Reklama

Matka

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jest tylko jedna. Z matki się wyszło. I zawsze do niej wraca. Są jeszcze dwie bardzo ważne – Czarna Madonna i Ostrobramska. Ale i wiele innych. Ta własna jest cielesna i nawet u największego twardziela wyzwala łagodność, spokój, ciepło i uśmiech. Mamusia, mama.

* * *

Moja przekupiła strażnika w obozie koncentracyjnym Stutthof i weszła za druty, by zobaczyć mojego ojca. Jej siostra z małą córeczką chodziła w Dąbrowie Górniczej wzdłuż zasieków jenieckiego obozu dla Włochów dezerterów z armii niemieckiej. Idąc, wysypywała chleb głodującym, cały czas pod lufami strażników na wieżach. Jedna z dwóch starszych sióstr matki przyjęła i wychowała sieroty komendanta „dwójki” z Baranowicz, a najstarsza – ich wszystkich utrzymywała z handlu, przez całą okupację.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Matki wojenne traciły dzieci, które umierały z niedożywienia i chorób. Po wojnie tyrały, by pomóc mężom w utrzymaniu rodzin.

Jakże dużo od nich zależy. Właściwie wszystko. Moja matka po utracie pierworodnego syna przejechała w bydlęcym wagonie z Bieszczad na Wybrzeże. Podróż trwała dwa tygodnie, więc zabrała kozę, dzięki której jako dwulatek przeżyłem. Mama rodziła potem kolejne dzieci, karmiła, uczyła, wychowywała.

Ubóstwiam stroje przedwojennych kobiet. Obcisłe spódnice za kolana, dopasowane żakiety, dyskretne dekoracje, buciki na solidnych obcasach, no i te fryzury z loczkiem, grzywką, upiętym warkoczem – charakterystyczne dla dwudziestolecia międzywojennego. I oczywiście kapelusiki, które były obowiązkowe.

Oto stare zdjęcia. Przedwojenne. Mama na huśtawce, buja się wysoko nad basenem przy jeziorze Pogoria. Na innym pływa, perfekcyjnie uczesana. Albo przy granitowych kamieniach, które tworzą ściany dolnej stacji kolejki linowej na Kasprowy. Mama na motocyklu – został po tych jazdach ślad na nodze; w wielkim samochodzie marki Tatra, kabriolecie ze składanym dachem, wśród eleganckich pań i panów. Na innych – razem z nią ja i siostry. Zimą na nartach na Łysej Górze w Sopocie, a także na Gubałówce, wreszcie na Kasprowym Wierchu przy obserwatorium meteorologicznym, z białym niedźwiedziem i ciupagą. A latem na piachu bałtyckiej plaży, na molo – na trójkołowym rowerku, a także w „Wilisie” – zabawce na pedały.

Reklama

Mama dźwiga siaty z zakupami z rynku, odprowadza na wieczorne lekcje religii do baraczku przy kościele Gwiazdy Morza, chodzi z nami na ul. Rokossowskiego (dziś – Bohaterów Monte Cassino) do gdańszczanki pani Stefanii Cishke na lekcje angielskiego i niemieckiego, a także na dość nieproduktywne – w moim przypadku – nauki gry na pianinie u hrabiny Sobańskiej. Pilnuje jeszcze odrabiania lekcji, woła wieczorem dzieci rozbiegane latem po cudzych ogrodach – nazywaliśmy to „szaber jabłek”. Krzyczy i zabrania, gdy strzelamy z kluczy napchanych siarką. Robiliśmy jeszcze wiele innych głupich rzeczy: wędrowaliśmy piwnicami, również zrujnowanych domów, przepastnymi rurami ściekowymi. To były nasze lochy. Szukaliśmy skarbów. Oczywiście zabronione było przynoszenie z lasu zardzewiałej broni, a szczególnie niewypałów. Nie zawsze jednak smarkacze się tym przejmowali. Były też pierwsze papierosy i różne złośliwości czynione bezmyślnie. Matka chodziła, przepraszała, pouczała, zabraniała, a czasem nawet przylała pasem. Musiała zastępować ojca, który był gdzieś tam daleko, na morzach i oceanach. Mama sobie radziła. I w końcu wychowała i nauczyła całe to towarzystwo. Przeżyliśmy, bywało, że trochę poturbowani, ale w sumie zdrowi i wykształceni.

Kobiety na ogół przeżywają swoich mężów. Zostają babciami i wtedy powtarzają swoje życie od nowa. Te same zajęcia sprzed dwudziestu-trzydziestu lat. Trwa to lata, wymaga codziennego wysiłku. Nie narzekają, choć jest im coraz trudniej. Jednak taki układ wielopokoleniowej rodziny jest naprawdę najlepszy. Nikt jeszcze bardziej skutecznych rozwiązań nie wymyślił. To ten układ daje największe gwarancje, że trud wychowawczej pracy nie pójdzie na marne.

Reklama

Nie ma matki – nie ma domu. Jej niekończąca się praca, jej spracowane ręce, które przytulą, obejmą i pocieszą, gdy trzeba. To azyl.

Świat wciąga młodych i rozrywa rodzinę. Pędzą na wszystkie możliwe strony. Matki zostają na miejscu. Zawsze czekają. Jest wtedy dokąd i po co wracać. Tak długo, jak jest.

Potem zostają już tylko fotografie. I żal, że nie zdążyło się tylu rzeczy powiedzieć. Ksiądz poeta przypomina, że trzeba się z tym spieszyć. Niby wiemy to wszystko, a jednak każdy ciągle popełnia te same błędy. Pisarz mówi, że on nie żyje wspomnieniami – on ze wspomnień żyje. Ale ta książka – suma życia – powstaje powoli. Ma straszne dziury. Tylko portret matki, jej twarz, sylwetka są łatwe do nakreślenia. Ale słowa, tamte dialogi pouciekały gdzieś i trzeba je teraz z trudem wydobywać z niepamięci. Idzie to bardzo mozolnie. Powstaje raczej mieszanina improwizacji, konfabulowania: było – nie było, mniej więcej tak właśnie mogło być.

Raz w roku, z dalekich stron, zjeżdżamy się przy rodzinnym grobie. Napisy na płytach wymagają renowacji, pęknięte murki okalające grobowiec, ktoś ukradł metalowy uchwyt...

Tu leżą moja matka, ojciec – rodzice. Przyprowadzam dzieci i wnuki. Mama, babcia na pewno jest ciekawa, jak rosną, jak wyglądają.

I jeszcze jedno zdjęciowe wspomnienie. Schowałem odbitkę w szczelinie nagrobku – mama siedzi na ławeczce na pokładzie pasażerskiego stateczku przybrzeżnej żeglugi, który na cześć córki Józefa Piłsudskiego nazywał się „Wanda”. Z tyłu widać czarny komin i dym. Obok ojciec – kapitan w białym mundurze. Ze złoconymi epoletami na ramionach.

* * *

Stefan Truszczyński
Dziennikarz, reporter, publicysta, dokumentalista filmowy, wieloletni korespondent wojenny, działa w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich

2017-04-05 09:55

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wenecja: Franciszek podziękował za wizytę, modlił się za Haiti, Ukrainę i Ziemię Świętą

2024-04-28 13:15

[ TEMATY ]

papież Franciszek

PAP/EPA/VATICAN MEDIA HANDOUT

Na zakończenie Mszy św. sprawowanej na placu św. Marka papież podziękował organizatorom jego wizyty w Wenecji i szczególnie pamiętał w modlitwie o Haiti, Ukrainie i Ziemi Świętej.

Drodzy bracia i siostry, zanim zakończmy naszą celebrację chciałbym pozdrowić was wszystkich, którzy w niej uczestniczyliście. Z całego serca dziękuję patriarsze, Francesco Moraglii, a wraz z nim jego współpracownikom i wolontariuszom. Jestem wdzięczny władzom cywilnym i siłom porządkowym, które ułatwiły przebieg tej wizyty. Dziękuję wszystkim.

CZYTAJ DALEJ

Panie! Spraw, by moje życie jaśniało Twoją chwałą!

2024-04-26 11:09

[ TEMATY ]

rozważania

O. prof. Zdzisław Kijas

Adobe Stock

Człowiek nierzadko boi „odsłonić się” w pełni, pokazać, kim w rzeczywistości jest, co myśli i w co wierzy, co uważa za słuszne, czego chciałby bronić, a co odrzuca. Obawia się, że ewentualna szczerość może mu zaszkodzić, zablokować awans, przerwać lub utrudnić karierę, postawić go w złym świetle itd., dlatego woli „się ukryć”, nie ujawniać do końca swoich myśli, nie powiedzieć o swoich ukrytych pragnieniach, zataić autentyczne cele, prawdziwe intencje. Taka postawa nie płynie z wiary. Nie zachęca innych do jej przyjęcia. Chwała Boga nie jaśnieje.

Ewangelia (J 15, 1-8)

CZYTAJ DALEJ

Ks. Węgrzyniak: trwać w Chrystusie - to nasze zadanie

2024-04-28 15:22

[ TEMATY ]

ks. Wojciech Węgrzyniak

Karol Porwich/Niedziela

Ks. Wojciech Węgrzyniak

Ks. Wojciech Węgrzyniak

My jesteśmy jak latorośle. Jezus jest winnym krzewem. I to tak naprawdę On dzięki swojemu słowu nas oczyszcza. Jego Ojciec robi wszystko, żeby ta winorośl funkcjonowała jak najlepiej, a naszym zadaniem, jedynym zadaniem w tej Ewangelii, to jest po prostu trwać w Chrystusie - mówi biblista ks. dr hab. Wojciech Węgrzyniak w komentarzu dla Vatican News - Radia Watykańskiego do Ewangelii Piątej Niedzieli Wielkanocnej 28 kwietnia.

Ks. Wojciech Węgrzyniak zaznacza, że „od czasu do czasu zastanawiamy się, co jest najważniejsze, cośmy powinni przede wszystkim w życiu robić”. Biblista wskazuje, że odpowiedź znajduje się w dzisiejszej Ewangelii. „Przede wszystkim powinniśmy trwać w Chrystusie” - mówi.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję