Tęsknota za Ojczyzną - to temat stale powracający w rozmowach emigrantów. Czy tęsknisz i jak tęsknisz? Brzmi to trochę tak: powiedz mi, jak tęsknisz, a powiem ci, kim jesteś...
W Ameryce żyje się lepiej niż w Polsce, wygodniej, bezpieczniej finansowo, barwniej, ciekawiej. Ameryka daje szansę na niemal świetlaną przyszłość naszym dzieciom, a nam samym gwarantuje spokojną
i dostatnią starość. No, a jeśli tak naprawdę boleśnie dopiecze „tęsknica” za ojcowizną - przeniesiemy się z amerykańską emeryturą do kraju ojców i dopiero wtedy poszalejemy...
Nim jednak nastąpi zmierzch życia, trzeba jakoś poradzić sobie z tym nieco wstydliwym uczuciem, tak trudnym do sprecyzowania, boleśnie niejednoznacznym, trochę infantylnym, żeby nie powiedzieć po
babsku łzawym... Bo za czym się tęskni? Bądźmy szczerzy... Za krajobrazem malowanym „zbożem rozmaitym”? Za płaczącą Chopinowską wierzbą na miedzy? Za swoim miasteczkiem czy wioską tonącą w
jesiennym błocie? Nie, nie - wołają wszyscy. Jak powszechnie wiadomo, tęskni się nie za miejscem, ale wyłącznie za ludźmi, za bliskimi, kochanymi, za przyjaciółmi, za rodziną. Oj, oj - nie
zawsze i nie wszyscy.
Czuć ziemię pod stopami
Reklama
Stanisław, wysoki, szpakowaty, znak firmowy: ujmujący uśmiech, od lat mieszkający w USA. Po latach ciężkiej pracy i poświęceń sprowadził wreszcie do siebie całą rodzinę. W tzw. międzyczasie udało mu się ulokować w kraju wuja Sama, a także paru najbliższych przyjaciół. Starali się zamieszkać blisko siebie, odwiedzać, wspierać w trudnych chwilach, być dla siebie nawzajem podporą. Mówili do siebie wyłącznie po polsku, kultywowali rodzime tradycje, starali się, zapewne nieświadomie, stworzyć sobie w Ameryce jakąś namiastkę raju - bo w ich wspólnym mniemaniu raj to było miejsce, gdzie miesza się trochę zamożnego, bezpiecznego USA i trochę romantycznej, z fantazją ułańską Polski. Gdy dzieci dorosły, wyfrunęły z rodzinnego domu i ku zdumieniu niektórych - wróciły do Polski... Co prawda jako pracownicy prestiżowych firm, nauczyciele angielskiego, przedstawiciele handlowi, ale jednak wrócili. A za nimi ten, od którego wszystko się zaczęło. Stanisław. Może nie na stałe i nie na zawsze, ale na długo. Gdy zapytać go, kiedy wraca do USA, nawet po minie widać, że nieprędko... Znajomi Amerykanie dziwili się niepomiernie: po to sprowadziłeś do Ameryki wszystkich tych ludzi z Polski, żeby ich teraz zostawić i wracać nad Wisłę. Stanisław nie umiał wytłumaczyć im, czym jest tęsknota za krajem niewidzianym od lat, z którego kiedyś uciekło się, ryzykując życie. Jak nieracjonalna jest tęsknota za miejscem, które można co roku odwiedzać w czasie wakacji i świąt? Czy to nie dziwne? Trochę tak, trochę nie. Pamiętam wzruszającą opowieść o człowieku, który żyjąc w dobrobycie na Florydzie, stale miał nad biurkiem pocztówkę z rodzinnego Kutna. Zabierał ją w każdą podróż, do każdego hotelu. Były na niej jakieś kamieniczki, kościół, pomnik - nic pięknego, a on ją niemal na sercu nosił. Wpatrywał się w nią. Mówiono wtedy, że to kwestia wieku. Że młodym mniej żal przeszłości. Stanisław lubi powtarzać, że on tylko w Polsce czuje ziemię pod stopami...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Spełnione marzenia
Tomasz, na przykład, nie tęskni. Ma około 40, słowiańską urodę i własną, nieźle prosperującą firmę. To znaczy tęskni wybiórczo, chwilowo. To raczej kwestia nastroju, złego dnia niż forma stałego uczucia. Tęskni z racji świąt Bożego Narodzenia albo 1 listopada, gdy nie ma do kogo pojechać ze zniczem. Czasem, gdy spadnie duży śnieg i z okna widzi zasypane domki jak z bajek dla dzieci, przypomina mu się dom dziadków i podobny widok z okna. Do kraju jeździ raz w roku i z przyjemnością wraca na swoje „amerykańskie śmieci”, bo one już oswojone, własne. Stany Zjednoczone błogosławi każdego poranka. Ten kraj dał mu bowiem coś, czego nie zapewniła Ojczyzna. Spokój, poczucie bezpieczeństwa, także tego finansowego. Tu poznał dziewczynę, w której zakochał się bez pamięci. Tutaj założył rodzinę i urodzili się jego synowie. W Polsce zostawił dzieciństwo i kawałek młodości, z Chicago związał natomiast swoje życie. I nie żałuje. Chciał z Polski wyjechać, odkąd skończył 12 lat. Nie uśmiechało mu się 20 lat czekać na mieszkanie, jeździć na wczasy zakładowe i pracować na trzy zmiany w jakieś fabryce traktorów, bo to był jedyny duży zakład pracy w okolicy. Nie wstydzi się mówić, że wyjazd do USA był spełnieniem marzeń. - Życie - mówi Tomek - jest po to, by marzyć...
Raz tu, raz tam...
Maria, zadbana pani w średnim wieku, wraca do Stanów systematycznie od lat. Trochę tu, trochę tam. Mówi ze śmiechem, że gdy jest w Polsce, tęskni za Chicago, a gdy jest w Chicago, już chciałaby pakować
walizki i wracać do ukochanego Krakowa. Swojej córce posłała fotografię z podpisem „uśmiech przez łzy”. Kiedy lata temu wyjechała „za chlebem” do Ameryki, w kraju zostawiła małą
Anię. Rozłąka trwała dłużej, niż obie mogły znieść. Marii skomplikowało się życie prywatne na tyle, że nim zorientowała się, co i jak, została sama. Dzisiaj nie warto nawet dociekać, po czyjej stronie
była wina. Tego już żaden ziemski sąd nie osądzi. Efektem był rozpad małżeństwa i utrata dobrego kontaktu z córką. Ania wolała zostać z ojcem w kraju. Dla Marii tęsknota za Ojczyzną stała się więc bolesną
tęsknotą za córką. Długim czasem, gdy odzyskiwała jej miłość i zaufanie. A dzieci potrafią wystawić cierpliwość dorosłych na próbę. Jeśli mnie kochasz naprawdę - wytrzymasz.
Maria kursuje dziś przez Atlantyk jak w zegarku. Czasem z wnuczką, czasem z córką czy zięciem. Dla niej sprawa tęsknoty nie jest kwestią geografii tylko konkretnych ludzi. Ze swoją rodziną mogłaby
mieszkać na dalekiej północy, chociaż nie znosi zimna.
Puenta niepuenta
Tęsknota za Ojczyzną to nie zawsze tylko nostalgia czy melancholia - to uczucie, które towarzyszy emigrantom od wieków. Dotyka zarówno zrównoważonych i chłodnych uczuciowo ludzi Północy i tych z Południa, obdarzonych ponoć krewkim temperamentem. Zresztą, czy można inaczej? Czy komuś udaje się tak bezrefleksyjnie zapatrzeć w teraźniejszość, by wymazać z pamięci i serca przeszłość i kraj ojczysty? Dla jakich korzyści wymiernych czy niewymiernych tak zubażać własne wnętrze, ograniczać doświadczenia, pozbawiać się piękna wspomnień? Podobno łatwiej żyć wyłącznie w perspektywie opartej na filozofii „najważniejsze jest tu i teraz”, łatwiej pragmatycznie ustalać kolejne rozsądne kroki. Przekonywano mnie o tym po wielokroć i nigdy nie przekonano do końca. Bo choć - jak napisała niegdyś Kazimiera Iłłakowiczówna: „Bez tej miłości można żyć, mieć serce puste jak orzeszek”... - natura Polaka rzadko dopuszcza taką możliwość.