Reklama

Światowy Dzień Walki z Rakiem

Lustrzane odbicie

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Przymknęła oczy. Cichy, monotonny szum maszyny, nic więcej. Ciało nieruchome, ułożone jak w kołysce - takie skojarzenie nasunęło się Beacie w chwili, gdy pomału wsuwała się pod wielką obręcz. „To jak powrót do źródeł - pomyślała. - Bezruch, kołyska, cisza i absolutne poddanie się. Skąd się to bierze?”. Nie wysilała się na odpowiedź. Znała ją, choć może nie potrafiłaby wyrazić słowami. To jakieś oswojenie, bardziej przyjęcie niż akceptacja. Z zamyślenia wyrwał ja głos z obręczy: „Proszę nabrać powietrze, zatrzymać i nie oddychać. Można oddychać”. Cisza. Gdyby nie okoliczności, przez chwilę można udawać, że wokół jest łąka, dobiegający dźwięk nie pochodzi z urządzenia, a spośród rozbawionych wiatrem liści. Włączający się z równą częstotliwością kobiecy głos nie pochodzi z głośnika, lecz może z emitowanego gdzieś w radiu słuchowiska… A to, co nad głową, to słońce. - A teraz pomogę pani wstać - jasny fartuch, młoda, uśmiechnięta kobieta wyciągnęła do Beaty rękę. - Jak się pani czuje? W głowie się nie kręci? „Nic mi nie jest - pomyślała. - Właściwie czuję się doskonale, zupełnie, jakbym długo spała i miała przyjemny, dobry sen”. I nie chodziło o nadzieję. Był w tym spokój, który nareszcie pozwolił jej oderwać się od wspomnień…

* * *

- Nie, nie dam rady! - powiedziała wystraszona i opierając się rękami o brzeg leżanki zeskoczyła na podłogę. - Niechże pani nie będzie dzieckiem, jest ustalony termin, badanie musi być wykonane. Przecież to nie boli!
Bolało. Wszystko, cokolwiek działo się z Beatą w początkowych miesiącach po wstępnej diagnozie - bolało niemiłosiernie. Bolał każdy krok i każde przebudzenie. Zbyt długie spoglądanie lekarza w wyniki, przeciągające się milczenie. Bolała bezradność jej własna i cudza, i nieustanne kołatanie do kogoś o coś. I wszystko mówiące spojrzenia bliskich, przychodzących z niewytłumaczalnymi pytaniami: „Jak się czujesz? Jadłaś? Masz na coś ochotę? Ładnie dziś wyglądasz, będzie dobrze, zobaczysz. Musi być”. I nadzieja. I jej brak. Bolała świadomość, że nic nie musi. Bolało, że nie zobaczy.
Kiedy przywieziono ją na rezonans, miała za sobą już wiele. Umiała powstrzymywać płacz, choć nie potrafiła nie płakać. Operacje, zabiegi, chemia, nie robiła z siebie bohaterki, ale pobyty na tych oddziałach wyciskają spore piętno; jedni są lustrzanym odbiciem innych, wcześniej lub później. Człowiek przestaje się tak rozczulać.
- Nie zgadzam się, proszę mnie uśpić, boję się - Beata rozpłakała się. Wydało się jej, jakby wszystko miało zależeć od tej jednej decyzji. Nie może. Już więcej nie wytrzyma. Niech się dzieje, co chce, niech już wreszcie się stanie to najgorsze, to nie może tak dłużej trwać. Pielęgniarka wzruszyła ramionami i podniosła słuchawkę telefonu. - Panie doktorze, może pan podejść? Ona tu płacze i nie chce się badać… No to ja jej przecież nie zmuszę! Inni miesiącami czekają! Skąd ja jej teraz anestezjologa wytrzasnę? W karcie… No może i było zapisane, ale się nie stosuje… - Beata wróciła na oddział, potem do domu. Postanowiła sobie, że to już ostatnie upokorzenie, jakiego doznała od czasu, gdy dostała diagnozę. Ludzie nazywają to wyrokiem. Skoro tak, to chyba wystarczy. Nie ma powodu obrywać tylko dlatego, że trafiło się na czyjś dyżur, zły dzień, brak kompetencji, zrozumienia, miłosierdzia… Wystarczy.
Przerwa w leczeniu spowodowała wiele skutków. Beata próbowała oszukać życie. Udawać, że temat choroby nigdy nie istniał. Owocem tego czasu była postawa miłości świata; wreszcie zaczęła dostrzegać piękno rzeczy ulotnych, próbowała ogarnąć to, co wcześniej nie miało dla niej znaczenia. Udawanie zdrowej było przyjemne, ale niestety możliwe tylko na krótko.
Kiedy choroba dała o sobie znać, było późno. Prawdziwa jesień z każdej strony oznajmiała Beacie, że lato dobiegło końca. W ciągu jednego dnia spokojnie spakowała niezbędne rzeczy i w uzgodnieniu z lekarzem poddała się późnemu etapowi leczenia. Nie zadawała sobie pytania - skąd taka decyzja? - w ostatnim czasie już wiedziała, że ona nadejdzie. Na wiadomość o śmierci jednej ze swoich „towarzyszek niedoli” przypomniała sobie słowa, które były dewizą tej kobiety: „Zaufałem Panu, a On nade mną się pochylił”.

* * *

- Dziękuję, bardzo pani dobra. Sama nie wiem, kiedy to minęło - Beata z całej siły trzymała się pielęgniarki, która pomogła jej wrócić do rzeczywistości.
Bo nie o to chodzi, by przetrwać, ale by się ocalić.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kraków: wiadomo, kto będzie osobistym sekretarzem kard. Grzegorza Rysia

2025-12-27 15:05

[ TEMATY ]

katedra na Wawelu

osobisty sekretarz

ks. Łukasz Jachymiak

Archidiecezja Krakowska

Ks. Łukasz Jachymiak, osobisty sekretarz kard. Grzegorza Rysia

Ks. Łukasz Jachymiak, osobisty sekretarz kard. Grzegorza Rysia

Kard. Grzegorz Ryś mianował swoim osobistym sekretarzem ks. Łukasza Jachymiaka. 36-letni kapłan był wcześniej m.in. wikariuszem parafii katedralnej na Wawelu i dyrektorem Katolickiej Szkoły Podstawowej im. Świętej Rodziny z Nazaretu w Krakowie.

W Boże Narodzenie w katedrze na Wawelu za posługę ks. Łukasza Jachymiaka podziękował proboszcz ks. Paweł Baran. Dziś informację o decyzji metropolity krakowskiego podało Biuro Prasowe Archidiecezji Krakowskiej.
CZYTAJ DALEJ

Wino św. Jana

[ TEMATY ]

św. Jan Apostoł

Kościół parafialny w Oleszycach – mal. Eugeniusz Mucha/fot. Graziako

„Wino, które pobłogosławił św. Jan, straciło swoją zabójczą moc, zatem ma ono nas uzdrawiać od zła, złości, która w nas jest i grzechu. Ma nas także zachęcać do praktykowania gorącej miłości, którą głosił św. Jan” – wyjaśnia w rozmowie z KAI ks. dr Joachim Kobienia, liturgista i sekretarz biskupa opolskiego. 27 grudnia w Kościele błogosławi się wino św. Jana.

– To bardzo stara tradycja Kościoła, sięgająca czasów średniowiecza. Związana jest z pewną legendą, według której św. Jan miał pobłogosławić kielich zatrutego wina. Wersje tego przekazu są różne. Jedna mówi, że to cesarz Domicjan, który wezwał apostoła do Rzymu, by tam go zgładzić, podał mu kielich zatrutego wina. Św. Jan pobłogosławił go, a kielich się rozpadł.
CZYTAJ DALEJ

Bóg stał się człowiekiem

2025-12-27 19:04

Paweł Wysoki

Ruszmy do Betlejem jak pasterze, aby odnaleźć Boga, który z miłości do nas stał się człowiekiem – wezwał abp Stanisław Budzik.

W kaplicy Zmartwychwstania Pańskiego w Domu Księży Emerytów w Lublinie „pasterka” celebrowana była wyjątkowo wcześnie, bo już o godz. 20.00. Przewodniczył jej abp Stanisław Budzik. Wraz z metropolitą Mszę św. sprawowali starsi i schorowani kapłani, mieszkańcy domu przy ul. Bernardyńskiej. Kilka godzin wcześniej wszyscy, wraz z biskupami pomocniczymi, siostrami ze Zgromadzenia Uczennic Boskiego Mistrza oraz świeckimi pracownikami, połamali się opłatkiem, złożyli sobie życzenia i zasiedli do wieczerzy wigilijnej. – Dziękuję za przyjęcie zaproszenia do naszej wspólnoty, by tajemnicę Bożego Narodzenia przeżywać razem w tę szczególną noc i dzielić z nami radość, że Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami – powiedział w powitaniu ks. Grzegorz Musiał, dyrektor domu księży emerytów.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję