Jeśli dziecko wcześniej nie nauczyło się podejmować wysiłku, to nie odniesie sukcesu zawodowego czy osobistego. Może mieć problemy np. z porozumiewaniem się z innymi, albo z trwaniem w związku z drugą osobą.
Rozmowa z Dobrochną Lamą, dyrektorem Warszawskiej Żeńskiej Szkoły Podstawowej oraz Piotrem Podgórskim, jednym z rodziców dziecka uczącego się w tejże placówce.
Irena Świerdzewska: - Co jest pierwszym zadaniem szkoły: uczyć czy wychowywać?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dobrochna Lama: - Jestem przeciwniczką oddzielania tych dwóch aspektów. Uważam, że kształcenie i wychowanie powinny być zintegrowane. Szkoła ma dbać o dobry poziom nauczania, w przeciwnym razie traci zasadność bytu. Natomiast wychowanie staje się wewnętrznym aspektem każdej lekcji. Nauczyciel prowadzący lekcję wychowuje poprzez swoją postawę: przygotowanie do zajęć, wymagania stawiane uczniom, sposób wyrażania się, a nawet swój wygląd zewnętrzny. Istnieje też zależność odwrotna, jeżeli nauczyciel zwraca uwagę na aspekt wychowawczy, to jednocześnie lekcja ma wyższy poziom merytoryczny.
- Jednak wychowywanie dzieci w państwa szkole zajmuje specjalne miejsce...
Reklama
D. L.: - Dziecko zdolne, ale bez wykształconej pracowitości może radzić sobie w szkole, nawet dobrze zdać maturę. Jednak w dalszym życiu sam talent przestaje wystarczać. Jeśli wcześniej nie nauczyło się podejmować wysiłku, to nie odniesie sukcesu zawodowego czy osobistego. Może mieć problemy np. z porozumiewaniem się z innymi, trwaniem w związku z drugą osobą. Z kolei dzieci przeciętnie utalentowane dzięki podejmowanym wysiłkom i pracowitości mogą w życiu wiele osiągnąć.
- We współpracę wychowawczą zaangażowani są także rodzice dziecka...
D. L.: - Rodzice 3 razy w roku szkolnym przychodzą na obowiązkowe spotkanie z opiekunem dziecka. Zależnie od potrzeb kontaktują się z nauczycielami częściej. Rozmawiamy o postępach dziecka, szukamy dobrych cech osobowości dziecka i sposobów, by je wzmocnić, oraz wspólnie staramy się zaradzić tym problemom, które widzimy. To wszystko pozwala nam uściślić pewien plan działania w szkole i w domu. Pozwala to rodzicom lepiej i umiejętniej wykorzystać czas, który i tak poświęcają dziecku w domu.
Piotr Podgórski: - Szkoła współpracuje z rodzicami. Są to spotkania indywidualne obydwojga rodziców z opiekunem dziecka. Nie tylko mamy, ale także taty. Rodzice muszą się przygotować do spotkania z nauczycielem. Zastanawiamy się z żoną, co powinniśmy poruszyć w czasie rozmowy. Jak pracowaliśmy z dzieckiem od ostatniego spotkania, co udało się przeprowadzić, co proponujemy jako następny punkt pracy z dzieckiem. Jesteśmy przygotowani na to, że szkoła może zaproponować coś innego. Pomiędzy rodzicami i nauczycielami istnieje zrozumienie i zaufanie do siebie.
- Jak wygląda praca z dzieckiem?
Reklama
D. L.: - Chcąc zapewnić dziecku harmonijny rozwój, program wychowawczy rozpisaliśmy na 10 miesięcy nauki w szkole. Nauczyciele wiedzą nad jakim aspektem wychowawczym pracują w danym momencie i starają się zawsze robić to w sposób atrakcyjny. Dwa tygodnie temu, na przykład, wprowadziliśmy nową formę kart pracy dla klas 1-3, które są używane podczas godziny wychowawczej. Karta przedstawia w formie rysunku określoną cnotę albo dobry nawyk. Dzieci kolorują obrazek, czytają i rozmawiają o danym temacie na lekcji wychowawczej. Potem zabierają kartę do domu i wspólnie z rodzicami ustalają sobie pewien „cel”, wpisując go na tej samej karcie. Np. jednym z zadań było nauczenie dzieci poprawnego jedzenia sztućcami oraz ładne nakrycie stołu. Dzieci wspólnie z rodzicami oceniają swoje postępy. Taka wspólna praca łączy rodzinę.
W szkole są wychowawcy i opiekunowie. Wychowawca ma pieczę nad całą klasą, załatwia typowe sprawy organizacyjne jak wycieczki, dba aby nie było konfliktów w klasie. Opiekun zajmuje się szczegółowo kilkorgiem dzieci. Jeśli ma ich więcej pod opieką, wtedy ma mniej zajęć dydaktycznych. Do zadań opiekuna należą indywidualne rozmowy z dzieckiem oraz z rodzicami.
Kiedy nauczyciel prowadzący lekcję widzi, że coś złego dzieje się z dzieckiem spotyka się z jego opiekunem. Zwraca uwagę, że np. w ostatnich dniach dziecko było bardzo smutne. Często dzieje się tak, kiedy jedno z rodziców wyjeżdża w długą podróż.
P. P.: - Dostałem na dwóch stronach opis mojego dziecka w 20 aspektach. Byłem pozytywnie zaskoczony, że szkoła aż tak szczegółowo interesuje się dzieckiem. Rodzice cztery razy w ciągu roku otrzymują podobne świadectwa.
- Czy dziecko nie buntuje się przeciwko narzucaniu mu rygoru?
P. P: - Odbywa się to w naturalny sposób. Np. w szkole przez najbliższe dwa tygodnie dziecko stara się wdrażać hasło: Staram się porządkować swoje rzeczy. Taką samą zasadę realizujemy z dzieckiem w domu. Nie robimy nic ponad to, co zwykle. Kiedy dziecko wstaje rano mówimy: „Pawełku, pościel łóżko”. Może być to w formie zachęty, żartu, z zaoferowaniem pomocy, ale w taki sposób, by on wykonywał tą czynność codziennie przez dwa tygodnie. Kolejne zadanie może być związane ze szczerością: „Mówię prawdę i jestem szczęśliwy”. Wtedy istotne jest docenianie prawdomówności dziecka. Ważne, by nie zostało ukarane, kiedy przyzna się do winy. Trzeba mu pomóc, aby przyznało się i żałowało za to, co zrobiło.
Reklama
D. L.: - Dzieci chcą się uczyć. Ważna jest kwestia podania produktu. Nie realizujemy tego w formie rygorystycznego narzucania dzieciom zasad. Nauczyciel mówi, że w tym tygodniu będziemy realizować np. hasło: Cisza pomaga pracować. Staramy się, aby dzieci dobrze zrozumiały cel każdej zasady. Są one zawsze „po coś”, mają uzasadnienie w szacunku do innych, do samego siebie, są wyrazem siły charakteru. Wdrażamy dzieciom, że warto być lepszym, że nie robią tego „by pani była zadowolona”, ale przede wszystkim dla siebie. Dzieci w zerówce, na przykład, stawiają sobie gwiazdę szeryfa, jeśli uda im się pracować w ciszy. W drugiej i trzeciej klasie dziewczynki mają w dzienniczkach narysowane schodki i same siebie oceniają, wspinając się o jeden schodek wyżej.
P. P.: - Mój syn przyszedł wczoraj do domu i mówi: „Tato, cisza pomaga nam lepiej pracować”. Ma cztery lata, chodzi do przedszkola. To jest przykład na to, że dziecko uczy się chętnie tego, co poda mu się w ciekawej formie, np. powiedzenia, przysłowia.
- Czy przy standardowym trybie zajęć, jest w szkole czas na realizowanie programu wychowawczego?
D. L.: - Hasło danego miesiąca omawiane jest na lekcji wychowawczej. Istotne jest, że w czasie wszystkich zajęć nauczyciele realizują ten sam temat. Np. kiedy uczymy ładnego posługiwania się sztućcami, w porze obiadu idę na stołówkę i jem posiłek razem z dziećmi.
- Powszechnie narzeka się, że klasy są tak duże, że nie można już nic zrobić z uczniami poza zajęciami merytorycznymi...
Reklama
D. L.: - Praca wychowawcza wiąże się raczej z kwestią organizacji. Najlepiej pracuje się z klasą liczącą około 20-30 osób. Gorzej w małych klasach - poniżej dziesięciu osób. Tu wiele problemów wynika stąd, że dziecko ma małą możliwość wyboru kilkorga przyjaciół. Małe klasy sprzyjają rozwijaniu się postawy egoistycznej. Dziecko przyzwyczaja się do tego, że uwaga drugiego człowieka skupiona jest na nim. Duże klasy powyżej 30 dzieci uniemożliwiają zajęcie się każdym dzieckiem. Przy klasach 20-30 osobowych nauczyciel po tygodniu zna imiona dzieci, a po miesiącu zna ich możliwości, i wie które jest mniej zdolne, które leniwe.
- Jak pracować z takimi dziećmi?
D. L.: - Ważne są nie tyle obiektywne osiągnięcia dziecka w sensie dydaktycznym, co jego postawa wobec danego przedmiotu. Jeśli ma braki w wiedzy, z którymi przyszło do nowej szkoły, ale stara się je nadrobić, wkłada duży wysiłek w pracę, wówczas będzie docenione przez nauczyciela. Może być to pochwała, zachęta do pracy czy znaczek albo naklejka, bo w klasach początkowych nie ma jeszcze stopni. Dla nas bardzo ważne jest, aby dziecko miało świadomość swojej wartości. Poznało mocne strony swojej osobowości. By umiało też pogodzić się ze swoimi słabościami, co nie zwalnia go z wysiłku pracy nad sobą.
- Czy dzieci zdolne nie czują się pokrzywdzone przy takim kryterium oceny osiągnięć?
Reklama
D. L.: - Nie mamy tego problemu. Staramy się im mówić, że najważniejsze jest wygrywanie nie z drugą osobą, ale z samym sobą, ze swoimi ograniczeniami. Mieliśmy konkurs poezji Juliana Tuwima. Nagrodami były dyplomy za pierwsze trzy miejsca oraz wyróżnienia. Niektórzy I-klasiści płakali, że nic nie zdobyli. Ta sytuacja była okazją do wytłumaczenia dzieciom, że najważniejsze było przełamanie nieśmiałości i stanięcie na forum szkoły oraz trud włożony w naukę wiersza. Każde ładnie recytowało i dostało oklaski. Uczyliśmy je, by nie porównywały się między sobą. Ważne, by dziecko umiało przegrywać. Na ogół staramy się, by każde miało okazję coś wygrać, ale też, by zwycięzca doceniony był w sposób sprawiedliwy.
- Szkoła nie ma w nazwie słowa „katolicka” choć funkcjonuje w takim duchu...
D. L.: - Jesteśmy otwarci na osoby z innych wyznań. Jednak kiedy przychodzą do nas rodzice, wyraźnie zaznaczamy, że w tej szkole przekazywane są wartości w sposób zgodny z nauczaniem Kościoła katolickiego. Zależy nam, aby szkoła miała charakter katolicki, ale by nie wynikał on wyłącznie z nazwy.
Dzieci modlą się przed zajęciami, starsze w południe odmawiają Anioł Pański, modlitwa jest przed posiłkiem i po nim oraz na zakończenie zajęć. W szkole jest kaplica. Dwa razy w tygodniu odprawiana jest Msza św., w której mogą uczestniczyć osoby chętne. Uczymy je tego, że wiara jest czymś głębokim, wewnętrznym, ale oczywiście znajduje także wyraz zewnętrzny. Przypominamy im, że skoro wierzymy, że Pan Jezus jest obecny w tabernakulum, naturalną rzeczą jest przywitanie się z Nim, kiedy przychodzimy do szkoły. Przecież witamy się z innymi osobami!
- Z założenia szkoła jest niekoedukacyjna. Dlaczego?
Reklama
D. L.: - Jest to bardzo obszerny temat, o którym trudno wyczerpująco opowiedzieć w kilku zdaniach. Wiele badań naukowych potwierdza większą skuteczność pracy dydaktycznej i wychowawczej w szkołach prowadzących edukację zróżnicowaną. Rozwój dziewcząt i chłopców w tym samym wieku przebiega różnie. W wieku 6-12 lat dziewczynki szybko rozwijają umiejętności językowe, chłopcy w tym okresie mają wolniejszy rytm przyswajania wiedzy. W okresie gimnazjalnym chłopcy mają lepsze niż dziewczynki poczucie abstrakcji i przestrzeni. Prowadzenie zajęć jest łatwiejsze w grupach jednorodnych pod względem płci, ponieważ lepiej można przystosować się do możliwości dzieci na danym poziomie. Unika się wtedy problemu poczucia przez chłopców, że są gorsi od dziewczynek. Jednym z wielu powodów przemawiających za szkołą niekoedukacyjną jest też kwestia tempa rozwoju emocjonalnego chłopców i dziewczynek. W wieku 11-13 lat dziewczęta nawet nieświadomie zaczynają rywalizować o chłopców. Tymczasem w tym okresie ich natura potrzebuje przestrzeni na tworzenie głębokich przyjaźni bez tego rodzaju napięć.
- Ale czy po szkole niekoedukacyjnej dziewczęta nie mają problemów w kontaktach z chłopcami?
D. L.: - Okazało się, że dziewczęta, które wychodzą ze szkół koedukacyjnych mają więcej problemów w małżeństwie niż dziewczęta ze szkół niekoedukacyjnych. Rywalizując o chłopców dorastały w atmosferze napięć.
Nie potrafią przyjaźnić się z mężczyzną, ponieważ w wieku szkolnym nie nauczyły się przyjaźnić z koleżankami. Pisała na ten temat m.in. prof. Wanda Półtawska w swojej książce Przygotowanie do małżeństwa.
- Sądzi Pani, że taki system pracy z rodzicami i dziećmi mógłby być realizowany w szkołach, gdzie przychodzą dzieci z trudnych środowisk...
D. L.: - Miesiąc temu mieliśmy pierwszą wizytację z kuratorium. Pani wizytator, stwierdziła, że dobrze byłoby program wychowawczy w taki sposób realizować w szkołach publicznych. Oczywiście potrzebne byłoby odpowiednie przygotowanie nauczycieli. Zapewne nie udałoby się współpracować ze wszystkimi rodzicami. Ale może mogłoby się to udać w 30-50% przypadków. Byłby to dobry wynik.
W naszej szkole nie wprowadzamy przecież niczego nowego do programu. Współpraca między rodziną a szkołą wpisana jest we wszystkie statuty placówek szkolnych. Realizujemy ją tylko być może bardziej świadomie i konkretnie.