Reklama

„Papciu”, módl się, byśmy nie zapomnieli Twoich przesłań

Niedziela przemyska 2/2012

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Daty w tabeli służbowej są bardzo lakoniczne. Ks. inf. Stanisław Zygarowicz urodził się 6 czerwca 1925 r. w Krościenku Wyżnym, zmarł 14 grudnia 2011 r., we wspomnienie św. Jana od Krzyża. W maryjną sobotę spoczął w gronie członków kapituły archikatedralnej.
Daty to jedno, a ludzkie serce to drugie. W moim sercu pozostaje jako nauczyciel przemijania czasu. Kiedy przyszedłem do seminarium, Ksiądz Infułat miał ledwie 48 lat, a już uważaliśmy go za sędziwego patriarchę. I kiedy dzisiaj klerycy mówią o mnie „Starszy”, staram się nie dziwić, bo mają ku temu więcej tytułu. Drugie wspomnienie, które kołacze się w moim sercu, to jego wieczorne „punkty”, czyli myśli do rozważania na dzień następny, wygłoszone w wigilię wspomnienia św. Franciszka Ksawerego.
„W tych krajach bardzo wielu nie jest chrześcijanami tylko dlatego, że nie ma nikogo, kto by wśród nich apostołował. Często wspominam, jak to dawniej, na uczelniach europejskich, a szczególnie na Sorbonie, wyszedłszy z siebie krzyczałem do tych, którzy mają więcej wiedzy niż miłości, i nawoływałem ich tymi słowami: O jak wiele dusz z waszej winy traci niebo i pogrąża się w otchłań piekła!
Obyż to oni tak się przykładali do apostolstwa, jak pilni są do nauki, by mogli zdać Bogu rachunek z powierzonych im talentów wiedzy. O gdybyż ta myśl mogła ich poruszyć; oby odbyli ćwiczenia duchowne i zechcieli posłuchać tego, co by im Pan powiedział w głębi ich serca, i porzuciliby swoje pożądania i sprawy ziemskie. Byliby wtedy gotowi na wezwanie Pańskie i wołali do Niego: «Oto jestem, co mam czynić, Panie?». Poślij mnie, dokąd zechcesz, nawet i do Indii”.
Nie wiem dlaczego akurat te „punkty” (głoszone przecież każdego wieczoru) utkwiły w mojej pamięci tak mocno.
Cechą wyróżniającą Księdza Infułata był szacunek dla każdego kapłana. Kiedy jeszcze redakcja „Niedzieli” była w Kurii, miałem okazję spotykać kapłanów, którzy „pielgrzymowali” do Księdza Arcybiskupa. Ich miny zdradzały, że nie wszyscy przychodzili po awanse. Zanim jednak tam poszli, szli do Księdza Infułata - ojca. Wtedy zrozumiałem, że to kleryckie, niezłośliwe „Papciu”, oznaczało właśnie tyle - ojciec. Długo się nad tym zastanawiałem, aż wyjaśnił mi to sam Ksiądz Infułat, który w audycji radiowej z okazji 60-lecia swojego kapłaństwa, tak opowiadał historię swojego życia:
„Kapłani popychali mnie trochę do gimnazjum i liceum. Jeden z księży, który rodziców trochę przymuszał, żeby mnie do gimnazjum posłali, mówił: «Jeżeli on nie będzie księdzem, to kto będzie?». Byłem nieśmiały, ministrantem zostałem dopiero w szóstej klasie, wtedy mnie «wyciągnięto» pierwszy raz na procesję - siostra służebniczka wypatrzyła mnie przy balaskach, ubrała mnie w komeszkę (a nawet wtedy nie wiedziałem, co to jest komeszka) i tak się zaczęła ta moja posługa. Miałem dosyć dużo przyjaciół-kapłanów tak, że gdybym nawet nie miał powołania, to mógłbym podejrzewać, że przez tą przyjaźń wmówili je we mnie. Ale to nieprawda. Przy powołaniu musi być łaska Boża wyproszona przez Jezusa. On po modlitwie na Górze, powołał Apostołów, żeby szli za Nim i z Nim byli. Te wzory bardzo godnych kapłanów ułatwiały mi drogę, nie hamowały (bo jest biada, kiedy spotka się kapłana, który może zgasić powołanie). Jakiś tłumacz powołania musi się znaleźć - ja miałem bardzo Bożych tłumaczy - kapłanów, którzy o powołaniu mogli mi sobą dużo powiedzieć. Jestem bardzo Bożej opatrzności wdzięczny za to. Często powtarzam: divina providentia factum est - z Bożej opatrzności się to stało.
Dostałem się więc przez namowę i zachętę kapłanów do gimnazjum. Wtedy byłem już zdeterminowany, czułem już trochę, że jestem «przewidziany» przez Chrystusa Pana do tej drogi. Tatuś był dość małomówny i za dużo się nie wypowiadał, choć wiem, że się rozczulał łatwo. Rodzice się cieszyli niezwykle moim powołaniem, mamusia nawet chyba się o to modliła. Oboje byli bardzo wierzący, pobożni, uczciwi.
W czasie okupacji nie ustałem, uczyłem się tajnie. Miałem niezłą pamięć i chęć do nauki miałem dużą. Nawet łaciny się nauczyłem dużo przy pasieniu krów, także pewnie krowy też trochę ten język poznały. Okupacja była przeżywana pod okiem Bożej opatrzności, bo Niemcy wywozili takich chłopców jak ja na roboty. Kombinowano więc, jak mnie przed tym uchronić, zatrudniano mnie przy pracach drogowych. Raz nawet kazali mi czyścić drogę, którą miał przejeżdżać dostojnik niemiecki, i to mnie zdenerwowało, że muszę Niemcowi drogi zamiatać.
Seminarium było jeszcze wtedy w lesie brzozowskim, tam na poddaszu zdawałem tajnie małą maturę. Bardzo mnie fascynowało kapłaństwo, i już wtedy bardzo się tym cieszyłem i myślałem, że może Pan Bóg pozwoli, żeby dojść do tej służby. Rektor Jastrzębski przyjął mnie do seminarium jeszcze w Brzozowie. To było bardzo «łatwe» przyjęcie, bo miałem jasną kartotekę, a kandydatów było niewielu, bo dziewięciu. Mieszkaliśmy w Anatolówce, letniskowym domu biskupim. Woda w pokojach zamarzała, tak było zimno. Trzeba było spędzić tam jeden rok studiów i formacji, i bardzo miło wspominam ten czas. To była dyscyplina przedpoborowa i zdrowe to było, pomimo tej zimnej wody.
Jednej nocy mama kolegi przyszła go wywołać, żeby uciekał, bo UB przyjechało za nim. On był harcerzem i pisał wiersze antykomunistyczne. Ojciec duchowny pukał do jego okna w nocy, przy błyskawicach i piorunach, że musi uciekać, bo chcą go aresztować. Rano kolegi już nie było. Podejrzewałem wtedy, niedojrzale, że to nawet w nocy przy piorunach usuwają czasem kogoś z seminarium jak się nie nadaje.
Po święceniach miałem dwie parafie: Słocina i Rzeszów. A potem wysłali mnie na KUL. Magisterium, licencjat i doktorat trzeba było zrobić w ciągu trzech lat. Po rzeszowskiej placówce, gdzie było bardzo dużo pracy, zdawało mi się, że sobie odpoczywam na studiach, mimo że trzeba było szybko zdobywać tytuły naukowe.
Chociaż byłem dobrym matematykiem i umiałem liczyć pieniądze, byłem nastawiony na duchowość, to było dla mnie charyzmatyczne powołanie. Boża opatrzność sprawiła jednak, że mianowano mnie do prac połączonych z finansami i ekonomią. Najtrudniejszy dla mnie okres pracy kapłańskiej to była prokuratura, czyli ekonomia seminaryjna. To był czas, kiedy komuniści chcieli finansami zniszczyć lub uzależnić od siebie seminarium, a ponieważ to się nie udawało, za karę wcielano kleryków do wojska. Przychodzili też oczywiście po pieniądze - szacunkowo na milion wykazanego dochodu trzeba było zapłacić 600 tys. I mnie w tym czasie wypadło być ekonomem. Byłem zaskoczony, zmęczony studiami, ale w ten sposób już od początku zostałem mocno wcielony w seminaryjne życie i dlatego właśnie to taka placówka, od której nie mogłem się już później oderwać.
Potem mianowano mnie ojcem duchownym i to było przez 19 lat moją służbą, bardzo miłą dla mnie, bo to lubiłem. Chyba nie było skarg na to, że byłem niewydolny w tej służbie, bo mnie jakoś tolerowały władze duchowne, widocznie nie było utyskiwań. Były na obrzeżach takie podejrzenia, że za łagodny ten ojciec duchowny. Ale kiedy dochodziły do mnie te słowa, zwracałem uwagę, że chyba nie za łagodny, bo widać, że selekcja jest dobra. Ci, którzy odchodzili z seminarium, a którzy wyszli spod mojej ręki, nie trzaskali drzwiami odchodząc, ale rozstawali się z seminarium w przyjaźni i do dziś utrzymują dobre kontakty.
Zostałem też wykładowcą teologii moralnej. Ojciec duchowny nie powinien egzaminować, oceniać, więc tu mogła zachodzić kolizja, ale ja miałem dobre rozróżnienie forum internum i forum externum, więc potrafiłem oddzielić od siebie te dwie funkcje. Jeżeli pojawiał się jakiś problem, prosiłem w modlitwie o ingerencję Ducha Świętego i zawsze dobrze się to rozwiązywało. W pewnym momencie wskazano na mnie, żebym był rektorem. Ni stąd ni zowąd, bo tego się nie spodziewałem, po latach spokojnego «ojcowania», pojawiła się taka konieczność, bo nie mieli nikogo innego.”
Cechowała go wielka kultura bycia. Świeccy, którzy mieli okazję spotkać go na prymicjach czy weselach, byli zauroczeni jego intelektem, humorem, opowiastkami. Mogliśmy to przeżyć, kiedy 60-lecie kapłaństwa obchodził duszpasterz ludzi uzależnionych od alkoholu, ks. Stanisław Zarych. Przy tej okazji wydano też książkę „Pasterz”. Ksiądz Infułat w swojej laudacji wobec o rok starszego przyjaciela, zaprezentował całą inteligencję dowcipu: „Taaak - zaczął, przeciągając charakterystycznie słowa - ja od dwudziestu lat zajmuję się świętymi, ale honorowym obywatelem mnie nie zrobili, a tego od alkoholików zrobili”. Gromkie brawa były nagrodą za ich wieloletnią przyjaźń. Chcąc dokończyć puenty, Infułat dodał skromnie: „A to, co w książce piszą, że ks. Stanisław wybudował ten dom sióstr, to - nie chwaląc się - zbudowałem ja”.
Do końca posługiwał jako spowiednik, zarówno w katedrze, jak i w wielu domach zakonnych. We wspomnianej audycji tak mówił o tej posłudze: „Spowiednik zawdzięcza dużo penitentom i sam się „podciąga” przez to, co słyszy, w jego sercu dzieją się cuda. Staram się też pamiętać w modlitwie o moich penitentach. Dar jest zadaniem do wykonania. Jak mawiała św. Teresa - najpierw poznaje się Chrystusa od zewnątrz, przez Ewangelię, a potem od wewnątrz trzeba się uchrystusowić.
Zakończmy tę refleksję, która z pewnością jest jedną z pierwszych, słowami, których obyśmy nie zapomnieli. Ksiądz Infułat, jako ojciec duchowny, powtarzał: „Cieszcie się kapłaństwem, szanujcie kapłaństwo i szanujcie ludzi”.

PS Redakcja dziękuje pracownikom Radia FARA za udostępnienie nagrania.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nakazane święta kościelne w 2024 roku

[ TEMATY ]

Nakazane święta kościelne

Karol Porwich/Niedziela

Publikujemy kalendarz uroczystości i świąt kościelnych w 2024 roku.

Wśród licznych świąt kościelnych można wyróżnić święta nakazane, czyli dni w które wierni zobowiązani są od uczestnictwa we Mszy świętej oraz do powstrzymywania się od prac niekoniecznych. Lista świąt nakazanych regulowana jest przez Kodeks Prawa Kanonicznego. Oprócz nich wierni zobowiązani są do uczestnictwa we Mszy w każdą niedzielę.

CZYTAJ DALEJ

Czy stać mnie na stratę ze względu na miłość do Boga?

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Adobe Stock

Rozważania do Ewangelii J 14, 27-31a.

Wtorek, 30 kwietnia

CZYTAJ DALEJ

Wołam Twoje Imię, Matko… Śladami „Polskiej litanii” ks. Jana Twardowskiego

2024-04-30 21:00

[ TEMATY ]

Rozważania majowe

Wołam Twoje Imię, Matko…

Artur Stelmasiak

Najpiękniejszy miesiąc maj, Twoim Matko jest od lat – śpiewamy w jednej z pieśni. I oto po raz kolejny w naszym życiu, swoje podwoje otwiera przed nami ten szczególny miesiąc, tak pięknie wpisujący się w maryjną pobożność Polskiego Narodu.

Jak kraj długi i szeroki, ze wszystkich świątyń, chat, przydrożnych krzyży i kapliczek popłynie śpiew litanii loretańskiej. Tak bardzo przyzwyczailiśmy się wołać do Maryi, bo przecież to nasza Matka, nasza Królowa. Dla wielu z nas Maryja jest prawdziwą powierniczką, Przyjaciółką, z którą rozmawiamy w modlitwie, powierzając Jej swoje sekrety, trudności, pragnienia i radości. Ileż tego wszystkiego się uzbierało i ile jeszcze będzie? Tak wiele spraw każdego dnia składamy w Jej matczynych dłoniach. Ktoś słusznie kiedyś zauważył, że „z maryjną pieśnią na ustach, lżej idzie się przez życie”. Niech więc śpiew litanii loretańskiej uczyni nasze życie lżejszym, zwłaszcza w przypadku chorób, cierpień, problemów i trudnych sytuacji, których po ludzku nie dajemy rady unieść. Powierzajmy wszystkie sprawy naszego życia wstawiennictwu Najświętszej Maryi Panny. Niech naszym przewodnikiem po majowych rozważaniach będzie ks. Jan Twardowski, który w „Polskiej litanii” opiewa cześć i miłość Matki Najświętszej, czczonej w tylu sanktuariach rozsianych po naszej ojczystej ziemi.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję