Reklama
Góry uczą pokory. Uświadamiają, że w życiu nie wszystko zależy
tylko od człowieka. Góry pokazują, jak działa Opatrzność Boża.
Słońce powoli chowało się już za linię szczytów. Zapadał
mrok. Niebo chmurzyło się. Dwudziestokilkuletnia turystka doskonale
zdawała sobie sprawę, że robiło się coraz groźniej. Mimo to szła.
Za wszelka cenę chciała dorównać kroku swoim kolegom, którzy wznosili
się coraz wyżej i wyżej, gdzie wszystko dokoła nabierało surowego
piękna. Gdy jednak znaleźli się w rejonie Pięciu Stawów, ona podjęła
ostateczną decyzję: dalej nie idzie. Postanowiła wracać, dwaj koledzy
natomiast wkrótce mieli ją dogonić. Jak się okazało, nie wrócili
do wieczora.
- Jeszcze tego samego dnia, przerażona dziewczyna pojawiła
się w TOPR-ze. Od razu wiedzieliśmy, że musiało z nimi się coś stać
- opowiada Paweł Zadarnowski, starszy ratownik Tatrzańskiego Ochotniczego
Pogotowia Ratunkowego w Zakopanem.
Chłopców znaleziono dopiero po trzech miesiącach, chociaż
poszukiwania - niezależnie od silnych wiatrów i opadów śniegu - przebiegały
bardzo intensywnie. Ich ciała były rozrzucone.
Mieli po dwadzieścia lat.
Inny z ratowników wspomina historię, kiedy ojciec z synem
wybrali się na Orlą Perć. Syn szedł pierwszy, ojciec tuż za nim.
Na jego oczach dziecko poślizgnęło się, noga obsunęła mu się ze skały.
Gdy przyleciał śmigłowiec z ratownikami, chłopczyk już nie żył.
Gór poznać nie można
Reklama
Śmiertelne wypadki praktycznie na całe życie zapadają w pamięć
ratowników, choć biorąc pod uwagę statystyki, nie jest ich zbyt wiele.
Na milion turystów, którzy rokrocznie wyruszają na szlaki wysokogórskie,
nie wraca około dwudziestu. Ale każde życie jest przecież tak samo
ważne, nie można więc powiedzieć, czy to mało czy dużo - podkreślają
ratownicy. Gdy ginie ktoś bliski, wraz z nim odchodzi cały świat.
Jednak zdecydowana większość akcji ratowniczych należy
do udanych. Jeden z ratowników wspomina chłopca, który na szlaku
łączącym Morskie Oko z Doliną Pięciu Stawów odłączył się na chwilę
od szkolnej wycieczki. Stracił orientację w zaroślach kosodrzewiny.
Na szczęście znaleziono go zdrowego. Przeżył. Inny z ratowników,
Arkadiusz Gąsienica-Józkowy, wspomina taką historię: Była mgła. Mężczyzna,
który zamierzał wejść na Kościelec, spadł - około 80 metrów w dół.
Wpadł do głębokiego śniegu i to ocaliło mu życie. Dwa lata później
sam został ratownikiem.
- Bywają dni, że zupełnie nic się nie dzieje, a bywają
i takie, że mamy kilka interwencji na dobę. Stale musimy być w pogotowiu
- dodaje i wskazuje stojący na biurku telefon alarmowy.
Ostatnio coraz częściej ludzie wołają o pomoc z telefonów
komórkowych, dzięki czemu łatwiej i szybciej można do nich dotrzeć.
Mimo że czasem bardzo trudno zlokalizować zagubionego turystę. -
Tatry to góry łatwo dostępne, stosunkowo niewielkie - przyznaje Zadarnowski
- ale gdy ktoś nie zna topografii terenu, łatwo się zgubić. Opowiada,
że ludzie zbyt często są nieprzygotowani do wypraw. Nie mają odpowiedniego
sprzętu, map, latarki, kompasu. Niepotrzebnie też schodzą ze szlaków,
czego w górach czynić nie wolno. Nie zdają sobie też sprawy z nagłych
załamań pogody. W górach w ciągu kilku minut może pojawić się burza
z piorunami, grad czy gwałtowna śnieżyca. Przymrozki zdarzają się
nawet latem. Przy braku odpowiedniego obuwia, ciepłej odzieży i jedzenia
taka wyprawa może być bardzo niebezpieczna.
- Trzeba też pamiętać, że chodzenie po górach wymaga
wysiłku - akcentuje Paweł Sielanowski, turysta. - Zbyt często chyba
stawiamy sobie ambitne cele, chcemy się sprawdzić, idziemy dalej
mimo zmęczenia, często płacąc za to potem dużą cenę. Jeden z górali
natomiast podkreśla: - Wydaje nam się, że znamy góry. Gdy ktoś jednak
był na grani w czasie burzy albo schodził ze szczytu wśród piorunów,
ten wie, że gór tak naprawdę poznać nie można. Ale to właśnie w górach
fascynuje. Aplinizm, jak pisał Walter Bonatti w książce Moje góry,
hartuje ducha i pozwala przeżyć radość bycia w idealnym, cudownym
otoczeniu gór. Wyrzeczenia, trud i niewygody, nieodłącznie związane
ze zdobywaniem szczytów, stają się ważnymi próbami, które człowiek
przyjmuje, aby móc rozwijać swoją wewnętrzną siłę i charakter.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W górach modlitwa jest łatwiejsza
Dlaczego mimo tak wielu niebezpieczeństw ludzie decydują się
na chodzenie po górach? Co tak naprawdę wzbudza ich podziw?
- Góry uczą pokory. Człowiek uświadamia sobie, że w życiu
wiele nie zależy tylko od niego. Widzi, jak działa Opatrzność Boża
- akcentuje Zadarnowski, ratownik z 25-letnim stażem. Gdy pytam,
kiedy tego doświadczył, opowiada jak brał udział w akcji mającej
na celu przetransportowanie pewnego mężczyzny zasypanego lawiną śnieżną
nad Morskim Okiem. - Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, czym może się
to skończyć, zwłaszcza, że lawiny obsuwały się także na nas. Wpadliśmy
jednak w głęboki śnieg. I nikomu nic się nie stało. W takich wypadkach
nie ma miejsca na umiejętności ludzkie. Człowiek doświadcza własnej
niemocy i działania właśnie Bożej Opatrzności.
Nie dziwne więc, że Jerzy Kukuczka, wielki alpinista,
był zdania, że w górach modlitwa jest naturalna, łatwiejsza. "Góry
potęgują doznania. Widziałem w górach ludzi, którzy nigdy nie chodzą
do kościoła, a tam się modlili" - dodawał. Dla Romana Rogowskiego
natomiast, księdza-alpinisty, góry są miejscem, w którym człowiek
odnajduje siebie, a odnajdując siebie odnajduje Boga. Tam człowiek
przywraca sobie właściwą hierarchię wartości i nabiera dystansu do
spraw, które zostały na dole. Są wreszcie miejscem, gdzie człowiek
regeneruje swoje siły biologiczne i duchowe i rzeczywiście zmaga
się nie tylko ze skałą i wysokością, ale także - a może przede wszystkim
- sam ze sobą. I mimo wszystko doznaje wielkiej radości, bo góry
- to życie. A także miejsce, gdzie człowiek może cieszyć się życiem.
Wędrować, żeby istnieć
Wanda Rutkiewicz, słynna alpinistka, która zginęła w górach,
mówiła: "Jednym z powodów mojej wspinaczki było to, że trud pozwala
się cieszyć wszystkim: i życiem, i kubkiem gorącej herbaty, chwilą
odpoczynku, podmuchem ciepłego wiatru, zapachem rozgrzanej w słońcu
skały i tysiącem innych, równie prostych rzeczy". Nie rozumiała,
gdy ludzie dziwili się, dlaczego z takim zapałem przemierza górskie
szlaki. "Najbardziej drażni ludzi to, że ryzykujemy życie dla czegoś,
co wydaje się być kompletnie bezużyteczne, nikomu niepotrzebne" -
zwierzała się w wywiadzie-rzece. "Ale może jest to potrzebne tym,
którzy to robią? Może oni po prostu potrzebują tego, żeby żyć, żeby
istnieć?... Tym, co cenię najbardziej, jest moja wolność".
Alpinizm stanowi dobre wytchnienie od codziennych kłopotów
- podkreśla Walter Bonatti. Jeżeli ludzie koncentrują się na wspinaniu,
to nie mogą jednocześnie skupiać się na pieniądzach, samochodach,
domach, żonach czy narzeczonych. Sprawy te po prostu układają się
we właściwych proporcjach. Kiedy wraca się z gór, aby się nimi zająć,
ma się lepszą ocenę ich wartości. Po prostu wspinanie pozwala patrzeć
na świat we właściwej perspektywie. Dlatego po długotrwałej wyprawie
w wysokie góry każdy wraca odmieniony. Nigdy nie pozostaje tę samą
osobą, co przed wyprawą. Ryzyko lub walka w górach pomaga się zmienić,
zyskać nową świadomość. W pewnym sensie człowiek rodzi się na nowo.
Góry są także miejscem, w którym ludzie popełniają samobójstwa.
Wychowawca, który przyjechał w Tatry z grupą młodzieży z Warszawy,
wspomina, jak przed kilkoma laty jeden z chłopców skoczył z Giewontu.
Do dziś nikt nie wie, dlaczego; jego zachowanie na to nie wskazywało.
Czy góry zatem sprzyjają żegnaniu się z życiem?
- Chyba tylko ludziom o silnych zaburzeniach psychicznych
- mówi ratownik Zadarnowski, wyjaśniając zarazem, że najwięcej samobójstw
bywa właśnie na Giewoncie. - Pamiętam też młodego chłopaka, który
skoczył z Nosala. - Była to jedna z niewielu wypraw, kiedy wiadomo
było, że idziemy już tylko po ciało. Załatwianie formalności i zawiadamianie
rodziny to jedna z najbardziej przykrych rzeczy, która nas tu spotyka.
Czy to wszystko sprawia, że ratownicy górscy wybrali
akurat ten właśnie zawód? Pytam o to jednego z nich:
- To tradycja rodzinna - odpowiada Arkadiusz Gąsienica-Józkowy,
związany od kilku pokoleń z TOPR-em. Góry to jego wielka pasja, to
część tutejszego życia. Życia w górach i górami. Bo nie można przecież
mieszkać w górach i nie kochać gór. Gąsienica uważa jednak, że gór
trzeba się także bać. Ludzie, którzy się nie boją gór, są niebezpieczni
dla otoczenia i dla siebie. Są nieodpowiedzialni, mogą zrobić krzywdę
sobie i innym. - Przed górami trzeba czuć respekt - dodaje. - Góry
nie przepuszczą nikomu, kto je lekceważy - tłumaczy jego wspólnik,
Paweł Zdanowski. Jest ratownikiem, gdyż wielką satysfakcję dają mu
chwile, kiedy może uratować ludzi od wielkich tragedii.