U progu Wielkiego Postu biskup świdnicki zachęcał, by podejmowane postanowienia nie były tylko pokutą samą w sobie, ale przede wszystkim pomagały w odnowieniu relacji z Bogiem i bliskimi.
Obrzęd posypania głów w Środę Popielcową wyraźnie wskazuje na pokutny charakter rozpoczynanego w życiu Kościoła okresu, co tego dnia podkreślił bp Marek Mendyk podczas wieczornej Mszy świętej w katedrze świdnickiej.
– Wielki Post wyraźnie jawi się nam jako czas umartwienia, które jest szczególnie ważne w rozwoju osobowości człowieka, a zwłaszcza chrześcijanina. Podejmowane przez nas wyrzeczenia powinny być traktowane jako środki do wyrażania jedności z cierpiącym Chrystusem, co pomaga w przyjęciu postawy pokory i prostoty oraz akceptacji przemijania. Wówczas odkrywamy, na jakich wartościach powinniśmy budować swoje życie – powiedział w homilii.
Pasterz diecezji pochylił się nad kwestią wielkopostnych postanowień, wskazując na zasadniczą rolę pytania o cel tych praktyk. – W głębokim sensie wyrzeczenie jest drogą do celu, nie pokutujemy przecież dla samej pokuty. Ograniczamy to, co osłabia nasze życie i utrudnia głębsze zrozumienie jego sensu. Pamiętajmy, że wolą Boga jest nasze szczęście, które możemy osiągnąć poprzez unikanie tego, co zabiera nam pełnię życia.
Reklama
Pytając o źródło radości, bp Mendyk przywołał słowa papieża Franciszka, który stwierdził, że człowiek jest szczęśliwy, gdy jego życie „wypełnione jest twarzami i imionami”. – To poetyckie i bardzo głębokie zdanie ukazuje fundamentalną prawdę: człowiek żyje relacjami, więziami z innymi. A więc nie tylko praca, zaszczyty i bogactwa, ale przede twarze bliskich osób, także ich szczęście i problemy. Dlatego w Wielkim Poście wprowadzamy wyrzeczenia i pytamy siebie samych: co mi przeszkadza w budowaniu prawdziwych relacji z ludźmi? – podkreślił, po czym przestrzegł, że puste serce szybko wypełnia się złem i smutkiem, dlatego tak ważne są słowa wsparcia, zrozumienia, przeprosin.
Bóg mówi w ciszy
Biskup świdnicki podjął wątek rozmowy i zwrócił uwagę, że słuchanie innych przychodzi ludziom z coraz większą trudnością. – Każdy chciałby tylko mówić, w przestrzeni publicznej dominuje krzyk. A do człowieka mówi Bóg, codziennie i niezwykle delikatnie. Zawsze w ciszy mówi to wszystko, co jest niezbędne do życia. Przypomina, podpowiada i pociesza, a nam tak trudno Go słuchać… – zaakcentował bp Mendyk, zachęcając na koniec, by czas wielkopostnej refleksji wykorzystać do odnowienia relacji z Bogiem i innymi ludźmi.
– Odkryjmy, jak wielki jest dar wielkopostnej drogi z Jezusem: drogi wiary, nadziei i miłości, a także przemiany i radości. Niech ten czas sprzyja poszukiwaniu tego, co nas zbliża do Boga i ludzi. Wówczas będziemy wypełnieni twarzami i imionami bliskich, czyli prawdziwie szczęśliwi – zakończył.
Krzyż - znak, symbol, przedmiot. Na ile obecny w naszym życiu, na co dzień i od święta? Jak wiele znaczący? Czy napomina, prowadzi, staje się przewodnikiem i świadkiem historii naszego życia?
- Taką datę ma wyrytą na postumencie. Widzisz? 1863. Jakaś niewprawna ręka pisała te cyfry. Może mój prapradziadek... - Ewa dotyka z czułością ramienia krzyża. W jej blokowym mieszkaniu udało się odtworzyć klimat polskiego dworku. Stare meble, na ścianach klasyczne malarstwo i szabla stryjka Makarego, powstańca styczniowego.
Krzyż jest zwyczajny, metalowy. Liczy jakieś 30 cm, wliczając metalowy postumencik, pełen symboli męki Pańskiej. Ramiona krzyża zdobią nieczytelne już napisy.
Krzyż ten w rodzinie Ewy traktowany jest niemal jak relikwia. Dlatego na moich oczach wydobywa się go z szafki w kredensie, gdzie przechowywany jest na co dzień. Stoi na półce z rodzinnymi pamiątkami, owinięty szczelnie flanelowym kocykiem. Wyciąga się go raptem kilka razy w roku: do wieczerzy wigilijnej, jak ksiądz chodzi po kolędzie i gdy w rodzinie dzieje się coś ważnego - ślub, chrzciny, pogrzeb, choroba czy jak ostatnio - egzamin komisyjny wnuka...
Krzyż jest koślawy, co rzuca się w oczy, podobnie jak jego ciemnosrebrny kolor. Brakuje jednej z nóżek postumentu. Ale choć uszkodzony, stanowi, po szabli, drugą pamiątkę po dawnych czasach. Jest w rodzinie pamięć o niewielkim majątku ziemskim, który Rosjanie zabrali, karząc za udział w powstaniu. Wspomina się, że pradziad i cała rodzina wyszli z dworu jak stali. Pozwolono im zabrać raptem kilka tobołków. Musiał być w nich i ten krzyż.
80 lat później pojawia się w dziejach rodziny ponownie, gdy dziadek Ewy z siostrą wywożeni są na Sybir. Jest lutowa noc, straszliwy ziąb i zamieć, pociąg rusza ze stacji w Wilnie. Stukot kół zagłusza uderzenia krzyżem o zamek wagonu. Tak w niego tłukli, że aż urwali kawałek postumentu, ale udało się. Ocaleli.
Ewa: - Nikomu nie przyszło do głowy go naprawiać. I chyba słusznie - bo wtedy pamięć o tamtej cudownej ucieczce z sowieckiego eszelonu zabrzmiałaby jak bajka.
Dziadek Ewy przeżył wojnę. Był aptekarzem, wychował pięcioro dzieci, ludzie go szanowali. Gdy zmarł, chciano jednej z nowych ulic nadać jego imię. Rodzina się nie zgodziła. To nie w dziadka stylu.
Natomiast cudownie ocaloną Lenę, siostrę, tuż po wyzwoleniu zastrzelili żołnierze Armii Czerwonej, gdy stanęła w obronie Niemki, nad którą się znęcali. Wtedy dziadek Ewy usiłował wyryć na lewym ramieniu krzyża datę jej śmierci. Ale krzyż, choć uchodził w rodzinie za srebrny, ani drgnął.
Ewa: - Bodaj jeszcze babcia Michalina była przekonana, że krzyż jest wykonany z cennego materiału, w związku z tym jest sporo wart. Ale jak przychodziła bieda, wyprzedawano w rodzinie wszystko. Z wyjątkiem niego. Opowiadano nam, że nawet w czasie okupacji, jak stryjka trzeba było wykupić, to rodzina się u lichwiarza zadłużyła, a krzyża nikt nie sprzedał. Może to i dobrze, bo popatrz... - pokazuje palcem tył postumentu. - Parę lat temu wpadliśmy na pomysł wyczyszczenia go mleczkiem cif i zaczął szpetnie obłazić. To pewnie jakiś stop, zwyczajny metal, pociągnięty tylko czymś srebrnym...
Wartość takich rzeczy nie mierzy się wartością kruszcu, to oczywiste.
Ewa: - Myślę o rękach, które go dotykały. O uroczystościach, które widział. O ludziach, którzy odeszli. O modlitwach, jakie przed nim szeptano. Był pewnie świadkiem tylu pięknych i strasznych chwil. W jakimś sensie jest on naszym pamiętaniem, częścią naszej rodzinnej „koślawej” przeszłości.
Biografia pt. "Nadzieja", która pierwotnie miała zostać opublikowana dopiero po śmierci następcy św. Piotra, została napisana przez Franciszka wraz z Carlo Musso. Zawiera ona prywatne wspomnienia i wcześniej niepublikowane zdjęcia. Jubileusz Roku Świętego 2025 i „potrzeby naszych czasów” skłoniły papieża do opublikowania książki jeszcze za jego życia, ogłosiło wydawnictwo Kösel, które wyda książkę po niemiecku Włoskie gazety „La Repubblica” i „Il Corriere della Sera” opublikowały z wyprzedzeniem fragmenty włoskiego wydania, które zostanie opublikowane przez oficynę Mondadori, w 88. urodziny papieża, które przypadają 17 grudnia 2024 r.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.