Reklama

Święte gody

Na św. Łucję (13 grudnia) noc z dniem tłucze - powiada wschodnie przysłowie. W adwentowym zwyczaju dziewczęta, wracając z Rorat w dzień św. Łucji, niosły zapalone lampiony na znak, że zbliża się dzień narodzin Pana Światłości. W niespełna dwie niedziele zbliża się czas kolędy. Szczególny dzień pełny w staropolskiej tradycji wierzeń, przesądów i radości. Czas Godów - Bożego Narodzenia.

Niedziela lubelska 51/2003

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Kolęda

Reklama

Tak od najdawniejszych czasów w kalendarzu ludzkich uczuć dzień ten nazywano Wigilią. Do niego cały rytuał przygotowań i oczekiwań zmierzał w pracy duchowej i wierze. Na Podlasiu o świcie i zmroku grano na ligawkach. Smętnym głosem miały przypominać pastusze hejnały „jak spod Betlejem”, budzić w sercach czas nawrócenia i zapowiadać przyjście Gościa - Króla. W kościołach dopalały się świece wotywne, zwane roratkami. Darowano je często z dworu lub na intencję czyjegoś powrotu do zdrowia. Organiści i służba kościelna uwijali się z roznoszeniem opłatka do katolickich domów. Przyjąwszy zań datek winszowali gospodarzom „wszystkiego dobrego” na Gody. Dzień wigilijny budził domowników świtem. Trzeba było uwijać się z robotą i wielu rzeczy się dotknąć, żeby się na przyszły rok w gospodarstwie wiodło. Dworski zwyczaj z Sielca k. Kumowa nakazywał myć się przy studni i jeszcze srebrną monetą, żeby los i mienie tak błyszczało. Na Nadbużu chełmskim w Uhrusku, Okopach gospodarze świt budzili cepami, młócąc po kilka snopów żyta, żeby dobrze sypało na przyszłe lato. A wskroś chełmskich wsi, gospodarze kręcili się po podwórzach wszystkiego doglądając, żeby się wiodło. Każdego napotkanego człowieka trzeba było pozdrowić zwyczajowo „pozdrawiam was ze świętą Wiliją”. Tego dnia, jak przyszedł do chaty pierwszy mężczyzna, przyniósł szczęście. Nie daj Boże jak przyszła kobieta - nie wiodło się ani w gospodarstwie, ani w domu. Tego do dzisiaj przestrzegają, śmiejąc się, że w kolędę „babska droga od pieca do proga”. Nikt też nie pożyczał i nie oddawał tego dnia. Kolęda - święty dzień i nie do pieniędzy ani obrachunków. Od pasiecznika chłopcy nosili miód do krewnych i sąsiadów - do kutii. Otrzymane pieniądze trzeba było przytrzymać do zezuli lub pierwszego odpustu. U Wołynian przesiedlonych w chełmskie do dzisiaj jest obyczaj, iż wchodząc w dzień kolędy do obcego domu, trzy razy tupią głośno „przebijając szczęście” - a daj Boże wszystkiego dobrego z kolędą! A w domach pachniało pieczonym chlebem, olejem, rybami. Dzień postu. Suchy dzień aż do „pośnika” wieczerzy wigilijnej.

Wigilijny stół

Reklama

Stół zastawiano w największej izbie, tam gdzie stała choinka. Przyszła do nas z niemieckiego zwyczaju w XVIII w. Strojono po dawnemu najczęściej sosnę u włościan (jodłę we dworze), a była symbolem „drzewa życia”, ustrojona w łańcuchy (żeby rodzina była mocna), papierowe pajace, anioły, baletnice z wydmuszek, ciastka (wśród których był księżyc i słońce), czerwone jabłka (na pamiątkę kuszenia Adama). Na szczycie zwykle błyszczała wielka gwiazda. Musiały być anielskie włosy, przypominające gości z nieba i postać św. Mikołaja, darczyńcy sierot. Później w XX w. pojawiły się szklane bombki i różne świecidełka. Był i jest w choince mistyczny czar.
Gdy się zbliżał pośnik gospodarz do izby o zmroku przynosił podpaszek siana i snopek zboża (żyta), w chełmskim do dzisiaj zwany „królem”, przewiązany trzema powrósełkami. Stawiał go w kącie od wschodu, a sianem mościł stół. Sypał też zboże pomiędzy siano, w niektórych domach do dzisiaj kładzie się w rogi stołu srebrne pieniądze na szczęście. Przykrywa to maglowany obrus. Na środku stołu w batuście kładziono opłatek. Wokół reszta potraw. Powinno ich być dwanaście, jak Apostołów i miesięcy w roku. Wszystkie z pola, lasu. łąki, sadu, wód. Najstarsza, najważniejsza to kutia pszeniczna z miodem i makiem. Miód to symbol słodkiego życia, mak - płodności. Później barszcz czerwony z grzybami (uszkami, po nowej modzie), pierogi ze zwarem, kaszą jaglaną i gryczaną, śledź, ryba smażona, racuchy na bitym oleju, kisiel z żurawin, kluski z makiem, pierogi pieczone z gruszkami i jagodami, kompot z suszu. Chleb dwojaki: pytlowy i razowy. Przy tym pusty talerz dla wędrowca i miejsce przy stole. Pośnik rozpoczynano pacierzem, wspominając zmarłych i dobrodziei domu. Ktoś najstarszy, najgodniej mężczyzna, łamał opłatek, dzieląc się z każdym z osobna z pozdrowieniem radosnym „Dzielmy się kolędą” (mawia się od dzisiaj w nadbużańskich domach). Dopowiadano też z wołyńska „dzielmy się chlebem anielskim, żebyśmy się spotkali w Królestwie Niebieskim”. Potem należy kosztować wszystkich potraw (by zapewnić sobie zdrowie i czerstwość). Pilnować przy tym, żeby łyżka nie spadła ze stołu, bo kogoś na przyszły rok zabraknie. Na pośnikowy wieczór na Wołyniu otwierano wszystkie wrota, okiennice, aby duchy przodków mogły trafić do swoich domostw. Palono też wiecheć słomy położonej na krzyż w bramie, aby drogę oświetlić na powrót. Wróżono też z pogody urodzaj (jak wilija jasna, to stodoła ciasna). Gwiazdy na niebie zapowiadały urodzaj na grzyby i mnogość jaj. Panny wróżyły zamążpójście, nasłuchując zza węgła gdzie pies zaszczeka - stamtąd kawaler przyjdzie. Najstarszy syn (w Mołodutynie, Haliczanach) szedł do studni po wodę - rzucając w toń kruszynę opłatka. Zaczerpnięta woda zamieniała się w wino - wszyscy domownicy pili, wierząc że ochroni przed bólem gardła. Nad Bugiem w Okopach dzieci dziadkom wiązały pod stołem sianem nogi (pastuszy zwyczaj), za co trzeba było wykupić się pieniędzmi. Ciągnięto też siano spod obrusa, wróżąc z długości i koloru - długi wiek życia. Przy stole trzeba posiedzieć jak najdłużej, cierpliwie i dostojnie. Oczekiwano kolędników i czas na pastorałki.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Z kantyczki i z serca

Kolędować należy ochoczo i szczerze (zapewni to radość serca). Polskie kantyczki krakowskie i lwowskie mieściły setki kolęd i pastorałek. „Gdzie wieś, tam inna pieśń”, stąd każda wieś miała swoje z dawna wyśpiewywane oracje. W pastorałkach cała symbolika przyrody, żywiołów, pastuszej doli, pszenicy i wina, śpiewu ptaków i ludzkiej tęsknoty do Dzieciątka.

U zielonej dąbrowy,
Paśli pasterze woły,
Anioł się im pokazał,
do Betlejem iść kazał.

Nad Bugiem odwiecznie śpiewano o świętych pannach, okrutnym Herodzie, pastuszej wędrówce i cudach (jak ten z pszenicą), gdy Maryja uciekała z Dzieciątkiem.

Powiedzże nam, chłopku miły,
Czyś nie widział tu Maryi?
Jeszcze się ta pszeniczka siała,
jak Maryja tędy bieżała.

Najwięcej pastorałek o aniołach, którzy gościli w szopie:

Przylecieli, przylecieli tak śliczni anieli.
Złote piórka, złote piórka mieli.
Przynieśli nam, przynieśli nam aż z nieba nowinę.
Panna czysta, panna czysta powiła dziecinę.

Przy kolędowaniu spożywano kutię. U gospodarzy rzucano nią symbolicznie o sufit - aby się pszczoły roiły, a przyklejone ziarna zapowiadały kopy pszenicy. Łyżki pozostawiano w kutii (aby wiodła się chudoba). Szli teraz kawalerowie do sadu (Stańków, Staw) wiązać drzewa i budzić w jabłoniach płodność, trzykrotnie uderzając kijem w pień z posłowiem „będziesz rodzić”. Gospodarz obowiązkowo szedł do bydła z opłatkiem i poczęstunkiem ze stołu. Przecież wół był w stajence. Niczego nie zabierano ze stołu, pilnując, aby w każdym talerzu coś zostało. Wierzono, że północą duchy zmarłych domowników przychodzą na pośnik. Czasami kolędnicy z gwiazdą przyszli pod okna winszując:

Na zdrowie, na szczęście
Na święte Gody
Byście byli zawsze młodzi,
jak miesiączek młody!
A gospodyni jak hoża jutrzenka
Hej kolęda, kolęda.

W święta przychodzili też z Herodem. Ktokolwiek próg przestąpił, słał życzenia i niósł gościniec. Niech i teraz radość z Godów i dobry obyczaj będzie z nami w naszych domach. Tego winszuję.

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Koronka na ulicach miast świata – modlitwa, która zmienia rzeczywistość

2025-09-26 21:02

[ TEMATY ]

Koronka na ulicach miast

Koronka do Bożego Miłosierdzia

Bożena Sztajner/Niedziela

Od 2008 roku na skrzyżowaniach miast i ulic na świecie rozbrzmiewa Koronka do Miłosierdzia Bożego. Podobnie będzie w najbliższą niedzielę 28 września o 15:00, gdy wierni znów staną razem w rocznicę beatyfikacji ks. Michała Sopoćki, aby modlić się o pokój i miłosierdzie dla świata. „Co roku udaje się nam gromadzić sporą rzeszę wiernych na całym świecie” – powiedział Radiu Watykańskiemu-Vatican News Tomasz Talaga, współorganizator akcji „Koronka na ulicach miast świata”.

Inicjatywa publicznej modlitwy Koronką do Miłosierdzia Bożego zapoczątkowano w 2008 roku w Łodzi. Impulsem stał się 28 września 2008 roku i beatyfikacja ks. Michała Sopoćki, spowiednika św. siostry Faustyny Kowalskiej. Jak podkreślił Tomasz Talaga, choć sama modlitwa trwa zaledwie kilkanaście minut, jej znaczenie jest duże, ponieważ odbywa się w przestrzeni publicznej. Wierni wychodzą na ulice, by prosić Boga o miłosierdzie dla rodzin, wspólnot i całych miejscowości.
CZYTAJ DALEJ

Wincenty, czyli tam i z powrotem

Czy można zapanować nad wstydem? Podobno jeśli mocno wbije się paznokcie w kciuk, to czerwona twarz wraca do normy. Ale od środka wstyd dalej pali, choć może na zewnątrz już tak bardzo tego nie widać. Jeśli ktoś się wstydzi, że zachował się jak świnia, to w sumie dobrze, bo jest szansa, że tak łatwo tego nie powtórzy. Tylko że ludzkość tak jakoś coraz mniej się wstydzi rzeczy złych.

Ludzie wstydzą się: biedy, pochodzenia, wiary, wyglądu, wagi… I nie jest to wcale wynalazek dzisiejszych napompowanych, szpanujących i wyzwolonych czasów. Takie samo zażenowanie czuł pewien Wincenty, żyjący we Francji na przełomie XVI i XVII wieku. Urodził się w zapadłej wsi, dzieciństwo kojarzyło mu się ze świniakami, biedą, pięciorgiem rodzeństwa i matką - służącą. Chciał się z tego wyrwać. Więc wymyślił sobie, że zostanie księdzem. Serio. Nie szukał w tym wszystkim specjalnie Boga. Miał tylko dość biedy. Rodzice dali mu, co mogli, ale szału nie było, więc chłopak dorabiał korepetycjami, jednocześnie z całych sił próbując ukryć swoje pochodzenie. Dlatego, kiedy ojciec przyszedł go odwiedzić w szkole, Wincenty nie chciał z nim rozmawiać. Sumienie wyrzucało mu to potem do późnej starości.
CZYTAJ DALEJ

Z nadzieją ku Świętemu Krzyżowi

2025-09-28 09:49

Ks. Wojciech Kania/Niedziela

Blisko dwa tysiące osób wzięło udział w XXVI Świętokrzyskim Rajdzie Pielgrzymkowym, który zakończył się uroczystą Mszą św. pod przewodnictwem biskupa Krzysztofa Nitkiewicza na Świętym Krzyżu.

Tegoroczne spotkanie odbyło się pod hasłem: „Z nadzieją ku Świętemu Krzyżowi”. Na starcie stanęli pielgrzymi w różnym wieku – dzieci, młodzież i dorośli – którzy mieli do wyboru dwanaście tras o długości od 2 do 40 kilometrów. Każda z nich prowadziła przez malownicze świętokrzyskie szlaki, pozwalając uczestnikom zarówno na wysiłek fizyczny, jak i duchowe przygotowanie do dotarcia do sanktuarium relikwii Drzewa Krzyża Świętego.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję