Najwięksi wrogowie dzieci na progu XXI wieku to bieda, naturalne
katastrofy, choroby i wojna. Mimo iż sytuacja znana jest od lat,
nie widać oznak poprawy losu najmłodszych w najuboższych częściach
świata. Kościelne i świeckie organizacje charytatywne robią, co mogą,
lecz nie są w stanie zaradzić ogromnym potrzebom.
600 mln dzieci świata żyje w absolutnej biedzie. To jedna
czwarta wszystkich dzieci na ziemi. Dla nich każdy dzień jest walką
o przeżycie. Są niedożywione, podatne na choroby, po prostu bezbronne.
Każdego roku 12 mln spośród dzieci poniżej 5. roku życia umiera z
powodu chorób, które w krajach rozwiniętych nie są już żadnym zagrożeniem.
Te, które przeżyją, zwykle muszą mierzyć się z życiem same. Tylko
w Ameryce Południowej na ulicach wielkich miast żyje 100 mln bezdomnych
dzieci. Straciły swych rodziców w wojnach, w wyniku naturalnych katastrof,
chorób. Są i takie, które zostały siłą wypędzone z domów, gdyż rodzice
uznali, że lepszą szansę na przeżycie daje im ulica. Nazywa się je
niemym narodem. Wyjadają resztki konserw, śpią w kartonowych pudłach,
kradną, sprzedają narkotyki i prostytuują się. To ich sposób na przeżycie.
Ponieważ nie mają głosu, tylko niewielu słyszy ich krzyk i dostrzega
cierpienia. Bez pomocy rodziny i państwa w walce o przeżycie muszą
liczyć prawie wyłącznie na siebie. Pomoc, jaką niosą kościelne i
świeckie organizacje charytatywne, zdaje się być tylko kroplą w morzu
potrzeb.
W pierwszą niedzielę stycznia 2000 r. na pierwszym wielkim
zgromadzeniu Roku Jubileuszowego została przypomniana światu kolejna
hańba, która okrywa jego oblicze. Jest nią rzesza 300 tys. dzieci-żołnierzy,
siłą wcielanych do armii rządowych i bojówek partyzanckich. Zamiast
uczyć się czytać i pisać, dzieci zdobywają umiejętność zabijania.
2 stycznia 2000 r. Ojciec Święty, zapraszając do Rzymu dziesięcioro
byłych dzieci-żołnierzy, przypomniał światu o hańbie, od której ten
odwraca ze wstrętem głowę. Od tego czasu prawda o hańbie przebiła
się do świadomości świata. Więcej się o niej pisze i mówi. To jednak
tylko pierwszy krok. Dalej potrzeba woli, aby z tym procederem skończyć.
Tej ciągle brakuje. I nadal przyglądamy się koszmarnym statystykom.
W wojnach z ostatnich 10 lat zginęło 2 mln dzieci. 300 tys. stoi
na różnych frontach z karabinem w ręku. 6 mln zostało poważnie rannych,
a dwa razy więcej okaleczonych psychicznie i emocjonalnie.
Nie mniejszym oskarżeniem świata jest inna armia. Są
to dzieci, które zamiast iść do szkoły, muszą przez kilkanaście godzin
dziennie pracować. Według Międzynarodowej Organizacji Pracy, 250
mln najmłodszych jest zmuszanych do pracy. Często zajęcie ma charakter
niewolniczy. 8-letni chłopak w Kambodży pracuje przez 9 godzin dziennie
na plantacji czosnku. Za każdą godzinę wyczerpującej i wyniszczającej
jego rozwijający się organizm pracy dostaje po dwa centy. Nie lepiej
jest w innych rozwijających się krajach.
"Niemy naród", złożony z najmłodszych, jest symptomem
choroby, która drąży współczesny świat. Skoro takie sytuacje się
zdarzają, i to w takiej skali, to znaczy, że brak na ziemi solidarnej
miłości.
Pomóż w rozwoju naszego portalu