Tomasz Królak (KAI): Od 12 lat kieruje Ksiądz Biskup diecezją sandomierską, ale ponad 20 przebywał za granicą, z czego większość czasu pracując w Watykanie, głównie w Kongregacji ds. Kościołów Wschodnich. Jakie wyzwania, patrząc z takiej perspektywy, wydają się Księdzu najważniejsze dla Kościoła w Polsce?
Bp Krzysztof Nitkiewicz: - Dzisiaj musimy patrzeć na to co wokół nas w kontekście pandemii, która znacząco zmieniła rzeczywistość - i kościelną, i społeczną, i polityczną. Można mówić o wielkim kryzysie, który dotyka różnych dziedzin, także życia religijnego. Co prawda ludzie wracają do kościoła, odczuwają potrzebę bycia razem i bycia z Chrystusem, jednak zaległości, które powstały są trudne do odrobienia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Patrzę na młodzież przystępującą do bierzmowania. W naszej diecezji prowadzimy trzyletni cykl przygotowań do tego sakramentu ale, siłą rzeczy, ten czas został skrócony, bo czekają już następne roczniki, rodzice naciskają i księża proboszczowie nie chcą mieć zaległości. Czy takie masowe bierzmowanie będzie przeżywane w należyty sposób? Pojawiają się pewne wątpliwości ale bierzmuję, ufając, że Pan Bóg ma swoje drogi. Jednocześnie księża zobowiązali się, że formacja na tym się nie zakończy.
Reklama
O obecnym kryzysie świadczy też rosnąca liczba apostazji. Nawet jeśli uznamy, że pewna część osób robi to z powodu swoistej mody, bo to jest trendy, to w żadnym wypadku nie możemy tego bagatelizować. Zlekceważenie takiej prośby przez księdza - a mamy tego rodzaju przypadki – pogarsza tylko sytuację religijną i prawną. Pogłębia się bowiem przepaść między nami i można się spodziewać postępowania w sądach administracyjnych, a nawet sankcji za niezachowanie przepisów o ochronie danych osobowych.
KAI: Ale dlaczego właściwie apostazja stała się, jak Ksiądz Biskup powiedział, modna, zwłaszcza wśród młodych. Czy to jest efekt krytycznego wobec Kościoła tonu części mediów, czy raczej osobistych doświadczeń z proboszczem czy katechetą?
- W przypadku młodych kluczową przyczyną jest to, że mówimy zupełnie innymi językami. Nie chodzi o to, żebyśmy dostosowywali się do ich sposobu myślenia, mówienia, wartościowania, bo jeśli ktoś ma kilkadziesiąt lat więcej, to jest to niemożliwe. Natomiast, i trzeba to powiedzieć, język Kościoła jest klerykalny, to znaczy obcy, niezrozumiały, zwłaszcza dla młodych. Na pewno media robią swoje, ale wpływ na decyzje o apostazji mają także różne skandale seksualne oraz doświadczenie osobistego wykorzystania w różnym tego wymiarze.
Niemniej, jeśli ksiądz będzie w sposób autentyczny żył swoją wiarą, a młodzi tę autentyczność zobaczą, to stanie się dla nich autorytetem.
Reklama
Co mamy robić w tej kryzysowej sytuacji? Wydaje się, że trzeba zacząć od siebie. Każdy duchowny powinien zatroszczyć się o własną wiarę poprzez pogłębienie relacji z Chrystusem, a jednocześnie poprzez ożywienie relacji z ludźmi. Potrzebujemy więcej modlitwy, refleksji, nawet pewnego samobiczowania się, bo naprawdę zaniedbaliśmy wiele rzeczy, zaczynając od życia wewnętrznego. Może też nasza praca nie idzie w głąb i jest trochę powierzchowna, żeby nie powiedzieć rutynowa.
KAI: Czyli przeakcentowuje się administrowanie.
- Właśnie. Przeżywamy w Sandomierzu trzeci Synod diecezjalny, którego dokumenty są już praktycznie gotowe i teraz powinny być dyskutowane na zgromadzeniach plenarnych. To nie może być formalne tylko przyjęcie dokumentów, bo wtedy taki Synod nie ma sensu.
Dziś dużo mówi się o synodalności Kościoła, ale jaki sens ma synod, jeśli nie rozmawiamy, jeśli nie słuchamy siebie nawzajem? Owszem, cieszę się, że przy powstawaniu tych dokumentów była szeroka dyskusja w diecezji, ale teraz musi nastąpić jej ciąg dalszy.
Stoimy na rozdrożu zastanawiając się, w którą stronę pójść: bardziej w lewo czy może w prawo, a może do przodu? Ale, jak powiedziałem, pierwszą rzeczą powinna być troska o pogłębienie własnej wiary.
KAI: Synod diecezji sandomierskiej rozpoczął się długo przed pandemią, która rzeczywiście w wielu wymiarach okazała się pustosząca…
Reklama
- Synod wielu rzeczy nie przewidział. Odbywaliśmy go przez dwa lata w sytuacji zupełnego spokoju. Tymczasem człowiek widzi, ile jest wart dopiero w sytuacji próby. Myślę, że trzeba będzie zmieniać bardzo wiele propozycji uchwał synodalnych. Musimy jeszcze bardziej postawić na udział świeckich w życiu wspólnoty. Na przykład, w parafiach gdzie posługują nadzwyczajni szafarze Komunii św., życie religijne wygląda zupełnie inaczej. Proboszcz ma naprawdę wartościowych współpracowników, ma się na kim oprzeć, z kim porozmawiać, kogo się poradzić. Nie mamy jeszcze w diecezji diakonów stałych, ale ci świeccy są naprawdę zaangażowani. Im więcej jest wspólnot i grup w parafii, tym są one żywsze.
Wspomniał pan o moim doświadczeniu na Zachodzie. Tam Kościół stoi na wspólnotach. Parafia, do której jeździłem co niedzielę, San Clemente Papa na północy Rzymu, liczyła 25 tys. osób. Pracował w niej proboszcz i dwóch wikariuszy. Ale działało jednocześnie 27 grup parafialnych To one nadawały rytm, a proboszcz niczym dyrygent poruszał tylko pałeczką, jednak bez zbytnich ingerencji. Orkiestra grała nawet kiedy go nie było.
KAI: Tęskni Ksiądz Biskup za taką sytuacją u nas?
- Bardzo.
KAI: Polski laikat jest ciągle uśpiony.
- Tak, ale to jest też wina nas, duchownych, bo nie szukamy okazji do tego, by świeccy mogli się zaangażować.
Dwa dni temu mieliśmy posiedzenie kapituły Nagrody “Dobrego Drzewa” – to nasze diecezjalne wyróżnienie przyznawane każdego roku. Połowę kapituły stanowią świeccy, pozostali to duchowni i jedna siostra zakonna. Wyłoniliśmy trzech wspaniałych ludzi: dyrektorkę szkoły, pielęgniarkę i przedsiębiorcę. Oni są przysłowiową „duszą” w swoich środowiskach, angażując się na różnych polach. Takich osób jest bardzo wiele, a więc także wśród tych uśpionych. Tylko, że my, duchowni nie zawsze dajemy im okazję, żeby podzielili się swoim talentem.
Reklama
Przychodzi mi na myśl mój przyjaciel z Rzymu, Giancarlo Sleiter, biochemik, który wykładał na Uniwersytecie Sapienza, swego czasu kandydat do Nagrody Nobla. Po powrocie z wykładów przygotowywał w parafii młodzież do bierzmowania. „Zaginał” mnie czasami w niektórych kwestiach teologicznych i liturgicznych.
Mówię księżom: słuchajcie, wiadomo, że w szkole są katecheci i katechetki ale w parafii przygotowania do I Komunii św. i bierzmowania mogą zrobić świeccy. Cóż, nie jesteśmy jeszcze na to gotowi, chociaż mamy ludzi przygotowanych do takiego zadania. Przynajmniej ja nie miałbym żadnej wątpliwości, żeby im to powierzyć.
W związku z pandemią zrobiliśmy drugą już serię internetowego kursu przedmałżeńskiego. Zgłosiło się 700 osób! Nie tylko z naszej diecezji. Mogliśmy przyjąć tylko 400. Zdecydowałem, żeby ten kurs przeprowadzili świeccy: katecheci, prawnicy, psychologowie, lekarze itd. Okazał się wielkim sukcesem. Poprzednim razem były jakieś filmiki, lektury - i nikt tego nie słuchał, jakoś to zaliczali i tyle. Tak więc, jest miejsce dla świeckich.
Nasza diecezja ma ponadto najwięcej w Polsce grup intronizacyjnych. To jest potężne zaplecze modlitewne i cieszę się z tego, że ci ludzie są. Ale jednocześnie potrzebujemy ewangelizatorów.
Powinniśmy częściej radzić się świeckich i to nie tylko w kwestiach materialnych: czy odnowić kościół albo jak zrobić parking.
KAI: Potrzeba partnerów do dyskusji o duszpasterstwie.
- Tak, żeby było z kim o tym porozmawiać. Znam konkretne osoby, które mogą podpowiedzieć wiele rzeczy.