Na pozór to nic strasznego - brak dostępu do usług bankowych. Wiele gorszych rzeczy może spotkać człowieka w dżungli życia - powiemy nie bez racji. W XXI wieku nietrudno znaleźć zwolenników trzymania gotówki w skarpecie. W ostatnim czasie utwierdzili się jeszcze w swoim przekonaniu, bo to przecież nic innego, tylko chciwość bankowców doprowadziła do kryzysu, który jeszcze długo będzie się nam odbijał czkawką.
Zgoda. Można trzymać pieniądze w skarpecie, jeżeli ma się ich dużo i stać człowieka na taką ekstrawagancję. W przypadku gdy w kieszeni jest ich niewiele, to się nie kalkuluje, z prostego powodu - życie staje się droższe. Za rachunki trzeba płacić dwa, trzy razy więcej niż elektronicznym przelewem. Z pożyczek do dyspozycji ma się jedynie horrendalnie oprocentowaną „chwilówkę”. Na dodatek nikt uczciwie nie doradzi, jak zarządzać swoimi pieniędzmi, a bieda łatwiej przechodzić będzie na kolejne pokolenie i jeszcze trudniej wyrwać się z jej zaklętego kręgu. Finansowe wykluczenie, bo o nim mowa, kończy się zwykle wykluczeniem społecznym, mówiąc bardziej obrazowo - życiem na aucie.
W porównaniu z całą Europą gorzej jest pod tym względem jedynie na Łotwie. Jesteśmy w ogonie Europy.
Kto może temu zaradzić? Instytucje finansowe, ułatwiając dostęp do usług czy przeprowadzając kampanię informacyjną? Owszem, i to na pierwszym miejscu. Rząd? Jak najbardziej, bo jego misją jest dbać o najsłabszych obywateli. Ale i my wszyscy mamy własne pole działania. Ci, którzy mają uprzedzenie do banków, niech dadzą się przekonać, a ci, którzy już rozumieją, niech postarają się przekonać innych. Z prostego powodu: na wykluczeniu finansowym - obojętnie, z własnej czy nie własnej woli - człowiek gorzej wychodzi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu