O. MICHAŁ LEGAN OSPPE: – Tytuł filmu „Piąte: nie odchodź” odsyła do Dekalogu, ale bardziej chyba jeszcze do „Dekalogu” Krzysztofa Kieślowskiego. Czy to Pani inspiracja?
KATARZYNA JUNGOWSKA: – O to należałoby zapytać scenarzystów: Erica Stępniewskiego i Wojciecha Lepiankę. Tytuł został zaczerpnięty z piosenki Patrycji Markowskiej o tym, że jak się od kogoś odchodzi, to zabija się jakąś część nas – w sobie i w tym, kogo się opuszcza. Ta myśl pasowała do naszego filmu.
– Pani debiut to film o dojrzewaniu. Bohaterka filmu przechodzi od swojego wewnętrznego świata ku dorosłości rozumianej jako dostrzeganie świata wokół siebie, szerszego horyzontu rzeczy. Czy to było zamierzeniem twórczym, czy o tym chciała Pani opowiedzieć?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Film opowiada o konflikcie pokoleń, szeroko obecnym w naszych czasach. Dziecko nie może się pogodzić z tym, że rodzic ma nowego partnera. Dorastanie to zrozumienie pewnych spraw, których czasami nie chcemy zrozumieć. Istnieje świat dzieci i świat rodziców i chciałam te dwa światy pogodzić.
– Delikatność i efemeryczność dziewczęcego świata bohaterki filmu podkreśla jej „wyczulenie” na świat metafizyki, świat aniołów. Czy to jest także Pani doświadczenie?
Reklama
– W pewnym tego słowa znaczeniu. Myślę, że wszystkie dzieciaki mają tzw. swój świat. Zależy to od tego, czym nasi dziadkowie i rodzice napełnili nas za młodu. Moja babcia była osobą wierzącą, więc mam to we krwi.
– Film pokazuje także konflikt. Rodzina jest w centrum opowiadania, to ważne, ale nie jest to rodzina idealna. Czy to dla Pani ważny temat, osobisty?
– Myślę, że ten temat jest dla nas wszystkich ważny i osobisty. Udało nam się zrealizować film, który dotyczy nas wszystkich. Kto nie ma konfliktu z przynajmniej jednym z rodziców w dzisiejszych czasach...
– A co z aniołami? Odnoszę wrażenie, że wypowiada Pani w filmie swoją wiarę w anioły, a jednocześnie zatrzymuje się o krok od wyznania pełnej o nich prawdy: tego, skąd pochodzą, na czyj rozkaz działają i do kogo mają człowieka doprowadzić…
– Film jest pracą grupową, zwłaszcza kiedy reżyser nie jest autorem scenariusza. Myślę, że można by zapytać o to całą ekipę filmową i chyba większość odpowiedziałaby na to pytanie uśmiechem.
– Współpraca z takimi znakomitymi aktorami, jak Pani mama – Grażyna Szapołowska, Daniel Olbrychski czy Łukasz Simlat uskrzydla czy przytłacza?
– Współpraca z aktorem to akurat mój konik. Mając na planie tak wielkie nazwiska, czuję się ogromnie zaszczycona. Niemniej jednak współpraca ze wszystkimi aktorami uskrzydla. Uwielbiam moment, kiedy coś komuś tłumaczę i obie strony wiedzą, że jest to po prostu logiczne. Może dlatego, że skończyłam wydział aktorstwa, łatwiej jest mi porozumieć się z aktorami.
– Metafizyka życia – o tym będą Pani przyszłe filmy?
– Następny film, który bardzo chcę zrobić, to kino akcji dla dzieci.