Niemal wszyscy, którzy znają się na ekonomii, wieszczyli, że inflacja, która od kilku miesięcy spędzała sen z powiek zarówno przeciętnemu Kowalskiemu, jak i wszystkim na szczytach władzy, przebije na początku nowego roku psychologiczną barierę 10%. Na szczęście tak się nie stało. Główny Urząd Statystyczny podał w połowie lutego, że za towary i usługi konsumpcyjne płaciliśmy w styczniu 2022 r. o 9,2% więcej niż 12 miesięcy temu. To zaskoczyło ekonomistów i z taką sytuacją mieliśmy do czynienia po raz pierwszy od kilku miesięcy.
W drugiej połowie ubiegłego roku było nieco inaczej. Przewidywania ekonomistów były w większości niedoszacowane. Dlaczego tak się stało? Komentatorzy podkreślają, że w dużej części jest to efekt działania tarczy antyinflacyjnej wprowadzonej przez rząd, która spłaszczyła inflacyjną górkę. Co powoduje wzrost cen?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Tu odpowiedź znamy niemal wszyscy, bo chodzimy do sklepu i płacimy rachunki za gaz czy energię elektryczną. Za dwie trzecie całego wzrostu cen odpowiadają trzy kategorie: żywność (drożeje w sporej części przez wzrost cen nawozów sztucznych), użytkowanie mieszkania oraz nośniki energii i paliw. Niewielką pociechą jest, że wysoka inflacja panuje praktycznie wszędzie na świecie, i że akurat w Polsce jej negatywne skutki są w sporej mierze łagodzone przez wysoki – największy, biorąc pod uwagę IV kwartał ub.r. – wzrost gospodarczy, który wyniósł 7,3%.
Co dalej? Nadal będziemy mogli się cieszyć wzrostem gospodarczym, choć jego dynamika będzie mniejsza. Spowodowane to będzie m.in. spowolnieniem wzrostu konsumpcji, do czego przyczyni się inflacja, która osłabi siłę nabywczą Polaków; często pomijany jest także fakt, że po prostu zaspokoiliśmy tzw. odłożony popyt. W czasie lockdownów kupowaliśmy mniej, a nasze oszczędności rosły. Większość z nich zdążyliśmy już wydać i akurat jeśli chodzi o inflacyjną presję, to naprawdę dobra informacja.