodziejstwo spowodowały, że plan Wielka Budowa ciągle jest w budowie.

B jak babci dowód

To schowanie dowodu babci przez wnuczka przyczyniło się najpewniej do dojścia Donalda Tuska do władzy. Doprawdy, trudno znaleźć inną przyczynę jego sukcesu. Ponoć w najbliższych wyborach może się to zmienić i babcia schowa dowód wnuczkowi. Jeśli jeszcze nie wyjechał za granicę - jak setki tysięcy innych wnucząt za rządów Donalda Tuska. Uzupełniającym eksponatem mógłby być zmywak z Wielkiej Brytanii, na którym zasuwają polscy absolwenci uczelni. Premier Tusk wie o zakusach babć i sam woli wyjechać.

C jak ciujo z Peru

Premier Donald Tusk odbył niemal 200 wizyt zagranicznych, a szlak jednej z pierwszych wiódł do Peru. Przywiózł stamtąd Order Słońca Peru - najwyższe tamtejsze odznaczenie za zasługi dla Peru, i chullo (wym.: ciujo) - czapkę przeznaczoną do ochrony przed zimnem i wiatrem. Ciujo, utkane z wełny alpaki lub owcy, ma cechy potrzebne mężom stanu: lekkość, trwałość i świeżość. Zdjęcie premiera w ciujo zrobiło furorę, a zawistnicy twierdzili, że podróże Tuska są potrzebne jak te z powiedzenia: „konferencja w Baden-Baden, a skutek żaden-żaden”.

Reklama

D jak dorsz za 8 zł

Ten eksponat jest mały jak... dorsz kupiony za 8,16 zł służbową kartą przez jednego z posłów PiS. Wytropiła go Julia Pitera, kiedyś faworyta premiera i pełnomocnik rządu ds. walki z korupcją w jednej osobie. Ten dorszyk - główne osiągnięcie Pitery przez 4 lata piastowania urzędu - stał się symbolem antykorupcyjnych działań (a raczej ich braku) ekipy Donalda Tuska. W końcu urząd Pitery zlikwidowano i obliczono, że kosztował nas ponad 1,5 mln zł. Pochłaniał 30 tys. zł miesięcznie, licząc same pensje. Pani Julia otrzymywała co miesiąc około 12 tys. zł, zatrudniała 2 sekretarki i 2 kierowców.

F jak fotoradar

- Tylko facet, który nie ma prawa jazdy, może wydawać pieniądze na fotoradary, a nie na drogi. Polacy mają być kontrolowani w każdym miejscu. Utrudnić ludziom życie do maksimum, a na końcu skontrolować ich wszystkich, bez wyjątku - mówił Tusk, lider opozycji tuż przed wyborami w 2007 r. Po wyborach zmienił zdanie. Dziś, po 7 latach rządów koalicji PO-PSL, fotoradar - nieodłączne wyposażenie polskich dróg - stał się jednym z symboli władzy Tuska. Nie ma dymu bez ognia; fotoradary nie pojawiły się bez przyczyny, a chodzi o łatanie powiększającej się dziury budżetowej, która mogłaby być kolejnym eksponatem w naszym muzeum, gdyby dobrze było ją widać.

G jak gała, czyli futbolówka

- Dużo więcej czasu poświęcam kibicowaniu i graniu w piłkę nożną niż polityce - mówił Tusk w rozmowie z premierem Słowacji. Przesadzał, ale tylko trochę: futbol to dla niego coś więcej niż hobby. Nie omija transmisji z meczów i sam kopie od lat. Na boisku bywa agresywny, bo nie lubi przegrywać. Lubi uderzenie z czuba i grę na sępa, polegającą na czekaniu na piłkę pod bramką przeciwnika. Czeka na podania na pustaka, by być sam na sam z bramkarzem. Grę w piłkę traktuje jako coś, co odstresowuje, podobnie jak czekolada i wino, na rzecz którego porzucił whisky i cygaro, które też powinno trafić do muzeum. Szczególnie lubiana przez premiera marka to Montecristo.

Reklama

K jak kora z pancernej brzozy

Pancerna brzoza - według rosyjskich (MAK) i polskich (komisja Millera, czy raczej Tuska) denuncjacji - miała stanąć na drodze tupolewa i go uszkodzić. Ale jest problem: są wątpliwości co do pomiarów wysokości przełamania drzewa. Półtora metra robi sporą różnicę. Specjaliści wątpią jednak, czy brzoza była aż taka pancerna. Tzw. komisja Millera sporo ustalała na oko. Jej członkom nie zapewniono bowiem swobodnego dostępu do dowodów, świadków czy miejsca katastrofy. A to już efekt zauroczenia premiera Putinem (i wersją o pancernej brzozie).

L jak automat do lodów

Dawna posłanka Beata S. nie była prekursorką kręcenia lodów na szczytach PO, ale to jej sprawki wyszły na jaw i pokazały władzę od zaplecza. Pani Beata w rozmowie z oficerem CBA zapowiadała przekształcanie szpitali w spółki i „kręcenie na tym lodów”. „Jest nas troje, którzy tworzą prawo” - mówiła i zapewniała, że „ci będą mieli fart, którzy pierwsi będą wiedzieć [o zmianach przepisów]”. „Jak wygramy wybory, to dopiero będziemy kręcić lody!” - oznajmiała posłanka PO.

M jak miotła Grasia

Prasa nazwała byłego rzecznika rządu Pawła Grasia, jednego z najbliższych współpracowników Tuska i, jak mówił sam premier, drugą twarz rządu, a czasami nawet pierwszą - „dozorcą u Niemców”. Graś przez kilkanaście lat za darmo mieszkał z rodziną w willi należącej do niemieckiego biznesmena. Jak tłumaczył, zawarł z nim umowę, zgodnie z którą opiekuje się domem w zamian za możliwość nieodpłatnego mieszkania. Jak wyliczono, za takie lokum zapłaciłby 5 tys. zł miesięcznie. Rzecznik nie wpisał fuchy w rejestr korzyści, a także nie zapłacił podatku. Zwykły Polak miałby kłopoty, człowiek Tuska może spać spokojnie. I właśnie tak śpi.

Reklama

P jak Pędzący Królik, Sowa i Przyjaciele

Szyldy tych warszawskich lokali z pewnością powinny znaleźć się w muzeum. W pierwszym doszło najpewniej do przecieku w aferze hazardowej - ostrzeżono osoby podejrzane o nielegalny lobbing przy ustawie hazardowej. Według CBA, stało się to podczas spotkania Marcina Rosoła, szefa gabinetu ministra Mirosława Drzewieckiego, z Magdaleną Sobiesiak, córką biznesmena z branży hazardowej. Próba przeforsowania ustawy o grach losowych, tak by była ona korzystna dla rekinów hazardu, a prywatnie - kolegów polityków PO, spowodowała serię dymisji w rządzie i pogonienie szefa CBA Mariusza Kamińskiego, który... aferę wyśledził. Nie było za to dymisji, gdy ujawniono taśmę ze spotkania szefów MSW Bartłomieja Sienkiewicza i NBP Marka Belki, podczas którego obaj rozważali przeprowadzenie zamachu stanu.

P jak kropla potu z czoła „Zbycha”

Gdzieś koło szyldu „Pędzącego...” i „Sowy...” powinna znaleźć się kropla potu z czoła Zbigniewa Chlebowskiego, dawnego szefa klubu PO. Podczas konferencji prasowej po wybuchu afery hazardowej pocił się on strasznie - miał bowiem powód. Gdy z podsłuchanej przez CBA rozmowy wynikało, że Chlebowski jest zaangażowany w blokowanie niekorzystnych dla branży zmian w ustawie o grach losowych, „Zbychu” mówił o rozmowach w tej sprawie z „Grześkiem” i „Mirem” (Schetyną i Drzewieckim). Ani „Miro”, ani „Zbychu” nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności karnej. Aferę zatuszowano, a raport komisji śledczej pod kierunkiem posła Sekuły zupełnie ośmieszył tę instytucję.

R jak rozmówki polsko-angielskie

Muzeum musi też mieć „na stanie” egzemplarz minirozmówek polsko-angielskich, z których premier Tusk - już jako przewodniczący Rady Europejskiej - będzie często korzystał. Egzemplarz musi być w oprawie skórzanej stylizowanej, z wyklejką z papieru ręcznie antykowanego, z tłoczeniem złotem tytulatury na grzbiecie i okładce przedniej, ze zdobieniami reliefowymi na okładce. Należy się, wszak cała Polska ściska kciuki, żeby premier nie pomylił np. „whole” (całość, cały) z „hole” - dziurą, np. wspomnianą „black hole” - czarną dziurą. Wymowa jest identyczna.

Reklama

S jak sztabka Amber Gold

Spółka Amber Gold inwestowała w złoto, a klientów kusiła wysokim oprocentowaniem, znacznie wyższym od lokat bankowych. Gdy firma ogłosiła decyzję o likwidacji, tysiące klientów nie odzyskało pieniędzy. Wyłudzenie było możliwe m.in. dzięki bezwładowi instytucji publicznych. Głośno o firmie zrobiło się, gdy w tarapaty wpadły należące do niej tanie linie lotnicze OLT Express. Pracował w nich syn Tuska, który jednocześnie był pracownikiem gdańskiego lotniska. Prokuratura nie doszukała się w tej pracy na dwie strony przestępstwa (nie jest nim konflikt interesów). Nie było też dowodów, że ostrzeżony przez ABW premier ostrzegł przed AG syna, a jej klientów już nie. Ale niesmak pozostał, o czym w piosence „Jarek, Polskę zbaw” śpiewał zespół „V-Unit”.

T jak kępa trawy ze stadionu

Otwarcie Stadionu Narodowego, który miał być jednym z sukcesów ekipy Tuska, było odkładane wielokrotnie, tyle razy, ile wymieniano murawę. Ponadto były problemy z budową gmachu, instalacją przeciwpożarową, rozsuwanym dachem i wieloma innymi sprawami. Stadion stał się obiektem żartów, a nie dumy rządowej. Po zalaniu murawy i konieczności przełożenia meczu z Anglią został nazwany Basenem Narodowym. I jest nim do dziś. I to mimo stawania na głowie reżimowych mediów.

Z jak zdjęcie z Putinem

Dlaczego premier Tusk zgodził się na oddanie śledztwa smoleńskiego Rosjanom? Odpowiedzi brak, a to ważne, wybór konwencji chicagowskiej uniemożliwia nam bowiem odwołanie się od raportu MAK do międzynarodowych organizacji lotniczych i pozwala bolszewikom na przetrzymywanie kluczowych dowodów. Przyczyny takiego stanu rzeczy mogą być różne, jedna z możliwości to wspomniane zauroczenie Tuska Putinem. Porozumienia w sprawie przyjęcia konwencji chicagowskiej nie spisano i to mogło doprowadzić do ogrania premiera Donalda przez cara Władimira. Pamiętamy zdjęcie uwieczniające moment, gdy w Smoleńsku car przytulił Tuska, i słynnego żółwika Putin-Tusk. Czy można było odmówić carowi? Reszta to już tylko skutki chwili zapomnienia.

Reklama

Ż jak żyrandol

Nawet Tadeusz Mazowiecki, zwany Żółwiem, nie zdzierżył. - Tusk popełnił błąd, bo prezydentura to nie tylko żyrandol - mówił. Chodziło o słowa premiera, gdy uzasadniał decyzję o wycofaniu się z udziału w wyborach prezydenckich w 2010 r. - Po tym, jak nowy prezydent mówi słowa przysięgi, jest tylko prestiż, zaszczyt, żyrandol, pałac i weto - mówił. Walkę podjął jego bliski współpracownik Bronisław Komorowski i to on stał się strażnikiem żyrandola, czego Tusk zdaje się mu zazdrościć. Po 5 latach na europejskich salonach chciałby zasiąść w Belwederze.

Inne eksponaty

Twórcy Muzeum Donalda Tuska mogą wybierać, przebierać w eksponatach, które dałoby się w nim pokazać. Ekspozycję warto uzupełnić o portret pamięciowy seryjnego samobójcy (krążącego po Polsce w czasie rządów Donalda Tuska), mikrofon z podsłuchu (jeszcze nigdy nie byliśmy tak słuchani przez władzę, ale władza siebie nawzajem też słucha), koło z zepsutego tuskobusu, kartkę z Kataru od biznesmena, który nie kupił Stoczni Szczecińskiej i, oczywiście, banknot o nominale 100 euro, które premier obiecał wprowadzić już w 2011 r. Na szczęście obietnicy nie spełnił.

2014-12-02 14:50

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Głowa w piasku

Niedziela Ogólnopolska 9/2015, str. 41

[ TEMATY ]

polityka

Tusk

Unia Europejska

Πρωθυπουργός της Ελλάδας / Foter / CC BY-SA

Nowo wybrany przewodniczący Rady Europejskiej, na wyrost nazywany „prezydentem Europy”, jest niewidoczny.

Gdzie jest Donald Tusk? Pytanie to coraz częściej rozbrzmiewa nie tylko w Parlamencie Europejskim, ale formułowane jest też na łamach zagranicznej prasy. Chodzi o dwa najważniejsze wydarzenia, którymi żyje Unia Europejska – tzw. Grexit, czyli możliwość opuszczenia wspólnoty przez Grecję, oraz wojnę na Ukrainie. Przy próbie rozwiązywania obu palących kwestii nowo wybrany przewodniczący Rady Europejskiej, na wyrost nazywany „prezydentem Europy”, jest niewidoczny. Niespełna trzy miesiące temu, tuż po jego wyborze, formułowano opinie, że nominacja Tuska wzmocni kierunek wschodni UE, podrażni Rosję Putina, bo wiadomo – polityk z Polski będzie dwoił się i troił, angażując się w sprawy swojego regionu. Tymczasem – flauta, pustka. Zawiedzeni postawą Tuska mogą być tylko ci, którzy na poważnie brali jego niespójną narrację. Najpierw zarzekał się, że żadnym etatem w Unii nie jest zainteresowany, aby po wyborze na najbardziej lukratywne stanowisko szefa Rady oznajmić, iż „obecność ludzi z naszego regionu jest potrzebna UE, zwłaszcza że w ostatnich miesiącach sytuacja wokół Europy uległa zmianie”. Zapewniał, że Unia potrzebuje nie tylko jego doświadczenia, ale i energii. Mówił, że przybył tu z „mocnym poczuciem misji”. Buńczucznie ogłosił: „Polski styl odbije się na tym, co Europa będzie robiła w przyszłości”. Czy już wówczas miał świadomość, że zostanie sprowadzony do roli niewidocznego, aczkolwiek dobrze opłacanego figuranta, przyklepującego wszystkie posunięcia swojej promotorki? To właśnie kanclerz Niemiec Angela Merkel, przy wsparciu grającego drugie skrzypce prezydenta Francji François Hollande’a, przejęła całkowicie inicjatywę. Duet ten w imieniu wszystkich krajów UE uzgadnia polityczną przyszłość tego regionu z władzami Rosji i Ukrainy. Przewodniczący Rady Europejskiej nawet im nie asystuje. Graniczącą z obydwoma krajami Polskę z rozmów „wylogowano”. Wymienione cztery kraje – Rosję, Ukrainę, Niemcy i Francję – określono mianem tzw. formatu normandzkiego, którego decyzje przewodniczący Rady w ciemno popiera. Tusk, zmagający się z krytyką swojej bezczynności, publicznie utrzymuje, że Niemcy i Francja konsultują z nim posunięcia i jest o nich wcześniej informowany. W Brukseli mało kto daje temu wiarę. Podczas gdy na wschodniej flance Unii toczy się poważna walka o strefy wpływów, Tusk, chowając głowę w piasek, nie tylko poświęca interes wspólnotowy, ale przyjmując taką pozycję, niejako odruchowo zmuszony jest eksponować zgoła inną część ciała.

CZYTAJ DALEJ

Świadectwo: Maryja działa natychmiast

Historia Anny jest dowodem na to, że Bóg może człowieka wyciągnąć z każdej trudnej życiowej sytuacji i dać mu spełnione, szczęśliwe życie. Trzeba tylko się nawrócić.

Od dzieciństwa była prowadzona przez mamę za rękę do kościoła. Gdy dorosła, nie miała już takiej potrzeby. – Mawiałam do męża: „Weź dzieci do kościoła, ja ugotuję obiad i odpocznę”, i on to robił. Czasem chodziłam do kościoła, ale kompletnie nie rozumiałam, co się na Mszy św. dzieje. Niekiedy słyszałam, że Pan Bóg komuś pomógł, ale myślałam: No, może komuś świętemu, wyjątkowemu pomógł, ale na pewno nie robi tego dla tzw. przeciętnych ludzi, takich jak ja.

CZYTAJ DALEJ

Kard. Stanisław Dziwisz kończy 85 lat

2024-04-26 23:45

[ TEMATY ]

kard. Stanisław Dziwisz

Karol Porwich/Niedziela

Kard. Stanisław Dziwisz był przez 39 lat najbliższym współpracownikiem Karola Wojtyły, najpierw jako sekretarz arcybiskupa krakowskiego, a następnie osobisty sekretarz Ojca Świętego. Jako metropolita krakowski w latach 2005 – 2016 pełnił rolę strażnika pamięci Jana Pawła II i inicjatora wielu dzieł jemu poświęconych. Zwieńczeniem jego posługi była organizacja Światowych Dni Młodzieży Kraków 2016, które zgromadziły 2, 5 mln młodych z całego świata.

W Rabie Wyżnej i w Krakowie

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję