Co pewien czas ktoś obwieszcza nową datę końca świata. Tym razem w spekulacje włączyło się również Muzeum Narodowe. Przez kilka lat trwały przygotowania do wystawy, na którą składa się aż 150 eksponatów z dziewięciu placówek muzealnych w Polsce. Od połowy października we wnętrzach Pałacu Biskupów Krakowskich można oglądać obrazy, zegary, kalendarze - wszystko, co kojarzy się i odnosi do pojęcia upływu czasu, a powstało w różnych epokach: od późnego średniowiecza po czasy współczesne. Koniec świata, według kalendarza Majów, apokaliptyczni wieszcze zapowiadają na 21 grudnia, a wystawa - według organizatorów - jest dobrym przygotowaniem do tej daty.
Chrystus nie mówi, kiedy przyjdzie do nas po raz drugi. Nie podaje daty. Mówi o okolicznościach, zapowiada Sąd Ostateczny, ale wyznaje otwarcie, że nie zna godziny, o której to się stanie. „O DNIU OWYM LUB GODZINIE NIKT NIE WIE, ANI ANIOŁOWIE W NIEBIE, ANI SYN, TYLKO OJCIEC” (Mk 13, 32). Mistrzowie życia duchowego przypominają za Panem o potrzebie czujności, życiu w łasce uświęcającej i trosce o miłość. Święci, którym dane było przeżyć wizję piekła, jak św. Jan Bosko czy św. Faustyna, nie ulegają paraliżującemu lękowi przed sądem i potępieniem, ale zachęcają do całkowitego przylgnięcia do Chrystusa. Mówią, że chrześcijanin to nie człowiek bez wad, ale ktoś, kto tysiąc razy w ciągu dnia oddala się od Boga i tysiąc razy próbuje do Niego wracać. Koniec świata dla świętych Kościoła to nie czas, który budzi grozę, to chwila wyczekiwana, w której wreszcie Pan powróci do swoich. Tęsknota za obecnością Boga nie rodzi u nich lęku przed Jego przyjściem, ale zapowiada ulgę w trudach życia na ziemi. Dlatego w wielu modlitwach wypowiadają aramejskie „Marana tha!” - Przyjdź, Panie Jezu!
Pomóż w rozwoju naszego portalu