Reklama

Niesamowita historia bliźniaczek

Przypadek czy cud?

Boże Narodzenie pani Irenie z Detroit zawsze kojarzy się z prezentami. Najpiękniejszy dzień to Wigilia, kiedy nie mogła doczekać się rozpakowania niespodzianek. W pamiętny dzień otrzymała lalkę. Mama zapytała: „Jak będzie miała na imię?”. Irenka, jako dziecko, odpowiedziała: „Janina“. Wtedy twarz mamy pobladła i zapanowała długa cisza. Pani Irena Łukasiewicz zawsze odczuwała, że ma siostrę. Bardzo często z nią rozmawiała, chociaż wychowywała się jako jedynaczka. Nie wiadomo, czy to były halucynacje, czy dziwna i niewytłumaczalna intuicja. Kupowała podwójne zabawki, nie wiedząc komu i dlaczego

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Urodziła się 1 kwietnia 1946 r. w niemieckim lagrze w Hohenfels. Matka była poddawana eksperymentom niemieckich lekarzy. Jeńców dręczono wyrafinowanymi torturami. Specjalnie wytresowane obozowe psy poszarpały jej nogi. Lekarz, który odbierał poród, orzekł: „Matka i jej córka nie przeżyją!”. Jednak los okazał się bardziej łaskawy. Matka z rocznym dzieckiem popłynęła statkiem do Ameryki. Kiedy już było widać ląd, ludzie widząc Statuę Wolności, zaczęli płakać ze szczęścia. Dla nich ten symbol był początkiem nowego życia. Pierwsze kroki w Ameryce były bardzo trudne. Brak mieszkania i jedzenia. Przenosiły się z miejsca na miejsce. Wreszcie znalazły mieszkanie w Hamtramck, dzielnicy Detroit, do którego przybywały tysiące polskich emigrantów. Do dziś pani Irena wspomina ten dom i słowa mamy: „Pamiętaj, jak się tu zgubisz, popatrz na wieżę kościoła. To znak, dzięki któremu przeżyjemy”. Z późniejszego okresu pamięta fakt, który na zawsze pozostał jej w pamięci. Kiedyś Irena kupiła dużego psa, dobermana. Mama, gdy go zobaczyła, zaczęła krzyczeć: „Po co kupiłaś tak dużego psa, czy ty wiesz, co one robiły ludziom w czasie II wojny światowej?!”. Widać, przykre doświadczenia wojenne matki tkwiły do końca jej życia. Życie Ireny w Ameryce było wypełnione pracą, niesamowitym tempem życia, często zmianą mieszkań. Ten naturalny bieg życia został nagle przerwany dziwnym telefonem.

Tajemniczy telefon

W styczniu 1997 r. Irena otrzymała telefon z Czerwonego Krzyża z Nowego Jorku. Głos w słuchawce powiedział: „Pani ma siostrę, i to bliźniaczkę! Żyje w Polsce, jest zakonnicą”. Było to jak grom z jasnego nieba. Mąż Ireny i cała rodzina byli poruszeni tą sensacją. Polski Czerwony Krzyż odszukał siostrę p. Ireny i jej miejsce zamieszkania. Była Środa Popielcowa w 1997 r., kiedy Irena po raz pierwszy zadzwoniła do bliźniaczki. Łamaną polszczyzną rozpoczęła rozmowę z Janiną. Nie wiedziały za bardzo, o czym rozmawiać. Łzy i kobiecy szloch przerywały dialog.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Pół wieku rozłąki

Reklama

Pamiętny dzień to kwiecień 1997 r. Irena z mężem i rodziną godzinami czekają na lotnisku w Detroit na przylot bliźniaczki. Kiedy doszło do pierwszego po 50 latach spotkania, trudno im było cokolwiek powiedzieć. To były zdawkowe lapidarne słowa. Było milczenie i dwie wiązanki konwalii. Jedna i druga tak bardzo kochały te kwiaty.
Gdy drzwi domu Ireny zostały zamknięte przed fotoreporterami, pozostały same. Niekończące się rozmowy, pytania i rodzinne fotografie. Przeglądały zdjęcia, na których doszukiwały się ojca biologicznego. Padały różne przypuszczenia. Jednak dla bliźniaczek nadal pozostało to tajemnicą. Irena w rozmowach z siostrą dowiedziała się długiej, dramatycznej historii Janiny. Obydwie zostały poczęte w obozie w Niemczech. Lekarz, który odbierał poród, przeznaczył zdrowszą do adopcji, natomiast wycieńczoną matkę z ledwie żyjąca Irenką pozostawił losowi. Matka i adopcyjni rodzice przysięgli na krzyż, że dochowają tajemnicy adopcji. Janina wraz z adopcyjnymi rodzicami wróciła do Polski. Dzieciństwo upływało jej w wiejskiej sielance do momentu dramatycznego epizodu z sąsiadką. Wtedy to przybiegła ze szkoły rozpłakana, wołając od progu: „Ja nie jestem wasza, jestem znajdą. Wyście mnie wzięli”. Wtedy to adopcyjna mama spokojnym głosem zaczęła jej tłumaczyć: „Dziecko, znajda to taki człowiek, który nie kocha nikogo i nie jest kochany. Ty jesteś i będziesz zawsze nasza”. To zapewnienie uspokoiło ją na dłuższy czas. Gdy miała piętnaście lat, rodzice powiedzieli jej prawdę. Później adopcyjna matka nagle odeszła. Janina nie mogła się z tym pogodzić. Zaczęły się papierosy, alkohol i dziwne towarzystwo. Dopiero pamiętna, spokojna rozmowa z ojczymem zmieniły jej życie. „Dziecko - powiedział - mama nam umarła, nie mamy już nikogo, zaczęłaś żyć po swojemu. Jeśli będziesz miała przede mną tajemnice, to ja już tego nie przeżyję. Jeśli chcesz, to pal”. To była w życiu Janiny najlepsza lekcja pokory. Wstąpiła do zgromadzenia sióstr pallotynek. Przybrała imię Konsolata. Gdy była już kilkanaście lat w zakonie, ojciec poprosił ją, aby odszukała dokumenty potwierdzające jego pracę w niemieckich obozach. Zaprzyjaźniona rodzina w Niemczech zaczęła szukać jego śladów pobytu w lagrach. Niesamowite było zdumienie s. Konsolaty, kiedy w słuchawce usłyszała głos: „Siostro, nie ma dokumentów potwierdzających pobyt ojca w Niemczech, ale mamy radosną wiadomość. Siostra ma bliźniaczkę. My pomożemy ją odszukać”. W głowie s. Konsolaty świat przewrócił się o 180 stopni.
Przypominam sobie, jak w Detroit podczas realizacji filmu dokumentalnego o bliźniaczkach, przy grobie biologicznej matki, przytulone do siebie głowami mówiły: „Mama Maria umarła, mama Teresa nie żyje. One są w niebie. Z nieba prosiły: musicie się odnaleźć”. Tak też się stało.

Tajemniczy ojciec

Tajemnica dotycząca ojca biologicznego bliźniaczek była chowana przez 50 lat. Mama Ireny nigdy jej tego nie zdradziła. Dwa lata przed spotkaniem z Janiną zmarła. Zabrała tę tajemnicę do grobu. Dopiero Janina po kilkudziesięciu latach w zakonie postawiła dręczące pytanie adopcyjnemu ojcu: „Tato, czy ty wiesz, kim jest nasz ojciec?”. Wtedy odpowiedział: „To ty nie wiesz - ja jestem Waszym ojcem”. Po tylu latach skrzętnie ukrywanej tajemnicy okazało się, że ojciec adopcyjny okazał się również ojcem biologicznym. Irena, będąc pierwszy raz w Polsce w domu swego ojca, usłyszała słowa: „Córko, co ja zrobiłem?”.

Przypadek, czy cud?

Dla bliźniaczek fakt odnalezienia się po 50 latach jest cudem. Nie wiedząc nic o sobie, wśród wojennej zawieruchy, rozdzielone przez ocean, jednak się odnalazły. To tak jak szukanie przysłowiowej igły w stogu siana. To, co niemożliwe, stało się faktem.

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

„Godzina Różańcowa” Ojca Justyna

Niedziela w Chicago 48/2004

Archiwum

O. Justyn Figas

O. Justyn Figas

„Godzina Różańcowa” jest najstarszym na świecie katolickim programem nadawanym w języku polskim, który działa od 6 grudnia 1931 r. nieprzerwanie do dzisiaj. Obecnie sieć radiowa składa się z 40 radiostacji w USA i Kanadzie. Program prowadzony jest przez franciszkanów, Braci Mniejszych Konwentualnych z Prowincji św. Antoniego Padewskiego w USA.

Niektórym nie wystarcza coniedzielne pójście do kościoła i uczestnictwo we Mszy św. Chcieliby coś więcej wiedzieć, pogłębić wiadomości religijne, inni mają wątpliwości i pytania, a inni są spragnieni słowa Bożego w języku polskim. Szczególnie w dawnych czasach, kiedy nie było ani komputerów, ani telewizji, ani nawet radia, Rodacy rozsiani po całej Ameryce, oddaleni od skupisk ludzkich, bardzo odczuwali brak mowy polskiej, a zwłaszcza nauki Ewangelii w ojczystym języku. Te potrzeby wiernych dostrzegł przełożony franciszkańskiej Prowincji św. Antoniego Padewskiego w USA - o. Justyn Figas. Uważał on, że do szerzenia nauki Chrystusa trzeba wykorzystywać wszelkie środki przekazu i najnowsze osiągnięcia. Były lata 20. XX wieku i takim najnowszym osiągnięciem techniki było radio. Dlatego, kiedy nadarzyła się okazja, Ojciec Justyn w 1928 r. rozpoczął swoje wystąpienia radiowe. Najpierw trwały one 10 minut, a później 30 minut lokalnego programu radiowego w Bufflo, w którym odpowiadał na pytania słuchaczy. 6 grudnia 1931 r. z Bufflo Ojciec Justyn nadał pierwszą audycję programu, który nazwał Godzina Różańcowa. W 1959 r. audycję transmitowało już 79 stacji. Ojciec Justyn przeniósł nadawanie Godziny Różańcowej najpierw do kościoła Bożego Ciała w Bufflo, a później do kaplicy Gimnazjum św. Franciszka w Athol Springs. Program nadawany był na żywo przez godzinę. Była w nim skrzynka pytań i odpowiedzi, urozmaicały go pieśni kościelne. We wstępie do pierwszego programu Ojciec Justyn powiedział: „Ten pierwszy program poświęcam naszym ojcom Polakom i matkom Polkom, tym cichym i pokornym pionierom, którzy swą głęboką wiarą Kościół katolicki ozdobili, którzy swą ciężką i bezustanną pracą ten kraj amerykański wzbogacili, którzy swym życiem praktycznym na pochwałę u obcokrajowców sobie zasłużyli, którzy w spuściźnie cnoty Boskie i staropolskie nam zostawili. Im wyłącznie sercem, miłością, szacunkiem i wdzięcznością przepełniony ten program poświęcam”. Ojciec Justyn w ciągu 28 lat swojej posługi radiowej (1931-59) nadał 750 programów, docierając do 5 mln słuchaczy w USA i Kanadzie. Za swój wysiłek dla Kościoła i Polonii otrzymał m.in. order „Polonia Restituta” i medal „Fidelitas”.
CZYTAJ DALEJ

Uczyńcie wszystko, cokolwiek wam powie

2025-01-14 14:06

Niedziela Ogólnopolska 3/2025, str. 24

[ TEMATY ]

homilia

Waldemar Chrostowski

źródło: pixabay.com

Fragment Ewangelii według św. Jana o weselu w Kanie Galilejskiej jest przywoływany tak często i znany tak bardzo, że na drugi plan schodzi jego głębokie przesłanie i znaczenie tego wydarzenia dla życia chrześcijańskiego. A ważny jest w nim każdy szczegół, który wskazuje na doniosłość pierwszego „znaku” Jezusa.

Wzmianka o tym, że „była tam Matka Jezusa”, sugeruje, iż to wydarzenie odbywało się w obrębie szeroko pojętej rodziny. Kanę od Nazaretu dzieli zaledwie 5 km i bardzo prawdopodobne, że Maryja została poproszona o pomoc w zorganizowaniu przyjęcia weselnego. „Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów” – dodaje Ewangelista. Obecność Jezusa jest najzupełniej zrozumiała, ale skoro rozpoczął On już swoją działalność, to nie wypadało nie zaprosić również Jego uczniów. W tych warunkach stało się to, czego można się było spodziewać i co skutkowało słowami Maryi skierowanymi do Jezusa: „Nie mają wina”. Nieoczekiwana obecność uczniów sprawiła bardzo niezręczną sytuację rodzinie nowożeńców.
CZYTAJ DALEJ

Kapela dostał stypendium z Ministerstwa Kultury na pisanie utworów w których szydzi z Jasnogórskich Ślubów Narodu oraz Matki Bożej

2025-01-19 19:43

[ TEMATY ]

kultura

dofinansowanie

https://commons.wikimedia.org/

Jaś Kapela z rocznym stypendium literackim z ministerstwa kultury! Tak wygląda pomysł rządu Donalda Tuska na kulturę.

O sprawie stało się głośno na platformie X. Sam Jaś Kapela w jednym z wywiadów poinformował, że otrzymał takie stypendium na… pisanie piosenek do musicalu o historii zakazania aborcji w Polsce. Tak, dobrze Państwo przeczytaliście, 12-sto miesięczne stypendium na pisanie piosenek do musicalu o historii zakazania aborcji w Polsce. To naprawdę nie jest żart!
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję