Renata Czerwińska: W Unisławiu działa zespół o nazwie Tabga. Ani wasza nazwa, ani wasza działalność nie jest zwyczajna. Skąd pomysł?
Żaneta Kosińska: To była kwestia pragnienia serca – mojego męża Jarosława i moja. Mieliśmy już wtedy 38 lat, byliśmy w Kościele, angażowaliśmy się w parafii, ale w pewnym momencie nastąpił kryzys. Minęły 2 lata, a Pan wlewał w nasze serca pragnienia, żeby stworzyć coś innego. Przyprowadził nas w zupełnie inne miejsce i pojawiło się pragnienie zespołu. Wiedzieliśmy, że nie chcemy grać scholkowo-oazowych piosenek, z których już wyrośliśmy. Pociągał nas styl uwielbieniowy, Hillsong. Szukaliśmy tłumaczeń, częściowo sami tłumaczyliśmy – zespół początkowo był dużym dwunastoosobowym składem, wśród których było sporo belfrów anglojęzycznych. Staraliśmy się oddać ducha i ubrać pieśni w polskie ubranie, co nie jest wcale takie proste, bo wiemy, że nasz język jest dużo mniej elastyczny. Z biegiem czasu skład się zmniejszał, ale z mężem chcieliśmy być wierni naszemu charyzmatowi. To nie miało być tylko śpiewanie piosenek, ale wejście w głąb, oddawanie Bogu chwały. Mając żywe doświadczenie Boga, chcieliśmy, żeby ludzie, którzy urodzili się katolikami, stali się nimi z doświadczenia, a nie tylko z tradycji, testamentu, który dostają.
Reklama
W pewnym momencie ta tradycja nie wystarcza: wyjeżdżamy do dużego miasta i zapominamy, że Bóg istnieje…
Tak, niestety często żyjemy też w takim duchu, że musimy sobie zasłużyć na zbawienie, musimy je sobie wypracować, a kompletnie nie bazujemy na tym, co jest w Piśmie Świętym: że Bóg zbawił nas z łaski. To nie jest żaden nasz sukces, dorobek, tylko dar.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W tej chwili trzon zespołu to nasz sąsiad Wiesław Kamiński na basie, nasza córka Zofia – śpiew. Grał jeszcze przez chwilę nasz syn Mikołaj, ale on już znalazł swoją drogę muzyczną, więc od czasu do czasu nas tylko wspomaga. Do tego my z mężem, więc jest nas czworo, co jest bardzo praktyczne – kiedy chcemy, możemy zrobić próby, nawet w domu. Myślę, że Bóg dobrze pokierował.
Skąd się wzięła nazwa?
Ze śniadania z Panem Jezusem. Po zmartwychwstaniu Jezus idzie nad jezioro do Apostołów i to się dzieje właśnie przy wiosce Tabga. Pyta ich: „Dzieci, czy macie co jeść?”. To nas urzekło.
Tabga w tłumaczeniu na język polski oznacza źródło albo nawet siedem źródeł, pełnię. Kiedy zgłębiliśmy, co oznacza to słowo, jeszcze bardziej nam się spodobało.
Reklama
Można was spotkać co miesiąc…
Tak, w kaplicy w Unisławiu. Tam mamy comiesięczne uwielbienia, staramy się być temu wierni. Czasami jesteśmy zapraszani do innej miejscowości, przez jakiś czas łączyliśmy to z Przystanią Uwielbienia organizowaną przez Szkołę Nowej Ewangelizacji w Chełmży, Chełmnie i w Unisławiu. Czasami udaje nam się współpracować z diecezją bydgoską w Boże Ciało. Jednak najbardziej chcemy być u siebie, jesteśmy wierni naszej miejscowości, bo myślimy, że jesteśmy powołani do tego miejsca. Wiele rzeczy dzieje się w Toruniu czy Bydgoszczy, ale nie wszyscy o tym wiedzą, nie wszyscy mają możliwość dojazdu do naszych stolic diecezjalnych czy pojechania gdzieś dalej, do Warszawy, a co dopiero do Polski południowej. Południowa Polska kwitnie zresztą w spotkania uwielbieniowe, by wspomnieć tylko o „Chwała Mu” czy „Strefie Zero”. Nasz fyrtel jest uboższy i w konferencje, i w koncerty. Stwierdziliśmy więc, że warto zainwestować w małe miejscowości, do których często nie docierają ludzie z miasta, bo wszystko mają u siebie pod nosem. Zostajemy wierni Unisławiowi i będziemy tutaj tak długo, jak Bóg będzie chciał. Nie przywiązujemy się do tego, że musimy trwać wiecznie.
Mamy płytę, którą nagraliśmy kilka lat temu „Wiem, że jesteś”. Są tam nasze autorskie utwory, siedem piosenek. Tworzymy nadal, powstają nowe pieśni. Mikołaj, nasz syn, jest płodnym kompozytorem gitarowym, często współpracuje ze swoim tatą. Czasami chłopacy zaczynają grać, a Duch Święty daje mi jakiś tekst, a czasami trzeba nad nim popracować albo poprosić kogoś o współpracę. Dwa teksty napisała nam Iwona Zduniak z Torunia. Powoli zapisujemy sobie wszystko w domowym studio, zamieszczamy na naszym kanale na You Tubie, żeby te pieśni szły w świat. Może ktoś znajdzie w nich jakieś zdanie dla siebie, odpowiedź na pytanie, które ma do Boga. Po pierwszej płycie mamy feedbacki, że ludzie modlili się tymi pieśniami, jeżdżąc do pracy i nagle dostali światło, rozeznanie czegoś. Wydawałoby się, że to bardzo proste melodie, z prostymi tekstami, żadnymi poematami, a okazało się, że poruszają ludzkie serca.
Reklama
Czy ludzie dzielą się owocami spotkań, coś ich bardzo poruszyło?
Tak! Teraz mamy taki czas, kiedy posługujemy w kościele parafialnym podczas Mszy św. o godz. 16.00 w niedzielę. Wszystko dzięki dobroci księdza proboszcza, który pomimo tego że ma zupełnie inną wrażliwość niż nasza, czyli nie worshipową, a bardziej gregoriańską, chóralną, organową, to znosi nas raz w tygodniu. Bardzo to cenimy, szanujemy, ale wiemy, że w Kościele musi być miejsce dla różnych osób. Kiedy posługiwaliśmy po raz pierwszy w lipcu, podeszli do nas ludzie, którzy byli przez przypadek w kościele. Zostali po Mszy św., czekali, aż się złożymy, pogadamy jeszcze z proboszczem, aż wreszcie podeszli i powiedzieli, że są tak niezmiernie wdzięczni za to, że trafili akurat na taką oprawę muzyczną, pytali, czy tak jest co tydzień. Odpowiedzieliśmy, że u nas głównie organy, ale we współpracy z księdzem proboszczem we wakacje mamy zielone światło. Ta forma muzyczna zbliża nas do Boga. Eucharystia zawsze jest taka sama, ale dla niektórych robi to różnicę. Robimy to dla tych, którzy nie są jeszcze na takiej drodze z Panem, a chcą być bliżej Niego, zanurzyć się w Nim. Mamy wokół siebie takich ludzi. Jeśli mają przyjść i uczestniczyć we Mszy św. tylko dlatego, że jest tam taka oprawa muzyczna, która ich zachęca, ułatwia im modlitwę, to warto to robić. Nieraz o tym słyszymy, że mieli lepszy czas spotkania z Bogiem.
Oprócz muzyki robicie kursy ewangelizacyjne.
Jako wspólnota Betel organizujemy kurs Alpha w naszej parafii i od czasu do czasu warsztaty tańca z flagami. Zapraszamy wtedy kompetentne osoby, żeby się tym zajęły, a warsztaty dla dzieci robimy już sami. W parafii mamy diakonię flag. Prowadzą ją młode dziewczyny, które dosłownie zaprosiliśmy z chodnika. To było działanie Ducha Świętego, żeby do nich podejść i powiedzieć: „Słuchajcie, jak wam się nudzi, to przyjdźcie, będziemy mieli spotkanie, a nuż widelec wam się spodoba i złapiecie bakcyla”. A teraz posługują, odnajdują się także w kursie Alpha. Robimy kurs dla młodzieży, która przygotowuje się u nas w parafii do bierzmowania. Fajne dzieciaki z tych 15-16-latków!
Reklama
Wrażliwe, otwarte i nagle okazuje się, że jest dla nich miejsce w Kościele.
Okazuje się, że oni są naprawdę mądrzy. To wcale nie jest tak, że mają Boga w nosie. Szukają Go, szukają też potwierdzenia, że Bóg ich kocha, że nie są przypadkiem na tym świecie. Mają niesamowite przemyślenia, które niejednokrotnie nas jako osoby dorosłe zawstydzały, kiedy ze szczerością dzielili się z nami swoim doświadczeniem, postrzeganiem rzeczywistości, w jakiej żyjemy i Boga w świecie, w którym oni też się poruszają. Dla nas to było bardzo mocne doświadczenie i jeszcze więcej z tego czerpaliśmy niż oni. Warto oddać swój czas na to, żeby móc się spotkać z młodymi ludźmi, wsłuchać się w nich i towarzyszyć im w świecie, który dla nich jest dużo trudniejszy niż był dla nas w ich wieku.
Czy macie jakieś plany na najbliższy czas?
W sierpniu zaczynamy spotkania z drugą grupą bierzmowanych. W październiku zaczniemy kolejną serię dla tych, którzy będą się przygotowywać. Widzimy, że to ma sens, ale tylko wtedy, gdy nie jest przeładowane dodatkowymi wymaganymi formacjami. Ich można złapać na pizzę, to jest takie proste. Nawet jeżeli wydaje nam się, że kompletnie nic z tego nie wynoszą oprócz pełnych żołądków, to okazuje się, że jest zupełnie inaczej, niż myśleliśmy. Duch Święty działa, pomimo tego że myślimy, że jest beton. Jeśli nie widzimy owoców już od razu, to zobaczymy je po jakimś czasie. A może nie zobaczymy ich wcale, dopiero w wieczności.
Nauczyliśmy się tego, że często własnymi siłami chcemy coś zrobić i nie wychodzi. Wreszcie przychodzi taki moment, kiedy mówimy: „Dobra, Panie Boże, poddaję się, rób, jak chcesz”. A wtedy idzie jak z płatka. Duch Święty nam pokazuje, że to On jest najważniejszy, a my mamy się po prostu poddać Jego działaniu. Umiejętności, które mamy, są dane od Niego i trzeba je rozwijać, a nie zakopać jak trzeci sługa.