Maria Fortuna-Sudor: Panie Redaktorze, co sprawiło, że redakcja Dziennika Polskiego zainteresowała się tematem dotyczącym Stowarzyszenia „Wiosna”?
Red. Wojciech Mucha: We wrześ-niu minionego roku pojawiła się informacja, że w sprawie domniemanego mobbingu w Stowarzyszeniu „Wiosna” w dalszym ciągu nikt nie ma postawionych zarzutów. Zaczęliśmy się temu przyglądać i uznaliśmy, że warto sprawdzić, co się w tym temacie dzieje, bo dominującą narracją po tym głównym tekście Onetu było, że to ks. Stryczek jest winny. Tymczasem okazało się, że ksiądz nawet nie ma postawionych zarzutów. Zaczęliśmy to analizować. Pojawił się pierwszy tekst na ten temat, a po nim – sygnały w tej sprawie, czego efektem jest kolejny artykuł. Nie wychodzimy z założenia, że ktoś jest winny czy niewinny. Zdecydowaliśmy się odświeżyć temat, który 3 lata temu zelektryzował całą Polskę, co doprowadziło do utrwalenia pewnego wizerunku i księdza, i stowarzyszenia, i całej inicjatywy. Ten obraz do dzisiaj odbija się czkawką. Odnoszę wrażenie, że jeśli ktoś mówi o ks. Stryczku, to od razu pojawia się nagłośniona przez Onet sprawa stowarzyszenia i domniemanego mobbingu z postacią księdza na pierwszym planie. A tymczasem, jak dotąd, nikt z pozwem osobistym w stosunku do niego nie wystąpił. Zawiadomienie w sprawie, będące przedmiotem analizy, złożyła partia polityczna. To rodzi wątpliwości i pytania: dlaczego tak się stało i dlaczego sami zainteresowani – kilkadziesiąt osób – nie zdecydowali się na pozew zbiorowy przeciwko księdzu?
Jaka jest reakcja czytelników na te publikacje?
Część czytelników utrwaliła sobie obraz zbudowany po tekście Onetu. Tym bardziej że sprawie nikt się głośno nie sprzeciwiał. Oczywiście, pamiętam teksty Piotra Legutki czy Wojciecha Wybranowskiego, które ten onetowy portret demaskowały. Równocześnie dostajemy też dużo sygnałów, żeby tematu nie odpuszczać, żeby spróbować sprawę wyjaśnić. Chcę mocno podkreślić, że naszym celem nie jest ani przywracanie komuś dobrego imienia, ani skazywanie kogokolwiek. Nie taka jest rola mediów. Chcemy się jednak dowiedzieć, o co w tej sprawie chodzi. Stoimy na stanowisku – może już niemodnym – że gdzieś tam ta prawda jest. I nawet jeśli jej nie odkryjemy, to warto się do niej zbliżyć.
Pomóż w rozwoju naszego portalu