Interesujący się filozofią Thomas Merton zauważył pewnego razu na wystawie nowojorskiej księgarni książkę Étienne’a Gilsona „Duch filozofii średniowiecznej”. Szybko ją kupił i pobiegł na dworzec kolejowy, by zdążyć na pociąg. Dopiero rozsiadłszy się w przedziale, otworzył stronę redakcyjną i przeczytał „Nihil obstat”. W pierwszym odruchu chciał otworzyć okno i pozwolić książce frunąć niczym wolny ptak – Merton żył wtedy bowiem z dala od Kościoła, a eklezjalną cenzurę uznawał za wyraz obskurantyzmu. Aby jednak nie wypaść na osobę mało zrównoważoną w oczach współpasażerów, powstrzymał się od wyrzucenia dzieła Gilsona. Zaczął przewracać jego karty i z każdą stroną oburzenie ustępowało miejsca fascynacji. Po lekturze całości Merton przylgnął całym sercem do katolicyzmu. Żadna religia i żadne wyznanie nie dawało mu tak wielkiej pewności i intelektualnej jasności, jak nauka Kościoła katolickiego ubrana w filozoficzne formuły rodem ze średniowiecza! Później okazało się, że niczego nieświadomy Gilson znakomicie wypełnił Jezusowe wezwanie: „Idźcie na cały świat i nauczajcie wszystkie narody” (por. Mt 28,19).
Po tej jednej lekturze życie Thomasa Mertona zmieniło się diametralnie. Po latach w „Znaku Jonasza” wyznał: „Bóg nigdy nie robi nic połowicznie. Nie uświęca nas kawałek po kawałku. Nie czyni nas kapłanami ani świętymi, nakładając nadzwyczajną egzystencję na nasze zwykłe życie. Bierze całe nasze życie i podnosi je do poziomu nadprzyrodzonego, przeobraża całkowicie od wewnątrz, a zewnętrznie pozostawia takim, jakie jest – najzwyklejszym”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu