Reklama

Historia

Szewc kontra pruski dryl

Kilka lat przed I wojną światową kryminalista z Tylży, z zawodu szewc, ośmieszył na cały świat państwo pruskie, które według Hegla, było „wcieleniem królestwa Bożego na ziemi”.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Królestwo Pruskie nie było państwem szczególnie miłującym pokój. Odkąd w latach 30. XVIII wieku wprowadzono w nim nowe zasady szkolenia armii, opierające się na ślepej i brutalnej dyscyplinie, kraj przeobraził się właściwie w wielkie koszary. Wykorzystywano tę armię do powiększania terytorium, m.in. o Śląsk odebrany Austrii czy ziemie polskie w ramach rozbiorów. Polityk rewolucji francuskiej Mirabeau stwierdził, że Prusy są jedynym krajem, w którym to nie państwo ma armię, ale armia ma państwo.

Pod końskim ogonem

Najlepszą ilustracją takiego stanu rzeczy był pomnik wystawiony Fryderykowi Wielkiemu w połowie XIX wieku w stolicy Prus – Berlinie. Stoi on na końcu prestiżowej alei Unter den Linden i przedstawia jadącego konno króla. Wysoki cokół otacza kilkadziesiąt najważniejszych postaci z epoki. Z trzech stron sami generałowie, a tylko z jednej – politycy i artyści, m.in. filozof Immanuel Kant i dramatopisarz Gotthold Ephraim Lessing. Ci ostatni – dokładnie pod ogonem królewskiego konia.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Dla pruskiego mieszczaństwa jedyną możliwością społecznej nobilitacji była służba wojskowa, po której uzyskiwało się stopień oficera rezerwy, a tylko on dawał możliwość dalszej kariery urzędniczej. W dodatku zwycięstwo Prus nad Francją i powstanie w 1871 r. Cesarstwa Niemieckiego zaowocowały powszechną akceptacją militaryzacji życia. Wojsko stało się centralnym elementem patriotyzmu wschodzącego imperium, a jego krytyka została uznana za niepatriotyczną. Korpus oficerski był uważany przez dużą część ludności za „pierwszy stan w państwie”.

Wojskowy kodeks postępowania i honoru znalazł odzwierciedlenie w społeczeństwie. Według jednego z niemieckich historyków, powstał w ten sposób typ obywatela „uległy względem tych, co na górze, brutalny wobec tych, co na dole, pozbawiony kręgosłupa, bez reszty zaprzątnięty karierą, głupi i jednocześnie przebiegły, skorumpowany i jednocześnie korumpujący innych, podły, tchórzliwy i sentymentalny, słowem: odrażający”.

Ignacy Jan Paderewski, który studiował w Berlinie pod koniec XIX wieku, wspominał: „Mundury panowały wszędzie. Między oficerami a ludnością cywilną wyczuwało się pewien antagonizm. Mimo to stale zauważyć można było ludzi skwapliwie ustępujących miejsca na trotuarze oficerom. W ten sposób podkreślało się ich wyższość. Było to zabawne, ale poczciwa ludność niemiecka przyzwyczaiła się do tego i w krew jej najwidoczniej już weszło poczucie niższości wobec wojska”.

Chłopiec bawi się w żołnierza

Reklama

W takiej atmosferze wyrósł urodzony w 1849 r. we wschodniopruskiej Tylży Friedrich Wilhelm Voigt. Jego dziadkowie i ojciec walczyli w różnych pruskich wojnach i z dumą o tym ze sobą rozprawiali. On marzył o tym samym, mimo że miał po ojcu kontynuować zawód szewca. Po latach wspominał: „W moim rodzinnym mieście, garnizonie, chłopiec zaczyna bawić się w żołnierza, gdy tylko może chodzić. To, co go zachwyca, pobudza i napełnia entuzjazmem, to broń i kolorowe mundury, maszerujący przy muzyce wojskowi”. Młody Friedrich nie potrafił się jednak oprzeć innym pokusom. Jako 14-latek trafił pierwszy raz do więzienia, a to zamknęło mu drogę do upragnionego wojska. Mimo to za kratami nieustannie studiował książki z zakresu prowadzenia wojny i regulaminy wojskowe. Na wolności nie mógł tej wiedzy w praktyczny sposób spożytkować. Czterokrotnie skazany za kradzież i dwukrotnie za fałszerstwo spędził wiele lat w więzieniu, w przerwach pracował jako czeladnik szewski. Kiedy w końcu spróbował łomem otworzyć skarbiec dworski w Wągrowcu, dostał 15 lat odsiadki.

Z więzienia w Rawiczu Voigt wyszedł wiosną 1906 r.; miał wówczas 57 lat, z czego 25 przesiedział w kryminałach. Z taką przeszłością niełatwo było mu ułożyć sobie życie. Wypędzono go z rodzinnej Tylży, w kilku innych miejscowościach odmówiono mu, jako byłemu kryminaliście, prawa do osiedlenia. I tak trafił do Berlina, gdzie zatrudnił się nielegalnie w zakładzie szewskim. Nie mógł pracować legalnie, bo nie miał zameldowania, a nie mógł się zameldować, bo nie miał oficjalnego zatrudnienia. W końcu dostał nakaz wyprowadzenia się ze stolicy. Wtedy wpadł na pomysł kradzieży blankietu paszportowego w jakimś urzędzie, żeby wyjechać z kraju.

„Kapitan z Köpenick”

Na pchlim targu przy Potsdamer Platz Voigt kupił mundur kapitana pruskiego 1. Pieszego Pułku Gwardii. W tym przebraniu 16 października 1906 r. po południu zatrzymał kilkunastoosobowy oddział żołnierzy, którzy wracali z rutynowego patrolu. Zakomunikował im, że muszą mu się podporządkować i pojechał z nimi tramwajem do podberlińskiego miasteczka Köpenick. Żaden z żołnierzy, przyzwyczajonych do ślepego posłuszeństwa oficerom, nie domagał się dodatkowych wyjaśnień.

Reklama

Na miejscu zajęli ratusz miejski, a Voigt przerażonemu burmistrzowi oświadczył, że jest aresztowany za malwersacje. Powoływał się przy tym na telegram, który miał otrzymać od samego cesarza, a którego ze względu na tajemnicę wojskową nie mógł aresztowanemu okazać. Odmówił również burmistrzowi możliwości rozmowy telefonicznej z władzami, oburzony, że śmie on kwestionować słowo oficera. Po przejęciu zawartości kasy miejskiej rozkazał odwieźć roztrzęsionego ze strachu burmistrza pod eskortą do Berlina, a sam odjechał pociągiem z 4 tys. marek w kieszeni.

Po ujawnieniu mistyfikacji wiadomość o niej szybko dostała się do prasy. Z oszustwa śmiały się całe Niemcy, a wkrótce cały świat. Śmiał się nawet cesarz Wilhelm II, który zażądał natychmiastowego raportu z wydarzeń i z dumą powiedział dyrektorowi berlińskiej policji: „Ma pan dowód, co znaczy dyscyplina. Żaden naród na świecie nie dorówna nam w tym”.

Samozwańczy „kapitan z Köpenick” za zuchwałą kradzież, oszustwo, fałszerstwo, bezprawne sprawowanie władzy publicznej i nieuprawnione noszenie munduru został skazany na niewielką karę 4 lat pozbawienia wolności, którą z woli cesarza skrócono do 2 lat. Z więzienia wyszedł jako bohater ludowy. Utrzymywał się z występów w cyrkach, na targach, gdzie sprzedawał pocztówki ze swoją podobizną. Jego figura woskowa stanęła nawet w londyńskiej galerii Madame Tussaud.

Lekcja, którą dał państwu pruskiemu szewc z Tylży, niewiele nauczyła rządzących. Wkrótce wybuchła I wojna światowa, a po niej pruski militaryzm osiągnął apogeum w epoce III Rzeszy. Prusy, zostały ostatecznie zlikwidowane w 1947 r. przez Sojuszniczą Radę Kontroli Niemiec – z uzasadnieniem, że ich dalsze istnienie byłoby czynnikiem zagrażającym pokojowi i bezpieczeństwu Europy.

2021-10-05 10:32

Ocena: +2 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Największa bitwa polskiego średniowiecza

Niedziela Ogólnopolska 28/2010, str. 28-29

[ TEMATY ]

historia

bitwa

pl.wikipedia.org

„Bitwa pod Grunwaldem”, obraz Jana Matejki z 1878

„Bitwa pod Grunwaldem”, obraz Jana Matejki z 1878

Bitwa pod Grunwaldem, jak każdy heroiczny wyczyn w dziejach narodu, obrosła z czasem legendą. Legendą, która znajduje potwierdzenie w faktach. Niewiele szkody przyniosły powtarzane przez wielu stereotypy odnoszące się do tego tematu.

Bitwa pod Grunwaldem, rozegrana 15 lipca 1410 r., znana większości Polaków z podręczników szkolnych, a może bardziej z literatury pięknej - z „Krzyżaków” Henryka Sienkiewicza i filmu Aleksandra Forda, jest w dziejach Polski wydarzeniem wielkim, ale dla nas współcześnie bardzo już odległym. Na polach, gdzie przed 600 laty odbyła się bitwa, od kilkunastu lat w jej rocznicę organizowana jest inscenizacja z udziałem ponad tysiąca „rycerzy” - pasjonatów historii i militariów. „Bitwę” ogląda każdego roku ok. 100 tys. widzów. Porównywalne zainteresowanie wzbudza dawna krzyżacka superwarownia w Malborku, odwiedzana chętnie przez turystów. Na jej terenie zawsze tydzień po inscenizacji Grunwaldu odbywa się impreza plenerowa „Oblężenie Malborka”. 600-lecie bitwy grunwaldzkiej stanowi dobrą okazję nie tyle do okazania radości czy dumy ze zwycięstwa rycerstwa polskiego w epoce średniowiecza - jak zwykło się tę rocznicę traktować - co pretekstem do poznania historii słynnej bitwy i czasów, w których się odbyła. Zwycięstwo pod Grunwaldem, początkowo słabo wykorzystane politycznie, było przez całe wieki symbolem naszej siły, przewagi nad wrogiem, krzepiło serca Polaków w ciężkich chwilach, których w naszej historii nie brakowało. Wiktoria grunwaldzka przedstawiona w sposób alegoryczny na monumentalnym płótnie Jana Matejki była w czasach zaborów odpowiedzią na kulturkampf, podobnie jak Sienkiewiczowska powieść „Krzyżacy”, w której niemieccy zakonnicy zostali przedstawieni w najczarniejszych barwach. Ich klęskę pod Grunwaldem uznano za sprawiedliwość dziejową, bo Polacy doznali wielu krzywd od zakonu. W podobnym politycznym klimacie jak powieść Sienkiewicza powstała w 1960 r. ekranizacja „Krzyżaków” w reżyserii Aleksandra Forda. Sprzyjały temu nastroje antyniemieckie po II wojnie światowej i szeroko lansowane w krajach socjalistycznych braterstwo narodów słowiańskich. Obecną wiedzę tyczącą Grunwaldu - daleką od uproszczeń, legend i mitów, które Polacy przechowywali przez wieki w tzw. pamięci zbiorowej - dokumentują setki rozpraw naukowych. Ważnym źródłem pozostają „Roczniki, czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego” Jana Długosza. Gruntownie zbadali ten problem wybitni polscy historycy mediewiści, m.in. Stefan Maria Kuczyński, Marian Biskup i Gerard Labuda.
CZYTAJ DALEJ

Św. Jacku Odrowążu! Skąd czerpiesz ten swój życiowy dynamizm?

Dobre pytanie... Pewnie każdy ma w sobie wiele potencjału, lecz nie wszyscy umieją go wykorzystać. Akurat tak się złożyło, że mnie to się udało. Przyszedłem na świat na ziemi opolskiej pod koniec XII stulecia w bogatej i bardzo wpływowej rodzinie Odrowążów. Ukończyłem dobre szkoły, poczynając od szkoły katedralnej w Krakowie, gdzie miałem zaszczyt słuchać samego bł. Wincentego Kadłubka. Moja edukacja jednak nie ograniczyła się tylko do naszego kraju. Powszechnie wiadomo, że podróże kształcą. Dlatego też nie tylko z powodów naukowych byłem zarówno we Francji, jak i we Włoszech. W Wiecznym Mieście poznałem św. Dominika - założyciela Zakonu Kaznodziejskiego. W każdym razie za namową swojego krewnego Iwo, który był biskupem Krakowa, wraz ze swoim bratem bł. Czesławem zostałem dominikaninem. Razem organizowaliśmy pierwsze klasztory dominikańskie nie tylko na naszych ziemiach. Mieliśmy na to pełne poparcie władz zakonnych, a przede wszystkim przychylność Stolicy Apostolskiej. Najsłynniejsze z nich to klasztory w Krakowie, Gdańsku i Kijowie. Ten ostatni zakładałem osobiście. Próbowałem też ewangelizować Prusy, lecz moje relacje z Krzyżakami nie układały się najlepiej. Żyłem bowiem w trudnych czasach XIII wieku, w których chrześcijaństwo dopiero zaczynało odgrywać dominującą rolę na terenach Europy Wschodniej. Ja zaś pomagałem mu rozkwitać. Wskazuje już na to moje imię, które pochodzi z języka greckiego (hyakinthos) i oznacza po prostu nazwę kwiatu - hiacynta. Może właśnie dlatego jestem osobą niezwykle twórczą, którą cechuje duży indywidualizm. Zwykle bywam człowiekiem pewnym siebie. Cenię sobie niezależność. Jestem osobą emocjonalną i energiczną, lecz, niestety, również wybuchową i apodyktyczną. Miałem jednak na tyle pociągającą i godną naśladowania osobowość, że doczekałem się sporego grona uczniów, których nie orientowałem na siebie, lecz na osobę naszego Pana Jezusa Chrystusa. Moje relikwie spoczywają w Krakowie. Ogłoszono mnie świętym pod koniec XVI wieku. W sztuce przedstawia się mnie najczęściej w zakonnym habicie z monstrancją i figurą Maryi w dłoniach. Pięknie pozdrawiam nie tylko wszystkich moich imienników, lecz każdego chrześcijanina, który jest gotów poświęcić swoje życie dla Boga i bliźnich.
CZYTAJ DALEJ

Zakotwiczeni w Nadziei - pielgrzymowanie 2025: prawie 55 tys. pątników dotarło na Jasną Górę

2025-08-17 16:22

[ TEMATY ]

Jasna Góra

pielgrzymka

Karol Porwich/Niedziela

Więcej młodzieży, więcej rodzin z dziećmi - oceniają przewodnicy, zwłaszcza pieszych, pielgrzymek na Jasną Górę. W sierpniu przed uroczystością Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny przybyło 54 529 pątników. W 55 pielgrzymkach pieszych przyszło 52 551 osób, w 35 pielgrzymkach rowerowych przyjechało 1915 osób, w 3 pielgrzymkach biegowych dotarło 63 osoby. Duchowy kierunek tegorocznego pielgrzymowania to nadzieja.

W Roku Jubileuszowym program rekolekcji w drodze to; odkrywanie na nowo, że źródłem nadziei jest Jezus Chrystus, że misją ochrzczonego jest budowanie wspólnot uczniów nadziei nawet w sytuacjach trudnych, że w tej pielgrzymce nadziei nie jesteśmy sami, bo jest z nami Maryja.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję