Myślę, że problem naszej parafii jest coraz częściej problemem wielu wspólnot parafialnych. Udało nam się z trudem wyremontować kościół, upiększyć otoczenie, zbudować nową plebanię. Naprawdę mamy się teraz czym pochwalić! Mamy też wspaniałego proboszcza, który jest dobrym gospodarzem i ciężko pracuje przy kościele. Niestety, coraz mniej ludzi chodzi do kościoła. Tragicznie jest z młodzieżą i dziećmi. Właściwie nie ma u nas żadnej wspólnoty młodzieżowej, mamy tylko kilku ministrantów. I pomyśleć, że za czasów mojej młodości mieliśmy kawał drogi do kościoła, w kościele było zimno, a na plebanii nie było nawet jednej sali na spotkania, a mimo to było nas dużo. Organizowaliśmy wieczornice i jasełka, wspólnie przygotowywaliśmy żłóbek i grób Pański, razem się modliliśmy. Co się stało z tymi młodymi, że mając takie dobre warunki w parafii, nie chcą z tego skorzystać?
Jadwiga
Pewnie trudno będzie znaleźć jedną główną przyczynę braku młodych w Kościele. Zmieniły się rodziny, zmienił się sposób życia i wreszcie sami młodzi inaczej dziś postrzegają świat. W tej sytuacji każdy z nas musi sobie odpowiedzieć na pytanie, jak w ramach swojego powołania mógłby to zmienić. Dziadkowie powinni pomyśleć, jak lepiej dawać świadectwo wiary swoim wnukom, rodzice - jak wychowywać dzieci do wiary, katecheci - jak skuteczniej ewangelizować itd. Ja, jako ksiądz, czytając Twój list jakoś ostro zobaczyłem, że może w Kościele za dużo energii i środków włożyliśmy w piękno i nowoczesność kościelnych murów, budynków, a za mało troszczymy się o wiarę ludzi.
Na przełomie roku uczestniczyłem w spotkaniu młodzieży europejskiej w Brukseli. Mieszkaliśmy w małej parafii, kilkadziesiąt kilometrów od stolicy Belgii. Widać było dawną świetność tej parafii. Piękny, duży kościół, a obok niego wielka, kilkupiętrowa plebania. O ile kościół jeszcze jakoś wyglądał, o tyle plebania była już pustostanem. Proboszcz wynajął małe mieszkanko u ludzi, a dom parafialny, ze względów ekonomicznych, był zamknięty. Starsi ludzie opowiadali nam o dawnej żywotności parafii. Ktoś wspomniał o tej sytuacji w następujący sposób: „To się w Belgii zmieniło w ciągu kilkunastu lat. Widzieliśmy pustoszejące kościoły, ale nam się wydawało, że to wszystko jest przejściowe. Dalej więc troszczyliśmy się o okręt, a nie o załogę, dalej upiększaliśmy nasz kościół i powiększaliśmy plebanię, a nie ewangelizowaliśmy ludzi. Po jakimś czasie został nam piękny okręt, ale bez załogi.”
Długo zastanawiałem się nad tym porównaniem. Z pewnością czymś bardzo ważnym jest piękny i bezpieczny okręt, ale jest on bezużyteczny, jeśli nie ma załogi. To cudowny dar od Boga, że mamy piękne kościoły, domy parafialne, seminaria, ale jeśli braknie w nich ludzi, to one jeszcze bardziej będą przypominać nam okręty bez załogi. Czytając statystyki jednego z kościołów protestanckich, zadziwił mnie fakt, że prawie 80% funduszy zebranych przez wiernych przeznacza się w tym kościele na ewangelizację. Ciekaw jestem, jak to wygląda w naszych parafiach i diecezjach. Z pewnością wiara jest łaską od Boga i nie zależy tylko od zainwestowanych środków na ewangelizację, choć i te mogą ją bardzo wspomóc. Bardziej chodzi o zaangażowanie ludzi i porządne, gorliwe duszpasterstwo. Sama wspominasz czasy, kiedy w Waszym kościele było zimno, nie było zaplecza, ale byli ludzie, którzy spotykali się na modlitwie i angażowali w życie Kościoła. Może więc nie zawsze konieczne są bogate środki, ale zapał i apostolska gorliwość duszpasterzy i wiernych. Sobie i wszystkim zatroskanym o przyszłość Kościoła stawiam to pytanie: „Co jest ważniejsze: okręt czy załoga?”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu