Przy tobie Janku każdy stawał się lepszą wersją samego siebie! – mówił z kolei ks. Arkadiusz Lechowski podczas homilii Mszy św. dziękczynnej za życie i posługę kapłańską ks. Jana. Eucharystię koncelebrowało wielu kapłanów z całej archidiecezji łódzkiej, a świątynia nie pomieściła licznie zgromadzonych wiernych – parafian i przyjaciół ks. Jana, którzy chcieli podziękować za jego życie i kapłańską drogę.
Na zawsze w naszych sercach
Reklama
Witając zebranych, kard. Ryś przywołał trzy wspomnienia z ostatnich miesięcy życia kapłana. – Kiedy dowiedziałem się o chorobie Janka, pojechałem na Plac Kościelny i modliłem się o cud u grobu Stanisławy Leszczyńskiej. I cud się wydarzył. Wydarzył się w tym, jak Janek przechodził przez całą tę chorobę i jak wy tutaj, którzy tworzycie tę parafię, tę jego chorobę z nim przeżywaliście. Czasem biskup ma taką pokusę, że jeśli ksiądz choruje, to trzeba go zabrać, najlepiej do domu księży chorych, gdzie będzie miał fachową opiekę. To by była najgłupsza rzecz jaką mógłbym zrobić! Ale wokół tego jego odchodzenia, jego słabości, tworzył się Kościół. Ten kościół został wypełniony ludźmi, tu się tworzyła wspólnota. Jaki był dla was przed tą chorobą, tacy wy byliście dla niego w jego chorobie! – mówił kard. Ryś i przypomniał posługę ks. Jana w Hospicjum Fundacji Gajusz. Wspomniał o ostatnim smsie, który wymienił z kapłanem oraz przytoczył krótkie wspomnienie z przyjęcia sakramentu chorych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Na dziękczynienie, chór złożony z przyjaciół księdza oraz uczestników Pieszej Pielgrzymki Łódzkiej na Jasną Górę, zaśpiewał pieśń W Tobie żyję. Na zakończenie Mszy św. pogrzebowej siostra zmarłego kapłana odczytała bardzo osobisty list od jego wieloletniego przyjaciela, po czym kapłani na własnych barkach wynieśli trumnę z ciałem ks. Jana przed kościół do karawanu. Kiedy samochód oddalał się od świątyni, wierni spontanicznie zaczęli klaskać, co było wyrazem wdzięczności dla zmarłego proboszcza i przyjaciela.
Parafialna rodzina
Ostatnie miesiące ziemskiej wędrówki ks. Jana niesamowicie zjednoczyły parafian, rodzinę i przyjaciół kapłana. Tak jak on przez kilka lat troszczył się o swoją wspólnotę parafialną, tak w ostatnich dniach i tygodniach wierni troszczyli się modlitewnie o niego. W ostatnich miesiącach z pokorą znosił trudy ciężkiej choroby, przebywając w domu, którym była jego parafia. Odszedł otoczony miłością, troską i modlitwą najbliższych.
Reklama
Ksiądz Jan, kiedy tylko siły mu na to pozwalały, odprawiał Mszę św. i dbał o swoich parafian. W grudniu przyjaciele zorganizowali dla niego koncert ulubionego wokalisty Tomka Kamińskiego, z którym zaśpiewał ukochaną pieśń Ty tylko mnie poprowadź, wygłosił kilka słów podziękowania i udzielił wszystkim pasterskiego błogosławieństwa. Od pogorszenia stanu zdrowia, w parafii odbywała się codzienna adoracja Najświętszego Sakramentu w intencji powrotu do zdrowia, po której nastąpiło chwilowe polepszenie. Ksiądz Jan wrócił i jak tylko mógł, służył parafii. Kiedy czuł się dobrze, przychodził na Msze św. poranne i im przewodniczył, udzielał Komunii św., do czasu kiedy mógł. Gdy stan zdrowia znów uległ pogorszeniu, dołączał się do koncelebry, aż do momentu, kiedy otoczony rodziną i przyjaciółmi dzielnie znosił trudy choroby w swoim domu.
Reklama
W imieniny ks. Jana odbyła się Msza św. dziękczynna, której przewodniczył sam ks. Jan. Była to niezwykle wzruszająca chwila… – Ksiądz Jan został mianowany w czasie, kiedy parafia znalazła się w takim okresie stagnacji. Trafiliśmy na trudny okres pandemii. Robił, co mógł, aby nie łamiąc zakazów, udostępniać wiernym dostęp do sakramentów. Miał swoją wizję kościoła parafialnego, nie murów, nie materialnych zysków, ale wizję wspólnoty! Nie krzyczał, nie nakazywał – tłumaczył i dialogował. Nie był proboszczem dyktatorem, był proboszczem pasterzem. Słuchał i po zapoznaniu się z argumentami, pozwalał działać. Nie oceniał, przytulał. Wnosił też dużo radości. Na bazie dzieci pierwszokomunijnych utworzył scholę rodzinną, z którą do końca grał na gitarze. Wieczory uwielbienia, adoracja w ciszy, kult Matki Bożej Fatimskiej – tym żył, to nam zawsze dawał jako propozycję. Przygarniał wszystkich, gdzie grupy nie mogły znaleźć schronienia, znajdowały je u nas. Emanował miłością do Boga i do ludzi. Nie krył swojego cierpienia, ale pokazywał, jak nieść krzyż z Chrystusem. Nigdy nie narzekał. Nasz Jan zostawił nam niepisany testament. Od jakiegoś czasu rozmawiamy o tym, jak nie roztrwonić tego, co wspólnie zbudowaliśmy. Jak nie stracić zapału, uśmiechać się mimo bólu, darzyć szacunkiem i życzliwością. To zadanie naszej wspólnoty. Janie, chcemy z Bożą pomocą temu sprostać! – mówiła Elżbieta Malinowska, wieloletnia znajoma ks. Jana i parafianka.
Ostatnia droga kapłana
– Janek miał niewątpliwie wiele talentów, bogate i piękne życie. Był czytelnym znakiem, że to nie Jan żył, ale że żył w nim Chrystus. Na ludzkie słabości i niedoskonałości miał jedną odpowiedź – kochał! W ostatnim czasie przypomniał, co jest istotą chrześcijaństwa. Nie było w nim nienawiści do choroby, a kiedy przyszła śmierć, widzieliśmy, że się uśmiechnął. Pracując dla innych, bardzo wysoko podniósł poprzeczkę. Służył parafii nie tylko przez swoje życie, ale także przez swoją śmierć. Kiedy zaczęliśmy otaczać go modlitwą, on oburzał się, mówiąc, że jest wielu chorych w tej parafii. Jan umierał zgodnie z katolicką tradycją, w domu wśród rodziny i przyjaciół. Bóg uczył nas przez Jana, nie tylko jak dobrze żyć, a nas księży, jak posługiwać, ale jak godnie umierać. Uczył nas żyć w kościele jak w rodzinie, oraz jak umierać w Kościele. Mogę śmiało powiedzieć, że mieliśmy świętego proboszcza! – podkreślił ks. Szewczyk podczas Mszy św. pogrzebowej.
– Najlepszy księże Janku! Dziękujemy ci za twoją obecność w naszej parafialnej wspólnocie. Razem z nami ją współtworzyłeś, kierowałeś, prowadziłeś, tłumaczyłeś, słuchałeś, wchodziłeś w dialog. Jesteśmy ci bardzo wdzięczni, że byłeś z nami. Do zobaczenia w domu naszego Ojca – podkreślali wdzięczni parafianie. Kapłan został pochowany na Starym Cmentarzu w Łodzi.
Kim był
Śp. ks. Jan Czekalski, proboszcz parafii Matki Boskiej Fatimskiej w Łodzi, zmarł we wtorek 12 sierpnia 2025 r., opatrzony sakramentami św., w otoczeniu swoich najbliższych, w 50. roku życia i 25. roku kapłaństwa. Pochodził z łódzkiej parafii św. Franciszka. Święcenia kapłańskie przyjął w 2001 r. Przez kilka lat był duszpasterzem akademickim w „Piątce”. Był także wieloletnim kierownikiem grupy „Trzeciej” Pieszej Pielgrzymki Łódzkiej na Jasną Górę. Następnie pracował jako wikariusz w parafii Matki Boskiej Dobrej Rady w Zgierzu, gdzie był kierownikiem zgierskiej pielgrzymki na Jasną Górę. Został mianowany wikariuszem w parafii Zesłania Ducha Świętego w Aleksandrowie Łódzkim, a w 2019 r. proboszczem parafii Matki Boskiej Fatimskiej, gdzie pozostał do swoich ostatnich chwil…