Za przyjęciem raportu Komisji Ochrony Środowiska Naturalnego, Zdrowia Publicznego i Bezpieczeństwa Żywności (ENVI) Parlamentu Europejskiego było 483 europosłów, 52 było przeciw, a 89 wstrzymało się od głosu.
We wspólnym oświadczeniu Sekretariat COMECE i Biuro Katolickie wskazały, że ta tak
zwana Regulacja SoHO może mieć poważne konsekwencje ze względu na szeroką definicję „substancji ludzkiej” przedstawioną w projekcie, która może obejmować ludzkie zarodki i płody.
„Niebezpieczeństwo polega na tym, że taka definicja może umniejszać godność i wartość życia ludzkiego, tworząc niedopuszczalną równoważność między embrionami i płodami a zwykłymi komórkami skóry lub osoczem krwi” – wyjaśnił ks. Manuel Barrios Prieto, sekretarz generalny COMECE.
Ponadto oświadczenie obu kościelnych instytucji wyraża wątpliwości co do artykułu 58 projektu, który umożliwia i nakazuje wstępne badania genetyczne zarodków i płodów, „potencjalnie torując drogę do selekcji życia” ludzkiego. Wskazuje również potrzebę większej przejrzystości dotyczącej „uprawnień poszczególnych państw członkowskich UE do regulowania tej wysoce etycznej dziedziny”. Podkreśla, że „każde państwo członkowskie musi zachować możliwość odmowy zezwolenia na preparat SoHO [a także] jego uznania”.
Po zatwierdzeniu przez Parlament Europejski tekst posłuży jako jego stanowisko w ramach przygotowań do nadchodzących negocjacji trójstronnych z Komisją Europejską i Radą Unii Europejskiej.
Wyjdą, nie wyjdą?
Niedawno na pierwszej stronie jednego z najbardziej poczytnych niemieckich dzienników ukazał się artykuł zatytułowany „Nie wolno dopuścić do Polexitu”.
Czytelnika niemieckiego uderza przede wszystkim informacja o możliwości wyjścia Polski z Unii Europejskiej. To dość osobliwa teza w kontekście układu politycznego i nastrojów społecznych w naszym kraju. Żadna z obecnych w polskim Sejmie partii politycznych nie zakłada takiego scenariusza, a ugrupowania pozaparlamentarne, które mówią o Polexicie, popiera zaledwie kilka procent Polaków. Przypomnieć wypada, że np. we Francji ugrupowania domagające się wyjścia tego kraju z Unii cieszą się poparciem łącznie ok. 40 proc. obywateli. Dlaczego więc niemiecki dziennik nie pisze o Frexicie, tylko o Polexicie? Otóż taką możliwość sformułował tuż przed świętami Bożego Narodzenia szef Rady Europejskiej Donald Tusk. Były polski premier w wywiadzie udzielonym krakowskiemu tygodnikowi rozwodził się nad możliwością wyjścia Polski z Unii. „Uważam, że rządzący nie są entuzjastami, delikatnie mówiąc naszej obecności w Unii”. Jego słowa stały się sygnałem – sądzę, że wysłanym świadomie – nie tyle do Polaków, ile do zagranicznej opinii publicznej. Wiele dzienników w Niemczech, Austrii, Szwajcarii i innych krajach Europy opublikowało artykuły pt. „Tusk ostrzega przed wyjściem Polski z Unii”. A skoro tak, to w przestrzeni medialnej problem zaistniał, choć faktycznie nie istnieje. Mamy do czynienia wyłącznie ze sporem Komisji Europejskiej z polskim rządem nazywanym w przywołanym artykule „narodowo-konserwatywnym”. Po cóż więc straszy się Polexitem? Autor tego artykułu straszy przede wszystkim Jarosławem Kaczyńskim, którego nazwisko wymienia aż osiem razy. Słowa o jego „autorytarnym kursie” i naruszaniu podstawowych wartości Unii nie są w stanie przykryć jednej zasadniczej kwestii – Polska może bowiem zablokować nowy budżet Unii, którego ramy są właśnie dyskutowane. Niemcy obawiają się, że nasz kraj zdecyduje się na broń w postaci weta, a jak przypomina niemiecki redaktor, ramy finansowe Unii mogą zostać przyjęte tylko jednogłośnie. Jeśli nie uda się osiągnąć kompromisu i tych ram nie będzie, jasne jest, że niemiecka koncepcja nowej reformy Unii spali na panewce. Czy nie lepiej więc, odwracając uwagę, zawczasu postraszyć Polexitem?
CZYTAJ DALEJ