Reklama

Nieść Ewangelię

Niedziela podlaska 6/2006

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Stanisław Fiedorowicz: - Ujął Ksiądz wiernych Karmelu pogodą ducha, z jaką przez kilka dni adwentowych niósł im Ewangelię oraz prowadził ścieżkami swej duszpasterskiej pracy na Białorusi. Czy nie miał Ksiądz wahań, kiedy to bp Władysław Jędruszuk zaproponował wyjazd do tego kraju?

Ks. Bogdan Kryński: - Nie miałem i nie mam. Jestem kapłanem Chrystusa i służę każdemu, niezależnie od dzielących granic państwowych czy warunków, w jakich przychodzi pracować. Światło Ewangelii, a więc nadzieja ponad rozpaczą, dobro ponad złem prowadziły mnie zawsze. Jestem wdzięczny Panu Bogu, że pozwolił mi przed piętnastoma laty znaleźć się wśród kresowego ludu - na ziemiach dawnej Polski - i przeżywać razem z nim radości, cierpienia, zwycięstwa. A także podziwiać odwagę i siłę ducha tego ludu, który został poddany najcięższej próbie.

- Mówiąc o zwycięstwie, ma Ksiądz z pewnością na myśli fakt, iż pomimo bezwzględnej ateizacji ludzie nie załamali się, lecz dzielnie wytrwali przy swojej wierze. Czym to wytłumaczyć?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Charakter człowieka, podobnie jak stal, hartuje się w ogniu. Nasilająca się propaganda ateistyczna, granicząca niekiedy z absurdem, zamykanie lub burzenie świątyń, zastępowanie religii tzw. powszechnym uświadamianiem spowodowały, że pobożność ludzi schodziła do podziemia, do domów rodzinnych i do serc ludzkich, tak jak w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Obietnice raju ziemskiego, który chciano wprowadzić, oddalały się jak fatamorgana, a wielkimi krokami szła coraz większa bieda. Cały ów system był nierealny, nieludzki. Skompromitował się całkowicie. To, co proponował, było tak złudne, że stało się niestrawne. Ludzie zawsze szukali nadziei, która płynie od Boga. Tę nadzieję prędko dostrzegła młodzież. Zaczęła się garnąć do religijnych praktyk, jakie widziała i podziwiała u swoich rodziców oraz dziadków. Niebywałe, ale właśnie kluby młodzieżowe, które miały szerzyć kulturę ateistyczną, stawały się powoli jakby świątyniami wierzącego ludu na Białorusi.

- Gorzej natomiast było z odzyskaniem przez ten lud swoich kościołów. Dlaczego proces ten odbywał się tak powoli, nieraz długimi latami?

- Zajęcie kościołów było zwykłą grabieżą, a mimo to trzeba było przedstawiać logiczne racje i argumenty, że świątynie te prawnie należały do Kościoła rzymskokatolickiego i jego wyznawców. Wprawdzie na „górze” już „odtajało”, ale „doły” administracji wciąż pozostawały w dawnym systemie myślenia. Szczególne trudności występowały przy odzyskaniu świątyń, które zostały zamienione na zakłady pracy, fabryki lub inne pomieszczenia użyteczności publicznej. Szafowano pokrętnym argumentem, iż nie można oddać tych kościołów, bo w nich pracuje tyle a tyle osób i że nie ma dla nich innego miejsca zatrudnienia. Nic dziwnego, że w świadomości ludzi wierzących pozostawało głębokie poczucie krzywdy, która powoli przeistaczała się w nieustępliwą walkę o swoje prawa.

Reklama

- Aż przyszedł czas, że na kartach historii zaczął pisać Ten, który jest wieczny. Jak z perspektywy tych kilkunastu lat patrzy Ksiądz na początki swej duszpasterskiej pracy na Białorusi?

- Trochę mnie wtedy przerażał ogromny obszar, na którym przyszło mi duszpasterzować - pięć parafii leżących na terenie wielkości trzech naszych powiatów. W ciągu jednego dnia nie sposób było je wszystkie odwiedzić. Bywało, że wyjeżdżałem rano, a wracałem po północy. Parafią macierzystą była miejscowość Iszkołdź, szczycąca się najstarszym kościołem na Białorusi, pobudowanym w 1451 r. w stylu gotyku skandynawskiego. Świątynia ta była jeszcze w stosunkowo dobrym stanie. Najbardziej zabolała mnie profanacja kościoła w Nowym Świerżeniu - zamieniono go na zwykły bar, żeby nie powiedzieć spelunę. W miejscu najświętszym dla katolika, a więc tam, gdzie znajdowało się tabernakulum, stała ogromna beczka z piwem, którym raczyło się „podchmielone” towarzystwo. Kościół wymagał natychmiastowego remontu i powtórnej konsekracji. Niektóre świątynie nawet po remoncie nie mogą powrócić do swego dawnego stanu, jak np. w Gorodziei, gdzie sól po dziś dzień wychodzi ze ścian, bo mieścił się tam magazyn nawozów rolniczych.

- Za pracę w tych kilku parafiach docenił Księdza kard. Kazimierz Świątek, przenosząc do 200-tysięcznych Baranowicz. To awans?

- Nie traktowałbym tego w tych kategoriach. Taka była wola Boża. W Baranowiczach erygowano nową parafię pw. św. Zygmunta na cześć sługi Bożego bp. Łozińskiego i trzeba było budować nowy kościół. To wymagało wielkiego zachodu i wytrwałości, a że ja byłem jeszcze młody i pełen energii, wybór padł na mnie. Po pięciu latach budowy świątynia miała już mury i zadaszenie. Przede mną i moimi parafianami (ok. 700 rodzin) nowe wyzwania. Trzeba wykończyć wnętrze kościoła, zagospodarować teren, przygotować salki katechetyczne, a także jak najszybciej uruchomić świetlicę dla biednych dzieci. Rozszerzamy akcję pomocy dla chorych. Prawie codziennie przychodzą ludzie, prosząc o kawałek chleba. Bieda tu jest straszliwa. Z tym wszystkim wiąże się ogrom pracy i wydatków. Jestem niezmiernie wdzięczny parafianom bielskiego Karmelu oraz ich proboszczowi ks. Tadeuszowi Kryńskiemu, że tak hojnie i z sercem odpowiedzieli na potrzeby naszej wspólnoty. Szczególnie dziękuję dzieciom za gwiazdkowe dary dla swoich rówieśników w Baranowiczach, kupowane nieraz za ostatni grosik. To wzrusza i zobowiązuje nas do gorącej modlitwy.

- Na ludzką biedę był bardzo wrażliwy niekanonizowany jeszcze patron obecnej parafii Księdza - bp Zygmunt Łoziński. Jak on jest dziś postrzegany przez ludzi?

- Spotkałem sędziwą kobietę, już po dziewięćdziesiątce, która dobrze pamiętała bp. Łozińskiego. Mówiła, iż to był człowiek wielkiej miłości do ludzi, prawdziwy przyjaciel. Taki niespotykany „duch służby i oddania się drugiemu człowiekowi”. Potrafił w mroźny dzień zdjąć z siebie palto i oddać je napotkanemu biedakowi. Miłosierdzie względem innych - to była jego życiowa dewiza. Kochał każdego człowieka, nie robiąc wyjątków. Niektórzy mieli mu nawet za złe, że był zbyt wielkiej dobroci.

- Serdecznie dziękuję Księdzu za rozmowę i życzę, aby wokół nas było jak najwięcej ludzi pokroju sługi Bożego bp. Zygmunta Łozińskiego.

Numer konta, na które można wpłacać ofiary na pomoc parafii w Baranowiczach na Białorusi:
Bank PHPBK S. A., Oddział Bielsk Podlaski, ul. Mickiewicza 53, 17-100 Bielsk Podlaski, Poland. Parafia pw. św. Zygmunta, Baranowicze, nr 311060007600004-01160020912.

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wojownicy Maryi w Rzeszowie

2024-04-28 22:14

Mariusz Barnaś

Wojownicy Maryi na ulicach Rzeszowa

Wojownicy Maryi na ulicach Rzeszowa

W sobotę 20 kwietnia 2024 roku miało miejsce kolejne ogólne spotkanie Wojowników Maryi, które tym razem odbyło się w Rzeszowie w Parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa. Poświęcone było przede wszystkim ojcom oraz synom, którzy licznie dotarli do stolicy Podkarpacia. W spotkaniu wzięło udział ponad 7000 uczestników z całe Polski, ale też z Europy.

Tradycyjnie już spotkanie rozpoczęło się od procesji różańcowej ulicami miasta, następnie odbyła się Msza święta pod przewodnictwem ks. biskupa Jana Wątroby, podczas której kazanie wygłosił ks. Dominik Chmielewski SDB, który zwrócił naszą uwagę na następujące kwestie:

CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Watykan: ogłoszono program papieskiej wizyty w Weronie

2024-04-29 11:54

[ TEMATY ]

papież

papież Franciszek

Werona

PAP/EPA/ANDREA MEROLA

Nazajutrz po wizycie duszpasterskiej w Wenecji, Stolica Apostolska ogłosiła oficjalny program wizyty papieża w Weronie w dniu 18 maja.

Franciszek wyruszy helikopterem z Watykanu o godz. 6.30, by wylądować w Weronie o godz. 8.00.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję