Mimo że studenci ciągle mają wakacje, zatrzymują się na obiecane spotkania z Tomaszem á Kempis i jego dziełem O naśladowaniu Chrystusa. W tym tygodniu kolejna seria myśli zebranych. Plotka usłyszana przypadkiem
lub wiadomość powiedziana prosto w twarz: „On/ ona/ oni źle o mnie myślą”. Te słowa kłują nasze wypieszczone ego. Nieraz na długie miesiące paraliżują.
Otwierają lawinę myśli: „dlaczego... no przecie ja....” „lawinę buntu” złości i nienawiści, które nierzadko potrafią zmienić życie w koszmar. A przecież Jezus to przewidział.
On wiedział, że czyjaś decyzja pójścia za Nim nie wszystkim będzie się podobała, że droga będzie ciężka. Ludzie nieświadomie odrzucają, wyśmiewają i piętnują to, czego nie potrafią zapiąć w sztywne ramy
racjonalnego myślenia. Brak zrozumienia wiary i wynikających z niej życiowych decyzji naturalnie brudzą sprzeciw, a nawet agresję. Tomasz á Kempis nakazuje nieprzejmowanie się tym, bo tak naprawdę gdzieś
w głębi naszego człowieczeństwa jesteśmy znacznie gorsi niż te wszystkie nieprzychylne słowa wypowiedziane na nasz temat. W życiu jednak bardzo trudno jest wzruszyć ramionami i powiedzieć sobie: „a
niech myśli, co chce”. Warto przypomnieć sobie wtedy, że przecież Bóg uwolnił nas od grzechu po to, byśmy mogli być sobą, byśmy byli wolni, także od natrętnych myśli dotyczących nas samych i naszego
zachowania.
To wielka sztuka, nie tylko dla studentów umieć, zwrócić się do Niego w tych najciemniejszych chwilach samotności i bólu i dać się dotknąć Jego miłości, bo jedynie ona może dać nam pokój i uwolnić
od obsesji patrzenia na siebie. A może wtedy uda nam się zobaczyć Jego odbicie i Jego dobroć...? Konkluzję tych kilku myśli dało nam chrześcijaństwo dwa tysiące lat temu: „Kochaj Boga i bliźniego
i nie przejmuj się, że przez to ktoś źle o tobie pomyśli”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu