Reklama

Tygodnik

90 lat wierności Kościołowi i Polsce

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Miałem nadzieję, że tekst podsumowujący 90-letnie dzieje „Niedzieli” napisze o. prof. Leon Dyczewski OFMConv, wychowawca wielu pokoleń dziennikarzy, wielki znawca dziedziny komunikacji społecznej, filozof i socjolog, twórca Podyplomowego Studium Dziennikarstwa KUL. Niestety, kilka tygodni temu odszedł do wieczności. Pod koniec mojego urzędowania na stanowisku redaktora naczelnego „Niedzieli” przeprowadził jeszcze ze mną wywiad, który dał czytelnikom pisma nie tylko pewien obraz mojej 33-letniej pracy (zob. „Niedziela” 4/2015, dodatek „33 lata dla mediów katolickich”), ale też przybliżył dzieje ostatnich, najbliższych nam lat ukazywania się pisma.

Wróćmy do początków

Reklama

„Niedziela” obchodzi już 90-lecie swego istnienia, choć w tym „spatium temporis” były dwie duże przerwy: pierwsza – to lata wojny (1939-45) i druga – lata okupacji sowieckiej (1953-81). Redaktorami naczelnymi tygodnika byli kolejno: ks. Wojciech Mondry (1926-37), ks. Stanisław Gałązka (1937-39) i ks. dr Antoni Marchewka (1945-53), przy czym w czasie aresztowania ks. Marchewki przez UB w 1947 r. jego funkcję piastowali przez kilka miesięcy ks. Władysław Soboń i ks. Marian Rzeszewski.

Ks. Mondry był bardzo bliskim współpracownikiem pierwszego biskupa częstochowskiego i założyciela „Niedzieli” bp. Teodora Kubiny, który przybył do Częstochowy z Katowic, gdzie pełnił funkcję redaktora naczelnego „Gościa Niedzielnego”. Ks. Mondry kierował „Niedzielą” przez 11 lat. Ks. Gałązka, choć prowadził redakcję tylko 2 lata, przyczynił się do rozwoju pisma: powiększył objętość z 12 do 16 stron i zaczął wydawać dodatki lokalne oraz dodatek dla dzieci. Po wojnie ks. Marchewka podjął pracę już w innych warunkach, bo były to czasy szalejącej cenzury. W swoich wspomnieniach, wydanych w Bibliotece „Niedzieli” pt. „...Nadejdzie kiedyś dzień wolności”, opisuje te zmagania, jak również czas swojego aresztowania przez UB. Realizacja idei wiodących pisma była wtedy praktycznie niemożliwa.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Historyczny rok 1981

Reklama

W 1980 r. ówczesny biskup częstochowski Stefan Bareła zlecił mi podjęcie starań o reaktywowanie tygodnika. W parafiach Częstochowy i Zagłębia zbierano podpisy pod petycjami do władz państwowych o powrót „Niedzieli” na rynek prasowy, toteż podczas rozmów w tej sprawie z komunistycznymi decydentami w Warszawie wszyscy wiedzieli o istnieniu tego liczącego się katolickiego tygodnika.

Pozwolenie na wznowienie „Niedzieli” nosi datę 5 marca 1981 r. Objąłem też wtedy stanowisko jej redaktora naczelnego. Otrzymaliśmy zezwolenie na nakład 100 tys. egz. ze wskazaniem drukarni w Opolu (przy ul. Niedziałkowskiego), został nam także przydzielony urząd cenzury w Opolu dla celów obowiązkowej wtedy kontroli treści pisma. Dość szybko otrzymaliśmy przydział papieru – przyczynił się do tego p. Jerzy Gulczyński, kierownik w Ministerstwie Kultury, w dziale Grafpapieru, człowiek bardzo nam życzliwy. Dzisiaj serdecznie wspominam tych ludzi, których w tamtych trudnych czasach było wielu. Taką osobą był również ówczesny wicepremier w rządzie Wojciecha Jaruzelskiego prof. Jerzy Ozdowski, kiedyś profesor KUL-u i znajomy bp. Stefana Bareły. Ksiądz Biskup z pełnym zaufaniem przekazywał przeze mnie listy do niego z prośbą o pomoc w reaktywowaniu „Niedzieli” i trzeba przyznać, że jego działania były skuteczne.

W 1981 r. pracę w redakcji „Niedzieli” zaczynaliśmy dosłownie od zera. Nie było środowiska dziennikarskiego i musieliśmy je organizować. Jako duszpasterz akademicki z 16-letnim doświadczeniem miałem dużo znajomości w całej Polsce, wielu zdolnych wychowanków, znałem też wiele środowisk uniwersyteckich. Skorzystałem z tego, i tak powoli tworzyliśmy nasz zespół redakcyjny. Nie mieliśmy żadnych materiałów archiwalnych – po aresztowaniu ks. Marchewki w obawie przed represjami zacierano ślady. Pierwsi pracownicy „Niedzieli” to moi wychowankowie z DA, profesorowie częstochowskich szkół średnich, zwłaszcza Niższego Seminarium Duchownego. Pierwsze kolegium redakcyjne, które powołał bp Bareła, stanowili obok mnie: o. dr Jerzy Tomziński, paulin, ks. Ludwik Warzybok, ks. Ksawery Sokołowski i ks. prof. Józef Życiński. Do tego składu dołączyły z czasem inne osoby, które podjęły pracę m.in. sekretarza redakcji – p. Irena Makowicz, adiustatora tekstów – znakomita polonistka Helena Orpych. Stałą współpracę z nami rozpoczęli też historyk prof. Krzysztof Wielgut, mec. Miron Kołakowski, poliglotka i tłumaczka mec. Maria Stypułkowska, Juliusz Braun oraz inni, związani z KUL-em, z niezwykle cenionym wówczas „Tygodnikiem Powszechnym” itd. Bardzo mi zależało, żeby „Niedziela” była postrzegana jako pismo wierne Kościołowi. Pierwszą osobą przyjętą do pracy w redakcji była Lidia Dudkiewicz, obecnie redaktor naczelna „Niedzieli”.

Wspomnę szczególną okoliczność, gdy chodzi o pierwszy numer „Niedzieli”, który ukazał się 7 czerwca 1981 r. Otóż w tym czasie – 13 maja 1981 r. wstrząsnął Polską i światem zamach na Ojca Świętego Jana Pawła II, a w Warszawie umierał prymas Polski kard. Stefan Wyszyński, który zdążył jeszcze przysłać nam pismo ze swoim błogosławieństwem i pasterskimi wskazaniami. Tytułowa strona miała zawierać list sekretarza stanu Stolicy Apostolskiej w imieniu Jana Pawła II, list prymasa Wyszyńskiego, słowo biskupa częstochowskiego Stefana Bareły oraz tekst od redakcji. Jednak kilka dni przed oddaniem numeru do druku Ksiądz Prymas zakończył ziemskie życie. Zdecydowaliśmy, że na okładce zostanie zamieszczone zdjęcie zmarłego Prymasa z tekstem zaprzyjaźnionego ze mną Stefana Kisielewskiego, a powitanie „Niedzieli” będzie zamieszczone na ostatniej stronie.

Nowy start „Niedzieli”

Istotną sprawą była dobra organizacja pracy. Pomógł nam w tym ówczesny naczelny „Gościa Niedzielnego” ks. Stanisław Tkocz, doświadczony i ambitny redaktor. Polecił także grafika – Jerzego Waltera Brzozę, który przygotował pierwszą winietę „Niedzieli” z emblematem Maryi Jasnogórskiej – oraz rekomendował jako doskonałego głównego księgowego odchodzącego wtedy w „Gościu” na emeryturę Wiktora Worynę, który wychował późniejszy personel naszej księgowości. Tym ludziom zawdzięczam wprowadzenie nas w świat spraw związanych z wydawaniem pisma.

W Opolu, gdzie drukowaliśmy „Niedzielę”, również napotkaliśmy życzliwych ludzi, z dyrektorem Leopoldem Świderskim, lwowiakiem przybyłym na te tereny, oraz Weroniką Matyjaszczyk, zastępcą dyrektora, zawsze dyspozycyjną i służącą dobrą radą. Personel drukarni także był nam przychylny. Na zecerni mieliśmy wyznaczony stół i tam pracowała nasza korekta; uzgadnialiśmy teksty z opolskim oddziałem Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, którego pracownicy też okazali się życzliwi, choć były i chwile sporne, kiedy dyrektor cenzury stawał wręcz na baczność, mówił, że jest urzędnikiem państwowym i na niektóre teksty nie może się zgodzić – musiano wszak realizować wszystkie dyspozycje napływające z ul. Mysiej w Warszawie. Kiedyś dyrektor cenzury – p. Kaniok wyjawił mi, że Warszawa powiedziała mu, iż w ks. Skubisiu nie ma łatwego rozmówcy. Staraliśmy się bowiem mocno trzymać linię prawdy i skrupulatnie zaznaczaliśmy miejsca ingerencji cenzury. Mimo wszystko udawało nam się być w umiarkowanej zgodzie z cenzorami.

Gdy chodzi o kolportaż – bardzo życzliwy i sprawny był ówczesny oddział Ruchu w Opolu, choć jak wiemy, instytucja ta była zarządzana przez PZPR. Nawiązaliśmy dobry kontakt z kioskami Ruchu, które były najbliżej kościołów parafialnych, i udawało nam się rozprowadzać praktycznie cały nakład „Niedzieli” w Polsce. W 1984 r., po śmierci ks. Jerzego Popiełuszki, ze 100-tysięcznego nakładu było jedynie 5 egz. zwrotów.

Kapłani z „Niedzielą”

Reaktywowana „Niedziela” była bardzo dobrze przyjęta przez księży. To im i parafiom przede wszystkim należy się nasza ogromna wdzięczność. A wśród duchowieństwa byli wówczas i tacy, jak ks. Alfred Pierzchała z diecezji częstochowskiej, który nie dopuszczał myśli, że „Niedziela” mogłaby zostawać w kiosku nieczytana, i jeździł do różnych kiosków w pobliżu swojej parafii Czarnożyły, wykupywał gazety i rozprowadzał je osobiście. Tak apostolsko nastawiony był ten kapłan, rozumiejący misję prasy katolickiej! To był wspaniały wzór ogromnej troski duszpasterskiej.

Bardzo mi zależało, żeby „Niedziela” była pismem katolickim związanym z linią Kościoła, ale także pismem patriotycznym. Takie było zawsze nauczanie kard. Stefana Wyszyńskiego, zwłaszcza to jasnogórskie z 3 maja, 15 i 26 sierpnia, dotykające także wszystkiego, co działo się w Ojczyźnie. Można powiedzieć, że na Jasnej Górze uczyliśmy się miłości Kościoła i Ojczyzny. Mogę się czuć uczniem Księdza Prymasa; byłem też obecny na placu jasnogórskim w czasie składania Jasnogórskich Ślubów Narodu 26 sierpnia 1956 r. i jestem świadkiem rzesz, które stawały wtedy przed obrazem Czarnej Madonny wyniesionym na Szczyt Jasnogórski w uroczystej procesji. Była to jedna z największych lekcji miłości Kościoła i Ojczyzny. Takie też były dalsze lata przewodzenia narodowi przez Prymasa Tysiąclecia. A przecież czasy były złe, pełne nienawiści do Kościoła i pogardy dla narodu i jego katolickiej tożsamości.

W łączności z Janem Pawłem II i z miłości do Ojczyzny

„Niedziela” przez cały czas wchodziła w nauczanie, które zostawił nam Ksiądz Prymas, a potem w nauczanie Jana Pawła II. Ojciec Święty na bieżąco interesował się „Niedzielą” i wielokrotnie przyjmował naszą redakcję w Sali Klementyńskiej na Watykanie. Pragnę serdecznie podziękować obecnemu kardynałowi Stanisławowi Dziwiszowi za promocję naszego tygodnika i za to, że pomagał nam znaleźć się przed obliczem Ojca Świętego.

I dziś „Niedziela” chce być pismem wiernym Kościołowi i Ojczyźnie. Mogłoby się nieraz wydawać, że nasze pismo wykazuje zaangażowanie polityczne. Zawsze uważałem jednak, że jest to działanie patriotyczne. Bo przecież i Ojciec Święty Jan Paweł II z troską myślał o Polsce, dawał wskazówki, jak powinniśmy wykorzystać swoją rolę w historii, i bardzo liczył na morale rodaków. W czasie pielgrzymek do Ojczyzny uczył nas zaangażowania patriotycznego. Jego przemówienia i konferencje były nacechowane miłością Ojczyzny i zdrową jej wizją. To również zawsze przyświecało naszej redakcji. Nigdy nie chodziło nam o to, by być ludźmi polityki. Czasem istnieje pewna zbieżność między niektórymi działaniami politycznymi a tym, co głosi katolicka nauka społeczna. Nie możemy z tego powodu ich odrzucać, nie możemy milczeć, gdy dzieje się coś niewłaściwego. Przypomnę tu choćby teksty publikowane w czasie, gdy niektórzy politycy chcieli wprowadzać prawodawstwo genderowskie, uzbroić Polskę w elementy prawne, które kierowałyby nasze życie społeczne i narodowe ku ateizacji. „Niedziela” zawsze zabierała głos na ten temat, zwłaszcza piórem swego naczelnego. I zdecydowanie nie był to wyraz – jak niektórzy mówili – zaangażowania propisowskiego. To po prostu zbieżność nauczania Kościoła z działaniami partii politycznej i z tego tylko należało się cieszyć. To samo dotyczyło np. autorów, którzy wypowiadali się w sprawach historycznych – w kwestii Holocaustu, roszczeń pewnych środowisk i narzucania nam jakiejś filozofii wstydu za czyny niepopełnione albo marginalne. Nie można też bez reakcji przyjąć do wiadomości, kiedy polityk mówi, że „Polska to nienormalność”. Polska musi być tylko głębiej poznana i bardziej kochana, a wtedy inaczej będziemy uczyć młode pokolenie. Niektórzy z nas mają jakiś kompleks chrześcijaństwa. Mógł on się narodzić w czasach komunistycznych, kiedy wszystko, co łączyło się z wiarą i kulturą chrześcijańską, było odrzucane, czego ślad widnieje jeszcze w niektórych podręcznikach akademickich. „Niedziela” zawsze broniła polskiej kultury chrześcijańskiej, wpisywała się we wszystko, co ważne z punktu widzenia wiary i miłości Ojczyzny.

Na uwagę zasługuje też ważny wątek bardziej szczegółowej współpracy „Niedzieli” – pisma ogólnopolskiego – z wieloma polskimi diecezjami. Ta działalność zaczęła się w latach 90., dziś obsługujemy prasowo 19 polskich diecezji. Chociaż wiele diecezji wydaje obecnie swoje lokalne pisma, „Niedziela” jako opiniotwórcze pismo katolickie stara się być – zgodnie z przesłaniem naszego założyciela bp. Teodora Kubiny – sufraganem dla biskupa i wikariuszem dla proboszcza. Ta idea przyświecała redakcji za mojego redaktorowania i tak jest obecnie.

Dzisiaj obchodzimy 90-lecie „Niedzieli”, wspominamy ważniejsze fakty z dziejów naszego tygodnika i dotykamy ich kontekstu historycznego. Ale chodzi nam nie tylko o przypomnienie długiej historii pisma, lecz o to, byśmy z jego pomocą pogłębiali swoją religijność, a nade wszystko byśmy razem kochali Kościół i wszystko, co Polskę stanowi.

2016-03-29 14:04

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Prawda w historii

Niedziela Ogólnopolska 41/2012, str. 27

[ TEMATY ]

historia

BOŻENA SZTAJNER

Poprzez prawdziwą historię człowiek wie, kim naprawdę jest. Fałszywa historia powoduje, że człowiek myśli o sobie inaczej, niż jest w rzeczywistości. Dzięki historii zachowana jest ciągłość państwa, a jego charakter ustalony - te myśli zapisano w latach 20. zeszłego wieku, ich autorem jest przyjaciel Gilberta Keitha Chestertona, katolicki myśliciel Hillaire Belloc*). Odwykliśmy od podobnych sformułowań i terminów. Wielu ludzi, myśląc o sobie, ma na uwadze tylko swoje doczesne istnienie w konkretnym czasie, zapominając o więzi, która jest nieprzerwana, a która łączy nas z przodkami. Państwo to dla nas najczęściej polityczno-ekonomiczna struktura, której głównym zadaniem jest nie utrudniać nam życia. To, jaki jest jego metafizyczny sens, nie zaprząta naszej uwagi. A to pytanie stawiać należy, bo nie jesteśmy plemieniem. Nasz pierwszy polityczny władca przyjął chrzest. Nasza historia ma nam do opowiedzenia nie tylko „ciekawe historie”. Dzisiejszy sposób przedstawiania jej, jakby była scenariuszem komiksu czy filmu z dreszczykiem, sprawia, że tracimy orientację duchową. A ona ma nas prowadzić i chronić, bo to, co istniało kiedyś, wciąż nas dotyczy. Bezpośrednio. Historię każdego kraju pisze Bóg - poprzez swoje narzędzia. Historia katolicka jest niepodzielną całością. Nie można jej zobaczyć poprzez szczegół, np. tylko w perspektywie dziejów dynastii, grupy społecznej, gospodarki czy wojen. Taka perspektywa pozbawia historię prawdy. A bez prawdy nie zrozumiemy niczego. Dziś mamy zwyczaj patrzeć na wszystko oddzielnie. Przeinformowanie i brak hierarchii w układzie faktów, zanik myślenia o przyczynach i skutkach, brak prawidłowego kojarzenia wydarzeń, a przede wszystkim zanik świadomości, czym jest owo spoiwo istnienia postaci historycznych i współczesnych, to wszystko tworzy w naszym umyśle krajobraz jak po bitwie. Nawet wyższe uczelnie mają trudności z uszeregowaniem faktów historii, tak by nie tworzyły chaosu. Przyczyną tego stanu rzeczy jest brak myślenia o historii w perspektywie katolickiej. „Każdy rodzic - katolik zdecydowanie bardziej wolałby, żeby jego dzieci wzrastały w nieznajomości historii niż w nieznajomości prawd wiary i moralności albo katolickich zwyczajów” - mówi Belloc. Ale dodaje zaraz - historię należy uznać za najważniejszy z przedmiotów nauczania. Dlaczego? Gdy przyjmie się, np. w czasie nauki w szkole, pewne spojrzenie na historię, człowiek będzie już zawsze w ten sam sposób postrzegał życie i społeczeństwo, w którym żyje. „Historia jest pamięcią państwa i jednocześnie lekcją poglądową polityki. (…) Musi osądzać, zmierzać ku pochwale lub winie. Nie istnieje coś takiego jak zewnętrzna historia, ponieważ cała historia jest historią ludzkiego umysłu. Dlatego też w antykatolickim społeczeństwie będziemy mieli do czynienia z antykatolicką historią, antykatolickimi podręcznikami, antykatolickimi egzaminami, które będzie musiała zdawać młodzież katolicka”. Historia jest najważniejszym spośród ziemskich tematów ludzkości, bo najbardziej dotyka duszy człowieka. Jeśli będzie wykładana w sposób antykatolicki, stanie się maszynerią przeznaczoną do wywoływania antykatolickich skutków. I nie są temu winne poszczególne stwierdzenia pojawiające się w podręcznikach, książkach naukowych i popularnych filmach, lecz pewna metoda. Belloc zwraca uwagę na podstawy antykatolickiego ujęcia historii, tego, co powoduje, że wszystko jest w całości antykatolickie. To po pierwsze - antykatolicka selekcja materiału. „Przedstawienie jakiejś opowieści jest sprawą selekcji. Jeśli wybiera się materiał w taki sposób, że poszukiwana prawda nie jest ukazana, wtedy opowieść, ogólnie rzecz biorąc, jest nieprawdą, chociaż każdy przedstawiony fakt jest prawdziwy. Fakty, które wybieramy, i porządek, w jakim są przedstawione, determinują obraz, który przedstawiamy. Po drugie - ton lub atmosfera. Ton w historii nie jest czymś niejasnym, nieuchwytnym. Poddaje się analizie. Można zbadać jakiś fragment - odnotowując dokładnie użyte przysłówki i przymiotniki, również rodzaj czasowników, i nawet czasami rzeczowniki - i wyłapać to, co nadaje szczególny ton, i stwierdzić: W ten sposób zostało wypowiedziane kłamstwo. Po trzecie - proporcja. Ilość miejsca i znaczenie, jakie przywiązuje się do różnych części opowieści, jest ostatnim elementem, jaki determinuje całość. To nie jest to samo, co selekcja. Dwóch ludzi może dokonać selekcji tych samych faktów, jednakże zaaranżować w proporcjach bardzo różniących się pod względem długości, znaczenia i wagi”. Jak bronić się przed metodą bardzo dziś rozpowszechnioną, owym rodzajem zatrutego powietrza, którym oddychamy wszyscy - o tym w następnym felietonie.
CZYTAJ DALEJ

Niezbędnik Katolika miej zawsze pod ręką

Do wersji od lat istniejącej w naszej przestrzeni internetowej niezbędnika katolika, która każdego miesiąca inspiruje do modlitwy miliony katolików, dołączamy wersję papierową. Każdego miesiąca będziemy przygotowywać niewielki i poręczny modlitewnik, który dotrze do Państwa rąk razem z naszym tygodnikiem w ostatnią niedzielę każdego miesiąca.

CZYTAJ DALEJ

Majówki na Brzegu

2025-05-13 23:48

ks. Łukasz Romańczuk

Nabożeństwo majowe przy kapliczce Matki Bożej

Nabożeństwo majowe przy kapliczce Matki Bożej

W Brzegu Dolnym odbywają się nabożeństwa majowe przy miejscowych kapliczkach. Okazuje się, że z każdym nabożeństwem jest coraz więcej osób. Dzisiaj, tj. 13 maja przy kapliczce Matki Bożej przy ul. Zwycięstwa było ponad 100 osób. Wspólny śpiew Litanii Loretańskiej, to nie tylko okazja do modlitwy, ale także okazja do poznania historii poszczególnych miejsc i integracji.

Pomysł, aby nabożeństwa majowe odbywały się w takiej formie rozpoczął się z inicjatywy s. Sandry Lisoń , Franciszkanki Rodziny Maryi oraz ks. Mateusza Ciesielskiego, wikariusza parafii NMP Królowej Polski. - Założyciel naszego zgromadzenia św. Zygmunt Szczęsny Feliński, bardzo propagował i rozszerzył kult nabożeństw maryjnych. Ułożył rozważania, a nabożeństwa odbywały się w intencji odnowy moralnej narodu. Podzieliłam się tym z ks. Mateuszem, który wpadł na pomysł, abyśmy odnowili tradycję śpiewania Litanii Loretańskiej przy kapliczkach w Brzegu Dolnym - zaznacza s. Sandra, dodając: - Przejechałam się rowerem po mieście sprawdzając, gdzie znajdują się kapliczki i wybraliśmy z nich 10, a finalnie utworzyły one krąg wokół miasta.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję