W Domu Samotnej Matki w Zielonce przebywała ostatnio protestantka. W innym ośrodku praskiej Caritas - świadek Jehowy. Także na koloniach zdarza się, że dzieci pochodzą z rodzin ateistycznych. W Caritas nigdy nie pytają o wyznanie. Bo najważniejszy jest zawsze człowiek.
Dotyk anioła
Reklama
Muszą pełnić rolę pielęgniarki, kierowcy, konserwatora i psychoterapeuty.
Docierają do pacjentów przykutych do łóżek w domu, o których czasem
zapomniała nawet rodzina. Dla pacjentów to często szok: ktoś wchodzi
do domu i zaczyna pomagać. Dlatego w Wieliszewie pacjenci na pielęgniarki
ze stacji Caritas mówią: aniołki.
Wieliszewska stacja została otwarta przed siedmiu laty,
jako pierwsza w diecezji warszawsko-praskiej. Trzy pracujące tu pielęgniarki
mają pod opieką 85 pacjentów. I jest to najwyższej jakości całodobowa
fachowa opieka. Można tu przyjść na zabieg: zmianę opatrunku, zastrzyk
czy zmierzenie ciśnienia lub wypożyczyć sprzęt rehabilitacyjny. Tu
znajdują się też łazienki z udogodnieniami dla niepełnosprawnych,
odpowiednio przystosowaną wanną.
Większą część dnia pielęgniarki pracują w terenie. Przemieszczają
się dwoma służbowymi samochodami. - Mamy 14 pacjentów niepełnosprawnych
- mówi Ewa Stolc, pielęgniarka z wieliszewskiej stacji. - Wykonujemy
nie tylko zabiegi pielęgniarskie. Trzeba umieć spostrzegać inne potrzeby
pacjenta. Czasem przynieść węgiel, posprzątać, zabrać do naprawy
telewizor, zrobić zakupy, przywieźć obiad. Przede wszystkim dawać
im wiarę.
- Jeden z pacjentów po powrocie ze szpitala wpadł pod
pociąg. Jeździmy do Warszawy, gdzie ma protezowanie. Inny po podpaleniu
ma głębokie rany ścięgien. Opatrunki zmieniamy od grudnia. Z siedmiu
ran została już tylko jedna - mówi Ewa Stolc. Do stacji przychodzą
też ludzie ot tak, po prostu aby się wyżalić bo ktoś w domu pije.
Caritas ma już siedem stacji opieki. Zwykle mieszczą się one w pomieszczeniach
parafialnych, zaś gmina pokrywa pensje pielęgniarek. Niestety, nie
wszystkie gminy wywiązują się z obietnic pomocy finansowej.
Reforma zdrowia wpłynęła na zmianę formuły stacji. Kasy
Chorych podpisały umowę ze stacjami Caritas. Funkcjonują one na
takich samych prawach, jak inne placówki opieki zdrowotnej. Pacjent
może wybierać czy chce być przypisany do stacji Caritas czy do ośrodka
zdrowia. - Dzięki stacjom Caritas skraca się pobyt pacjenta w szpitalu,
pacjenci żyją dłużej - ocenia ks. Ukleja.
Terapia miłością
Reklama
Polonezem w strojach z Teatru Wielkiego podopieczni Warsztatów
Terapii Zajęciowej w Mińsku uczcili swoje trzecie urodziny. Potem
odbyła się aukcja malowanych przez nich obrazów: "Słoneczniki", "
Wiejski ogród", "Anioł", "Matka karmiąca".
Dla 25 uczestników WTZ przed trzema laty skończył się
koszmar życia osób niepełnosprawnych umysłowo, skazanych na zamknięcie
w czterech ścianach własnego domu. Z jednej rodziny przychodzi tu
trzech niepełnosprawnych chłopców.
W placówce działają pracownie: kulinarna, plastyczna,
muzyczna, gospodarska i stolarska. Tutaj mogą usprawniać podstawowe
umiejętności codziennego funkcjonowania: przygotowują posiłki, pieką
ciasto, a także rozwijają swoje talenty. Początkowo wszyscy byli
dowożeni samochodem, teraz część usamodzielniła się na tyle, że sama
dociera do WTZ. Jedna osoba dowożona jest aż spod Węgrowa.
Po złożeniu wniosku w Państwowym Funduszu Rehabilitacyjnym
Osób Niepełnosprawnych placówkę udało się uruchomić już po pół roku.
- Odpowiada ona na potrzeby społeczeństwa. Z listy zgłoszonych z
powiatu mińskiego, znaleźliśmy 25 osób z orzeczeniem: "głębokie upośledzenie",
i ze wskazaniem: nie kwalifikuje się do żadnej pracy - mówi ks. Ukleja
i dodaje: - Potrzeby są duże i przydałby się jeszcze jeden taki zakład.
Opieka medyczna świadczona jest też w noclegowni Caritas
w Legionowie.
Najmłodszy jej mieszkaniec ma 23 lata, został wyrzucony
z domu, ma ciężką padaczkę - mówi Marek Niewiadomski, kierownik.
Na szczęście na sali jest stale obecny któryś z mieszkańców. Kiedy
zdarzy się atak, pomoc organizowana jest szybko.
O zorganizowanie noclegowni w Legionowie zwróciły się
do Caritas władze miasta przed 7 laty. Początkowo organizacją zajęli
się studenci Salezjańskiego Instytutu Wychowania Chrześcijańskiego.
Udało im się stworzyć program wychodzenia z bezdomności. Władze miasta
przydzieliły na noclegownię większy lokal. - Mamy cztery sale, świetlicę,
kuchnię, łazienkę - mówi Marek Niewiadomski, od dwóch lat kierownik
noclegowni. W domu mieszka 24 bezdomnych. Noclegownia jest właściwie
ich domem albo poczekalnią na ośrodki pomocy społecznej. Znaleźli
się tu, bo nie mają dachu nad głową, nie mogę znaleźć placówki, która
chciałaby się nimi zająć - mówi Marek Niewiadomski. Aż dziesięcioro
mieszkańców to osoby ciężko schorowane: jedna po amputacji nogi,
część ma padaczkę. Codziennie przyjeżdża tu pielęgniarka ze stacji
medycznej w Wieliszewie.
Siedmioro mieszkańców noclegowni pracuje: jedna osoba
ma stałe zatrudnienie, sześcioro zaś dorywczo. - Powyżej 60. roku
życia mamy pięciu mieszkańców. Oni nie mają szans na znalezienie
żadnej pracy - mówi kierownik placówki. Mieszkańcy sami przygotowują
posiłki, sprzątają i gotują.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ulżyć cierpieniu
Reklama
Caritas Praska prowadzi też poradnię psychologiczną (pacjentów
przyjmuje psycholog, pedagog, socjoterapeuta), jak też punkt informacyjno-konsultacyjny
dla uzależnionych od narkotyków, alkoholu a także dla osób z HIV
i AIDS.
Najczęściej zgłaszają się tam matki, które szukają pomocy
u specjalistów, bo ich dzieci są uzależnione od narkotyków - tłumaczy
ks. Krzysztof Ukleja. Czasem proszą o leki czy o jakąś pomoc doraźną,
a niekiedy chodzi po prostu o właściwe ukierunkowanie tych ludzi,
o skierowanie do szpitala na odtrucie czy do ośrodka odwykowego.
Kilka osób udało się na przykład ostatnio umieścić w szpitalach neuropsychiatrycznych
na leczenie.
Opieka medyczna Caritas praskiej obejmuje też chorych
terminalnie. W Józefowie i w Mińsku Mazowieckim od trzech lat działają
domowe hospicja. Aktualnie obejmują opieką 35 pacjentów. Ich pracownicy
jeżdżą do swoich pacjentów, pomagają podłączyć aparaturę, dowożą
zakupiony przez Caritas odpowiedni sprzęt: łóżko rehabilitacyjne,
materac przeciwodleżynowy, dźwignię, pompy infuzyjne, odsysacz tlenu
czy ssak. Pielęgniarki robią zastrzyki, podają lekarstwa przeciwbólowe,
by tylko ulżyć cierpieniu chorego. A wtedy, kiedy już nic nie da
się zrobić, po prostu towarzyszą tym ludziom w odchodzeniu na tamten
świat. Odchodzeniu - które nazywają częścią życia. Umieranie bowiem
- dla pracowników hospicjum - nie należy do śmierci, ale do życia.
Jest bardzo ważną jego częścią, ważnym etapem.
Opieka w hospicjum jest bezpłatna, całodobowa rzecz jasna.
Pracownicy dostępni są praktycznie na każde zawołanie pacjenta. Są
wśród nich: lekarz, pielęgniarki, psycholog, rehabilitant i ksiądz.
Po śmierci chorego, pracownicy Caritas pomagają przeżyć
żałobę rodzinie, obejmują ją swoją opieką. Bo zwykle tak jest, że
bliscy, choć dobrze wiedzą, że ktoś z rodziny jest nieuleczalnie
chory, po śmierci przeżywają szok. I różnie reagują na tę tragedię.
Jedni szaleją z rozpaczy, bliscy obłędu, niemal odchodzą od zmysłów.
Inni nie dopuszczają do siebie myśli, że ktoś właśnie odszedł.
Zakład nie tylko pogrzebowy
Caritas pomaga też - kiedy rodzina sobie tego życzy - w zorganizowaniu
pogrzebu. Caritas Praska od 1995 r. prowadzi zresztą swój zakład
pogrzebowy przy Cmentarzu Bródnowskim.
Krystyna Błazewicz, pracownik Zakładu: - Staramy się
w jakiś sposób pomagać ludziom, którzy chowają swych bliskich, rozmawiać
z nimi, wspierać - także duchowo.
Ostatnio zgłosił się starszy mężczyzna, całkowicie roztrzęsiony
po śmierci żony. Nie mógł mówić, pokazywał tylko akt zgonu, jaki
otrzymał w szpitalu. Pani Krystyna najpierw dała mu środki uspokajające.
A potem spokojnie zaczęła z nim rozmawiać. Był bardzo wdzięczny,
dziękował za okazane wsparcie.
- Najtrudniej jest, gdy trzeba pochować młodą matkę,
która zostawia na świecie dzieci - wyznaje pani Błazewicz. - Takie
zdarzenia przeżywam wtedy szczególnie, nie mogę spać w nocy, modlę
się za tych ludzi.
Personel Zakładu spełnia niekiedy rolę mediatora, musi
łagodzić spory, rodzinne kłótnie, przypominając, jak ważne jest godne
zachowanie w obliczu śmierci kogoś bliskiego.
Czy ta praca nie przytłacza, czy można zawodowo zajmować
się organizacją pogrzebów? - Gdy udaje mi się kogoś pocieszyć, uspokoić,
nawiązać z nim kontakt i porozmawiać, wtedy nie przytłacza - zapewnia
Krystyna Błazewicz. - Świadomość, że choć na chwilę ulżyłam komuś
w cierpieniu nadaje tej pracy sens.
Pomoc dla każdego
Każdy, kto zgłasza się po pomoc do biura Caritas przy ulicy
Kawęczyńskiej, zawsze ją otrzymuje.
Siostra Maria, która prowadzi biuro, opowiada: - Przyszła
kiedyś do nas starsza kobieta. Była zapłakana, jak się okazało chorowała
na nowotwór. Nie miała pieniędzy na lekarstwa. Rozpaczliwym gestem
wyciągnęła z torebki recepty. Prosiła, by je zrealizować. Oczywiste
było, że nikt w biurze nie pytał jej o wyznanie.
Niekiedy do Caritas zgłaszają się matki, których nie
stać na mleko dla niemowlaków. - Nie wiem, czy są wierzące, pieniądze
staram się dawać, ufając że zostaną przeznaczone na pokarm dla ich
dzieci - mówi siostra. Pracuje tu od trzech lat, jest otwarta, ufna
w stosunku do ludzi. Wpuszcza każdego i każdemu stara się pomóc.
Raz tylko przeżyła chwilę grozy. Gdy była sama w całym budynku, do
biura wszedł jakiś mężczyzna. W sile wieku, dobrze zbudowany. Ale
wyraźnie zaniedbany, wyglądał na bezdomnego. Siostra się przestraszyła.
Na szczęście jednak poprosił tylko o szklankę wody. Wypił i wyszedł
z biura Caritas. W żadnej placówce Caritas nie obowiązuje kryterium
wyznania i światopoglądu.
Paulina Rozynek z Centrum Antykryzysowego w Otwocku:
- Nikogo nie pytamy o wyznanie. Gdy ktoś do nas dzwoni i mówi, że
potrzebuje pomocy, w miarę możliwości jej po prostu udzielamy.
Na koloniach Caritas jest wprawdzie odprawiana Msza św.,
ale tylko dla chętnych. Podobnie jest ze wspólną modlitwą - choć
trzeba przyznać, że zazwyczaj przychodzą na nią wszystkie dzieci.
Niektóre same zaczynają rozmawiać o sprawach religijnych, a potem,
po koloniach zaczynają chodzić w niedzielę do kościoła.
Również w Domu Samotnej Matki kobiety otrzymują pomoc
bez względu na wyznanie. Podopieczną była już protestantka i świadek
Jehowy.
Ks. Ukleja: - Tonącego nigdy nie pytamy o metrykę.