Zbrodnia bez kary? Warszawskie morderstwa śladem Rodiona Raskolnikowa
Warszawa wstrząśnięta serią brutalnych morderstw seniorek. Śledczy wskazują, że sprawca działał z motywacją przypominającą filozofię Rodiona Raskolnikowa z powieści „Zbrodnia i kara” Fiodora Dostojewskiego. Czy mamy do czynienia z kimś, kto uznał się za "nadczłowieka", stojącego ponad prawem moralnym? Czy współczesna Warszawa powtarza mroczną historię dziewiętnastowiecznego Petersburga?
Filozofia zbrodni — idee Raskolnikowa w realnym świecie
Rodion Raskolnikow, główny bohater „Zbrodni i kary”, wierzył, że wyjątkowi ludzie mają prawo przekraczać normy moralne, jeśli służy to wyższym celom. Uważał, że zabójstwo lichwiarki Alony Iwanowny jest usprawiedliwione, ponieważ usunięcie „nikczemnej" jednostki miało umożliwić realizację „wielkich czynów" przez niego samego.
Filozofia Raskolnikowa to nie tylko usprawiedliwienie zbrodni. To również dramatyczne pytanie o granice dobra i zła, o to, czy cel naprawdę uświęca środki. Dostojewski mistrzowsko ukazał, że przekroczenie tej granicy nie pozostaje bez konsekwencji — nawet jeśli prawo nie dosięga sprawcy, to kara psychologiczna i moralna staje się nieunikniona.
Warszawskie morderstwa: powtórka z literackiego arcydzieła?
Według prokuratora Piotra Antoniego Skiby, rzecznika prasowego Prokuratury Okręgowej w Warszawie sprawca warszawskich morderstw seniorek mógł kierować się motywacją znaną z powieści Dostojewskiego. Ofiary to starsze kobiety, które — podobnie jak lichwiarka Alona Iwanowna — stały się celem zbrodniarza zapewne z powodu ich postrzeganej "słabości" lub "nieprzydatności".
— Na tym etapie możemy powiedzieć, że mamy do czynienia ze sprawą dwóch współczesnych Radionów Raskolnikowych. Mamy do czynienia z zabójstwami staruszek dokonanymi w wyniku motywacji znanej z powieści Piotra Dostojewskiego" — powiedział w środę podczas konferencji prok. Piotr Antoni Skiba.
Analizując dotychczasowe informacje prasowe, można stwierdzić, że podobieństwa są uderzające:
Reklama
Dobór ofiar: W obu przypadkach zabójca wybiera osoby starsze, które może uważać za "nieistotne" dla społeczeństwa.
Racjonalizacja czynu: Zarówno Raskolnikow, jak i warszawski morderca zdają się działać z zimną kalkulacją.
Brutalność i premedytacja: Zabójstwa zostały dokonane w sposób wskazujący na brak emocji — jakby ofiary były jedynie przeszkodą w realizacji planu.
Współczesny Raskolnikow — kto stoi za zbrodnią?
Czy sprawca rzeczywiście inspirował się filozofią "nadludzi" i przekonaniem, że jest ponad prawem? A może to jedynie zbieg okoliczności, a zbrodnie mają bardziej przyziemne tło?
Raskolnikow wierzył, że ludzie tacy jak Napoleon mieli prawo przelewać krew, by osiągać wielkość. Pytanie, czy warszawski zabójca również uważał się za osobę wyjątkową, "lepszą", której wolno łamać prawo dla wyższego celu — czy też były to jedynie racjonalizacje kryminalnych motywów, takich jak chciwość czy władza nad drugim człowiekiem.
Zbrodnia bez kary?
Dostojewski w” Zbrodni i karze” pokazuje, że kara nie zawsze przychodzi z rąk wymiaru sprawiedliwości. Najcięższym wyrokiem jest wewnętrzne rozdarcie, które prowadzi do cierpienia psychicznego. Raskolnikow, choć długo unikał konsekwencji prawnych, został zmuszony do skonfrontowania się z własnym sumieniem. Czy warszawski morderca podzieli ten los? Jeśli motywacją była filozofia "nadludzi", to prędzej czy później, nawet jeśli prawo zawiedzie, umysł sprawcy stanie się jego więzieniem.
Seria morderstw w Warszawie ukazuje, że pytania stawiane przez Dostojewskiego w XIX wieku pozostają niepokojąco aktualne. Czy w zsekularyzowanym społeczeństwie istnieją jednostki, które czują się ponad prawem moralnym? Czy idee usprawiedliwiające zbrodnię mogą znaleźć odbicie we współczesnych realiach?
Podobieństwo działań sprawcy do postaci Raskolnikowa rodzi niepokój — bo oznacza to, że filozofia "nadczłowieka" nie jest jedynie literackim konstruktem, ale może stać się realnym zagrożeniem w naszych czasach. Ostatecznie jednak Dostojewski uczy, że zbrodnia nigdy nie pozostaje bez kary, a największy sąd odbywa się wewnątrz ludzkiego sumienia.
W przypadku warszawskich zbrodni pozostaje mieć nadzieję, że sprawiedliwość — zarówno prawna, jak i moralna — zatriumfuje, a historia nie zatoczy tragicznego koła.
Dziś nie mamy wątpliwości, że dzień 16 października 1978 r. stał się zwrotny w naszym życiu, w życiu narodu, Europy i świata. Wszystko wskazuje na to, że informację podaną w radiu i telewizji najlepiej zrozumieli wówczas tylko ci, którzy nie mieli wiele wspólnego z ośrodkami władzy – prości ludzie. W polskich domach zapanował entuzjazm. Udzielił się on także p. Andrzejowi Kozerze, od 1962 r. prezenterowi telewizyjnemu, który autentycznie wzruszony poinformował Polaków w TVP o tym doniosłym wydarzeniu. Świadectwem ogromnego zainteresowania, jakim od początku swego pontyfikatu cieszył się papież Jan Paweł II, były słowa zawarte w pierwszym po powrocie do kraju prymasa Polski komunikacie KEP: „Wyniesienie polskiego kardynała na Stolicę Piotrową jest przedmiotem szlachetnej dumy każdego Polaka. Nic więc dziwnego, że całe społeczeństwo polskie żywo interesuje się działalnością Ojca Świętego. Z niecierpliwością oczekuje pełnych tekstów jego przemówień i obszernych informacji o jego poczynaniach”. Biskupi bezskutecznie apelowali do władz m.in. o większy nakład prasy katolickiej, skoro państwowe media skąpiły informacji o codziennej pracy Papieża. Intuicyjne zrozumienie dla rzeczy wielkich, które się działy wokół nas, Polaków, nie dotknęło jednak wszystkich. Nie tylko dlatego, że nie wszyscy rozumieją teraźniejszość. „Tej chwili nigdy nie zapomnę. Dziś, 16 października 1978 r., znajdowałem się wieczorem w autokarze jadącym z Warszawy do Olsztyna, wypełnionym uczestnikami polskiej delegacji na obrady II Forum Polska-RFN, które miały się tam nazajutrz rozpocząć. W skład delegacji wchodzili posłowie, dziennikarze, pracownicy naukowi, działacze gospodarczy; byli to w ogromnej większości członkowie partii, wśród nich kilku wyższych funkcjonariuszy jej aparatu i członków KC – wspominał Janusz Zabłocki, także poseł na Sejm PRL z ramienia Znak-u. – Wiadomość ta poraziła wszystkich niby grom z jasnego nieba. W autokarze, wypełnionym dotąd ożywionym gwarem rozmów, zapadła nagle przejmująca cisza. Nie trzeba było wiele wyobraźni, by odgadnąć, o czym teraz myśli każdy z jego pasażerów. Dawało się odczuć, że – poza krańcowym zaskoczeniem – przeżywają wszyscy wewnętrzne rozdarcie. Z jednej strony wybór Polaka na papieża był wydarzeniem, jakiego nie znała dotąd historia, było to nieoczekiwane i niezwykłe wyniesienie pozycji naszego kraju na arenie międzynarodowej, na co żadne serce polskie nie mogło nie reagować radosnym drgnieniem narodowej dumy. Z drugiej wszakże strony oznaczało to osadzenie na szczycie Kościoła człowieka, który w partii zyskał sobie opinię partnera trudnego, krytycznego wobec systemu, a nawet sympatyzującego z opozycją; do tego zbyt dobrze – tak teoretycznie, jak i praktycznymi doświadczeniami swej pracy duszpasterskiej – obeznanego z komunizmem. Wzmacniało to niesłychanie pozycję Kościoła polskiego, a zatem zapowiadało kierownictwu partii nowe powikłania i groziło nowymi trudnościami, których i tak było wiele. W zupełnym prawie milczeniu, jakie po komunikacie radiowym zawisło w autokarze, czuło się niemal fizycznie, jak w każdym z moich towarzyszy podróży te dwie sprzeczne reakcje – narodowa i partyjna – ścierają się z sobą i ważą”. Ks. prał. Bogusław Bijak, który wówczas mieszkał w domu parafialnym kościoła pw. św. Aleksandra w Warszawie przy ul. Książęcej, czyli naprzeciwko KC, opowiadał mi, jak to w gmachu partii przez całą noc paliło się światło. Komuniści się naradzali, debatowali. Kazimierz Kąkol pozostawił w swoich pamiętnikach notatkę z tej niezwykłej nocy: „Absolutnie zdegustowani naradzają się towarzysze: Kania, Kowalczyk, Olszowski, Werblan, Łukaszewicz. Konsternacja widoczna. Olszowski wylewa na jasne spodnie filiżankę czarnej kawy. Westchnienia. Ciężkie. Czyrek ładuje się z tezą – wypracowaną przez nas w drodze z SDP do KC – «zastanówmy się... ostatecznie lepszy Wojtyła jako papież tam niż prymas tu». Teza jest chwytliwa. Trafia do przekonania. Ulga”. Im bliżej serca komunizmu, tym było mniej zrozumienia dla rzeczy wielkich, dla Polaków, Europy i świata.
Msza pogrzebowa bp. Kazimierza Romaniuka odbędzie się w najbliższą sobotę
Msza pogrzebowa bp. Kazimierza Romaniuka - autora pierwszego od 400 lat przekładu Biblii z języków oryginalnych na polski odbędzie się w najbliższą sobotę w katedrze na stołecznej Pradze - poinformował PAP dyrektor wydziału ogólnego Kurii Diecezji Warszawsko-Praskiej ks. Tomasz Kalinowski.
Emerytowany biskup diecezji warszawsko-praskiej, bp Kazimierz Romaniuk - wybitny biblista, autor przekładu Pisma Świętego z języków oryginalnych na język polski zmarł we wtorek w Warszawie. Hierarcha miał 97 lat.
Zaproszenie na wykład i spotkanie z psychoterapeutką Iloną Phan-Tarasiuk skierowane jest dla rodziców nastolatków i wszystkich osób zajmujących się młodzieżą.
Spotkanie odbędzie się w domu parafialnym przy ul. Monte Cassino 68 (pierwsze piętro nad księgarnią) 2 marca o godz. 11.30. Wstęp bezpłatny, bez zapisów.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.