Reklama

Potrzebujemy świętych kapłanów

Niedziela płocka 24/2007

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Łukasz Gach, Wojciech Kućko: - W tym roku obchodzi Ksiądz Rektor srebrny jubileusz kapłaństwa. Z tej okazji proszę przyjąć od nas serdeczne życzenia Bożego błogosławieństwa. Co najbardziej zadziwiło Księdza Rektora podczas tych 25 lat służby Jezusowi?

Reklama

Ks. Kan. Dr Bogdan Czupryn: - Zadziwia mnie ciągle obecność Chrystusa w Kościele. On nadal żyje pośród nas i daje się spotkać. Nie odszedł do historii jak wielu sławnych tego świata. Miałem szczęście wielokrotnie doświadczyć mocy działającego przeze mnie Chrystusa. Wiem, że to wielkie słowa, żeby nie powiedzieć - patetyczne. Ale tak faktycznie jest. Tego typu doświadczenie stawało się moim udziałem zwłaszcza wtedy, gdy spowiadałem. Widziałem wówczas, jak ludzie podnoszą się z kolan grzechu - nie dlatego, że to ja znalazłem trafne rozwiązanie, czy też potrafiłem stworzyć odpowiedni klimat spotkania. Podnosili się, bo Chrystus zechciał im pomóc. Czułem, że to On mi podpowiada, co mam zrobić. Jestem przekonany, że bez Jego pomocy, licząc tylko na własne siły, nie znalazłbym odpowiednich słów, nie przytoczył właściwego fragmentu Ewangelii, aby nazwać problem i wskazać drogę powrotu do Ojca tym wszystkim, którzy powierzają się Bożemu miłosierdziu. To niesamowite doświadczenie! Pokazuje niezwykle wyraźnie (żeby nie powiedzieć: przejmująco wyraźnie) żyjącego w Kościele Chrystusa i zarazem potwierdza sens kapłańskiego posługiwania. W jakiejś mierze uwiarygodnia też moje powołanie; uświadamia mi ciągle - i trochę zadziwia - że Chrystus mimo wszystko nadal chce przeze mnie działać. To oczywiście również mobilizuje do pracy nad sobą. Dlatego też bardzo lubię spowiadać.

- Za nami piękny czas - święcenia diakonatu, wkrótce święcenia prezbiteratu. Nie możemy nie zapytać o przeżycia Księdza Rektora z własnych święceń kapłańskich…

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- Święcenia wspominam jako głębokie przeżycie religijne. Z pamięci uleciało mi wiele szczegółów organizacyjnych. Jednak bardzo wyraźnie pozostały dwa wspomnienia. Pierwsze wiąże się z przeżyciem Litanii do Wszystkich Świętych. Ten wzruszający, uświęcony wielowiekową tradycją obrzęd stwarza szczególną atmosferę do gorącej modlitwy. Tak wiele chciałoby się wówczas powiedzieć Chrystusowi, a jeszcze więcej od Niego usłyszeć… Leżąc krzyżem na posadzce katedralnej, prosiłem Chrystusa, aby moje kapłaństwo było darem dla innych, a zarazem było owocne dla mnie. Jestem przekonany, że Chrystus słuchał mnie wówczas szczególnie uważnie. Drugie wspomnienie dotyczy wyjątkowego doświadczenia wdzięczności i radości, jakie pojawiły się po zakończeniu właściwej ceremonii święceń. Gdy powróciłem na miejsce, poczułem wielką radość, że to już nastąpiło, że jestem księdzem. Ta pierwsza radość z kapłaństwa, która docierała do mnie tak wyraźnie mimo zmęczenia - w katedrze było wówczas niesamowicie duszno - wryła się głęboko w moją pamięć. Powracam do niej często, zwłaszcza gdy przychodzą trudności. Jest ona dla mnie swoistym potwierdzeniem trafności dokonanego wyboru, a mówiąc bardziej precyzyjnie, potwierdzeniem tego, że właściwie odczytałem wolę Boga w stosunku do mnie.

- Benedykt XVI podczas pielgrzymki do Polski apelował: „Trwajcie mocni w wierze”. W trwaniu w wierze na pewno pomagają wzory. Jaki jest wzór kapłaństwa dla Księdza Rektora?

Reklama

- Dla mnie prawdziwy kapłan potrafi autentycznie cieszyć się swoim powołaniem. Jest wdzięczny Bogu i z godnością sprawuje swoją posługę. Nie użala się nad sobą, nie narzeka na świat, ale z radością wychodzi do ludzi, szuka ich, by dawać im Chrystusa. U kapłanów bardzo cenię odwagę, zwykłą ludzką odwagę. Bez niej trudno być przewodnikiem dla innych. A zresztą, któż miałby być odważny jak nie kapłan, który przecież zostawia wszystko dla Chrystusa? Czy mamy prawo domagać się odwagi od świeckich, jeśli sami chowamy się za innych i zakrywamy twarz? Wreszcie prawdziwy kapłan musi traktować Kościół jak własną rodzinę, a zatem winien przede wszystkim chronić i promować jego dobre imię. Prawdziwy kapłan odnajduje sens swojego życia w tym, że może skutecznie wiązać ludzi z Bogiem. Cieszy się zatem, gdy jedna ludzi z Bogiem w sakramencie pokuty, gdy wraz ze wspólnotą sprawuje Eucharystię, gdy przekazuje prawdę objawioną podczas katechezy. I ta radość - jeśli można tak powiedzieć - z kapłaństwa jako takiego (a nie z profitów uzyskiwanych jakby przy okazji kapłaństwa), wystarcza mu za wszystko. Prawdziwy kapłan jest dumny ze swojego kapłaństwa i potrafi je uszanować w każdej sytuacji swojego życia. Oczywiście fundamentem takiej postawy jest bliski kontakt z Chrystusem, dlatego też ksiądz musi być człowiekiem modlitwy. Prawdziwą wielkość buduje się na kolanach.

- Wśród wielu wzorów kapłaństwa możemy postawić św. Jana Vianneya. W jednym ze swoich kazań powiedział: „Gdyby ktoś tu na ziemi dobrze zrozumiał, kim jest kapłan, mógłby umrzeć: nie z przerażenia, lecz z miłości”. Kim kapłan jest dla współczesnych Polaków, czego oni oczekują od kapłana?

Reklama

- Tego samego, co wszyscy inni i w każdym czasie, to znaczy ukazywania Chrystusa, prowadzenia do Boga i owocnego towarzyszenia w tej drodze. To oczekiwanie wyraża samą istotę kapłańskiego posługiwania. Wspomniany św. Jan Vianney powiedział kiedyś, że bez kapłanów Chrystus nie poradziłby sobie w świecie. Tak, kapłan jest potrzebny, aby człowiek każdego czasu mógł spotkać obecnego wśród nas Chrystusa. I ta prawda przebija się przez rozmaite meandry i wyzwania współczesności jako niezbędny fundament. Czasami słyszymy o różnych, tak zwanych współczesnych oczekiwaniach wobec kapłanów. Zwłaszcza niektórzy dziennikarze celują w apodyktycznym określaniu konkretnych zadań. Nie odrzucam tych sugestii, nie odbieram dobrej woli autorom, ale podkreślam z całą mocą, że żadna współczesność, również i ta nasza, nie zmienia istoty kapłańskiej obecności w świecie. Dziś, podobnie jak w przeszłości, potrzebujemy świętych kapłanów. Może nawet bardziej, bo nowe możliwości cywilizacyjne ostatnich lat, ciągle niezaspokojony głód rzeczy, zbyt mocno wiążą ludzi z tym, co drugorzędne, a przysłaniają to, co najważniejsze. A któż potrafi lepiej ukazać wartości prawdziwe, jeśli nie święty kapłan? Potrzebujemy dzisiaj w naszej ojczyźnie kapłanów na miarę św. Jana Vianney`a czy św. Maksymiliana Kolbego. I tacy niewątpliwie są. Jestem przekonany, że jest ich wielu, choć może zbyt mało się o nich mówi.

- Benedykt XVI mówił, że wielkość Chrystusowego kapłaństwa może tak przerazić, że niektórzy kapłani je porzucają, zdradzają Chrystusa. Wielu ludzi pyta, dlaczego tak się dzieje…

- Oczywiście każdy przypadek należałoby oceniać oddzielnie i nikogo z definicji nie potępiać. Jednak mamy tu do czynienia ze zdradą, a nie bohaterstwem, niezależnie od tego, jak sprawy bywają przedstawiane i komentowane w mediach. Dlaczego do zdrady dochodzi? Odpowiedź znajdujemy w Chrystusowym „dlaczego zwątpiłeś, małej wiary”. Obraz Piotra kroczącego po falach przemawia w sposób niezwykły. Kapłaństwo jest takim chodzeniem po falach, jest przekraczaniem tego, co ziemskie. Gdy człowiek uświadomi sobie tę sytuację, może zwątpić. Kiedy Piotr zaczął tonąć? Właśnie wtedy, gdy oderwał wzrok od Chrystusa i spojrzał na wzburzone fale. Jeżeli będziemy patrzeć jedynie na wzburzone fale doczesności, na wzburzone fale targanej różnymi namiętnościami naszej duszy - zaczniemy wątpić. Ale nie w tym jest problem. Wątpić jest rzeczą ludzką. Piotr jednak zwycięsko wyszedł z tego doświadczenia, bo uchwycił się wyciągniętej ręki Chrystusa. Dramat wielu kapłanów polega na tym, że najpierw tracą z oczu Chrystusa, a później nie mają siły uwierzyć, że jednak On wyciąga do nich rękę, że chce pomóc w każdej, nawet po ludzku najbardziej zagmatwanej sytuacji.

Reklama

- Ksiądz Rektor bardzo obszernie opisał współczesny świat, wszystkie sprawy, które nas dotykają, a które w ostatnim czasie dotknęły też nasze seminarium. Za św. Augustynem często powtarzamy, że Bóg dopuszcza zło, by wyprowadzić z niego jeszcze większe dobro. Jakie dobro chce Pan Bóg wyprowadzić z tego zła, które nas tutaj dotknęło?

Reklama

- To prawda, że dotknęło nas zło i to w podwójnym znaczeniu. Najpierw staliśmy się spadkobiercami gorzkich owoców zła, które powstało poza naszym środowiskiem i na które nie mieliśmy żadnego wpływu. Po wtóre, zostaliśmy medialnie zdyskredytowani jako środowisko wychowawcze; wydźwięk przekazów medialnych był porażający: w seminarium są molestowani klerycy, a rektorat nic nie robi. Czy można sobie wyobrazić bardziej dotkliwy zarzut? Do tego trzeba jeszcze dodać konspiracyjną współpracę niektórych księży z mediami, co od początku i nadal konsekwentnie oceniam jako zło. Jeżeli bowiem porzuci się drogę upomnienia braterskiego na rzecz tej nowej formy „oczyszczania Kościoła”, w konsekwencji utrwalą się tylko gorszące podziały. Jakie dobro może z tego bolesnego doświadczenia wyniknąć? Szczerze powiedziawszy, nie wiem. Głęboko wierzę, że Bóg jednak wyprowadzi konkretne dobro zbawcze, a więc niekoniecznie tu i teraz zobaczymy jakieś spektakularne rozwiązania. Całą sprawę przeżywam bardzo osobiście i to z różnych racji. Próbuję dociec, co Pan Bóg chciał mi powiedzieć. Dlaczego mój jubileusz został „ubogacony” takim doświadczeniem? Ciągle pytam. Trochę już wiem, ale pełna odpowiedź jeszcze przede mną. Zapewne, jak w przypadku każdego z nas, wszystko stanie się dla mnie jasne dopiero po drugiej stronie życia.
Niezależnie od konkretnych ocen, to przykre doświadczenie naszego Kościoła diecezjalnego zmusza nas do gruntownego przemyślenia istoty miłości do Kościoła. Co to znaczy kochać Kościół oraz ile jestem gotów poświęcić dla tej miłości? - na te pytania każdy z nas musi sobie odpowiedzieć. Trzeba przy tym pamiętać, że prawdziwa miłość do Kościoła wyrasta z właściwego rozumienia jego istoty i posłannictwa. Po ostatnich wydarzeniach, po licznych publikacjach prasowych dotyczących również sprawy abp. Wielgusa, odnoszę wrażenie, że nie jest z tym najlepiej. Zbyt często, a w niektórych przypadkach wyłącznie, postrzega się Kościół jedynie w wymiarze horyzontalnym, jako organizację użytku społecznego. Racjami tego „co ziemskie, co cesarzowe”, próbuje się oceniać i rozstrzygać sprawy sięgające nieba i sprawy Boskie. To musi prowadzić do konfliktów. Potrzebujemy głębokiego przemyślenia rzeczywistej obecności Chrystusa w Kościele. Musimy zobaczyć Chrystusa, który, jak przed wiekami, tak i dziś „szuka tego, co zginęło”, a więc pokazuje drogę poprawy współczesnym jawnogrzesznicom, współczesnym Zacheuszom, którzy się dorobili na współpracy z wrogimi narodowi siłami czy wreszcie współczesnym synom Zebedeuszowym, którzy po prostu chcą władzy w Kościele. Przy tym ciągle musimy wnikać w istotę przesłania Bożego miłosierdzia. Innej drogi nie ma.

- Na swoim obrazku prymicyjnym umieścił Ksiądz Rektor słowa „Z Tobą wraz chcę iść przez trudny życia szlak”. Dlaczego takie słowa i w jakim sensie spełniły się one w kapłańskim życiu?

Reklama

Miałem wówczas głębokie przeświadczenie, że muszę zaakceptować kapłaństwo trudne, naznaczone krzyżem. Wiedziałem, że kapłaństwo musi kosztować, że moje kapłaństwo będzie kosztować dużo. Tak to wówczas czułem. Czy była to jakaś pesymistyczna wizja kapłaństwa? Nie. Owszem, przyjmowałem kapłaństwo z lękiem, ale przede wszystkim z radością i zaufaniem. Wiedziałem, że przyjdą trudy, ale ich nie dramatyzowałem. Po prostu tak jest w każdym życiu: to, co wielkie i piękne musi kosztować. Gdy zatem przychodziły różne przykre doświadczenia - a przez dwadzieścia pięć lat trochę się tego nazbierało - specjalnie nie użalałem się nad sobą, nie szukałem winnych. Mówiłem sobie: przecież o tym wiedziałeś, przecież decydowałaś się na trudny życia szlak. I ta świadomość umacniała. Po dwudziestu pięciu latach kapłaństwa muszę powiedzieć z całą mocą, że w trudach mojego życia nigdy nie pozostawałem sam, zawsze był Chrystus, choć ja nie zawsze zasługiwałem na Jego pomoc. Moje pragnienie i prośba zawarte w słowach z obrazka prymicyjnego spełniły się. I to napełnia wdzięcznością i nadzieją.
Jeżeli już dokonuję pewnego podsumowania lat minionych, to chciałbym jeszcze powiedzieć, że większość trudów brała się stąd, że zbyt mało ufałem Chrystusowi, a za bardzo liczyłem na siebie. Wiem zatem, jak iść dalej. Wiem, że w programie kapłańskiego życia, który wyraża się w słowach „Z Tobą wraz chcę iść przez trudny życia szlak”, trzeba wyakcentować przede wszystkim „Z Tobą”. A wówczas ten trudny szlak okaże się lekkim brzemieniem. Oby tylko wystarczyło sił…

- W tym czasie wielu ludzi odkrywa swoje powołanie, słyszą szept wezwania Bożego. Co Ksiądz Rektor chce powiedzieć tym młodym ludziom?

- Rozumiem obawy tych, którzy przymierzają się do seminarium. Wiem przecież, że muszą zdecydować się na życie niejako pod prąd tego wszystkiego, co ważne dla świata. Chrystusowe „wy nie jesteście z tego świata” najlepiej opisuje tę sytuację. Wiem, że taka decyzja nie jest łatwa dla młodego człowieka, który pragnie żyć pełną piersią. Cóż powiedzieć w takiej sytuacji? Przede wszystkim chciałbym podkreślić, że powołanie nie powinno być rozpatrywane w kategoriach straty czy skazania. To jest przede wszystkim wezwanie. Wezwanie do pięknego życia dla innych, ale też i dla siebie. Być „nie z tego świata” nie wyklucza owocnej obecności w świecie, nie przekreśla naturalnych pragnień, które każdy posiada. Pozwala je wypełnić, choć na innej drodze. Przecież kapłaństwo nie domaga się rezygnacji z miłości w ogóle, nie przekreśla przyjaźni, nie oddala od tego, co dobre i piękne wokół nas. Chrystus mówi o tym bardzo wyraźnie; „Kto dla mojego imienia porzuci…, stokroć tyle otrzyma w tym życiu i odziedziczy życie wieczne”. Warto te słowa przypominać młodym ludziom, którzy po ludzku się lękają. Warto uczynić je przedmiotem pogłębionej analizy, aby pokazać podmiotowy wymiar powołania.
A zatem młodzi przyjaciele, nie lękajcie się! Zawierzcie Chrystusowi! Pamiętajcie, że droga pod prąd prowadzi do źródła. Nie lękajcie się wstąpić do naszego płockiego seminarium, które - choć doświadczane na różne sposoby - pielęgnuje duchowy testament swoich profesorów męczenników z arcybiskupem Nowowiejskim i biskupem Wetmańskim na czele. Głęboko wierzymy, że krew naszych płockich męczenników stanie się nasieniem nowych powołań kapłańskich, które znajdą w naszym seminaryjnym domu odpowiednie warunki do pięknego rozwoju.

2007-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Wincenty á Paulo

27 września br. obchodzimy wspomnienie św. Wincentego á Paulo. Urodził się on 24 kwietnia 1581 r. w wiosce Pouy, w południowej Francji. Pochodził z rodziny wieśniaczej i miał czworo rodzeństwa. Dopiero w 12. roku życia poszedł do szkoły. Mimo, że wcześniej zajmował się tylko wypasaniem owiec z nauką radził sobie bardzo dobrze i po szkole wstąpił do seminarium duchownego. W wieku 15 lat otrzymuje niższe święcenia i dostaje się na uniwersytet w Saragossie w Hiszpanii. Święcenia kapłańskie przyjmuje w 1600 r., miał wówczas zaledwie 19 lat. Kontynuował studia w Tuluzie, Rzymie i Paryżu, kształcąc się w dziedzinie prawa kanonicznego. Dobrze zapowiadająca się kariera młodego, zdolnego kapłana zmienia się w los niewolnika. W czasie podróży z Marsylii do Narbonne przez Morze Śródziemne został wraz z całą załogą napadnięty przez tureckich piratów i przywieziony do Tunisu jako niewolnik. W ciągu dwóch lat niewoli miał czterech panów, ostatniego zdołał nawrócić. Obaj uciekli do Europy i zamieszkali w Rzymie. Już wkrótce stał się wysłannikiem papieża Pawła V i trafił na dwór francuski, gdzie za sprawą królowej Katarzyny de Medicis przejął opiekę nad Szpitalem Miłosierdzia. Na własne życzenie objął probostwo w miasteczku Chatillon-les-Dombes, gdzie zetknął się ze starcami, inwalidami wojennymi, chorymi i ubogimi. Aby im jak najlepiej służyć, powołał „Bractwo Miłosierdzia”, a dla kobiet bractwo „Służebnic Ubogich”. W 1619 r. św. Wincenty otrzymał dekret mianujący go generalnym kapelanem wszystkich galer królewskich. Święty przeprowadzał wśród galerników misje i dbał o poprawę warunków życia. W 1625 r. powołał „Kongregację Misyjną” zrzeszającą kapłanów. Papież Urban VIII zatwierdził nowe zgromadzenie w 1639 r. Nowa rodzina zakonna zaczęła rozrastać się i objęła swoją opieką szpital dla trędowatych opactwa Saint-Lazare. Celem zgromadzenia, które dziś nosi nazwę Zgromadzenia Księży Misjonarzy Świętego Wincentego á Paulo jest głoszenie Ewangelii ubogim. W 1638 r. wraz ze św. Ludwiką de Marillac św. Wincenty założył żeńską rodzinę zakonną znaną dziś pod nazwą Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia (szarytki), której charyzmatem była praca z ubogimi i chorymi w szpitalach i przytułkach. Święty zmarł w domu zakonnym św. Łazarza w Paryżu 27 września 1660 r. W roku 1729 papież Benedykt XIII wyniósł Wincentego do chwały błogosławionych, a papież Klemens XII kanonizował go w roku 1737. Papież Leon XIII ogłosił św. Wincentego á Paulo patronem wszystkich dzieł miłosierdzia. Do Polski sprowadziła misjonarzy w 1651 r. jeszcze za życia Świętego królowa Maria Ludwika, żona króla Jana II Kazimierza. W Polsce prowadzili 40 parafii. W naszej diecezji ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy św. Wincentego á Paulo (CM) pochodzi bp Paweł Socha, a misjonarze św. Wincentego pracują w Wyższym Seminarium Duchownym w Paradyżu, Gozdnicy, Iłowej, Przewozie, Skwierzynie, Słubicach, Trzcielu i Wymiarkach. Siostry Szarytki mają swoje domy w Gorzowie Wielkopolskim, Skwierzynie i Słubicach.
CZYTAJ DALEJ

NASZA INFORMACJA: Leon XIV został zaproszony na Jasną Górę! Abp Wacław Depo u Ojca Świętego

2025-09-27 12:00

[ TEMATY ]

abp Wacław Depo

Papież Leon XIV

Vatican Media

Abp Wacław Depo został przyjęty przez papieża Leona XIV na audiencji w sobotę 27 września 2025.

Arcybiskup jest na czele grupy pielgrzymkowej archidiecezji częstochowskiej, która pielgrzymuje do Rzymu z racji 100-lecia erygowania archidiecezji częstochowskiej oraz Roku Jubileuszowego. Abp Depo wręczył Ojcu Świętemu Leonowi XIV wyjątkowy dar - obraz Matki Bożej Częstochowskiej Królowej Polski.
CZYTAJ DALEJ

O czym może świadczyć ból podczas oddawania moczu?

2025-09-27 11:07

[ TEMATY ]

leczenie

ból

diagnostyka

dysuria

układ moczowy

Freepik

Dysuria to dolegliwość, która może występować u osób w różnym wieku

Dysuria to dolegliwość, która może występować u osób w różnym wieku

Ból podczas oddawania moczu, znany również jako dysuria, to dolegliwość, która może występować u osób w różnym wieku. Często jest objawem towarzyszącym zakażeniom układu moczowego (ZUM), ale może również wskazywać na inne problemy zdrowotne. Dysuria nie jest samodzielnym schorzeniem, ale sygnałem, który wymaga dalszej diagnostyki. Istnieje wiele możliwych przyczyn bólu przy oddawaniu moczu, które obejmują infekcje bakteryjne, choroby zapalne, a także problemy z układem rozrodczym lub moczowym.

Objawy dysurii mogą się różnić w zależności od przyczyny dolegliwości. Jednak najczęściej opisywane są jako pieczenie, kłucie lub swędzenie w okolicach cewki moczowej podczas oddawania moczu. Ból może występować na początku mikcji lub po jej zakończeniu. W przypadku, gdy ból pojawia się na początku oddawania moczu, może sugerować infekcję układu moczowego. Ból po oddaniu moczu natomiast, często wiąże się z problemami z pęcherzem lub prostatą. U mężczyzn ból może promieniować do penisa, zarówno przed, jak i po oddaniu moczu.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję