Sierpniowe przemierzanie naszego kraju odsłania niezwykle sprzeczne krajobrazy, które nie potrzebują wcale dobrego wzroku, by dostrzec na jakich antypodach się sytuują. Odrobina malarskiej wrażliwości
szybko uchwyci całą gamę barw jasnych i ciemnych, jakimi można namalować „Polaków portret własny”. Dziwny to portret. Niezwykły to obraz. Galeria typów wcale nie matejkowska - jeśli
już to wiele w nim z Hieronima Boscha, z surrealistów.
Przecinają szlaki ojczyźniane pielgrzymi podążający na Jasną Górę, do innych maryjnych sanktuariów. Klimat życzliwości, wzajemne wędrowanie w rytm modlitw i piosenek religijnych. Te barwy wyzwalają
gościnność mijanych wsi i miast. Ludzie wychodzą na ulicę, podają chleb, poją spragnionych pielgrzymów, otwierają przed nimi drzwi domów, bez lęku, że coś zginie, że poniszczą dywany, meble. Świat jak
z bajki, jak z mitów o złotym wieku, o powrocie do utraconego raju, o utopijnym lądzie, na którym żyje się szczęśliwie
Na te kolory nakładają się postacie, dla których wezwanie do trzeźwości pozostaje pustym apelem, kolejnym elementem parafialnych ogłoszeń - przejmować się nimi nie ma co. Piwne ogródki, monopolowe
stoiska otwarte już od rana - nie ma już słynnej 13.00, kiedy to trzeba było czekać, żeby się napić.
Niezadowolenie innych, że ktoś wymyślił sobie ustawę o zakazie handlu w niedzielę (a co to komu przeszkadza? Co to kogo obchodzi, że akurat w niedzielę robię zakupy?). Dostanie się znowu w mediach
wszystkim, którzy na nowo wyszywają sztandary „Ciemnogrodu”, oj dostanie!
Autobusy, o europejskim standardzie podróżowania, wiozą kolejnych pasażerów. Do Włoch, do Francji, Grecji, Hiszpanii, Niemiec, którzy powtarzają, że „dla rodziny”, „dla normalnego
życia” rzucają na szalę cenę rozłąki z najbliższymi, nieznane, poniewierkę, by od przysłowiowego dna się odbić, by na nogi wreszcie stanąć, by żyć jak ludzie…
I gdyby na ten obraz (jak kiedyś Marek Grechuta, tworzący cykl piosenek „Śpiewające obrazy”) rzucić nut kilka, muzyki fragment - to na pewno rozlegnie się takie nasze, takie polskie:
„My chcemy Boga, Panno Święta!” W muzycznych frazach ładnie zabrzmi, że „chcemy Go w książce, w szkole, w troskach rodziców, w dziatek snach”. Tylko, że w zestawieniu z kolorami
obrazu, przy portrecie naszym zabrzmi to jak kakofonia, jak dysonans. Zazgrzyta ostro, fałszywą zabrzmi nutą! Dlaczego?
Pewnie to pytanie pozostanie retorycznym, bo europejskość (o. Bocheński nazwał by to pewnie kolejnym zabobonem) odbiera nam prawdziwość odpowiedzi.
C. K. Norwid twierdził już dawno, że „gorzki to chleb polskość” - tylko jak jeszcze długo tę gorycz przyjdzie nam czuć w ustach, kiedy patrząc na nasze Kraj - Obrazy trzeba
nam będzie gorzką snuć refleksję?
Pomóż w rozwoju naszego portalu