Wierni na drodze do Boga potrzebują przywódców. Na kartach Starego Testamentu najczęściej przedstawia się ich jako pasterzy, którzy powinni być zatroskani o swoją trzodę. Taki był – i nadal jest – ideał. A rzeczywistość? Wtedy, gdy rażąco odbiegała od ideału, rozlegało się wołanie proroków, które dobitnie wyraził Jeremiasz: „Biada pasterzom, którzy prowadzą do zguby i rozpraszają owce z mojego pastwiska – mówi Pan”. W lipcową niedzielę to przejmujące wołanie słychać w pierwszym czytaniu mszalnym w kościołach i kaplicach na całym świecie. Jest nie tylko nawiązaniem do odległej przeszłości, lecz zobowiązaniem do rachunku sumienia każdego biskupa i kapłana. Przecież cała misja kapłańska i apostolska została streszczona przez Jezusa w jednym słowie, zapisanym w Ewangelii wg św. Jana: „paście”, sam zaś Jezus nazywał siebie dobrym pasterzem.
Reklama
W życiu i posłudze kapłanów nie brakuje, niestety, przykładów, które potwierdzają aktualność prorockiego ostrzeżenia. Ale byłoby czymś nagannym i zwodniczym, gdyby ktoś, kto je słyszy, poprzestał na robieniu rachunku sumienia innym, a nie sobie. Taka praktyka szerzy się jednak w Kościele, osłabiając go i zaciemniając wzniosłe posłannictwo skutecznego świadczenia o Bogu. Istnieją środowiska, które bez żadnych skrupułów nagłaśniają i wielokrotnie powtarzają wieści – prawdziwe, wypaczone i zmyślone – o błędach, grzechach i występkach kapłanów. Nie sposób uniknąć wrażenia, że nie chodzi o oczyszczenie Kościoła, lecz – w pewnej analogii do fizjologii – o jego przeczyszczenie, i to bez oglądania się na skutki. Po zabiegach o dotkliwe ukaranie prawdziwych i rzekomych winowajców często następują żądania finansowe, natomiast w ogóle brakuje tego, co naprawdę najważniejsze – względu na skruchę i poprawę oraz przebaczenia i pojednania.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
A co z wiernymi? Bywają zdezorientowani i nie wiedzą, jak powinni się zachować. To oczywiste, że każdy występek wymaga ukarania i zawrócenia ze złej drogi. Dlatego kapłani mogą być przykładem nie tylko w niewinności, lecz i w nawróceniu. Ale nie oni są najważniejszym punktem odniesienia. Budowla Kościoła opiera się bowiem na Jezusie Chrystusie i dlatego zawsze aktualny jest refren Psalmu 23 (22): „Pan mym pasterzem, nie brak mi niczego”. Gdzie ludzie – biskupi, kapłani, wierni – zawodzą, tam ostoją i mocą chrześcijanina jest Bóg, który objawił siebie w Jezusie Chrystusie. Jego krew – naucza św. Paweł Apostoł – sprawiła, że przybliżyliśmy się do Boga i w każdych okolicznościach od Niego pochodzą moc chrześcijanina i wierność wartościom, które wyznajemy.
Benedykt XVI podkreślił: „Kapłan w najwyższym znaczeniu tego słowa to pasterz, który ostatecznie daje samego siebie, na którego bezinteresowną obecność można bezwarunkowo zawsze liczyć”. W takiej perspektywie głębszego znaczenia nabiera zachęta Jezusa skierowana do Jego uczniów: „Pójdźcie wy sami osobno na pustkowie i wypocznijcie nieco”. Na jednym poziomie jest to wypoczynek „od ludzi”, lecz na drugim – „dla ludzi”. Wypoczynek kapłana to nie bezczynność ani marnowanie cennego czasu, lecz sposobność do podziwiania natury, poznawania potrzeb innych ludzi oraz medytacji i refleksji, które potwierdzają i wzmacniają sens kapłańskiej tożsamości. Bezinteresowna obecność kapłana znajduje natomiast wyraz w ponawianej modlitwie za tych, którzy zostali mu powierzeni, nawet – a zwłaszcza – wtedy, gdy jest od nich fizycznie oddalony. To oddalenie nie może być ucieczką, lecz powinno być jeszcze jednym elementem formacji duchowej, która będzie sprzyjała zanoszeniu Boga ludziom.