Minister sprawiedliwości i Prokurator Generalny Zbigniew Ziobro, prezes Instytutu Pamięci Narodowej dr Karol Nawrocki oraz zastępca Prokuratora Generalnego, dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu Andrzej Pozorski zaprezentowali dotychczasowe wyniki śledztwa dotyczącego okoliczności śmierci ks. Franciszka Blachnickiego.
Poinformowano, że śmierć ks. Blachnickiego w dniu 27 lutego 1987 r. nastąpiła na skutek zabójstwa poprzez podanie ofierze śmiertelnych substancji toksycznych. Podano, że wykazały to czynności procesowe, przeprowadzone w Polsce oraz na terenie Niemiec, Austrii i Węgier przez prokuratorów IPN w Katowicach.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Ks. Blachnicki po wojnie był represjonowany przez władze komunistyczne - od lat 50. XX wieku do nagłej śmierci w 1987 roku w Carlsbergu w Niemczech był obiektem szykan i inwigilacji, które miały ograniczyć zasięg jego oddziaływania na polskie społeczeństwo. Departament I MSW PRL umieścił w Carlsbergu wśród współpracowników ks. Blachnickiego agentów, w tym o pseudonimach "Yon" i "Panna", wykonujących ofensywne zadania wywiadowcze na rzecz PRL-owskiego wywiadu na terenie Niemiec, które polegały między innymi na ścisłej inwigilacji kapłana oraz podejmowaniu działań zmierzających do destrukcji podejmowanych przezeń przedsięwzięć. Od 1995 r. prowadzony jest proces beatyfikacyjny w sprawie ks. Franciszka Blachnickiego
Wokół tematu śmierci ks. Franciszka Blachnickiego pojawiły się nowe pytania i odpowiedzi.
Najnowsze badania wykazały, że założyciel Ruchu Światło-Życie został zamordowany. Jaki był ks. Blachnicki? Czy rzeczywiście mógł mieć wrogów? Na te pytania starał się odpowiedzieć ks. prał. Czesław Grzyb, kustosz sanktuarium Matki Bożej Szkaplerznej w Tomaszowie Lubelskim, który zaangażowany był w ruch oazowy i znał osobiście ks. Franciszka Blachnickiego.
Reklama
Ewa Monastyrska: Jak Ksiądz poznał ks. Blachnickiego? I czy naprawdę był wrogiem władzy komunistycznej?
Ks. prał. Czesław Grzyb: Jestem wdzięczny Bogu, że postawił na mojej drodze tego kapłana. Poznałem go już w roku 1979 w Krościenku, czyli u progu mojego kapłaństwa. Duchowość ojca Blachnickiego odcisnęła na mnie cudowne piętno. W ten Ruch wszedłem całym sobą. Był to człowiek wielkiej wiary, nie takiej powierzchownej, ale bezgranicznego zaufania. Doświadczyłem tego jako moderator diecezji. Nie było dla niego rzeczy niemożliwych. Władzy komunistycznej nie było na rękę formowanie młodzieży w duchu religijnym. Oni zupełnie inaczej widzieli Polskę. W ten sposób ks. Blachnicki stał się ich wrogiem, choć wcale nie zamierzał mieć jakichkolwiek przeciwników. Zawierzył cały Ruch Niepokalanej Matce Kościoła. Gdy komuniści aresztowali biskupów w latach 50., aresztowano także ks. Blachnickiego, za działalność podziemną. Przebywał w Niepokalanowie i duchowość franciszkańska odcisnęła na nim pozytywne piętno. Ks. Blachnicki był człowiekiem odważnym. Dlatego był dla komunistów wrogiem. Krucjata wyzwolenia człowieka dotyczyła nie tylko alkoholu i używek, ale także wyzwolenia z lęku. On nas tego uczył i mam wrażenie, że dzięki niemu tę cechę nabyłem także i ja. Powtarzał, że życie ofiarował mu Bóg. Wiele przeżył, bo i powstania śląskie, druga wojna światowa, obozy koncentracyjne, więzienia katowickie i wyrok śmierci, choroby, jedno płuco i cukrzyca. Było wiele okazji, by mógł stracić życie, dlatego twierdził, że Bóg po coś go trzymał. On uczył nas miłości do Kościoła. Był pasjonatem Soboru Watykańskiego II, a Ruch Światło-Życie był praktycznym przełożeniem jego postanowień. Pierwsza nazwa Oazy brzmiała „Ruch Żywego Kościoła”. Chciał pokazać, że Kościół powinien być żywy, że powinny w nim funkcjonować wspólnoty.
Reklama
Był odważny, ale został aresztowany? Za co?
Za Krucjatę Wstrzemięźliwości. 100 tys. osób zapisało się do niej i przeszkadzało to komunistom, ponieważ nie było wystarczającej ilości sprzedawanego alkoholu. Był w tym samym więzieniu, co w czasie wojny, gdy czekał na wyrok śmierci. Był zakochany w Polsce. Mówił, że jeśli będziecie trzeźwi, będziecie wolnymi od lęku, wówczas będziecie dobrymi patriotami. To jedyne, co możecie zrobić dla Polski: być dobrymi i szlachetnymi ludźmi. W 1980 r., po wizycie Jana Pawła II w Polsce, gdy przywoływał Ducha Świętego, podczas kongregacji ks. Blachnicki mówił, że musimy w trybie natychmiastowym formować ludzi, by być gotowym w każdej chwili do przejęcia władzy. Sądziliśmy, że odrobinę przesadza, bo komunizm na naszych ziemiach miał się bardzo dobrze. Był podpisywany wówczas memoriał do władz państwowych z ramienia Ruchu Światło-Życie, by złożyć to jako protest. My, jako kapłani nie mieliśmy nic do stracenia więc z radością podpisywaliśmy się. Jednak świeccy, którzy byli na przykład pracownikami naukowymi ryzykowali dużo. Jako pierwszy do podpisu wstał Stefan Ogrodnik, dziekan na UMCS. Jako profesor wiedział, że straci stanowisko. Nie zważał jednak na to. Ks. Blachnicki uczył nas tej odwagi. Pamiętam taką sytuację, gdy po raz kolejny nagabywała go w Krościenku milicja, by stawił się na przesłuchanie. Ponieważ ks. Blachnicki był cukrzykiem i musiał pilnować zarówno diety, jak i odpoczynku. My się baliśmy milicji, nie wiedzieliśmy co się może wydarzyć. Ks. Blachnicki spojrzał tylko na zegarek i powiedział milicjantom, że teraz ma przewidziany odpoczynek i musi się położyć na pół godziny. Im zaś zaproponował poczytanie prasy katolickiej. Po odpoczynku poszedł z nimi. Gdy wrócił zapytaliśmy go, czy nie boi się chodzić do jaskini żmij. On nam odpowiedział: słuchajcie, to jest jedyna okazja, że może im ktoś powiedzieć o Panu Bogu. Skoro Pan mnie tam posyła to idę i cieszę się. A cóż takiego mogą mi zrobić? Najwyżej mogą mnie zabić. Podchodził do wszystkiego, co przyziemne, nawet do strachu, z ogromnym dystansem. Nawet podczas sądu. Sądziła go taka sędzina, pani Ania, która wygłosiła tak naprawdę pochwalną przemowę w stronę ks. Blachnickiego. On podziękował za areszt, że dzięki temu także mógł głosić Ewangelię. Robił to całym sobą. Chcieliśmy go naśladować. Gdy baliśmy się władzy i ubecji on powtarzał: wkalkulujcie w to Pana Boga. Jeżeli Pan Bóg zdecyduje, że ma to się zakończyć, to się zakończy. Gdy likwidowali Krucjatę Wstrzemięźliwości w Katowicach w 1960 r. poprosił by pójść z nim do kaplicy, odśpiewać dziękczynne Te Deum za to, bo skoro Pan Bóg pozwala zabrać dobre dzieło, to znaczy, że przygotowuje jeszcze większe i lepsze. Powstał wtedy Ruch Światło-Życie i Krucjata Wyzwolenia Człowieka.
Reklama
Jak to się stało, że ks. Franciszek Blachnicki trafił do Carlsbergu?
Ks. Blachnicki poleciał do Rzymu na kongres i chciał wracać. Niestety w Polsce był stan wojenny. Na Placu św. Piotra spotkał się z bp. Wesołym, który zaproponował mu Ośrodek Polski w Carlsbergu. Ks. Blachnicki zgodził się. Ożywił go, założył Polską Chrześcijańską Służbę Wyzwolenia Narodów, stworzył centrum ewangelizacyjne, ogólnoepuropejskie, uruchomił drukarnię, by drukować „Prawdę, krzyż, wyzwolenie”. Pismo to obejmowało wszystkie kraje postkomunistyczne, w którym ujawniał prawdziwą historię. Przygarniał tam wszystkich, także Gontarczyków, zdrajców. Byli to wykwalifikowani pracownicy służb bezpieczeństwa. Weszli w taką relację z ks. Blachnickim, że zaufał im bezwarunkowo. Gontarczykowa została główną księgową wydawnictwa i doprowadziła do plajty. Ks. Blachnicki otrzymał informacje, że to ubecy. 26 lutego Gontarczykowie zniszczyli klimatyzację. Blachnicki wraz z bratem składali książki w tym pyle. W tym dniu dali mu także ostatnią dawkę trucizny. Już wtedy lekarz mówił, że wszystko wskazuje na zator płucny tylko ta piana na ustach jest nietypowa. Teraz badania wykazały ostatecznie, że było to otrucie. Teraz pozostaje wskazanie, kto zlecił zabicie i kto był wykonawcą. Wiadomo tylko, że wciąż funkcjonują w wysokich strukturach. Pan Bóg jednak czuwa nad tym i rozwiązanie tej tajemnicy powoduje, że ludzie na nowo zaczynają szukać Boga. Być może zostanie ogłoszony męczennikiem.
Czego nauczył nas jeszcze ks. Blachnicki?
Przede wszystkim tego, że parafia bez małych wspólnot jest martwa i konieczna jest formacja młodych ludzi.
Dziękuję za rozmowę.