Reklama

Temat tygodnia

Jak przyjmować Komunię św.?

Za sprawą wielkopostnego listu pasterskiego Prymasa Polski w mass mediach toczy się dyskusja poświęcona sposobowi przyjmowania Komunii św. W swoim liście kard. Józef Glemp ogłosił bowiem dotyczącą archidiecezji warszawskiej decyzję o możliwości przyjmowania Ciała Pańskiego na rękę.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Normalna praktyka czy masoński spisek?

Decyzja, będąca w zasadzie dostosowaniem lokalnych przepisów liturgicznych do tych, które obowiązują w innych regionach świata, wywołała burzę. Wytoczono przeciw niej najcięższe działa, łącznie z posądzeniami o rozbijanie jedności Kościoła i niszczenie pobożności eucharystycznej. W udzielaniu Komunii św. na rękę niektórzy z dyskutantów widzą masoński spisek, mający na celu unicestwienie chrześcijaństwa. Za trafnością tej teorii ma przemawiać fakt, że Kościół w Europie Zachodniej, gdzie Komunia św. udzielana jest na rękę, od wielu już lat znajduje się w dramatycznej sytuacji. Według przeciwników decyzji Księdza Prymasa, ten właśnie sposób przyjmowania Eucharystii zaprowadził katolicyzm na skraj przepaści. Czy rzeczywiście?

Dramat Kościoła na Zachodzie

Reklama

Póki co, brakuje dowodów, by tak właśnie było. Obniżenie świadomości eucharystycznej na Zachodzie wynika prawdopodobnie z innych przyczyn. Wśród nich złe nauczanie (a raczej niemal jego całkowity brak) o realnej obecności Jezusa w Eucharystii wysuwa się na pierwszy plan. I tak w kazaniach zaprzestano mówienia o tym, że aby przyjąć Komunię św., chrześcijanin powinien znajdować się w stanie łaski uświęcającej. Co więcej - w żaden sposób nie formułuje się takich wymagań. W wyniku tego zdarza się, że dzieci przed przyjęciem pierwszej Komunii św. nie przystępują do sakramentu pokuty.
W głoszeniu słowa Bożego nacisk kładziony jest na „terapeutyczny” wymiar Eucharystii. Akcentuje się, że Jezus przychodzi, by pocieszyć, uleczyć słabości i przebaczyć - zapomina się zaś, że skuteczność Jego działania uwarunkowana jest wewnętrzną postawą człowieka: żalem za grzechy i chęcią poprawy życia. Nie wspomina się, że przyjmowanie Ciała Pańskiego w grzechu ciężkim jest narażeniem duszy na wieczne potępienie, w myśl słów św. Pawła: „Kto bowiem spożywa i pije, nie zważając na Ciało [Pańskie], wyrok sobie spożywa i pije” (1 Kor 11, 29). Takie nauczanie wynika z innej nieprawidłowości - w Kościele na Zachodzie zaprzestano w ogóle mówić o groźbie wiecznego potępienia. Przed kilku laty w jednym z kazań napisanych przez świecką referentkę pastoralną, a zatwierdzonych przez pewną niemiecką kurię biskupią, znalazło się np. stwierdzenie o tym, że wszyscy ludzie na pewno zostaną zbawieni, zaś pod słowami Jezusa: „Ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują” (Mt 7, 14) należy rozumieć naszych uciążliwych bliźnich, którzy dokuczają nam i przez to czynią nasze życie trudnym.
Nie bez znaczenia w tej sytuacji pozostaje także fałszywie pojęty ekumenizm, pod którego pozorem niektórzy kapłani katoliccy udzielają Komunii św. także protestantom. Dzieje się tak zwłaszcza podczas uroczystości ślubnych, kiedy to księża, by nie urazić nowożeńców, dopuszczają ich do Stołu Pańskiego, nie zwracając uwagi ani na wyznanie, ani na brak duchowego przygotowania.
Kolejny problem Kościoła na Zachodzie to wadliwie pojęta i źle wprowadzona w życie reforma liturgiczna Soboru Watykańskiego II. Powołując się na soborowe rozstrzygnięcia, zaczęto w świątyniach przenosić tabernakula w kompletnie niewidoczne miejsca, nadając im ponadto wygląd, który tylko przy wielkiej dozie fantazji da się skojarzyć z Eucharystią. Często nie znajdziemy tam żadnego eucharystycznego symbolu, tylko wtopioną w ścianę małą szarą skrzyneczkę. Widząc w jednym z kościołów takie tabernakulum, pewien niemiecki emerytowany proboszcz z sarkazmem skwitował jego wygląd, mówiąc, że „przypomina ono przenośną lodówkę”.
Tak więc niską świadomość eucharystyczną na Zachodzie należałoby przypisać raczej powyższym nieprawidłowościom, nie zaś przyjmowaniu Komunii św. na rękę. Znani mi niemieccy katolicy, którzy od lat w ten sposób przystępują do Stołu Pańskiego, są mimo to bardzo pobożnymi ludźmi, z wielką czcią adorującymi Najświętszy Sakrament.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Nieposłuszeństwo Pasterzom

Reklama

Co gorętsi przeciwnicy decyzji kard. Józefa Glempa już nawołują do nieposłuszeństwa. Jeden z listów, jaki pewna pobożna osoba przysłała do naszej redakcji, zawierał słowa: „Dziwi mnie to bardzo, że właśnie biskupi wprowadzają takie zmiany (...). Przecież to niepotrzebny bałagan i ośmieszanie Kościoła”. Istotne jest też to, że do listu dołączone zostały materiały propagandowe bliżej nieznanego „bractwa św. Tomasza z Akwinu”, wprost nawołujące do nieposłuszeństwa względem Pasterzy Kościoła. Znalazły się tam m.in. słowa: „Ojciec Święty jest bezsilny wobec samowoli duchowieństwa, przeżywającego (...) ogromny i prawdziwy kryzys wiary”. Dalej niepodpisani z imienia i nazwiska autorzy piszą: „Ojciec Święty nigdy publicznie nie sprzeciwi się kardynałom i biskupom, bo wyrządziłby Kościołowi wielką krzywdę. Byłaby to ogólna kompromitacja duchowieństwa i oczywiście otwarta schizma”.
Wydaje się, że ktoś, kto pisze takie słowa albo postradał rozum, albo nie pojmuje istoty papieskiego posługiwania. Uważa bowiem Papieża nie za pierwszego Pasterza i Nauczyciela, lecz za głównego hipokrytę Kościoła, który wprawdzie chce dobrze, jednak ze strachu przed purpuratami postępuje tak samo jak oni, czyli według domorosłych „teologów” z w/w bractwa - czyni zło.
W tym kontekście mocno nasuwają się słowa Chrystusa, wypowiedziane do apostołów: „Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi” (Łk 10, 16). Trzeba pamiętać, że biskupi są w Kościele następcami apostołów; ich nauczanie oraz rozstrzygnięcia w sprawach wiary i moralności, jeśli pozostają w zgodzie z Ewangelią i nauczaniem Ojca Świętego, są dla wiernych wiążące. Kto ich nie przyjmuje lub je zwalcza, sam stawia się poza kościelną wspólnotą. Niestety, wydaje się, że ci, którzy najgłośniej krzyczą o nadchodzącej z powodu przyjmowania Komunii św. na rękę schizmie, już się na nią zgodzili we własnym sumieniu.

Rozstrzygnięcia prawne

Ktoś, kto czerpie swą wiedzę z siejących zamęt biuletynów wydawanych przez antykościelne „bractwa” lub ma sporo złej woli, może oczywiście zarzucić, że decyzja Księdza Prymasa stoi w sprzeczności z nauczaniem Ojca Świętego, w związku z czym nie powinna obowiązywać. Dlatego warto przypomnieć, jakie przepisy Stolicy Apostolskiej stały się podstawą do jej podjęcia. Ogólne Wprowadzenie do Mszału Rzymskiego w nr. 161. zawiera następujący zapis: „Jeżeli udziela się Komunii świętej tylko pod jedną postacią chleba, kapłan każdemu z przyjmujących ukazuje uniesioną nieco Hostię, mówiąc: »Ciało Chrystusa«. Przystępujący do Komunii świętej odpowiada: »Amen« i przyjmuje Najświętszy Sakrament do ust lub, jeśli jest to dozwolone, na dłoń, według swego uznania. Przystępujący do Komunii spożywa całą świętą Hostię tuż po jej przyjęciu”.
Także watykańska instrukcja Redemptionis sacramentum z 23 kwietnia 2004 r. dopuszcza udzielanie Komunii św. na rękę: „Chociaż każdy wierny zawsze ma prawo według swego uznania przyjąć Komunię świętą do ust, jeśli ktoś chce ją przyjąć na rękę, w regionach, gdzie Konferencja Biskupów, za zgodą Stolicy Apostolskiej, na to zezwala, należy mu podać konsekrowaną Hostię. Ze szczególną troską trzeba jednak czuwać, aby natychmiast na oczach szafarza ją spożył, aby nikt nie odszedł, niosąc w ręku postacie eucharystyczne. Jeśli mogłoby zachodzić niebezpieczeństwo profanacji, nie należy udzielać wiernym Komunii świętej na rękę” (nr 92).
Możliwość udzielania wiernym Komunii św. na rękę w Polsce wprowadzają dokumenty II Synodu Plenarnego z 1999 r., zatwierdzone przez Stolicę Apostolską w 2001 r. W dokumencie pt. Liturgia Kościoła po Soborze Watykańskim II w punkcie 92. znajdujemy zapis: „Synod Plenarny potwierdza i wyraża szacunek dla zwyczaju przyjmowania Komunii św. »do ust« w postawie zarówno klęczącej, jak i stojącej, nie wykluczając jednak innych form przyjmowania Komunii św., z zachowaniem najwyższej czci dla Eucharystii”.
Decyzja kard. Józefa Glempa nie jest zatem aktem liturgicznej samowoli, lecz mającym mocne podstawy prawne rozstrzygnięciem, wprowadzającym możliwość przyjmowania różnorodnej postawy podczas przystępowania do Stołu Pańskiego. Koniecznie trzeba tu podkreślić słowo: możliwość. Nie ma i nigdy nie będzie żadnego przymusu przyjmowania Komunii św. na rękę. Dlatego też osoby pragnące przyjmować Ciało Pańskie do ust, zawsze będą mogły to czynić w dotychczasowy sposób.

Wyzwania

Dokumenty Stolicy Apostolskiej wymieniają także niebezpieczeństwa, jakie mogą rodzić się w związku z przyjmowaniem Eucharystii na rękę. Najpoważniejszym z nich jest ryzyko profanacji Postaci Eucharystycznych, dlatego wielki nacisk kładzie się na spożycie konsekrowanej Hostii w obecności udzielającego. W polskich warunkach może to nastręczać pewne trudności, chociażby podczas nabożeństw z wielkim udziałem wiernych, niemniej jest pewnie możliwe. Wymaga tylko od osób udzielających Komunii św. wielkiej czujności i skupienia - ale to akurat powinno wszystkim wyjść na dobre.
Niezmiernie ważna jest w tym kontekście katecheza, dotycząca Eucharystii. Niezależnie od sposobu przyjmowania nie wolno ustawać w ciągłym przypominaniu, że jest ona prawdziwym Ciałem i prawdziwą Krwią Jezusa Chrystusa oraz największą świętością w Kościele. Konieczne jest też stałe uczulanie, by przystępować do Stołu Pańskiego w stanie łaski uświęcającej. Arcyważne jest też mówienie o tym, że Eucharystia nie powinna dzielić, lecz łączyć - wszak słowo „komunia” oznacza zjednoczenie. Dlatego też na pierwszy plan winna wysunąć się właściwa duchowa postawa wobec Najświętszego Sakramentu, nie zaś gorszące spory o to, jak Chrystus ma być przyjmowany do naszych serc.

2005-12-31 00:00

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Jacku Odrowążu! Skąd czerpiesz ten swój życiowy dynamizm?

Dobre pytanie... Pewnie każdy ma w sobie wiele potencjału, lecz nie wszyscy umieją go wykorzystać. Akurat tak się złożyło, że mnie to się udało. Przyszedłem na świat na ziemi opolskiej pod koniec XII stulecia w bogatej i bardzo wpływowej rodzinie Odrowążów. Ukończyłem dobre szkoły, poczynając od szkoły katedralnej w Krakowie, gdzie miałem zaszczyt słuchać samego bł. Wincentego Kadłubka. Moja edukacja jednak nie ograniczyła się tylko do naszego kraju. Powszechnie wiadomo, że podróże kształcą. Dlatego też nie tylko z powodów naukowych byłem zarówno we Francji, jak i we Włoszech. W Wiecznym Mieście poznałem św. Dominika - założyciela Zakonu Kaznodziejskiego. W każdym razie za namową swojego krewnego Iwo, który był biskupem Krakowa, wraz ze swoim bratem bł. Czesławem zostałem dominikaninem. Razem organizowaliśmy pierwsze klasztory dominikańskie nie tylko na naszych ziemiach. Mieliśmy na to pełne poparcie władz zakonnych, a przede wszystkim przychylność Stolicy Apostolskiej. Najsłynniejsze z nich to klasztory w Krakowie, Gdańsku i Kijowie. Ten ostatni zakładałem osobiście. Próbowałem też ewangelizować Prusy, lecz moje relacje z Krzyżakami nie układały się najlepiej. Żyłem bowiem w trudnych czasach XIII wieku, w których chrześcijaństwo dopiero zaczynało odgrywać dominującą rolę na terenach Europy Wschodniej. Ja zaś pomagałem mu rozkwitać. Wskazuje już na to moje imię, które pochodzi z języka greckiego (hyakinthos) i oznacza po prostu nazwę kwiatu - hiacynta. Może właśnie dlatego jestem osobą niezwykle twórczą, którą cechuje duży indywidualizm. Zwykle bywam człowiekiem pewnym siebie. Cenię sobie niezależność. Jestem osobą emocjonalną i energiczną, lecz, niestety, również wybuchową i apodyktyczną. Miałem jednak na tyle pociągającą i godną naśladowania osobowość, że doczekałem się sporego grona uczniów, których nie orientowałem na siebie, lecz na osobę naszego Pana Jezusa Chrystusa. Moje relikwie spoczywają w Krakowie. Ogłoszono mnie świętym pod koniec XVI wieku. W sztuce przedstawia się mnie najczęściej w zakonnym habicie z monstrancją i figurą Maryi w dłoniach. Pięknie pozdrawiam nie tylko wszystkich moich imienników, lecz każdego chrześcijanina, który jest gotów poświęcić swoje życie dla Boga i bliźnich.
CZYTAJ DALEJ

Rozważania na niedzielę: Pluszowe chrześcijaństwo

2025-08-15 22:44

[ TEMATY ]

rozważania

ks. Marek Studenski

Mat.prasowy

Czy Jezus naprawdę chce rozłamu? Dlaczego mówi o ogniu, który ma podpalić ziemię? Poznasz proroka, którego chciano uciszyć, biskupa, który stawił czoła Gestapo i komunistom, oraz świętego, który oddał życie za wiarę.

Jeśli czujesz, że wiara jest dziś zbyt często wygładzana i rozcieńczana – ten odcinek doda Ci odwagi, aby płonąć bez kompromisów. Posłuchaj, bo to jest o Tobie, o mnie, o nas wszystkich – i o tym, że ogień Jezusa może podpalić świat. Dlaczego czasem trzeba odebrać „święty spokój”, by ocalić prawdziwy pokój serca. To odcinek o odwadze. O tym, że chrześcijaństwo nie jest pluszową zabawką, ale płonącą pochodnią. O tym, że w czasach, gdy wielu woli gasić iskry Ewangelii, my jesteśmy wezwani, by je rozniecać.
CZYTAJ DALEJ

Legendy Powstania Warszawskiego Sanitariuszka Małgorzatka

2025-08-18 11:13
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję