Reklama

Świadectwo miłości

Niedawno były tzw. walentynki, czyli święto zakochanych. Dużo wtedy mówiło się i pisało o miłości. A ja pragnę podzielić się osobistą historią zakochania…

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wydarzyło się to w 2011 r., podczas Światowego Dnia Młodzieży w Madrycie, a konkretnie - w czasie spotkania z Benedyktem XVI na nocnym czuwaniu na polach lotniska Cuatro Vientos. Ogromna rzesza młodzieży, według szacunków - ok. 2 mln. 40-stopniowy żar. Duszno. Chwilami powiew wiatru unosi pył, który wciska się w oczy i ogranicza widoczność. A przy tym graniczące z wyczerpaniem zmęczenie po bardzo intensywnym tygodniu.

Skazani na obraz z telebimu

W tej oto scenerii docieramy wraz z grupą do celu, aby dowiedzieć się, że nasze wejściówki są nieważne, ponieważ wszystkie sektory zostały już wypełnione, i jedyne, co możemy w tej sytuacji zrobić, to obejść cały teren i przejść na inne miejsce, oddalone o ok. 2 km, skąd będziemy mogli oglądać wszystko... na telebimie. Nie mamy zatem wyboru. Odchodzimy zawiedzeni. Stopniowo oddalamy się od ołtarza, który staje się coraz mniej widoczny, aż w końcu tu, gdzie jesteśmy, na obrzeżach, już praktycznie nic nie widać.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Burza z piorunami

Reklama

Na plac przybywa Ojciec Święty Benedykt XVI i rozpoczyna się czuwanie. Nagle zrywa się gwałtowna burza z piorunami i ulewnym deszczem. Przestają działać mikrofony i znika obraz na telebimie. Zalega ciemność. Przykryci brezentem, żartujemy, że to nasza arka, która ma nas uchronić przed potopem. Jednak jakby na przekór wszystkiemu, entuzjazm zgromadzonych na polu nie tylko nie ustaje, ale wręcz się wzmaga. Młodzi śpiewają, klaszczą i skandują. Ojciec Święty nie opuszcza nas ani my jego! Po chwili tak samo nagle ustaje wichura i w prawie kompletnej ciszy uczestniczymy w adoracji Najświętszego Sakramentu. Klęcząc w błocie, widzimy, jak Jezus przychodzi do nas w majestacie 3-metrowej monstrancji z katedry w Toledo. Chociaż mogę Go tylko zobaczyć jako białą kropeczkę, to przecież w głębi serca czuję Jego obecność i bliskość i słyszę jakby wewnętrzny głos mówiący do mnie: „Chcę ci okazać moją Miłość”. Nie bez pewnego zdziwienia zastanawiam się, co to może znaczyć. Zatopiona w modlitwie, słyszę znów ten sam głos: „Pragnę, byś wiedziała, jak bardzo cię kocham - zostaw wszystko. Zaufaj Mi”. Wciąż nie wiem, o co tu chodzi, ale czuję, że powinnam niezwłocznie działać. Na usta cisną się słowa: „Dobrze, Panie, ufam!”.

Jezu, ufam Tobie

Reklama

Zachęcona tym, namawiam resztę grupy, abyśmy jednak spróbowali dostać się do naszego sektora, tak aby przynajmniej następnego dnia być bliżej ołtarza na porannej Mszy św. na zakończenie ŚDM. Nic z tego. Za duża grupa, za duży kłopot... a zresztą, jest środek nocy. Żegnam się więc ze swoją grupą, kieruję się do wyjścia - może jednak jakoś uda mi się dostać do mojego sektora. Tam dowiaduję się, że może będą wpuszczać, ale trzeba przejść dwa kilometry do głównego wejścia. Co tu robić? Druga w nocy. Jestem sama. Jak mnie nie wpuszczą, to znowu trzeba wracać dwa kilometry do grupy. Czuję jednak, że On tego ode mnie oczekuje. Powtarzam sobie: „Ufam” i idę. Udało się, wpuścili!
Tymczasem kolejny problem - gdzie tu się położyć, aby trochę pospać? Wszyscy już porozkładani w sektorach, a jedyne możliwe miejsce na krótką chwilę to kamienista ścieżka dla przechodzących niemal dosłownie po głowach. Postanawiam pójść do Namiotu Adoracji, aby szukać wskazówki, co robić dalej. I akurat w tym momencie spotykam koleżankę z mojej parafii, która mnie przygarnia na „nocleg” do swojej grupy w jej sektorze.
Nad ranem dostaję SMS-em wiadomość od znajomego hiszpańskiego księdza, którego nie widziałam prawie pięć lat, że będzie koncelebrował Mszę św. i żebym przyszła się z nim zobaczyć przed wejściem do sektora A1. A to dobry sektor! Idę więc do wyznaczonego miejsca i czekam, ale ksiądz nie przychodzi. Mija godzina ósma, a jego nadal nie ma. Dzwonię na jego komórkę, esemesuję, bez skutku.
I znowu, jak przedtem, akurat w tym momencie pojawia się pomoc. Podchodzi do mnie Amerykanka, którą widziałam jedyny raz siedem lat temu, gdy składałam świadectwo przed Janem Pawłem II na Placu św. Piotra w Rzymie, i mówi, że właśnie przeprowadziła studentki z jej wspólnoty do zakrystii, bo będą niosły dary, i może mnie zaprowadzić tą samą drogą do pierwszego sektora. I rzeczywiście udaje się! Odwracam się i widzę nieprzeliczoną rzeszę, która jest teraz za mną i pytam z niedowierzaniem: Jak to, Panie, zrobiłeś, że wczoraj byłam tam, na samym końcu, a dzisiaj jestem tu, przecież to było po ludzku niemożliwe.

Jezus mnie prowadził

Podają właśnie komunikat, że podczas wieczornej nawałnicy namioty-kaplice zostały porozrywane i że w związku z tym podczas Mszy św. Komunia św. nie będzie rozdawana. Jak to bez Komunii św.? I tu rzecz niesamowita, istny cud. Akurat w naszym sektorze wyjątkowo ok. stu osób mogło przyjąć Pana Jezusa. Wracam na swoje miejsce, klękam i płaczę ze wzruszenia jak dziecko. Zrozumiałam bowiem, że Jezus przeprowadził mnie przez dwumilionową rzeszę ludzi do tego właśnie miejsca, aby móc zagościć w moim sercu i abym wiedziała, jak On mnie kocha szaleńczą miłością.

Miłość oblubieńcza

Reklama

Dlaczego zatem mówię o swoim przeżyciu ze ŚDM w Madrycie? Otóż, jak mi się wydaje, przykład ten unaocznia istotę i dynamikę Bożej miłości. Zaczyna się ona od adoracji, od zachwytu. Jak wiadomo, słowo „adoratio” pochodzi z łacińskiego „ad ora” - do błagania, a jeszcze może bardziej dosłownie: od ust czy do ust. Podczas adoracji Jezus przykłada swoje usta do naszych i wchodzimy w niezwykle intymną rozmowę z Nim. Takie bliskie przebywanie z Panem wzbudza ogromne pragnienie, które jest niejako konsumowane podczas Eucharystii. „Od ust do ust”, „intymność”, „pragnienie”, „pożądanie”, „spożywanie”. Jednak to sam Kościół używa tej terminologii, próbując przybliżyć nam oblubieńczą miłość Boga. Oznacza to, że miłość oblubieńcza jest ikoną Miłości Bożej. Miłość oblubieńcza jest odblaskiem, może niedoskonałym, niemniej jednak prawdziwym odblaskiem miłości Trójcy Przenajświętszej.

Bóg jest miłością

Miłość nie jest jakimś przymiotem Boga. Jest Jego esencją. Być może brzmi to wszystko nazbyt wzniośle. Spróbujmy zatem spojrzeć na to z innej, bardziej konkretnej perspektywy. Nie ulega wątpliwości, iż większość z nas pragnie być kochana. Sama zaliczam się do tego grona! Często wyraża się to u dziewcząt w pragnieniu wyjścia za mąż, u młodzieńców - w znalezieniu dobrej kandydatki na żonę, u nowo poślubionych małżonków - w pragnieniu posiadania potomstwa, w szukaniu wzajemnego zrozumienia czy wsparcia w rodzinach, u osób konsekrowanych - w poszukiwaniu własnej misji i spełnianiu się w niej.

Pragnienie wielkiej miłości

Mamy tyle planów, marzeń, pragnień. Stale podążamy za wielką miłością. Ale czyż nasz horyzont miłości nie tkwi często zbyt nisko? Ileż mężatek, matek, kobiet spełnionych zawodowo zadaje sobie na pewnym etapie życia następujące pytanie: - Niby mam wszystko, o czym marzyłam, ale to nie to, nadal pragnę czegoś więcej, pragnę miłości. Iluż to mężczyzn, którzy zrobili karierę, założyli rodzinę, mają dom, dobrą pracę, mówi: - Niby osiągnąłem wszystko, ale wciąż mi czegoś brakuje, chyba brakuje mi miłości. Również wśród osób duchownych czyż nie pojawia się pytanie: - Do czego tak naprawdę jestem powołany w moim powołaniu? Pragnę wielkiej miłości. Pragnienie miłości jest zrozumiałe, gdy jesteśmy na etapie poszukiwania, gdy czujemy się samotni. Ale dlaczego pojawia się ono wtedy, kiedy osiągnęliśmy już to wszystko, o czym marzyliśmy? Wszystko, czego inni dookoła nas tak bardzo pragną.
Może wydawać się to dziwne, ale ten niedosyt miłości odzywa się w nas ze zdwojoną siłą nie w najsmutniejszych, lecz w najbardziej radosnych momentach naszego życia - w dniu ślubu, święceń, narodzin dziecka lub po osiągnięciu jakiegoś celu!

Daj się porwać Miłości

Takie pragnienie miłości jest niczym innym niż pragnieniem Tego, który jest Miłością. Ta niewypowiedziana miłość, za którą nasze serca tęsknią, ten niedosyt, który czujemy, nawet gdy - tak po ludzku rzec biorąc - wszystko mamy, to jest pragnienie Tego, dla którego nasze serca zostały stworzone. Pragnienie takiej Miłości jest pragnieniem Boga. Nie przymiotu Boga, nie Jego odblasku, nie Jego ikony, ale Jego samego.
W kontekście minionych już walentynek i trwania Wielkiego Postu wypada życzyć nam wszystkim, abyśmy rozpalali w sobie pragnienie Miłości i abyśmy nie podążali za jej substytutami, które nie są w stanie nas zaspokoić. Aby każde nasze przeżycie miłości, czy to w kontekście małżeństwa, rodzicielstwa lub wypełnienia życiowej misji, było kolejnym krokiem podążania za tą największą Miłością. Dajmy się porwać tej Miłości, która jako jedyna może przeprowadzić nas przez całe nasze życie w taki sposób, że będziemy zawsze doświadczali, jak bardzo jesteśmy kochani.

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Przesłanie, które płynie z dzisiejszej Ewangelii mówi, że nie wystarcza sama chęć pomagania

2025-07-10 21:29

[ TEMATY ]

rozważania

O. prof. Zdzisław Kijas

Adobe Stock

Czytamy następnie, że Samarytanin: „Podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem”. To również ważne przesłanie, które płynie do nas z dzisiejszej Ewangelii. Mówi ono, że nie wystarcza tylko sama chęć pomagania. Ważne jest, aby pomagać mądrze, aby pomoc, którą chcemy nieść, była dostosowana do warunków, sytuacji i potrzeb osoby pokrzywdzonej.

Powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Jezusa na próbę, zapytał: «Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?» Jezus mu odpowiedział: «Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?» On rzekł: «Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego». Jezus rzekł do niego: «Dobrze odpowiedziałeś. To czyń, a będziesz żył». Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: «A kto jest moim bliźnim?» Jezus, nawiązując do tego, rzekł: «Pewien człowiek schodził z Jeruzalem do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął. Pewien zaś Samarytanin, wędrując, przyszedł również na to miejsce. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: „Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał”. Kto z tych trzech okazał się według ciebie bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?» On odpowiedział: «Ten, który mu okazał miłosierdzie». Jezus mu rzekł: «Idź i ty czyń podobnie!»
CZYTAJ DALEJ

Radom: Ks. Krzysztof Dukielski biskupem pomocniczym diecezji radomskiej

2025-07-12 12:00

[ TEMATY ]

diecezja radomska

Diecezja Radomska

Ks. Krzysztof Dukielski

Ks. Krzysztof Dukielski

Ks. Krzysztof Dukielski, dotychczasowy proboszcz parafii św. Jana Chrzciciela w Magnuszewie, został mianowany biskupem pomocniczym diecezji radomskiej. Decyzję Ojca Świętego Leona XIV ogłosiła dziś w południe Nuncjatura Apostolska w Polsce.

Ojciec Święty Leon XIV mianował Ks. Krzysztofa DUKIELSKIEGO, dotychczasowego proboszcza parafii św. Jana Chrzciciela w Magnuszewie, biskupem pomocniczym diecezji radomskiej i przydzielił mu stolicę tytularną Catula.
CZYTAJ DALEJ

Odszedł Pasterz…

2025-07-12 12:04

Marek Białka

Z udziałem licznie zgromadzonej wspólnoty kapłańskiej, osób konsekrowanych oraz niezliczonej rzeszy wiernych, odbyły się uroczystości pogrzebowe zmarłego 8 lipca k J.E. ks. biskupa Władysława Bobowskiego, biskupa pomocniczego diecezji tarnowskiej.

Mszę świętą, odprawioną w kościele parafialnym pw. śś. Pustelników Świerada i Benedykta w Tropiu pod przewodnictwem bp. Wiesława Lechowicza, biskupa polowego Wojska Polskiego, koncelebrowało kilkuset kapłanów. Już we wstępie do liturgii, główny celebrans nawiązując do życia i duchowości zmarłego biskupa powiedział, że: „Odszedł Pasterz nasz, co ukochał lud ...”
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję