Reklama

Kościół w czasach niepodległości

Archidiecezja warszawska, która miała być po wsze czasy pieczęcią na dokonanym rozbiorze, dziś staje się zwiastunem życia i zmartwychwstania narodu - tak mówił w 1917 r. abp Józef Teodorowicz podczas pierwszego spotkania Episkopatu Polski ze wszystkich trzech zaborów

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Gdy w 1914 r. wybuchła I wojna światowa, w warszawskiej katedrze św. Jana nawoływano do spokoju i ufności Bogu, śpiewano „Te Deum” i modlono się za cara. Na przełomie 1914 i 1915 r. czuwanie nad lojalnością duchowieństwa w Królestwie Polskim Petersburg polecał pilnej uwadze każdego z gubernatorów. Donosili oni zgodnie, że księża odprawiają nabożeństwa o zwycięstwo oręża rosyjskiego.
W tym samym czasie, gdy w Warszawie modlono się za cara, w Wielkopolsce metropolita gnieźnieński i poznański abp Edward Likowski słał wiernopoddańcze i antyrosyjskie listy do cesarza niemieckiego Wilhelma II. Zapewniał w nich, że mówiący po polsku żołnierze będą walczyć o słuszną sprawę po stronie II Rzeszy.
Każdy z tych hierarchów zdawał sobie sprawę, że po obu stronach frontu stanęli ludzie tego samego wyznania i narodowości. Do armii rosyjskiej, niemieckiej i austriackiej wcielono łącznie ok. 2 mln Polaków, by zabijali się nawzajem za nie swoją sprawę. Na początku wojny prawie nikt nie przypuszczał, że kilka lat później ci sami żołnierze będą walczyć po tej samej stronie barykady, a polscy duchowni będą zagrzewać ich do walki.

Jak feniks z popiołów

Reklama

Wielki europejski konflikt, w którym przeciwko sobie stanęły państwa zaborcze, był jedyną realną szansą Rzeczypospolitej na odzyskanie utraconej niepodległości. - Stopniowo sprawdzały się prognozy Bismarcka, że w wypadku konfliktu europejskiego, sprawa polska odrodzi się jak feniks z popiołów - podkreśla prof. Włodzimierz Suleja z Instytutu Pamięci Narodowej. - Pierwszy strzał oddany w tej wojnie naruszał sojusz zaborców w kwestii polskiej.
Wojna została wykorzystana do walki o niepodległość. Było to możliwe dzięki tzw. pokoleniu niepokornych, które wypracowało podstawy programowe najważniejszych do dziś obozów ideowo-politycznych. Było to także możliwe dzięki wielkiemu zaangażowaniu Kościoła, który przez lata niewoli z pietyzmem pielęgnował ducha polskiego patriotyzmu. - Pomimo braku własnej państwowości polskie elity intelektualne końca XIX wieku były zdolne do włączenia się w budowanie nowoczesnego narodu, zdolnego do samorządzenia. Warstwy ludowe - w tym przede wszystkim chłopi, a także robotnicy oraz drobnomieszczaństwo polskie - zaczęły z wolna wchodzić w krwiobieg polskiej tradycji, której głównym wyróżnikiem stała się wspólnota oparta na katolicyzmie oraz pamięci o niepodległej Polsce - uważa prof. Jan Żaryn z UKSW.
Do elit, które pragnęły niepodległości, bez wątpienia należy wielu wybitnych duchownych tamtego okresu. Jak pisał ks. prof. Bolesław Kumor, Kościół stał się czynnikiem integrującym dla rozdartego granicami zaborczymi społeczeństwa polskiego. Hierarchowie doskonale zdawali sobie sprawę, że nadchodzi chwila, kiedy naród będzie szczególnie potrzebował ich oparcia i moralnego wsparcia.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Marsz do niepodległości

Reklama

Pierwszy powiew zbliżającej się wolności można było odczuć, gdy w Warszawie zmieniła się okupacja z rosyjskiej na niemiecką. II Rzesza, chcąc pozyskać przychylność Polaków, zaproponowała politykę częściowego rozluźnienia. „Przychodzimy do was jako przyjaciele. Zaufajcie nam! Wolność wam niesiemy i niepodległość! Połączcie się z wojskami sprzymierzonymi” - ulotki o takiej treści rozdawali niemieccy żołnierze na ulicach.
Pierwszą oznaką okupacyjnej polityki była zgoda na świętowanie 125. rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja. W efekcie warszawskie obchody w 1916 r. przerosły najśmielsze przewidywania. Stały się wielką manifestacją Polskości i patriotyzmu. „Arcybiskup Aleksander Kakowski celebruje Mszę św., a czerwień jego szat przypomina dawną chwilę z przed lat, kiedy to prymas w otoczeniu wszystkich biskupów polskich, bawiących na Sejmie, z tego samego miejsca intonował «Te Deum laudamus»” - tak relacjonował trzeciomajowe uroczystości ówczesny „Tygodnik Ilustrowany”. Po Mszy św. w patriotycznym pochodzie ulicami Warszawy wzięło udział aż 200 tys. osób. To był początek długiego marszu do niepodległości.
Wskrzeszenie Polski zapowiedział akt ogłoszony 5 listopada 1916 r. przez władze wojskowe w imieniu cesarzy Wilhelma II i Franciszka Józefa. Obiecano w nim powołanie Królestwa Polskiego jako monarchii dziedzicznej i konstytucyjnej. To był zaplanowany wybieg, aby pozyskać jeszcze większą przychylność Polaków oraz przeprowadzić rekrutację do wojska. Niespodziewanym skutkiem ubocznym deklaracji było jednak umiędzynarodowienie kwestii polskiej niepodległości. Dlatego też sporo stronnictw politycznych, ziemiaństwa i kleru (m.in. arcybiskup gnieźnieńsko-poznański Edmund Dalbor) wystosowało dziękczynne adresy lub inaczej wyrażało zadowolenie.
Miesiąc po akcie z 5 listopada powołano Tymczasową Radę Stanu, która miała współdziałać w tworzeniu Królestwa Polskiego na terenach „wydartych panowaniu rosyjskiemu”. Jednak abp Aleksander Kakowski zachowywał wówczas szczególną ostrożność. Odmówił odprawienia z okazji ustanowienia Rady uroczystego nabożeństwa z „Te Deum” i bicia w dzwony w kościołach archidiecezji. - Mnie generałowie rosyjscy też wiele obiecywali i gdzie są? - mówił wówczas abp Kakowski. Wiedział doskonale, że wojna się jeszcze nie skończyła i trzeba się liczyć z możliwością powrotu Rosjan.
Rada Stanu, w której byli także katoliccy księża, przejęła w polskie ręce organizowanie sądownictwa oraz szkół. Mimo tego nie cieszyła się wielkim uznaniem rodaków, jako powołana i obsadzona przez zaborców lojalnymi wobec nich ludźmi. Z ich zdaniem sami mocodawcy mało się liczyli, wydając odrębne rozporządzenia. Z braku poparcia i bezsilności członkowie Rady złożyli mandaty 25 sierpnia 1917 r.

Ostatni interreks

Reklama

Następnym krokiem w usamodzielnianiu się polskiej władzy było utworzenie Rady Regencyjnej, która miała zastępować monarchę do czasu wyboru króla. Miała mieć władzę prawodawczą i rządzącą. W jej skład został powołany prezydent Warszawy książę Zdzisław Lubomirski i hr. Józef Ostrowski. Do tego grona zaproszony został również Prymas Królestwa Polskiego abp Aleksander Kakowski. Powoływano się przy tym na tradycję z czasów I Rzeczypospolitej, kiedy to prymasi pełnili funkcję interreksa, czyli zastępowali prawowitego monarchę w czasach bezkrólewia.
Metropolita warszawski początkowo nie był przekonany do tego pomysłu. Wezwał telegraficznie wszystkich biskupów swej metropolii, by przedyskutować sprawę proponowanego mu udziału w Radzie Regencyjnej. „Powaga, wpływ i znaczenie Kościoła w społeczeństwie wymagają, aby w momencie tak doniosłym, jak rozpoczęcie budowy państwa polskiego, czynnik kościelny nie został wykluczony z tego procesu” - tak zdecydowali biskupi. Poparcia Prymasowi Królestwa Polskiego udzielił również Prymas Polski metropolita gnieźnieńsko-poznański abp Edmund Dalbor oraz biskupi z Galicji. Ostatecznie zgodę na udział abp. Kakowskiego w tej władzy wyraził Benedykt XV. Był to znak, że papież popiera niepodległościowe aspiracje Polaków.
Zaprzysiężenie członków Rady odbyło się 27 października 1917 r. w katedrze św. Jana w Warszawie, gdzie po uroczystym nabożeństwie członkowie regenci złożyli przysięgę „na Boga i Ojczyznę”. - Idźcie i oswobodźcie Ojczyznę, przywróćcie jej całkowitą wolność - mówił bp Stanisław Zdzitowiecki z Włocławka. Po Mszy św. Rada ogłosiła na Zamku Królewskim orędzie do Narodu, obwieszczające objęcie najwyższej władzy w Królestwie Polskim. Znamiennym było, że akt zaprzysiężenia regentów nie był złożony na ręce zaborców i nie mówił o jakimkolwiek stosunku prawnym do władz okupacyjnych.

Watykański dyplomata

Reklama

Oprócz Regenta abp. Kakowskiego w Radzie pracowało wielu warszawskich duchownych na czele z jej sekretarzem ks. prał. Chełmickim, który był odpowiedzialny za publikowanie orędzi do narodu. Duchowni pracowali w Departamencie Spraw Wewnętrznych oraz Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Kościół warszawski bardzo mocno zaangażował się w współtworzenie władzy, która była zalążkiem niepodległości.
W pierwszym okresie istnienia Rady przygotowano m.in. szczegółowe zasady funkcjonowania samorządu terytorialnego oraz opracowano ordynację wyborczą do przyszłego parlamentu. O tym, iż Rada była już samodzielnym organem polskiej władzy, świadczy również ustanowienie polskich przedstawicielstw dyplomatycznych w Rosji, Finlandii, Berlinie, Wiedniu, Rydze, Kijowie, Bernie i Hadze.
Regent abp Kakowski, oprócz budowania niezależnych struktur państwowych, starał się o to, aby jak najszybciej unormowała się sytuacja Kościoła na ziemiach polskich. Trzeba było m.in. uniezależnić struktury kościelne od struktur państw zaborczych, zreorganizować granice diecezji oraz poobsadzać wiele wakujących stolic biskupich. Do tej pory kandydatury na biskupów były przekazywane Sekretariatowi Stanu via Monachium przez tamtejszego nuncjusza. Dlatego też - zdaniem Kakowskiego - jak najszybciej trzeba było nawiązać stosunki dyplomatyczne ze Stolicą Apostolską. Istniała bowiem paląca potrzeba, aby papież do Warszawy przysłał kogoś, kto na miejscu byłby obserwatorem i nadzorcą spraw Kościoła, a jednocześnie swą obecnością zaznaczyłby, że Stolica Apostolska popiera polską niepodległość.
Dzięki tym staraniom już 25 kwietnia 1918 r., czyli na kilka miesięcy przed ogłoszeniem niepodległości, do Warszawy przybył ks. prał. Achilles Ratti, którego papież mianował wizytatorem apostolskim Polski i Litwy. Był zarazem pierwszym dyplomatą, któremu powierzono misję w odradzającym się państwie. Rok później ks. Ratti został mianowany nuncjuszem II Rzeczypospolitej, co oznaczało, że Stolica Apostolska jako pierwszy podmiot prawa międzynarodowego uznała niepodległość Polski.

11 listopada

Początek niepodległości Polski to nie 11 listopada 1918 r., ale 7 października. Właśnie wówczas Rada Regencyjna proklamowała pełną niepodległość w orędziu skierowanym do narodu. Miało ono zasadnicze znaczenie polityczne, gdyż zawierało bezwarunkową deklarację pełnej niepodległości nie tylko Królestwa Polskiego, ale „Polski Zjednoczonej Niepodległej, (...) wszystkich ziem polskich z dostępem do morza”. Ponadto zadeklarowano niezwłoczne utworzenie przez Radę koalicyjnego gabinetu „złożonego z najszerszych warstw narodu i kierunków politycznych”. Po ogłoszeniu orędzia Rada przejęła także zwierzchnictwo nad wojskiem polskim i przystąpiła do tworzenia armii regularnej w oparciu o wydaną przez siebie ustawę o powszechnym obowiązku wojskowym.
11 listopada jest datą zakończenia I wojny światowej oraz dniem, kiedy to Rada Regencyjna przekazała władzę wojskową komendantowi Józefowi Piłsudskiemu, a trzy dni później - władzę cywilną. Niespodziewanie dla siebie samego twórca Legionów został nagle dyktatorem państwa polskiego i głównodowodzącym nowej, tworzącej się armii. - Był wtedy dla nas człowiekiem opatrznościowym, jedynym, który mógłby stać na czele odradzającej się Polski. Opinia olbrzymiej większości narodu była taka sama. Zawsze popierałem jako arcybiskup działalność Naczelnika Państwa, szczególnie na początku. Nie podzielam tylko jego zapatrywań w chwili zatargu z sejmem 1922 r. - tak po latach wspominał oddanie władzy kard. Kakowski.

Kościół i polityka

Zaangażowanie duchowieństwa nie ustało wraz z odzyskaniem niepodległości. Okres XX-lecia międzywojennego był przepełniony niekończącymi się walkami i to zarówno militarnymi, jak i politycznymi. W Sejmie Ustawodawczym zasiadało ponad 30 księży, w zdecydowanej większości na ławach po prawej stronie, zasilając poselskie szeregi endecji. - Po latach zaborów, kiedy to z pokolenia na pokolenie wielu kapłanów i biskupów wspierało pracą i zapałem starania Polaków wybicia się na niepodległość, było to całkowicie naturalne. Nikt uczciwy nie mógł twierdzić, że sejm powinien wykluczyć z prawa biernego i czynnego tak zasłużonego stanu jak duchowieństwo - ocenia prof. Jan Żaryn.
Niebezpieczeństwo zaangażowania politycznego dostrzegała jednak nuncjatura apostolska. Według kościelnej dyplomacji, „angażowanie się księży w propagowanie polskości wzmaga narodowościowe napięcia, a to oznacza godzenie się na instrumentalizację Kościoła, wbrew jego uniwersalnej misji natury religijnej”. Nie bez powodu papież Benedykt XV skierował do biskupów polskich w 1921 r. list, mający na celu odseparowanie księży od partyjnych sporów i agitacji, a skupienie się na ich misji kościelnej.
„Duchowieństwo katolickie w dobie powstania i organizacji państwa polskiego spełniało ciążące na nim zadania narodowe. (...) Ale i księża popełniali błędy. Niższe duchowieństwo wszakże, w większości związane z partią Narodowej Demokracji, nie zawsze szło ręka w rękę z episkopatem pod względem stosunku do polskich władz świeckich, a nawet tu i ówdzie prowadziło z rządem walkę z kazalnicy, w pismach i na wiecach. Niechęć i uprzedzenie do rządów zaborczych duchowieństwo bezwiednie przeniosło na rząd polski” - tak oceniał ówczesny związek księży z polityką kard. Kakowski.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Hieronim - „princeps exegetarum”, czyli „książę egzegetów”

Niedziela warszawska 40/2003

„Księciem egzegetów” św. Hieronim został nazwany w jednym z dokumentów kościelnych (encyklika Benedykta XV, „Spiritus Paraclitus”). W tym samym dokumencie określa się św. Hieronima także mianem „męża szczególnie katolickiego”, „niezwykłego znawcy Bożego prawa”, „nauczyciela dobrych obyczajów”, „wielkiego doktora”, „świętego doktora” itp.

Św. Hieronim urodził się ok. roku 345, w miasteczku Strydonie położonym niedaleko dzisiejszej Lubliany, stolicy Słowenii. Pierwsze nauki pobierał w rodzinnym Strydonie, a na specjalistyczne studia z retoryki udał się do Rzymu, gdzie też, już jako dojrzewający młodzieniec, przyjął chrzest św., zrywając tym samym z nieco swobodniejszym stylem dotychczasowego życia. Następnie przez kilka lat był urzędnikiem państwowym w Trewirze, ważnym środowisku politycznym ówczesnego cesarstwa. Wrócił jednak niebawem w swoje rodzinne strony, dokładnie do Akwilei, gdzie wstąpił do tamtejszej wspólnoty kapłańskiej - choć sam jeszcze nie został kapłanem - którą kierował biskup Chromacjusz. Tam też usłyszał pewnego razu, co prawda we śnie tylko, bardzo bolesny dla niego zarzut, że ciągle jeszcze „bardziej niż chrześcijaninem jest cycermianem”, co stanowiło aluzję do nieustannego rozczytywania się w pismach autorów pogańskich, a zwłaszcza w traktatach retorycznych i mowach Cycerona. Wziąwszy sobie do serca ten bolesny wyrzut, udał się do pewnej pustelni na Bliski Wschód, dokładnie w okolice dzisiejszego Aleppo w Syrii. Tam właśnie postanowił zapoznać się dokładniej z Pismem Świętym i w tym celu rozpoczął mozolne, wiele razy porzucane i na nowo podejmowane, uczenie się języka hebrajskiego. Wtedy też, jak się wydaje, mając już lat ponad trzydzieści, przyjął święcenia kapłańskie. Ale już po kilku latach znalazł się w Konstantynopolu, gdzie miał okazję słuchać kazań Grzegorza z Nazjanzu i zapoznawać się dokładniej z pismami Orygenesa, którego wiele homilii przełożył z greki na łacinę. Na lata 380-385 przypada pobyt i bardzo ożywiona działalność Hieronima w Rzymie, gdzie prowadził coś w rodzaju duszpasterstwa środowisk inteligencko-twórczych, nawiązując przy tym bardzo serdeczne stosunki z ówczesnym papieżem Damazym, którego stał się nawet osobistym sekretarzem. To właśnie Damazy nie tylko zachęcał Hieronima do poświęcenia się całkowicie pracy nad Biblią, lecz formalnie nakazał mu poprawić starołacińskie tłumaczenie Biblii (Itala). Właśnie ze względu na tę zażyłość z papieżem ikonografia czasów późniejszych ukazuje tego uczonego męża z kapeluszem kardynalskim na głowie lub w ręku, co jest oczywistym anachronizmem, jako że godność kardynała pojawi się w Kościele dopiero około IX w. Po śmierci papieża Damazego Hieronim, uwikławszy się w różne spory z duchowieństwem rzymskim, był zmuszony opuścić Wieczne Miasto. Niektórzy bibliografowie świętego uważają, że u podstaw tych konfliktów znajdowały się niezrealizowane nadzieje Hieronima, że zostanie następcą papieża Damazego. Rzekomo rozczarowany i rozgoryczony Hieronim postanowił opuścić Rzym raz na zawsze. Udał się do Ziemi Świętej, dokładnie w okolice Betlejem, gdzie pozostał do końca swego, pełnego umartwień życia. Jest zazwyczaj pokazywany na obrazkach z wielkim kamieniem, którym uderza się w piersi - oddając się już wyłącznie pracy nad tłumaczeniem i wyjaśnianiem Pisma Świętego, choć na ten czas przypada również powstanie wielu jego pism polemicznych, zwalczających błędy Orygenesa i Pelagiusza. Zwolennicy tego ostatniego zagrażali nawet życiu Hieronima, napadając na miejsce jego zamieszkania, skąd jednak udało mu się zbiec we właściwym czasie. Mimo iż w Ziemi Świętej prowadził Hieronim życie na wpół pustelnicze, to jednak jego głos dawał się słyszeć od czasu do czasu aż na zachodnich krańcach Europy. Jeden z ówczesnych Ojców Kościoła powiedział nawet: „Cały zachód czeka na głowę mnicha z Betlejem, jak suche runo na rosę niebieską” (Paweł Orozjusz). Mamy więc do czynienia z życiem niezwykle bogatym, a dla Kościoła szczególnie pożytecznym właśnie przez prace nad Pismem Świętym. Hieronimowe tłumaczenia Biblii, zwane inaczej Wulgatą, zyskało sobie tak powszechne uznanie, że Sobór Trydencki uznał je za urzędowy tekst Pisma Świętego całego Kościoła. I tak było aż do czasu Soboru Watykańskiego II, który zezwolił na posługiwanie się, zwłaszcza w liturgii, narodowo-nowożytnymi przekładami Pisma Świętego. Proces poprawiania Wulgaty, zapoczątkowany jeszcze na polecenie papieża Piusa X, zakończono pod koniec ubiegłego stulecia. Owocem tych żmudnych prac, prowadzonych głównie przez benedyktynów z opactwa św. Hieronima w Rzymie, jest tak zwana Neo-Wulgata. W dokumentach papieskich, tych, które są jeszcze redagowane po łacinie, Pismo Święte cytuje się właśnie według tłumaczenia Neo-Wulgaty. Jako człowiek odznaczał się Hieronim temperamentem żywym, żeby nie powiedzieć cholerycznym. Jego wypowiedzi, nawet w dyskusjach z przyjaciółmi, były gwałtowne i bardzo niewybredne w słownictwie, którym się posługiwał. Istnieje nawet, nie wiadomo czy do końca historyczna, opowieść o tym, że papież Aleksander III, zapoznając się dokładnie z historią życia i działalnością pisarską Hieronima, poczuł się tą gwałtownością jego charakteru aż zgorszony i postanowił usunąć go z katalogu mężów uważanych za świętych. Rzekomo miały Hieronima uratować przekazy dotyczące umartwionego stylu jego życia, a zwłaszcza ów wspomniany już kamień. Podobno Papież wypowiedział wówczas wielce znaczące zdanie: „Ne lapis iste!” (żeby nie ten kamień). Nie należy Hieronim jednak do szczególnie popularnych świętych. W Rzymie są tylko dwa kościoły pod jego wezwaniem. „W Polsce - pisze ks. W. Zaleski, nasz biograf świętych Pańskich - imię Hieronim należy do rzadziej spotykanych. Nie ma też w Polsce kościołów ani kaplic wystawionych ku swojej czci”. To ostatnie zdanie wymaga już jednak korekty. Od roku 2002 w diecezji warszawsko-praskiej istnieje parafia pod wezwaniem św. Hieronima.
CZYTAJ DALEJ

Nowe informacje o życiu siostry Łucji, uczestniczki objawień fatimskich

2025-09-30 19:10

[ TEMATY ]

objawienia fatimskie

nowe informacje

siostra Łucja

Coimbra – Muzeum S. Łucji/ zdjęcia: Grażyna Kołek

Na rynku wydawniczym w Portugalii pojawiły się dwie publikacje zawierające wspomnienia siostry Łucji dos Santos, karmelitanki bosej, która była jedną z trojga uczestników objawień maryjnych w Fatimie trwających pomiędzy 13 maja i 13 października 1917 roku.

Jedną z nowości jest książka autorstwa siostry Ângeli Coelho, wicepostulatorki procesu beatyfikacyjnego portugalskiej wizjonerki, zatytułowana „Viver na Luz de Deus” (Żyjąc w Bożym świetle). Publikacja, której współautorem jest francuski karmelita bosy o. François Marie Léthel, została wydana przez Edições Carmelo. Rzuca ona nowe światło na życie siostry Łucji.
CZYTAJ DALEJ

USA: Koniec "facetów w sukienkach" i politycznej poprawności w wojsku

2025-09-30 20:13

[ TEMATY ]

wojsko

armia USA

faceci w sukienkach

polityczna poprawność

Adobe Stock

Armia Stanów Zjednoczonych

Armia Stanów Zjednoczonych

Szef Pentagonu Pete Hegseth ogłosił we wtorek wprowadzenie nowych standardów sprawności i wyglądu w wojsku obowiązujących każdego żołnierza i zakończenie „politycznej poprawności” w przemianowanym ministerstwie wojny. Zapowiedział też kolejne zwolnienia i „wyzwolenie” dowódców spod regulacji, by mogli podejmować ryzyko.

Hegseth poświęcił swoje przemówienie, na które zwołano setki generałów stacjonujących na całym świecie, na ogłoszenie dziesięciu nowych dyrektyw dla wojska, które jego zdaniem mają naprawić dekady „głupiej” polityki i politycznej poprawności.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję