Na przedwyborczym horyzoncie Niechsięchowy pojawiły się dziwne barwy. Cienie, które niewidocznym ciężarem kładły się onegdaj na wiosce, nabrały obecnie groźnych tęczowych barw. Wydawało się, że siedmiobarwna zaraza nigdy nie dotrze na prowincję – a jednak. Przyczajone forpoczty niemoralnej awangardy nagle wypełzły z ukrycia, by prowokacyjnie uderzyć oddolnie w normalne społeczeństwo.
„Długo czekaliśmy na ten dzień! Nasza cierpliwa nadzieja się ziściła”. „Wójt Poręba się zgodził na kolorową manifestację”. „Będzie krzyk. I o to chodzi”. „Katole w swoim marszu ostatnio zgromadzili małą grupkę, pokażemy naszą siłę”. Takie głosy było słychać w mateczniku tzw. postępu. Miejscowi, żyjący normalnym życiem zwyczajnych ludzi, nagle mieli dostać to, co oglądali tylko w telewizji. Po popołudniowym nabożeństwie kilkanaście osób przystanęło w przykościelnym parku, aby o tym porozmawiać.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Były wójt Maciaszczyk na pewno maczał w tym paluchy – stwierdziła obeznana w nowinkach elegancka starsza pani, która otoczona wianuszkiem innych niewiast i kilku panów nadawała ton rozmowie.
– Skąd się toto bierze? – kręcił bezradnie głową starszy mężczyzna.
– Instrukcje idą z góry. Miejscowi by się nie odważyli.
– Ale były i wcześniej jakieś „występy”... Niby-artystyczne jakichś przebierańców.
Reklama
– Artystyczne... No, a teraz to ma być manifestacja.
– Mają podobno iść na sam plac kościelny – do dyskusji włączali się kolejni rozmówcy.
– Ja sama zagrodzę im drogę dziecięcym wózkiem – zadeklarowała bojowo Ewa, matka niedawno urodzonego Andrzejka.
– Trzeba by nam się jakoś zorganizować, póki nie jest za późno – elegancka pani starała się skierować całe spotkanie na konkretne wnioski.
Równie gorąco było w firmie Wieśka Barona. Ta dostała zamówienie na platformę.
– Zamówienie jak zamówienie – Wiesiek bagatelizował całą sprawę. – Jak przebierańcy chcą manifestować swoją odmienność, to niech manifestują. Mamy wolny kraj.
– Tak, teraz zamiast drewnianych domków będziemy robić dla „kolorowych” ruchome podesty – kąśliwie zauważali pracownicy firmy.
A na plebanii u księdza proboszcza trwała wielce interesująca i cicha rozmowa.
– Proszę księdza... To nie jest takie proste. Zna mnie ksiądz od wielu lat, zna moją sytuację. Jestem tak samo jak ksiądz zbulwersowany tym marszem. Wiem, że mają wypisane na sztandarach hasła równości... Ale to jest totalna manipulacja. Za tym wszystkim kryje się głęboki plan zniszczenia podstaw naszej chrześcijańskiej cywilizacji. Mnie osobiście takie marsze są niepotrzebne. Żyję jak żyję. Nikt się mnie nie czepia. Lubią mnie i szanują. Chcą po prostu zburzyć u nas naturalną wyrozumiałość i tolerancję dla takich jak my... – ksiądz słuchał bardzo uważnie.
Pan Niedziela, skończywszy czytać kolejny rozdział powieści, niecierpliwie oczekiwał dalszego ciągu.