Ks. Jarosław Grabowski: Pani Profesor, tak szczerze: komu potrzebna jest dzisiaj teologia?
Prof. Katarzyna Parzych-Blakiewicz: Pamiętam, jak na to pytanie odpowiedział mi kiedyś mój student. Uważam – powiedział – że każda matka powinna skończyć teologię. Też tak sądzę. Teologia to jest taka specjalność, która nie obejmuje jedynie profesji zawodowej, to jest dziedzina, która pomaga człowiekowi ustawić sobie życie.
Dlaczego została Pani teologiem?
Już w VI klasie szkoły podstawowej – kiedy nauczyciele i katecheci pytali, co chcę robić w życiu – powiedziałam sobie, że będę albo lekarzem, albo teologiem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Medycyna to zrozumiałe, ale teologia?
Podobnie zareagowała wtedy moja mama. Zdziwiona zapytała: a co to jest ta teologia? Skąd ci to przyszło do głowy? Dzisiaj, z perspektywy minionych lat, mogę powiedzieć, że teologia pomaga rozwinąć jakby drugą półkulę mózgową. Pomaga w znalezieniu odpowiedzi na pytania egzystencjalne, te podstawowe. Pozwala człowiekowi odpowiednio ustosunkować się do świata, wybierać dobro, zdobywać duchową siłę, pomaga w zjednoczeniu z Bogiem...
Reklama
Pięknie powiedziane, ale dla wielu ludzi teologia jest totalną abstrakcją.
Dla niektórych... Bo są tacy ludzie, którym Pan Bóg daje powołanie i na skutek tego oni pragną Go poznawać. W przypadku innych osób Bóg jakby chowa się, nie chce na siłę oślepiać swoim blaskiem. Czeka, żeby to człowiek Go znalazł...
Pani Profesor znalazła Pana Boga? Już w VI klasie podstawówki?
Nie wiem, czy wtedy znalazłam. To jest tak, że Pan Bóg prowadzi każdego po swojemu przez całe życie.
Jest Pani zatem osobą świecką i teologiem z powołania...
Myślę, że tak... To jest powołanie. A gdy w grę wchodzi powołanie, człowiek nie ma innego wyjścia.
A wracając do pytania Pani mamy: co to jest ta teologia?
To nie tylko wiedza o Bogu, to również doświadczenie płynące z wiary. Co więcej, teologia nie funkcjonuje sama dla siebie, ona funkcjonuje w Kościele. Bez tej wspólnoty wiary, bez doświadczenia wiary w spotkaniu z Bogiem każdego chrześcijanina, nie tylko teologa, nie bylibyśmy w stanie zweryfikować, czy jesteśmy w życiu na dobrej drodze. Podam przykład – objawienia prywatne. Jest ich wiele, niektóre są prawdziwe, niektóre nieprawdziwe. Skąd wiemy, które są prawdziwe, a które nie? Kto to weryfikuje?
Teologowie...
Tak. Widzę to w mojej parafii. Ludzie opowiadają mi o swoim doświadczeniu Boga i pytają: pani profesor, czy ja dobrze mówię? Czy ja dobrze myślę? Pamiętajmy, że święci też miewali wątpliwości... Tak więc, z jednej strony – teolog jest potrzebny człowiekowi wierzącemu, a z drugiej – teologia potrzebna jest Kościołowi. Właśnie po to, żeby na drodze wiary nie zbłądzić.
Reklama
Szkoda, że mamy tak mało teologów w Polsce.
Teologów w Polsce jest dużo, tylko ich nie widać.
Czy teologia jest strażnikiem ortodoksji? Szczególnie dogmatyka, królowa teologii.
Tak, teologia jest strażnikiem ortodoksji. Z jednej strony – żeby zachować Tradycję, czyli wielkie dziedzictwo Kościoła. A z drugiej – żeby to dziedzictwo Kościoła nie zostało zamknięte w muzeum, ale żeby rzeczywiście było ciągle na fali, żeby inspirowało, pobudzało.
Czy nie wystarczyłoby, żeby tymi strażnikami ortodoksji byli biskupi i kapłani?
Oni też są teologami.
Ale Pani Profesor jest osobą świecką. Czy Pani czuje się strażnikiem ortodoksji?
Tak.
I podczas słuchania kazań wyłapuje Pani błędy dogmatyczne u kaznodziejów?
Moi dawni studenci, dziś absolwenci, księża, mówią, że jak mnie widzą w kościele, to strasznie się denerwują. Więc ja mam takie miejsce za słupem w kościele, żeby mnie nie widzieli. Widzą mnie dopiero przy Komunii św. (Śmiech).
Pani Profesor uczy seminarzystów od 2001 r., co oznacza, że dziś to już rzesza proboszczów, prałatów...
I dlatego nie mam się u kogo spowiadać (Śmiech). Muszę chodzić do zakonników, z którymi nie mam zajęć.
Reklama
Jak ocenia Pani Profesor homilie i kazania? Często słyszymy krytykę, że zbyt moralizujemy, że pouczamy, a niewiele wiemy o prawdziwym życiu...
Bywają homilie słabe, bywają lepsze. Z mojego punktu widzenia najlepsze są takie, w których ksiądz dzieli się swoim doświadczeniem duchowym, dzieli się przeżywaną wiarą. Ludzie nie potrzebują wzniosłych, górnolotnych treści. Kazanie powinno być – że tak powiem – lekkostrawne. Z kolei ci, którzy potrzebują więcej treści, mogą przyjść do zakrystii i dopytać czy napisać do księdza maila.
Teologia najczęściej kojarzona jest ze stanem duchownym. Czy łatwo jest być teologiem świeckim, i to jeszcze profesorem teologii?
Zależy w jakim środowisku. Na przykład w mojej parafii prowadzę grupę, która wyrosła z grupy synodalnej. Siłą rzeczy są to osoby, które przylgnęły do mnie. Zdarza się, że w drodze do kościoła zaczepiają mnie kobiety i pytają o coś, bo wstydzą się zapytać księdza. Wiedzą, że jestem teologiem i zadają mi przeróżne pytania, często prywatne, dotyczące problemów rodzinnych. W diecezji zaś i w pracy status teologa świeckiego i wykładowcy nie powoduje żadnych problemów, a raczej przynosi doświadczenie przyjaźni.
Tym samym Pani Profesor udowadnia, że teologia nie jest dziedziną oderwaną od bieżących spraw, nauką przeznaczoną dla wąskiego grona specjalistów...
Jak będzie tylko dla specjalistów, to powstanie przepaść pomiędzy teologami i pozostałymi ludźmi. Synod ogłoszony przez papieża Franciszka jest właśnie taką próbą zasypania tej przepaści. Choć nie jest to łatwe...
Reklama
Skoro mowa o synodzie... Wywołał on w Polsce sporą dyskusję, zwłaszcza niemiecka droga synodalna. Powinniśmy się jej obawiać? A może to jakaś szansa dla Kościoła w Polsce?
Nie powinniśmy się bać, ale musimy kompetentnie do tego podejść. Papież Franciszek wyraźnie powiedział, jak rozpocząć synod. Rozpocząć od Ducha Świętego, od modlitwy do Ducha Świętego, a później – polecił – „rozeznaj sytuację”, dopiero z Duchem Świętym. Nie dał żadnego gotowego przepisu, żadnych sugestii, jak ma wyglądać ten program. Tylko masz rozpoznać daną wspólnotę, bo każda wspólnota jest inna.
Która prawda wiary jest najtrudniejsza do wyjaśnienia? Która, w opinii Pani Profesor, jest najbardziej skomplikowana?
Wieczne dziewictwo Maryi, niepokalane poczęcie i wniebowzięcie.
To są prawdy wiary dotyczące Maryi. Kto może lepiej wyjaśnić prawdy z dziedziny mariologii, jak nie kobieta dogmatyk? Pani Profesor jako kobiecie jest łatwiej...
Dlatego spośród towarzystw teologicznych najwięcej kobiet jest właśnie w towarzystwie mariologów.
Czy nie jest tak, że nasza wiara jest obecnie przez wiele osób wierzących zbyt „lajtowo”, powierzchownie przeżywana?
To wynika zapewne z lenistwa. Lenistwa duchowego. Tak jak w sporcie – po co się wysilać, skoro można pozostać przed telewizorem. Nie biegać, nie pograć w piłkę, bo to już jest wysiłek. Ale sport tak „uprawiany” może człowieka zainspirować do tego, żeby samemu spróbować pobiegać, poruszać się. I wtedy taki człowiek zauważa, że sport jest dobry i potrzebny. Podobnie jest w przypadku życia duchowego – konieczne jest zaangażowanie, a nie tylko obserwowanie, czy ksiądz ładnie odprawił Mszę św., czy ładne powiedział kazanie, czy ładnie wygląda – do tego stopnia. Przecież ludzie patrzą, obserwują, nie słuchają, co mówi, tylko jak mówi. I tu widzę problem – jest nim mentalność nastawiona tylko na spektakl, na zabawę.
Reklama
Czy uważa Pani Profesor, że w Kościele za mało się słucha, a za dużo mówi?
To zależy gdzie.
Na przykład w parafii...
Ludzie nie są nauczeni mówienia.
A nie wynika to z obojętności na sprawy wiary?
Siłą rzeczy, ale ci, którzy są w kościele, którzy przyjdą, wysłuchają ze zrozumieniem kazania i dla nich to jest za mało, to znaczy, że oni są bardziej zagłębieni w wiarę. Ci ludzie przyjdą z pytaniami, np. proszę księdza, proszę mi wyjaśnić, co to znaczy, że Bóg jest miłością.
Wiara w Boga to jest tylko zaufanie Panu Bogu czy też pogłębianie treści płynących z wiary?
A nie, to dużo więcej. To jest mieszkanie z Bogiem. Bóg jest częścią mojej egzystencji, mojej codzienności. Bóg mieszka ze mną.
Reklama
Nie wystarczy zwykłe: „ufam Ci, Panie Boże”?
Nie. To nie jest tak, że z Panem Bogiem rozmawiam wtedy, kiedy zrobię znak krzyża na początek modlitwy, potem się pomodlę i na koniec znów się przeżegnam. A potem się rozstaję z Panem Bogiem. Nie – wiara to jest ciągłe bycie z Bogiem. Teraz np. jestem poza domem, na konferencji albo gdziekolwiek, nie ma przy mnie męża, moich dzieci, nie ma przy mnie nikogo bliskiego, ale jest ze mną Pan Bóg. Zawsze jest! Jest obecnością przez duże O. Na tym polega dynamizm wiary, że ja tę obecność ciągle jakby w sobie krystalizuję, ciągle oczyszczam swoje oczy, umysł, swoją mentalność formuję do tego, żeby coraz bardziej rozpoznawać tę obecność Boga. I wtedy On jest obecny coraz wyraźniej.
Teologia jest nauką o Bogu. A kim jest Bóg dla profesora teologii, specjalisty od Pana Boga?
To jest Ktoś, kto ciebie kocha. A teolog to jest ten, którego Bóg bierze – można powiedzieć – na swoją stronę, żeby pomógł takiego Boga pokazywać innym; przekonywać, że Bóg na ciebie, człowieku, patrzy, ale patrzy z miłością. Bo cię kocha.
Kocha każdego?
Tak.
Nawet tego, który Go zdradził, który w Niego nie wierzy, naśmiewa się z Niego, drwi?
Ależ oczywiście! A matka przestaje kochać krnąbrne, pyskate dziecko? To nawet ja, jako „matka” moich studentów, nie różnicuję ich.
Ale przecież Bóg karze za zło...
To nie jest tak, że Pan Bóg jest złośliwy...
Jest Sędzią sprawiedliwym...
...i miłosiernym. Sprawiedliwy to znaczy, że wszystko weźmie pod uwagę. Absolutnie wszystko. Każde twoje zaniedbanie, grzeszek malutki – wszystko. Niczego nie pominie. Ale jest też miłosierny, dlatego będzie pamiętać również o każdym dobrym choćby pomruku twojej duszy. Niczego nie zlekceważy. Wszystko weźmie pod uwagę.
Z dr hab. Katarzyną Parzych-Blakiewicz rozmawiał ks. Jarosław Grabowski
Katarzyna Parzych-Blakiewicz - teolog dogmatyk, profesor na Wydziale Teologii Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, wiceprezes Towarzystwa Teologów Dogmatyków