Marian Miszalski Dziennikarz „Niedzieli”, publicysta i komentator polityczny, stale współpracuje z paryskim „Głosem Katolickim” i tygodnikiem „Najwyższy Czas!”; autor kilku powieści i wielu przekładów z literatury francuskiej
W połowie lata Dariusz Rosati zapowiedział z przytupem wrześniowe połączenie Socjaldemokracji Polskiej z Partią Demokratów - w nowe ugrupowanie polityczne, którego nazwy nie zdradził, ale zagadkowo określił je jako „nową lewicę”. Jako że na naszej scenie politycznej nie widać żadnej nowej lewicy, tylko żrące się ze sobą w iście leninowskim „kto kogo”, co najmniej od 1968 r., dziedziczne grupy i koterie rodem z byłej PZPR - zapowiedź Rosatiego zabrzmiała bardzo intrygująco. Czyżby przynajmniej pośród dziedziców frakcji puławskiej doszło do ugody?... Ale „minął sierpień, minął wrzesień” („znów październik i ta jesień rozpostarła melancholii smutny woal”... - jak śpiewał Wiesław Michnikowski w Kabarecie Starszych Panów), a żadnego połączenia nie ma. Ot, zagadka.
Wydaje się, że plany konsolidacji tych dwóch sierocych koterii dawnej frakcji puławskiej w PZPR pokrzyżowała przewlekająca się próba zawłaszczenia mediów publicznych przez Platformę Obywatelską. Gdyby ta próba powiodła się - opanowane przez PO media publiczne zapewniłyby połączeniu się SdPl i PD taki festiwal propagandowy, że „nowa lewica” mogłaby pokusić się o start w przedterminowych wyborach, licząc na podmianę PSL w przyszłej rządzącej koalicji. Do takich przedterminowych wyborów - co warto zauważyć - zachęcały PO we wrześniu niektóre niezlustrowane media, powołując się na jakieś bliżej nieokreślone sondaże, wedle których po tych przedterminowych wyborach „PO mogłaby nawet rządzić sama”... Wygląda jednak na to, że nawet kierownictwo PO nie uwierzyło już tym „sondażom”, więc nie zaryzykowało przedterminowych wyborów, bo gdyby PO znów przegrała z PiS-em?... Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu; lepsza koalicja z PSL - niewygodna, ale pewna, bo już istniejąca - niż przyszła koalicja z „nową lewicą”, przyjemniejsza w geszeftach, ale niepewna, bo wynik przedterminowych wyborów wcale nie byłby dla PO pewny...
W takiej sytuacji - niepewności PO co do wyników przedterminowych wyborów i odwlekającego się „skoku PO na media publiczne” - „nowa lewica” najwyraźniej zmieniła taktykę. Zamiast wrześniowego połączenia się SdPl z PD mamy najwyraźniej nowy pomysł: włączenia Lecha Wałęsy do zaciągu „nowej lewicy”, a przynajmniej do zaciągu PD. Próby dzielenia ludzi „Solidarności” na tle ujawnionej przeszłości Wałęsy obliczone są na to, że obrońcy jego legendy „pójdą tam, gdzie on”: jego dołączenie do „nowej lewicy” z Partii Demokratów osłoniłoby zatem lobby żydowskie przed zarzutem „nacjonalistycznego odchylenia”, a zarazem przysporzyłoby nowej lewicy dodatkowej „masy wyborczej”. Rzecz jasna, to dołączenie (które, jak widać, wchodzi w fazę realizacji: Michnik pośród gości jubileuszu 25-lecia pokojowego Nobla!) obwołane zostanie jako „budująca zgoda” między dawnymi przeciwnikami: tymi od „grubej kreski” z tymi od „siekierki przyśpieszenia”. Krótko mówiąc - Partia Demokratów chce najwyraźniej wykorzystać „pogromcę komunizmu” do swoich celów, a „pogromca komunizmu” nie wygląda na takiego, co to długo będzie się targował o cenę i rodzaj zapłaty.
Połączenie SdPl i PD odwleka się zatem, ale PD ma nadzieję, że silniejsza o osłonę i wsparcie „obrońców legendy Wałęsy” osiągnąć może w terminowych wyborach parlamentarnych nieco lepszy efekt. Ta osłona i wsparcie „obrońców legendy” są lobby żydowskiemu szczególnie potrzebne teraz, gdy staje się całkiem prawdopodobne, że Platforma Obywatelska dogada się w sprawie „skoku na media publiczne” z SLD. Ceną za takie dogadanie się byłby znaczny wpływ SLD na te media (o ile nie przejęcie poważnej ich części), co z kolei utrudniłoby w przyszłości zdominowanie całej lewicy w Polsce przez polityczne lobby żydowskie w postaci połączonej SdPl i PD, osłanianej „dla niepoznaki” przez „obrońców legendy Wałęsy”.
Wrześniowa „klapa zjednoczeniowa” postpuławian oznacza zatem, że „nowa lewica” czuje się nadal słaba i gorączkowo poszukuje wsparcia „gdzieś pomiędzy” - pomiędzy PO a SLD. Wydaje się wszakże, że wielu „kresek wyborczych” już tam sobie nie wyskrobie...
Św. Jan Nepomucen urodził się w Pomuku (Nepomuku) koło Pragi.
Jako młody człowiek odznaczał się wielką pobożnością i religijnością.
Pierwsze zapiski o drodze powołania kapłańskiego Jana pochodzą z
roku 1370, w których figuruje jako kleryk, zatrudniony na stanowisku
notariusza w kurii biskupiej w Pradze. W 1380 r. z rąk abp. Jana
Jenzensteina otrzymał święcenia kapłańskie i probostwo przy kościele
św. Galla w Pradze. Z biegiem lat św. Jan wspinał się po stopniach
i godnościach kościelnych, aż w 1390 r. został mianowany wikariuszem
generalnym przy arcybiskupie Janie. Lata życia kapłańskiego św. Jana
przypadły na burzliwy okres panowania w Czechach Wacława IV Luksemburczyka.
Król Wacław słynął z hulaszczego stylu życia i jawnej niechęci do
Rzymu. Pragnieniem króla było zawładnąć dobrami kościelnymi i mianować
nowego biskupa. Na drodze jednak stanęła mu lojalność i posłuszeństwo
św. Jana Nepomucena.
Pod koniec swego życia pełnił funkcję spowiednika królowej
Zofii na dworze czeskim. Zazdrosny król bezskutecznie usiłował wydobyć
od Świętego szczegóły jej spowiedzi. Zachowującego milczenie kapłana
ukarał śmiercią. Zginął on śmiercią męczeńską z rąk króla Wacława
IV Luksemburczyka w 1393 r. Po bestialskich torturach, w których
król osobiście brał udział, na pół żywego męczennika zrzucono z mostu
Karola IV do rzeki Wełtawy. Ciało znaleziono dopiero po kilku dniach
i pochowano w kościele w pobliżu rzeki. Spoczywa ono w katedrze św.
Wita w bardzo bogatym grobowcu po prawej stronie ołtarza głównego.
Kulisy i motyw śmierci Świętego przez wiele lat nie był znany, jednak
historyk Tomasz Ebendorfer około 1450 r. pisze, że bezpośrednią przyczyną
śmierci było dochowanie przez Jana tajemnicy spowiedzi. Dzień jego
święta obchodzono zawsze 16 maja. Tylko w Polsce, w diecezji katowickiej
i opolskiej obowiązuje wspomnienie 21 maja, gdyż 16 maja przypada
św. Andrzeja Boboli. Jest bardzo ciekawą kwestią to, że kult św.
Jana Nepomucena bardzo szybko rozprzestrzenił się na całą praktycznie
Europę.
W wieku XVII kult jego rozpowszechnił się daleko poza
granice Pragi i Czech. Oficjalny jednak proces rozpoczęto dopiero
z polecenia cesarza Józefa II w roku 1710. Papież Innocenty XII potwierdził
oddawany mu powszechnie tytuł błogosławionego. Zatwierdził także
teksty liturgiczne do Mszału i Brewiarza: na Czechy, Austrię, Niemcy,
Polskę i Litwę. W kilka lat potem w roku 1729 papież Benedykt XIII
zaliczył go uroczyście w poczet świętych.
Postać św. Jana Nepomucena jest w Polsce dobrze znana.
Kult tego Świętego należy do najpospolitszych. Znajduje się w naszej
Ojczyźnie ponad kilkaset jego figur, które można spotkać na polnych
drogach, we wsiach i miastach. Często jest ukazywany w sutannie,
komży, czasem w pelerynie z gronostajowego futra i birecie na głowie.
Najczęściej spotykanym atrybutem św. Jana Nepomucena jest krzyż odpustowy
na godzinę śmierci, przyciskany do piersi jedną ręką, podczas gdy
druga trzyma gałązkę palmową lub książkę, niekiedy zamkniętą na kłódkę.
Ikonografia przedstawia go zawsze w stroju kapłańskim, z palmą męczeńską
w ręku i z palcem na ustach na znak milczenia. Również w licznych
kościołach znajdują się obrazy św. Jana przedstawiające go w podobnych
ujęciach. Jest on patronem spowiedników i powodzian, opiekunem ludzi
biednych, strażnikiem tajemnicy pocztowej.
W Polsce kult św. Jana Nepomucena należy do najpospolitszych.
Ponad kilkaset jego figur można spotkać na drogach polnych. Są one
pamiątkami po dziś dzień, dawniej bardzo żywego, dziś już jednak
zanikającego kultu św. Jana Nepomucena.
Nie ma kościoła ani dawnej kaplicy, by Święty nie miał
swojego ołtarza, figury, obrazu, feretronu, sztandaru. Był czczony
też jako patron mostów i orędownik chroniący od powodzi. W Polsce
jest on popularny jako męczennik sakramentu pokuty, jako patron dobrej
sławy i szczerej spowiedzi.
„Wysłuchaliśmy głosu Ducha Świętego, aby wybrać człowieka przeznaczonego do przewodzenia Kościołowi powszechnemu, następcę Piotra, biskupa Rzymu” Tymi słowami rozpoczyna się przedmowa kardynała Pietro Parolina, do książki „Leone XIV. La via disarmata e disarmante” („Leon XIV. Droga nieuzbrojona i rozbrajająca”), opublikowanej dzisiaj przez wydawnictwo San Paolo i napisanej przez włoskiego dziennikarza Antonio Preziosi.
Sekretarz Stanu Stolicy Apostolskiej przywołuje atmosferę konklawe i pierwsze chwile nowego pontyfikatu: „Długie i gorące oklaski towarzyszyły słowom, którymi kardynał Robert Francis Prevost przyjął kanoniczny wybór na Stolicę Piotrową. Była to chwila intensywna, wręcz dramatyczna, jeśli pomyśleć o ciężarze, jaki spoczął na barkach jednego człowieka” - wspomina. Kard. Parolin opisuje Leona XIV jako człowieka o spokojnej twarzy, o jasnym i silnym stylu, uważnego na wszystkich i zdolnego do zaoferowania rozwiązań wyważonych, pełnych szacunku”. Kardynał kończy, wyrażając nadzieję, że „Kościół będzie każdego dnia coraz bardziej jaśniał jako świadek miłości Boga”.
„Wysłuchaliśmy głosu Ducha Świętego, aby wybrać człowieka przeznaczonego do przewodzenia Kościołowi powszechnemu, następcę Piotra, biskupa Rzymu” Tymi słowami rozpoczyna się przedmowa kardynała Pietro Parolina, do książki „Leone XIV. La via disarmata e disarmante” („Leon XIV. Droga nieuzbrojona i rozbrajająca”), opublikowanej dzisiaj przez wydawnictwo San Paolo i napisanej przez włoskiego dziennikarza Antonio Preziosi.
Sekretarz Stanu Stolicy Apostolskiej przywołuje atmosferę konklawe i pierwsze chwile nowego pontyfikatu: „Długie i gorące oklaski towarzyszyły słowom, którymi kardynał Robert Francis Prevost przyjął kanoniczny wybór na Stolicę Piotrową. Była to chwila intensywna, wręcz dramatyczna, jeśli pomyśleć o ciężarze, jaki spoczął na barkach jednego człowieka” - wspomina. Kard. Parolin opisuje Leona XIV jako człowieka o spokojnej twarzy, o jasnym i silnym stylu, uważnego na wszystkich i zdolnego do zaoferowania rozwiązań wyważonych, pełnych szacunku”. Kardynał kończy, wyrażając nadzieję, że „Kościół będzie każdego dnia coraz bardziej jaśniał jako świadek miłości Boga”.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.