Jakiś czas temu przeczytałem w jednym z lewicowych tygodników wypowiedź prof. Marii Szyszkowskiej, w której zwróciła ona uwagę na fakt, że jest wiele moralności, nie tylko ta związana z religią. Taka teza mnie zaintrygowała, bo o ile z grubsza znam nakazy moralne wynikające z zasad religijnych (nie ograniczam się tu jedynie do mojej religii - katolickiej), to zupełnie nie mam pojęcia o moralności ateistów, a antyklerykałów w szczególności. Początkowo myślałem, że pani profesor przesadziła, gdyż mimo że byłem nauczany przez marksistów, nie pamiętam katalogu zasad moralnych zapisanych przez ich „wielkich teoretyków”. Zacząłem nawet szukać jakichś śladów lewackiej moralności w mojej domowej bibliotece, jednak bez specjalnego zapału. Kilka dni później Szyszkowska powtórzyła swoją tezę w jednej z popularnych stacji telewizyjnych. Tym razem mnie zaniepokoiła, gdyż wiele moralności było warunkiem budowy społeczeństwa obywatelskiego. „Skoro coś publicznie mówi filozof i parlamentarzystka, to coś jest chyba na rzeczy” - pomyślałem i ponowiłem próby ustalenia kanonu lewicowej moralności. Przypomniałem sobie o „moralności socjalistycznej”. Nakazywała ona, o ile pamiętam, rzetelną pracę dla socjalistycznej ojczyzny i - to mogę przyjąć - potępiała rozwiązłość, co współbrzmi z nakazami większości religii, dalej było coś o równości społecznej oraz wierności socjalizmowi, a to pozostawało jedynie w formie haseł. Analizując dalej ten problem, zastanawiałem się, czy są ludzkie postępowania zabronione przez Dekalog, a aprobowane przez lewaków. Kilkadziesiąt lat dokonań rządów komunistycznych w różnych rejonach świata pokazało, że wolno kraść, mordować, kłamać, oczerniać, więzić i torturować „wrogów ludu w imieniu tegoż ludu”. Dla przypomnienia warto dodać, że wrogowie ludu w przeważającej większości rekrutowali się z ludu, a nie brakowało wśród nich również „zasłużonych” wcześniej towarzyszy.
Daleki jestem od twierdzenia, że wszyscy lewicowcy to ludzie aprobujący zbrodnicze poczynania, twierdzę jedynie, że w praktyce zbudowano systemy polityczno-społeczne stosujące niedopuszczalne praktyki aparatu państwowego wobec własnych obywateli. To nie tylko Stalin, Mao, Pol-Pot czy Bierut, żeby wymienić choć kilku ludzi z własną moralnością, ale setki tysięcy ich gorliwych zwolenników i naśladowców z czerwonymi legitymacjami w kieszeniach prześladowali cale narody. Ich moralnością było słowo wodza. Później już nie mordowano, jednak mimo werbalnego zatroskania o biednych okradało się państwo i społeczeństwo, dopisując kolejne wielkości do milionów leżących w bezpiecznych bankach. Jednak czy brak wszelkich zasad można nazwać moralnością? Jestem przekonany, że nie. Postanowiłem to zostawić, a tu nagle jeden z lokalnych tytułów prasowych podał informację, że gorzowscy radni lewicy oskarżają prawicowego radnego Marka Surmacza o niemoralność. Znam osobiście wspomnianego radnego i z tego, co wiem, jest dobrym mężem i ojcem, nie słyszałem, że kradnie, nic na boku. Oczywiście, ma wady, ale braku moralności, moim zdaniem, nie można mu zarzucić. Bardzo ciekawiło mnie uzasadnienie wspomnianych zarzutów. Otóż wspierał kupców w walce z magistratem, rozesłał ulotki referendalne, które nie podobały się na ratuszu, oraz mówi rzeczy, które się innym nie podobają. Rzeczywiście Marek Surmacz czasami nie potrafi trzymać języka na wodzy, ale żeby zaraz niemoralny? Tu zrozumiałem, że lewicowa moralność może polegać nadal na niszczeniu swoich politycznych przeciwników wszelkimi możliwymi metodami. Wtedy zacząłem się bać społeczeństwa obywatelskiego budowanego na takich zasadach moralnych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu