Reklama

W rocznicę wywózek

Niedziela w Chicago 3/2004

Egzotyczne Jezioro Wiktorii było scenerią dzieciństwa polskich wygnańców

Egzotyczne Jezioro Wiktorii było scenerią dzieciństwa polskich wygnańców

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W pół roku po tragicznym 17 września 1939 r., w mroźny luty 1940 r. Rosjanie rozpoczęli zakrojoną na wielką skalę akcję wywózki ludności polskiej na Syberię i do Kazachstanu. W wyniku tej akcji, która rozmachem i okrucieństwem przewyższała podobne działania ludobójcze hitlerowców, dach nad głową, rodzinę i Ojczyznę straciło miliony Polaków. Różne źródła podają różne liczby obrazujące wielkości tej tragedii - najmniej milion ludzi. Dziś mówi się nawet o 2 milionach.
Powstała w wyniku umowy Sikorski-Stalin armia polska, dowodzona przez gen. Andersa, zdołała wyprowadzić z „gościnnej” rosyjskiej ziemi zaledwie 114 tys. Polaków. Garstkę w tej liczbie, bo ok. 18 tys. stanowili cywile: kobiety, dzieci, mężczyźni niezdolni do noszenia broni. Dla armii byli znacznym obciążeniem, ale pozostawienie ich w Rosji oznacza wydanie na tych ludzi wyroku śmierć.
Cywile zostali ulokowani z dala od baz wojskowych. Najpierw ich domem był Teheran, potem Indie, Australia, Meksyk, a nawet Afryka. Największa liczba trafiła na Czarny Ląd. Przez obozy dla wysiedleńców w Kenii, Ugandzie, Tanganice, Rodezji i RPA przeszło ogółem ok. 18 tys. ludzi, w tym 8 tys. dzieci do 14 lat. Oficjalnym opiekunem wysiedleńców był Rząd RP na Uchodźstwie.
Po zakończeniu II wojny światowej wysiedleńcom nakazano opuszczenie obozów. Tysiące ludzi wybrało emigrację zamiast powrót do kraju opanowanego przez komunistów. Paniczny strach przed wszystkim co komunistyczne spowodował, że większość wybrała Anglię, Francję a nawet daleką Australię.
Do Polski wróciło niewielu, ich dawni towarzysze z wygnania uznali ich niemal za zdrajców, z kolei w Polsce przez wiele lat patrzono na nich podejrzliwie.
Wspólny los łączy ludzi niewidzialną i niesamowicie mocną więzią, często na zawsze. Los okrutny zbliża bardziej niż dobry. Dzieciństwo bardziej niż wiek dojrzały. Tak też stało się w przypadku dawnych wygnańców, nazywających siebie „Afrykańczykami”. Spotykają się od 1969 r., wybierając miejsca na całym świecie. W ich przypadku więź zadzierzgnięta niegdyś w Afryce okazała się mocniejsza niż upływ czasu i krucha ludzka pamięć.
Warto więc choć na chwilę powrócić do tamtych czasów, czasów wojny i bezprawia, a jednak dla wielu z nich, po prostu, czasów dzieciństwa czy młodości. Okazją do rozmowy jest spotkanie z dwoma „Afrykańczykami”, braćmi Wesołowskimi, synami przedwojennego leśnika, których jako kilkuletnich chłopców zabrano z rodzinnego domu w mroźną lutową noc i wywieziono na Syberię. Nigdy więcej nie zobaczyli rodzinnych stron.
Z pobytu na rosyjskim zesłaniu pamiętają niewiele. Głód, zimno i strach był raczej udziałem starszych. Ojciec poszedł do Armii Andersa. Przyjęcie w szeregii tej Armii było podarowaniem komuś życia. Ale oni, wówczas kilkuletni chłopcy, i ich matka byli tylko cywilami. W czasie wojny cywil nie liczy się, takie są realia.
Jednak Armia Andersa była niezwyczajną formacją. Zadbała i o cywili. Chorych z głodu, brudu i szkorbutu leczono, dokarmiano i czyniono na powrót ludźmi. Bracia Wesołowscy dobrze pamiętają to uczucie sytości i bezpieczeństwa - uczucie, którego nie da się porównać z niczym...
Wyekspediowano ich razem z matką do Afryki. Gdy ojciec walczył pod Monte Cassino, chłopcy chodzili do polskiej szkoły, należeli do polskiego harcerstwa i patrzyli na monsunowe deszcze z okien glinianych chat nad Jeziorem Wiktorii. Do dziś wspominają kolory, klimat i zapach Afryki. Już jako dojrzali ludzie zapragnęli odszukać swych dawnych towarzyszy. Trudne, czasem niewykonalne zadanie, bo czas działał na ich niekorzyść, udało się wykonać. Najpierw skromnie - od spotkań w kraju. Po 1989 r., gdy komuniści puścili cugle, pojawiła się możliwość spotkania ogólnoświatowego. Z tego gwarzenia o krainie dzieciństwa, nostalgicznych podróży w przeszłość narodził się pomysł, by tę podróż wykonać w świecie realnym.
Wreszcie zdobyli się na odbycie tej podróży swego życia. Na powrót do miejsc ukochanych w dzieciństwie. Powrót do Afryki. Niektórzy mawiają, że takie podróże zawsze kończą się rozczarowaniem, bo nic nie wróci przeszłości. Bracia Wesołowscy zastali Czarny Ląd inny niż pamiętali. Niby Jezioro Wiktorii takie samo, góry w dalekiej perspektywie piękne, a równina oszałamiająco zielona w porze deszczowej. Tylko nic nie pozostało z lat, gdy bawili się w tym rajskim krajobrazie. Zniknęły zabudowania gospodarcze, kościółek w środku wsi. Wszystko skurczyło się i zmalało. Nikt ich nie pamiętał. Żadnych znajomych twarzy. Za wsią w gąszczu dżungli z trudem odnajdywali fragmenty polskich nagrobków na polskim cmentarzu. Okazało się, że były to jedyne ślady ich tu pobytu: wyryte w kamieniu nazwiska sąsiadów, znajomych, przyjaciół, rodziny. Postanowili ocalić ten okruch przeszłości od zapomnienia. Odbudować cmentarz, by świadczył o pobycie Polaków w tej części świata, by kiedyś ktoś po wielu latach, być może rodak, zabłądziwszy w te strony dowiedział się o tułaczym losie swoich współbraci. Łatwo powiedzieć, trudniej obiecać, jeszcze trudniej wykonać. „Afrykańczycy” dokonali jednak rzeczy niemal niemożliwej. Ocalili cmentarz i pamięć o spoczywających tam rodakach.
Dla wielu ludzi o podobnej przeszłości, tułaczy i emigrantów czasów II wojny światowej, luty jest zawsze trudnym miesiącem. Bywa, że nie ma skrawka ziemi, którą mogliby nazwać świętą ze względu na spoczywające tam prochy bliskich. Zostali gdzieś na bezkresach Syberii czy Kazachstanu, bez prawa do poświęconej ziemi, krzyża, jedynie z prawem do modlitewnej pamięci bliźnich. Do modlitwy nas wszystkich.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Pożar kościoła parafialnego w Lourdes. Wszystko wskazuje na podpalenie

2025-12-27 11:12

[ TEMATY ]

Lourdes

pożar kościoła

podpalnie

Par Mentnafunangann — Travail personnel, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org

Kościół parafialny Najświętszego Serca Jezusowego w Lourdes

Kościół parafialny Najświętszego Serca Jezusowego w Lourdes

Pożar, który wybuchł w piątek 26 grudnia rano w krypcie kościoła parafialnego Najświętszego Serca Jezusowego w samym centrum Lourdes (Francja), jest obecnie badany przez francuskie władze, które skłaniają się ku hipotezie celowego podpalenia, choć na razie nie wyciągnięto ostatecznych wniosków.

Pożar wybuchł 26 grudnia i został odkryty około godziny 7.35 przez zakrystiana, który przybywając do pracy, zauważył dym i płomienie w krypcie. Natychmiast powiadomił służby ratownicze i próbował opanować pożar do czasu przybycia strażaków, co pozwoliło ograniczyć jego rozprzestrzenianie się.
CZYTAJ DALEJ

Watykan: dwie Msze żałobne w trzecią rocznicę śmierci Benedykta  XVI

W trzecią rocznicę śmierci papieża Benedykta XVI/Josepha Ratzingera będą sprawowanie w Watykanie dwie Msze św. żałobne. We wtorek 29 grudnia Mszę św. w języku angielskim odprawi w Bazylice Świętego Piotra kardynał Gerhard Ludwig Müller, były prefekt Kongregacji Nauki Wiary. Następnego dnia, 30 grudnia, kardynał Kurt Koch, prefekt Dykasterii ds. Popierania Jedności Chrześcijan odprawi Mszę żałobną w języku niemieckim w Grotach Watykańskich, w pobliżu grobu Benedykta XVI.

Benedykt XVI był 265 głową Kościoła od 19 kwietnia 2005 roku do 28 lutego 2013 roku. Po rezygnacji zamieszkał w klasztorze Mater Ecclesiae w Watykanie, gdzie zmarł 31 grudnia 2022 roku w wieku 95 lat.
CZYTAJ DALEJ

Bóg stał się człowiekiem

2025-12-27 19:04

Paweł Wysoki

Ruszmy do Betlejem jak pasterze, aby odnaleźć Boga, który z miłości do nas stał się człowiekiem – wezwał abp Stanisław Budzik.

W kaplicy Zmartwychwstania Pańskiego w Domu Księży Emerytów w Lublinie „pasterka” celebrowana była wyjątkowo wcześnie, bo już o godz. 20.00. Przewodniczył jej abp Stanisław Budzik. Wraz z metropolitą Mszę św. sprawowali starsi i schorowani kapłani, mieszkańcy domu przy ul. Bernardyńskiej. Kilka godzin wcześniej wszyscy, wraz z biskupami pomocniczymi, siostrami ze Zgromadzenia Uczennic Boskiego Mistrza oraz świeckimi pracownikami, połamali się opłatkiem, złożyli sobie życzenia i zasiedli do wieczerzy wigilijnej. – Dziękuję za przyjęcie zaproszenia do naszej wspólnoty, by tajemnicę Bożego Narodzenia przeżywać razem w tę szczególną noc i dzielić z nami radość, że Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami – powiedział w powitaniu ks. Grzegorz Musiał, dyrektor domu księży emerytów.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję