Zazwyczaj Betlejem łączymy z narodzinami Pana Jezusa. Kojarzy się ono z Bazyliką Narodzenia Pańskiego, polem, na którym anioł oznajmił narodziny Zbawiciela, nawiedzeniem mędrców ze Wschodu, dramatem dzieci zamordowanych przez Heroda czy miejscem, z którego Święta Rodzina uciekała do Egiptu. Niewątpliwie te wydarzenia, ale też sanktuaria, które je upamiętniają, są najważniejsze. Ale to miasto ma też dalszą przeszłość, wspominaną na kartach Pisma Świętego i upamiętnioną przez kolejne pokolenia. Spróbujmy dziś na nią spojrzeć.
Miejsce żyzne
Reklama
Betlejem na kartach Starego Testamentu pojawia się dość wcześnie. Jego nazwa została wymieniona po raz pierwszy w Księdze Rodzaju. Wspomniano ją w związku z dramatycznymi okolicznościami narodzin ostatniego syna Jakuba. Wszystko wydarzyło się po objawieniu, którego doświadczył w Betel, gdy Bóg uroczyście potwierdził złożone mu obietnice: powstania z niego wielkiego narodu oraz oddania jego potomstwu na wieki ziemi obiecanej Abrahamowi. Dla upamiętnienia tego objawienia patriarcha Jakub ustawił kamienną stelę, a następnie ruszył na południe w kierunku miejsca zwanego Efrata. Ta nazwa określa miejsce żyzne i urodzajne. Tak właśnie nazwano Betlejem położone w górach Judei. Czyniono tak zapewne z racji plonów, które przynosiły okoliczne ziemie. Czasem obie nazwy: Betlejem i Efrata podawano jednocześnie, by nie było wątpliwości co do położenia wspominanej miejscowości. Podczas tej wędrówki nastał dla Racheli, umiłowanej małżonki Jakuba, czas rozwiązania. Urodziła drugiego syna, jednak poród był bardzo trudny. Ceną narodzin dziecka było życie matki. Przed swą śmiercią zdążyła zobaczyć zrodzonego syna i nazwała go Benoni – „syn mojego bólu”; aby podkreślić ofiarę, jaką poniosła, by wydać go na świat. Ale ojciec dziecka nadał synowi inne imię – Beniamin. Imię to oznacza „syna południa” lub „syna prawicy”, gdyż południe starożytni Hebrajczycy utożsamiali z prawą stroną. Jako że prawicę uważano za godniejszą stronę, imię to oznaczało kogoś szczęśliwego. Dla dziecka szczęściem było to, że mimo tragicznych okoliczności narodzin dane mu było żyć. Dla Jakuba – to, że umiłowana żona dała mu drugiego upragnionego potomka, najmłodszego i ostatniego syna. Tak chłopiec, nazwany dwoma imionami, stał się znakiem szczęścia, do którego prowadzi dramat cierpienia. Niestety, radość narodzin splotła się z goryczą pogrzebu. Jego matkę pochowano nieopodal Efrata, czyli Betlejem. Miejsce pochówku Jakub upamiętnił kamienną stelą. Tu pozostawił swą ukochaną żonę, dla której poślubienia gotów był na każde poświęcenie. Miłował ją mimo jej trudności związanych z poczęciem i wydaniem na świat potomstwa. Spośród dwunastu synów ona dała mu jedynie dwóch: Rubena i Beniamina. A jednak to ją kochał najbardziej. Może dlatego nie chciał się zgodzić na to, by zrodzony z niej syn nosił imię mówiące jedynie o cierpieniu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Płacz Racheli
Reklama
Do tego wydarzenia parę wieków później odniósł się prorok Jeremiasz. W obliczu wielkiego dramatu wygnania mówił on o płaczącej Racheli. W nakreślonym przez niego proroctwie opłakuje ona swe dzieci, potomków Jakuba, którzy przez Babilończyków zostali uprowadzeni z ziemi judzkiej i wygnani do Mezopotamii. Według jego słów, Rachel – matka Izraela opłakuje utracone dzieci i nie może się pogodzić z tym, że już ich nie ma. Nigdzie nie znajduje pocieszenia. Zostałaby w tej rozpaczy, gdyby nie ratunek, który przyszedł od Boga. W godzinie jej bólu prorok wypowiedział do niej słowa pełne nadziei. Mówił o chwili, w której utracone przez nią dzieci powrócą z niewoli, o czasie, gdy po karze i bólu przyjdzie przebaczenie. Wygnańcom oddana będzie ziemia obiecana ich ojcom i znów doświadczą Bożego miłosierdzia i przebaczenia (por. Jr 31, 15-20). Do tych słów Jeremiasza nawiązał św. Mateusz, gdy opisywał dramat matek, którym na polecenie króla Heroda odebrano nowo narodzone dzieci i pozbawiono je życia. Ich płacz określił płaczem Racheli. W ich bólu ukazał dalsze wypełnienie się proroctwa Jeremiasza. Mówiąc o bolesnych okolicznościach narodzin Jezusa, wskazał, że po czasie bólu i cierpienia przyjdzie czas pojednania. Jak niegdyś po płaczu przyszło pocieszenie, tak jest i teraz. Choć narodzinom Jezusa towarzyszył dramat śmierci, to jednak Jego życie przyniosło ludziom upragnione szczęście. A ci, którzy w tym czasie utracili swe życie z Jego powodu, odzyskają je.
Reklama
Miejsce pochówku Racheli nie zostało zapomniane. O jego lokalizacji nieopodal Betlejem wspominali św. Euzebiusz i św. Hieronim. Opisywali je w swych wspomnieniach z pielgrzymek do Ziemi Świętej Teodozjusz i Arkful. Pisali oni o kamiennym pomniku, który miał być wzniesiony na kształt piramidy i składać się z dwunastu kamieni symbolizujących dwanaście pokoleń Izraela. Z pewnością to, co widzieli, stanowiło efekt pracy kolejnych pokoleń, które starały się uhonorować grób umiłowanej żony Jakuba. Dalszej przebudowy dokonali krzyżowcy. Wznieśli tu budowlę na planie kwadratu. Wieńczyła ją kopuła wsparta na łukach i czterech filarach. Gdy krzyżowcy opuścili to miejsce, jego opiekunami stali się muzułmanie. Ci usunęli arkady otaczające budowlę i nadali jej charakter mauzoleum. Od tego czasu przyjął się zwyczaj nazywania owego miejsca „kopułką Racheli”. W 1841 r. przybył tu Mojżesz Montefiore wraz ze swą bezdzietną żoną i odkupił od muzułmanów tę budowlę. Dokonało się to w symbolicznym akcie zakupu kluczy do jej wejścia. Dla muzułmanów, którzy chcieli się w tym miejscu modlić, dobudował osobną niszę modlitewną, czyli mihrab. Znaczne zmiany przyniosła druga połowa XX wieku. W 1948 r. kult w tym miejscu zamarł, by odżyć po 1967 r. Od tego czasu wewnątrz budowli wzniesiono cenotaf upamiętniający grób Racheli. Ten budynek stał się synagogą z oddzielnymi miejscami modlitwy dla mężczyzn i kobiet. Tutaj wznoszone są prośby o narodziny potomstwa, błagania o szczęśliwy los dzieci. Rachel pochowana przy drodze prowadzącej do Jerozolimy jest uznawana za orędowniczkę wszystkich mających nadzieję na powrót do swej ojczyzny. Wynika to z tradycji przekazanej przez midrasz: przy grobie Racheli miał płakać jej syn Józef, gdy po sprzedaniu go w niewolę udawał się do obcej ziemi. Podobno usłyszał wtedy jej głos wzywający, by się nie lękał i wierzył w opiekę Boga.
Betlejem Dawida
Reklama
Drugie miejsce, na które powinniśmy zwrócić uwagę w naszym spotkaniu z Betlejem wspominanym na kartach Starego Testamentu, wiąże się z osobą króla Dawida. Zanim jednak pojawił się tu Dawid, wpierw do Betlejem przybyła wraz ze swą teściową Rut, która pochodziła z Moabu. Tu wyszła za mąż za Booza. Z tego związku narodził się Obed, ojciec Jessego, który począł Dawida. Betlejem było zatem rodzinną miejscowością przyszłego króla Izraela. Tutaj dorastał, tu spędził swą młodość. Zajmował się wypasem owiec. Musiał czuwać nad swym stadem, by nie stracić żadnego z powierzonych mu zwierząt. Pewnie czasem przychodziło mu stawać w obronie stada przed drapieżnymi zwierzętami. Jako narzędzie walki zazwyczaj służyła mu wtedy proca. Dzięki niej potrafił odpędzać nawet lwy. Trudna praca uczyła go zarówno męstwa, jak i troski. Tak Bóg przygotowywał go do przyszłych zadań, gdy przyjdzie mu walczyć w obronie wiary i ludu Izraela, mierzyć się i zwyciężać z wielokrotnie silniejszym przeciwnikiem, jak w przypadku pojedynku z Goliatem, troszczyć się o ludzi, których powierzono jego opiece. W tym czasie uczył się, że nie wszystko człowiek zawdzięcza wyłącznie własnej sile i mądrości, że do dobrego przejścia przez życie potrzebne są jeszcze – a może przede wszystkim – błogosławieństwo Boga i silna wiara w ludzkim sercu. Betlejem musiało mieć dla niego wielkie znaczenie. Świadczy o tym wydarzenie, które rozegrało się w czasach późniejszych, gdy jako król poprosił swych żołnierzy o przyniesienie wody z betlejemskiego źródła. Gdy ją otrzymał, nie wypił jej, ale złożył Bogu w ofierze. Uczynił tak, gdyż zdał sobie sprawę, że przyniesiono mu ową wodę z narażeniem życia – Betlejem znajdowało się bowiem wtedy w rękach jego wrogów – Filistynów.
Betlejem stało się również miejscem namaszczenia Dawida na króla nad dwunastoma plemionami Izraela. Uczynił to na polecenie Boga prorok Samuel. Przybył on do domu Jessego, szukając Bożego wybrańca. Przyprowadzano mu kolejnych synów Jessego, ale żaden z nich nie był tym, któremu Bóg pragnął przekazać władzę. W końcu, gdy zdawało się, że prorok przybył na próżno, przed odejściem Samuel zapytał, czy w domu Jessego nie ma jeszcze innego z jego synów. Wtedy przypomniano sobie o Dawidzie. To on okazał się właściwym kandydatem. Nie decydował o tym jego zewnętrzny wygląd – kryterium stosowane przez ludzi, ale to, co było w głębi jego serca; to, co potrafił dostrzec tylko Bóg. Na znak udzielonej Dawidowi władzy Samuel wylał na jego głowę oliwę. Tak stał się on Pomazańcem Pańskim. Z czasem Bóg obiecał, że w jego rodzie przyjdzie na świat władca, któremu Bóg przekaże władzę na wieki. Jak Dawid będzie On Pomazańcem Boga, czyli Mesjaszem. Język grecki oddał to słowo terminem „Chrystus”. Prorok Micheasz kilka wieków później podkreślił, że ten Potomek narodzi się w Betlejem. Ewangelia zaś wskazuje, że narodzony z Maryi w Betlejem Jezus jest tym obiecanym potomkiem. Stąd określa się go jako Jezusa Chrystusa, czyli Jezusa, który jest Mesjaszem.
Gdzie w Betlejem znajduje się miejsce, w którym Samuel namaścił Dawida na króla? Trudno się spodziewać, by pozostały po nim ślady, które mogliby odkryć archeolodzy. Nigdy tego miejsca nie upamiętniono. Szczegóły nie zachowały się w ludzkiej pamięci. Mówiono jedynie o wzgórzu określanym jako Wzgórze Dawida. A jednak zostało ono upamiętnione wiele wieków później po narodzeniu Chrystusa. Stało się tak w 1875 r., gdy do Betlejem przybyła grupa sióstr karmelitanek, by założyć w tym mieście klasztor. W tej grupie dziesięciu sióstr, którym przewodziła s. Weronika od Męki Pańskiej, znajdowała się s. Miriam Bauoardy. Po przybyciu do Betlejem doświadczyła ona mistycznej wizji i kierując się tym doświadczeniem, wskazała na grotę położoną na wspomnianym Wzgórzu Dawida jako na tę, w której miało miejsce namaszczenie Dawida na króla. W tym miejscu wybudowano klasztor. Budowlę zaprojektowano dość nietypowo, gdyż ma ona kształt rotundy, przez co ma symbolizować twierdzę Dawida. Bezpośrednio nad wskazaną grotą usytuowano ołtarz otoczony murami świątyni. Klasztor otwarto w 1876 r., choć prace nad jego ukończeniem trwały jeszcze przez dłuższy czas. W ich trakcie w 1878 r. zakończyło się ziemskie życie s. Miriam. Tu spoczęły jej relikwie, gdyż zmarła w opinii świętości. Warto jeszcze wspomnieć, że za swego życia otrzymała ona obietnicę, iż zbudowany tu klasztor będzie trwał aż do ponownego przyjścia Chrystusa, oraz wizję, że w miejscu tym modliła się Święta Rodzina. Nieco później zbudowano również przyklasztorną kaplicę, którą w 1892 r. dedykowano św. Józefowi.
Kiedy więc w Boże Narodzenie kierujemy myśl ku Betlejem, warto swą uwagę skierować także ku tym dwóm świętym miejscom związanym z miastem wplecionym w losy narodu wybranego, a tym samym łączącym się z kolejnymi etapami dziejów przygotowujących świat oraz mieszkających na nim ludzi na przyjście Zbawiciela.